Iga Świątek przegrywała już 1:6, 0:2. 150 minut absolutnego horroru!

1 dzień temu
Po zaledwie 19 minutach Iga Świątek przegrywała z Jeleną Rybakiną aż 0:5, a komentujący mecz Lech Sidor zżymał się na to, co przed hitem czwartej rundy Roland Garros pokazywał superkomputer. Maszyna wykazywała przewagi Polki w niemal każdym elemencie tenisa. Ale oczywiście nie miała jak uwzględnić poziomu stresu, a Świątek długo była usztywniona. Na szczęście po kapitalnej walce Polka odrobiła straty i choć przegrywała 1:6, 0:2, to wygrała ten mecz 1:6, 6:3, 7:5!
- Temperatura powietrza wynosi 20 stopni Celsjusza, jest raczej pochmurno i wieje – relacjonował z kortu centralnego Roland Garros reporter Eurosportu, Paweł Kuwik. Tuż przed meczem dziennikarz podkreślał, iż to warunki idealne dla Igi Świątek. Tymczasem po zaledwie 34 minutach pierwszego seta o niemal idealnej grze Jeleny Rybakiny mówiła komentująca mecz Justyna Kostyra.


REKLAMA


Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"


Starcie Świątek – Rybakina o ćwierćfinał Roland Garros 2025 miało być wielkim hitem. Wszyscy spodziewali się, iż nasza czterokrotna mistrzyni tego turnieju zagra dobry mecz na chyba swoim ulubionym korcie świata – Court Philippe-Chatrier. I iż świetna Kazaszka mocno postawi się Polce. W historii ich pojedynków był do tej pory remis 4:4, a ten remis Iga osiągnęła dzięki dwóm tegorocznym zwycięstwom – w United Cup w Sydney i w turnieju w Dosze. Tym razem o wygraną nad Rybakiną było dużo trudniej. I długo absolutnie nic nie zwiastowało zwycięstwa Igi.
Świątek zdemolowana
– No jak to jest bekhend na 6,5, to coś tu się nie zgadza – stwierdził Lech Sidor już po 10 minutach meczu. Wtedy Rybakina prowadziła 3:0. Były tenisista, a w tej chwili komentator Eurosportu, nawiązywał do grafiki, którą realizator transmisji wyświetlił nam tuż przed meczem. Już wtedy Sidor protestował, widząc wyliczenia superkomputera. Najbardziej jego i Kostyrę też zdziwił fakt, iż bekhend Rybakiny w skali 1-10 został oceniony na tylko 6,5.


- W tym momencie ten superkomputer powinien się spalić ze wstydu – stwierdził Sidor, gdy Rybakina wyszła na prowadzenie 5:0 w pierwszym secie. To była dopiero 19. minuta gry. – Na razie to jest demolka – dodała Kostyra.
Niestety, u Rybakiny świetnie działało wszystko, a u Świątek nie funkcjonowało nic. Ogromne kłopoty Polka miała z serwisem i z returnem, a poruszała się tak niepewnie, iż kluczową wymianę w punkcie dającym Rybakinie drugie przełamanie (na 4:0) przegrała po tym, jak się poślizgnęła. Jedynym plusem w grze obrończyni tytułu w pierwszej partii było to, iż przegrywając 0:5 i 15:40 zdołała obronić dwa setbole i nie przegrać do zera. Dzięki temu set potrwał 34, a nie 23 minuty. I dawał nadzieję, iż Polka może załapie się na grę w tym meczu, iż może jeszcze się otrząśnie.


Świątek dostała cenną radę. „Syndrom drewnianej ręki"
Kończąc wątek superkomputera, trzeba powiedzieć jedno – absolutnie nie uwzględnił (bo nie miał jak tego zrobić) stanu emocjonalnego obu tenisistek. Oglądając pierwszą partię, widzieliśmy doskonale grającą Rybakinę, ale też trudno było nie mieć wrażenia, iż Świątek jest spięta. Że jest może nie aż tak sztywna, jak w niedawnych gładko przegranych meczach z innymi mocnymi rywalkami – z Coco Gauff w Madrycie (1:6, 1:6) i z Danielle Collins w Rzymie (2:6, 5:7) - ale iż zdecydowanie nie jest w swojej najwyższej dyspozycji.
Po demolce z pierwszego seta Świątek wzięła swój zeszyt z notatkami i zeszła na przerwę do szatni. Niestety, od razu po powrocie przegrała do zera swojego gema serwisowego. A zakończyła go podwójnym błędem serwisowym. – Zwalniaj Iga, zwalniaj! – krzyknął wtedy Maciej Ryszczuk, trener przygotowania fizycznego Świątek. Sidor jego słowa interpretował jako radę, żeby Iga przestała iść na wymiany cios za cios, bo widać, iż to nie przynosi dobrego efektu.
– Zmiana rytmu gry i proszę – mówiła kilka minut później Kostyra. - Tak, zmiana rytmu gry: slajs jest zabójczą bronią, gdy się gra z Rybakiną – dopowiadał Sidor w trakcie gema, w którym Świątek zanotowała przełamanie powrotne. Wtedy mieliśmy wynik 1:6, 2:2. Wtedy Polce pomogła też Kazaszka, popełniając prosty błąd przy siatce. – Syndrom drewnianej ręki – stwierdził choćby Sidor po zepsutym przez Rybakinę smeczu.
- Nie mogę psuć takich piłek! – krzyczała w kolejnym gemie Świątek po swojej pomyłce. To nie był błąd aż takiej skali, jak ten smecz Rybakiny, ale niewymuszone błędy najpierw bekhendowy, a później forhendowy sprawiły, iż zamiast iść pewnie po prowadzenie w drugim secie Polka przy swoim podaniu przegrywała 15:30. A przy wyniku 1:6, 2:2 i 30:40 musiała bronić się przed kolejnym przełamaniem. Zrobiła to tak dobrze, iż dostała brawa od Wima Fissette’a. Trener naszej tenisistki pewnie myślał mniej więcej to samo, co po tej wymianie powiedział Sidor. – Za gwałtownie dla Rybakiny, a zarazem bezpiecznie: takich zagrań Iga potrzebuje. Ona nie ma prawa szukać linii, ryzykować, bo ryzyko z tak biegającą Rybakiną nie jest potrzebne – podkreślał komentator.


