Po pierwszych czterech konkursach sezonu Niemcy mieli aż pięć podiów, trzy zwycięstwa i trzech różnych skoczków w top 3 tych konkursów. Później w Wiśle i Titisee-Neustadt dorzucili jeszcze pięć podiów w pięciu zawodach, w tym aż cztery zwycięstwa. W Pucharze Świata bezdyskusyjnie rządził wtedy Pius Paschke. Zanosiło się, iż sensacyjny lider zostanie pierwszym niemieckim zwycięzcą Turnieju Czterech Skoczni od 2002 r., gdy triumfował Sven Hannawald. Jeszcze w Engelbergu, na tydzień przed Turniejem, było nieźle, bo choć Paschke złapał zadyszkę i zajął tylko dziesiąte oraz 18. miejsce, to czwarty w jednym z konkursów był Andreas Wellinger, a piąte i dziewiąte miejsce zajmował Karl Geiger. Ale od Turnieju Czterech Skoczni zawodnicy Stefana Horngachera już nie latają, tylko zjeżdżają. Po równi pochyłej.
REKLAMA
Zobacz wideo Coming out polskiego skoczka! Kosecki: Mega szanuję taką postawę
Ostatnie 40 dni były dla niemieckiej kadry wielkim postem. Szóste miejsce Paschkego w Turnieju Czterech Skoczni z ogromną stratą do rządzących Austriaków (w całości zajęli podium) było porażką. A później przyszły wręcz klęski. Przed chwilą w domowych zawodach w Willingen Niemcy mieli tylko trzech skoczków z punktami w sobotę i dwóch w niedzielę. Pierwszego dnia najlepszym z nich był dopiero 15. Felix Hoffmann, a nazajutrz – 12. Andreas Wellinger.
Niemcy zaczęli zazdrościć Polakom
"W sobotę w Willingen Stefan Horngacher zapowiadał, iż krokiem do przodu byłoby trzech Niemców w najlepszej dziesiątce. A udało się zmieścić trzech Niemców, ale w punktującej '30'. To katastrofalny wynik" – relacjonował z Willingen korespondent Sport.pl Jakub Balcerski.
- To był bardzo rozczarowujący rezultat dla naszego zespołu. Nastały trudne dni dla niemieckich skoków i musimy podjąć decyzję, co zrobić z kolejnymi zawodami w Lake Placid i Sapporo. Nie wiem, czy każdy skoczek tam pojedzie, być może zrobimy pewne specjalne zgrupowanie. Zobaczymy. Na razie walczymy, żeby uporać się z naszymi kłopotami – mówił wtedy dla Sport.pl szef niemieckich skoków Horst Huettel.
- Dla Polaków to pewnie trudny moment, ale macie Wąska. A my? Już choćby Polacy są od nas lepsi - śmiał się ubrany w narodowe barwy fan niemieckiej reprezentacji.
A po całym weekendzie w Willingen nikomu w Niemczech nie było do śmiechu. "Niemieckim skoczkom narciarskim grozi utrata kontaktu z czołówką. choćby na domowym Pucharze Świata nie są w stanie dorównać najlepszym na świecie. Czy trener reprezentacji weźmie się w garść przed mistrzostwami świata?" – pisał "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Natomiast w telewizji ARD Huettel mówił tak: - Byliśmy naprawdę źli, jesteśmy bardzo rozczarowani ostatnimi dniami i tygodniami. Trend jest przeciwko nam.
I dodawał trochę jakby na pocieszenie: - Ale jeżeli małe rzeczy znów się ułożą, sprawy mogą potoczyć się szybko.
Stanowcze słowa o Horngacherze
Czy naprawdę wystarczy, iż ułożą się małe rzeczy? Jak na kryzys w kadrze prowadzonej przez Horngachera patrzy legenda niemieckich skoków, jaką jest Martin Schmitt? Spytaliśmy jako Sport.pl eksperta Eurosportu również o pozycję Horngachera – czy austriacki trener prowadzący Niemców od 2019 roku może niedługo stracić posadę?
