Iga Świątek w finale Wimbledonu 2025. Jak pokonała trawę i wróciła do formy

18 godzin temu

Mało kto spodziewał się, iż najlepszy wynik Igi Świątek w Wielkim Szlemie 2025 roku przyjdzie właśnie w Londynie. A jednak – Polka dotarła do finału Wimbledonu, kwestionując własne ograniczenia, pokonując presję i odzyskując spokój, którego przez miesiące jej brakowało.

Zaskoczenie? Dla niej też

Rozstawiona z numerem ósmym Świątek sama przyznaje, iż dojście do finału na trawie ją zaskoczyło. Po czterech triumfach na kortach Rolanda Garrosa, gdzie zyskała miano „królowej mączki”, Wimbledon pozostawał jej największym wyzwaniem – mimo iż to tam, jeszcze jako juniorka, wygrała swój pierwszy wielkoszlemowy tytuł w 2018 roku.

Nie powiem, iż nie wierzyłam, bo w pewnym sensie wierzyłam – ale sądziłam, iż będę musiała zrobić znacznie więcej, by się tu znaleźć – przyznała.

Rok pełen zakrętów

Finał w Londynie to nie tylko sukces sportowy, ale również dowód na odporność psychiczną. Ostatnie dwanaście miesięcy było dla Świątek trudne. Od emocjonalnego załamania po półfinale igrzysk olimpijskich, przez nieudane występy na twardych kortach, aż po szokujące zawieszenie w listopadzie po wykryciu w jej organizmie niedozwolonej substancji – trimetazydyny.

Choć ITIA ostatecznie uznała, iż incydent wynikał z zanieczyszczenia leku, niesmak pozostał. Sama Świątek mówiła później, iż „jej życie zostało wywrócone do góry nogami”, a najtrudniejsze było odzyskanie spokoju i koncentracji.

Bad Homburg, czyli zwrot

Trawa nigdy nie była jej ulubioną nawierzchnią, ale to właśnie podczas turnieju w Bad Homburg – poprzedzającego Wimbledon – coś się zmieniło. W grze Polki pojawiła się płynność i lekkość, które zaskoczyły komentatorów. Była zawodniczka i analityczka Andrea Petković zwróciła uwagę na „świeżość” w jej stylu gry.

– „Przez większość roku czuło się napięcie. W Bad Homburg to zniknęło. przez cały czas jest intensywna, ale wygląda na to, iż daje sobie więcej swobody – i więcej wybacza.”

Więcej czasu, mniej chaosu

Jedną z kluczowych zmian było inne podejście do przygotowań. Po French Open Świątek nie rzuciła się od razu w kolejne turnieje – jak rok wcześniej – ale zaplanowała tydzień treningów na Majorce, a dopiero potem start w Niemczech.

– „W tym roku miałam więcej czasu w trening. Skupiliśmy się na poruszaniu i pracy nóg przed uderzeniem” – tłumaczyła.

Inną istotną zmianą była decyzja o zatrudnieniu nowego trenera. Z końcem 2024 roku Tomasza Wiktorowskiego zastąpił Belg Wim Fissette, który wcześniej pracował m.in. z Kim Clijsters i Naomi Osaką. Efekt? M.in. znacząca poprawa serwisu – na Wimbledonie Świątek wygrywała 78% punktów po pierwszym podaniu, co dało jej drugi najlepszy wynik w turnieju.

Sprzyjająca pogoda i… zmieniająca się trawa

W grze Świątek zawsze dominował topspinowy forhend – broń śmiercionośna na ziemi, znacznie mniej efektywna na trawie. Ale i tu natura przyszła jej z pomocą. Tegoroczny Wimbledon rozgrywany był w cieplejszych niż zwykle warunkach – co wpłynęło na charakter nawierzchni.

– „Gdy temperatura przekracza 30 stopni, korty nie są już śliskie, piłka się zatrzymuje – gra jest wolniejsza” – tłumaczyła Agnieszka Radwańska, finalistka Wimbledonu z 2012 roku. – „Zawodniczki z mączki zaczynają czuć się jak w domu.”

Wielki finał – niezależnie od wyniku

Nie wiadomo jeszcze, czy Świątek wygra swój pierwszy Wimbledon. Ale choćby jeżeli nie, jedno jest pewne: obaliła mit, iż trawa to jej słabość. Ten sezon to opowieść o upadku i odbudowie, nie tylko fizycznej, ale przede wszystkim mentalnej. W świecie, gdzie tenis to sport milimetrów i emocji, Iga Świątek przypomniała, iż odporność psychiczna bywa najważniejszym elementem wielkoszlemowej układanki.

Źródło: BBC Sport – https://www.bbc.com/sport/tennis, PAP – https://www.pap.pl, ITIA – https://www.itia.tennis

Idź do oryginalnego materiału