To był najważniejszy moment. Team Świątek pomagał, jak mógł
W tym fragmencie meczu naprawdę widzieliśmy coraz większą różnicę w poruszaniu się. Oczywiście na korzyść Polki. Ale – niestety – dalej widzieliśmy też jej nerwowość. Przejawiała się między innymi aż trzema kolejnymi podwójnymi błędami serwisowymi w tym jednym, najdłuższym, gemie.
Tu znów trzeba zacytować Sidora, bo mówił to, co chyba wszyscy myśleliśmy. Komentator podkreślał: iż Iga musi trafiać serwisy, gdy aż się prosi, żeby wrzucić piłkę do gry Rybakinie, która przeżywa swoje kłopoty. – Spadł poziom, a wzrosło napięcie z obu stron. Zrobiło się tak gęsto od emocji, iż można je kroić nożem – mówił komentator przy kolejnym breakpoincie dla Kazaszki. – To jest prawdopodobnie najważniejszy gem meczu – dodawał, gdy Iga obroniła trzeciego breakpointa. A gdy Świątek denerwowała się na siebie choćby po wygranym punkcie, to usłyszała ze swojego boksu: „Wygrałaś punkt, dawaj dalej!". Kiedy wreszcie – po rozegraniu aż 18 punktów w tym gemie trwającym dokładnie aż 10 minut i 52 sekundy - Świątek wyszła na prowadzenie 3:2 w drugim secie, to wszyscy z jej teamu zerwali się z miejsc i nagrodzili ją owacją na stojąco.
Wierzyliśmy, iż to może być punkt zwrotny meczu i był! W kolejnym gemie Świątek przełamała Rybakinę, wygrywając do zera! – Zobacz, jak ona się rozluźniła, jak zaczęła biegać. Są ślizgi, działa to wszystko, co nie funkcjonowało. Bo ciśnienie z niej zeszło – mówił o Idze Sidor.
Nagle to Rybakina zaczęła się denerwować. Po wygranym przez Igę gemie do 15 i przy wyniku 1:6, 5:2 z perspektywy Polki Kazaszka rzuciła rakietą. To była reakcja na przegrany piąty gem z rzędu. Wszystkim, co Rybakina była w stanie zrobić w tej partii, było przerwanie wspomnianej serii. Natomiast przy wyniku 1:6, 5:3 Świątek wygrała swoje podanie do zera.