- Uważam, iż Steff jest przez cały czas adekwatnym człowiekiem. Jego rola jest niezwykle ważna, zwłaszcza jego doświadczenie. Wielokrotnie udowodnił, iż potrafi sprostać takim wyzwaniom i wyprowadzić zespół z małego lub choćby dużego kryzysu – nie ma wątpliwości Schmitt. - Nie sądzę, aby w federacji toczyła się jakaś wewnętrzna dyskusja na temat możliwości wprowadzenia zmian. Zespół pod wodzą Steffa jest dobrze przygotowany i wierzę, iż on znów poprowadzi drużynę do sukcesu. Ogólnie rzecz biorąc, cały zespół jest bardzo dobry w analizie i na pewno obmyślił sposób działania, aby wrócić na adekwatne tory – przekonuje były mistrz.
Jednocześnie Schmitt przyznaje, iż zapaść jego rodaków jest zaskakująca. - Oczywiście nie wszystko idzie zgodnie z planem. Ostatnio w Willingen niemiecka drużyna starała się optymalnie przygotować i wyciągnąć z tych zawodów jak najwięcej korzyści. To, co robił zespół, jeszcze się nie opłaciło, bo jeżeli chodzi o wyniki, nie były one takie, jakich się spodziewano i nie chodzi tylko o brak jakiegoś miejsca w top 10, ale również o to, iż punktowało mało naszych zawodników. Ale widziałem takie rzeczy, jeżeli chodzi o kwestie techniczne, które napawają mnie optymizmem – zaskakuje zdobywca dwóch Kryształowych Kul.
Mała nadzieja Niemców
Schmitt zdaje się wierzyć, iż chociaż Niemcy skaczą słabo od półtora miesiąca, to zdołają wypracować taką formę, żeby na początku marca powalczyć o medale mistrzostw świata w Trondheim.
- Wierzę, iż uda się nam stworzyć zespół, który będzie mógł walczyć o medale zarówno jako drużyna, jak i indywidualnie. W Trondheim będą zawody na małej skoczni, a na nich świetnie skaczą Karl Geiger, Andreas Wellinger i Philipp Raimund. Zmiany techniczne idą u nas w dobrym kierunku, a sytuacja będzie jeszcze lepsza – mówi nam Schmitt, nie chcąc jednak wchodzić w szczegóły tych zmian.
Schmitt uważa też, iż dobrą decyzją Horngachera było odsunięcie lidera drużyny od startów w Pucharze Świata w Lake Placid i w Sapporo. - Przerwa do mistrzostw świata dobrze zrobi Piusowi Paschke, ponieważ pozwoli mu ponownie skupić się na podstawowych sprawach. Jego trening jest teraz całkowicie podporządkowany mistrzostwom. To jest dla niego jedyny cel. Przed mistrzostwami ma spokój i jeszcze sporo czasu, żeby dojść do formy. Mam nadzieję i wierzę, iż w Trondheim zobaczymy zupełnie innego Piusa Paschke niż ostatnio – słyszymy od mistrza świata z 1999 i 2001 roku.
Od piątku do niedzieli w Lake Placid Niemcy będą startowali w składzie: Andreas Wellinger, Karl Geiger, Philipp Raimund, Felix Hofmann i Stephan Leyhe. Wolne mają Paschke i Adrian Tittel. W Lake Placid odbędą się: w piątek od godziny 21 czasu polskiego treningi, a od 23 kwalifikacje, w sobotę od 16 konkurs indywidualny, a od godziny 23 konkurs drużyn mieszanych, natomiast w niedzielę na godzinę 14.30 zaplanowano kwalifikacje, a na 16 – drugie zawody indywidualne. Transmisje w Eurosporcie, TVN-ie i na platformie MAX, relacje na żywo na Sport.pl.