W poniedziałek Adidas oficjalnie zaprezentował Huberta Hurkacza jako swojego zawodnika.
REKLAMA
Nowy partner techniczny naszego tenisisty to gigant znany na całym świecie. Hurkacz niedawno zatrudnił dwóch nowych trenerów, bo też chce się stać gigantem. Ale początki współpracy z Nicolasem Massu i Ivanem Lendlem nie są łatwe.
Zobacz wideo Iga Świątek zawiodła? "Nie było czego zbierać"
Przez pięć lat współpracy z Craigiem Boyntonem Hurkacz był czołowym tenisistą świata. Ale tak naprawdę tylko w 2021 roku zdawał się mieć wielkie rzeczy na wyciągnięcie ręki. Wtedy pierwszy raz wszedł do top 20 rankingu ATP. Wtedy jako drugi Polak w historii (po Jerzym Janowiczu) dotarł do półfinału turnieju wielkoszlemowego (Wimbledonu). Wtedy pod koniec roku jako drugi Polak (po Wojciechu Fibaku) wszedł do top 10 rankingu, a w końcu został choćby najwyżej klasyfikowanym Polakiem w historii tego zestawienia, gdy awansował z miejsca dziesiątego na dziewiąte.
Hurkacz mówi wprost: "Zamierzam triumfować w Wielkim Szlemie"
Zamieniając Boyntona na Massu i Lendla Hurkacz pokazał, iż postawił na nowy impuls. Polak zmienił nie tylko skład swojego sztabu, ale też rakietę, buty i strój. Słowem: wszystko! - Chcę dać z siebie wszystko, chcę osiągnąć o wiele więcej niż dotychczas. Zamierzam wygrywać duże turnieje, triumfować w Wielkim Szlemie i wierzę, iż jeżeli poprawię pewne aspekty gry, będę mógł częściej osiągać sukcesy – mówił Hurkacz w rozmowie z ATP przed startem United Cup.
Drużynowy turniej rozgrywany w Australii na przełomie grudnia i stycznia rozpoczął nowy sezon. Hurkacz zaczął go źle – od porażek z Norwegiem Ruudem i Czechem Machacem, ale z biegiem dni się rozkręcał. Gdy wygrywał z Brytyjczykiem Harrisem i Kazachem Szewczenką, a choćby gdy przegrywał zacięty mecz z Amerykaninem Fritzem, trener Massu (on pełni rolę głównego szkoleniowca, a Lendl jest doradcą) mógł powtarzać to, co powiedział, dołączając do Polaka – iż to tenisista głodny, potrafiący i mogący wszystko, tylko pozostaje go przekonać, iż tak jest, namówić, żeby pokazywał bardziej ofensywne oblicze.
Minęło kilkanaście dni od koszmaru Hurkacza. Dobra reakcja
Niestety, widzimy, iż nie jest to łatwe. W Australian Open Hurkacz zagrał bardzo dobrze w pierwszej rundzie, gdzie bez straty seta pokonał Holendra Griekspoora. Ale w drugiej rundzie zagrał koszmarnie i nie wygrał choćby seta z Serbem Kecmanoviciem.
Dwa i pół tygodnia po tamtej bolesnej porażce Hurkacz wrócił na kort. W trochę innej rzeczywistości. Oto bowiem pierwszy raz od czterech lat nie ma miejsca w top 20 światowego rankingu. Pierwszy raz do tego grona wszedł 5 kwietnia 2021 roku – dzień po tym jak w finale turnieju ATP 1000 w Miami pokonał już wtedy świetnie rokującego, a dziś najlepszego na świecie Jannika Sinnera 7:6, 6:4. Od tamtego momentu aż do teraz Hurkacz nigdy nie wypadł z top 20. Ale nie dziwi, iż nie zadowolił się "tylko" czymś takim. Pod koniec 2024 roku zrozumiał, iż potrzebuje zmian, by wreszcie pójść do przodu. By sukcesy z roku 2021 nie pozostały jego największymi na zawsze.
Półfinał Wimbledonu 2021 po pokonaniu w ćwierćfinale ikonicznego Rogera Federera to do dziś taki wielkoszlemowy występ Hurkacza, jakiego on nigdy nie przebił. Czy pod wodzą Massu i Lendla pójdzie po więcej? To pytanie bez odpowiedzi, za to pewne jest, iż na początku nowej współpracy nasz już 28-letni tenisista potrzebuje zwycięstw, żeby budować pewność siebie. Z Cobollim Hurkacz zagrał na własnych warunkach, potrafił być ofensywny i gwałtownie zebrał owoce takiego podejścia. W obu setach Polak gwałtownie przełamywał Włocha (w drugim choćby dwukrotnie), oba sety wygrał pewnie, bezdyskusyjnie – 6:3, 6:2.
W Rotterdamie, na wolnym korcie twardym, może Hurkaczowi nie być najłatwiej o jakiś spektakularny wynik, ale tym cenniejszy byłby tam duży sukces. choćby w tym wyjątkowo dobrym 2021 roku odpadł tam już w drugiej rundzie i w niej odpadał również w 2022, 2023 i 2024 roku. Teraz o pierwsze wyjście poza drugą rundę wrocławianin zagra z Czechem Lehecką (24 ATP) albo z Australijczykiem Popyrinem (26 ATP). Każdy z nich powinien być trudniejszą przeszkodą niż Cobolli. Włoch (35 ATP) grał przeciw Polakowi bardzo nierówno i tak naprawdę nie był w stanie mu zagrozić. To nie dziwi – w 2025 roku Cobolli nie wygrał jeszcze meczu, a kilka dni temu w Montpellier przegrał choćby z Holendrem De Jongiem notowanym w drugiej setce światowego rankingu.
Krótko mówiąc: Włoch ma na początku nowego sezonu jeszcze więcej problemów niż Polak. Bardzo dobrze, iż trochę łatwiejszą przeszkodę po powrocie z Australii Hurkacz pokonał pewnie. Ale teraz czekamy na więcej. Najlepiej na wygranie całego turnieju. Powrót Hurkacza do top 20 pewnie nastąpiłby już wtedy, gdyby Polak dotarł w Holandii do ćwierćfinału. Ale ewidentne jest, iż nasz tenisista czuje, iż dojrzał, by powalczyć o większe rzeczy.