„Niech ktoś mi powie, iż Iga Świątek nie jest silna psychicznie"
- Przegrywała 1:6, przegrywała 1:6, 0:2, przegrała 10 punktów z rzędu, a teraz jest 1:1 w setach. Niech ktoś mi powie, iż Iga Świątek nie jest silna psychicznie – podsumowywała Kostyra przed decydującym setem.
Przypomnijmy, pierwszą partię Świątek przegrała 1:6 w zaledwie 34 minuty. Drugiego seta wygrała 6:3 w 42 minuty. Przed ostatnim setem bardzo trudno było przewidzieć jego przebieg. Choć przewagę psychologiczną rzeczywiście powinna mieć Polka, która odwróciła bardzo niekorzystną dla siebie sytuację.
Wojna nerwów. Właśnie tak to miało wyglądać!
Od początku trzeciego seta oglądaliśmy wreszcie bardzo dobrą grę z obu stron. Długo panie wygrywały wszystkie swoje gemy serwisowe. Mimo iż mieliśmy wrażenie, iż Świątek jest blisko przełamania. Przy stanie 1:6, 6:3, 2:2 i przewadze Rybakiny Polka wściekła się na siebie i ze złości rąbnęła rakietą w siatkę po tym, jak właśnie w siatkę wpakowała łatwego zdawałoby się woleja. Ta akcje powinna owocować dalszą grą na przewagi w gemie, a dała prowadzenie rywalce.
Po frustracji Igi gwałtownie zrobiło się niebezpiecznie, bo serwując Iga przegrywała 1:6, 6:3, 2:3 i 0:30. Pod presją Świątek kapitalnie wytrzymała długą wymianę, którą skończyła forhendem po przekątnej, tuż pod linię. Ale w kolejnej wymianie Rybakina zahaczyła linię i w ten sposób wypracowała sobie aż dwa breakpointy. Oba Iga obroniła dzięki dobrym serwisom i po nich jeszcze lepszym forhendom. „Jazda!" – krzyknęła przy stanie 1:6, 6:3, 2:3 i 40:40. Ale to była „jazda" po muldach, bo za chwilę do obronienia był trzeci w tym gemie breakpoint. Świątek obroniła go z imponującym spokojem. A w następnej akcji pograła tak, iż Rybakina przestała się mieścić w kadrze. Kazaszka musiała gonić tak bardzo uciekającą poza kort piłkę, iż absolutnie nie miała szans wrócić na kończące uderzenie Świątek. I wreszcie w kolejnej akcji Iga wymusiła na przeciwniczce błąd, dzięki czemu obroniła podanie.


I wreszcie przy stanie 3:3 w decydującej partii Świątek wygrała gema serwisowego przeciwniczki. Dzięki odważnym returnom Polka wyszła na prowadzenie 40:15 i wykorzystała już pierwszego breakpointa! Zrobiła to pięknym bekhendem po crossie, na co Rybakina odpowiedziała tylko desperacką obroną, po której piłka wylądowała w siatce.
Prowadząc 1:6, 6:3, 4:3 i serwując Świątek wyrzuciła dwa forhendy i przegrywała 0:30. A po kapitalnym bekhendowym returnie Rybakiny zrobiło się choćby 15:40. I Kazaszka miała aż dwie okazje, żeby odrobić stratę przełamania. Niestety, drugi break skończył się podwójnym błędem serwisowym Igi. – W najgorszy możliwy sposób – spuentowała Kostyra. I pewnie to z nią zgadzali się widzowie, a nie z Sidorem, uspokajającym, iż nic wielkiego się nie stało. Natomiast z pewnością wszyscy zgadzali się z uwagą komentatora, iż teraz, w końcówce, o zwycięstwie jednej lub drugiej będzie decydowała mocniejsza głowa.
Rybakina dostała koło ratunkowe, ale Świątek się tym nie przejęła
Głowa Igi Świątek była na swoim miejscu, mimo tego podwójnego błędu serwisowego. W następnym gemie Iga wypracowała sobie prowadzenie 40:15 i choćby szła już do ławki, myśląc, iż przełamała Rybakinę po jej podwójnym błędzie serwisowym. Ale sędzia Kader Nouni zszedł ze swojego stołka i sprawdził, iż po drugim serwisie Kazaszki piłka jednak zahaczyła linię. Rybakina dostała drugie życie i doprowadziła do remisu 40:40. – Rybakina dostała koło ratunkowe i nie chce puścić – stwierdziła Kostyra, gdy Kazaszka wychodziła na 6:1, 3:6, 5:4.
Teraz to Świątek znalazła się pod ogromną presją. Musiała serwować, żeby pozostać w meczu. My analizowaliśmy jeszcze sytuację z wywołanym przez liniowego podwójnym błędem serwisowym Rybakiny, a Świątek musiała o tym zapomnieć. interesujące było to, iż Kazaszka choćby nie protestowała, była przekonana, iż naprawdę popełniła błąd. Uratowało ją „sokole oko" sędziego Nouniego. Natomiast w kolejnym gemie Świątek uratowała się bardzo pewnie, do stanu 5:5 doprowadziła, wygrywając przy swoim podaniu do zera.


Kapitalnie granie Iga kontynuowała w kolejnym gemie. Dzięki temu i również dzięki błędom niepewnej teraz Rybakiny Polka wyszła na prowadzenie 40:15, co oznaczało dwa breakpointy dla niej! Iga wykorzystała już pierwszego, wymuszając na rywalce błąd w mocnej wymianie z głębi kortu.
Po dwóch godzinach i 25 minutach gry Iga Świątek prowadziła 1:6, 6:3, 6:5 i serwowała po to, by znaleźć się w ćwierćfinale. To miał być i był ostatni gem meczu. Faworytka bardzo dobrze podawała i od razu po serwisach przejmowała inicjatywę w wymianach. Świątek wygrała tego gema do 30, a cały mecz 1:6, 6:3, 7:5, wykorzystując drugiego meczbola. Brawo!
W ćwierćfinale Roland Garros 2025 Iga Świątek zmierzy się z Eliną Switoliną.
Idź do oryginalnego materiału