H. Løke: Weszłam na szczyt na przekór wszystkiemu [WYWIAD]

1 tydzień temu

“Gdy miałam 18 lat, nie byłam słaba. Byłam beznadziejna” – mówi nam Heidi Løke, dwukrotna mistrzyni świata, czterokrotna mistrzyni Europy, zwyciężczyni igrzysk olimpijskich, pięciokrotna zdobywczyni tytułu Ligi Mistrzyń i najlepsza zawodniczka świata w 2011 roku wg redakcji Międzynarodowej Federacji Piłki manualnej. “Wszystko osiągnęłam ciężkimi treningami, dlatego cieszę się, iż miałam okazję podzielić się swoim doświadczeniem z reprezentantkami Polski” – dodaje.

Maciej Szarek, Związek Piłki manualnej w Polsce: Skąd wziął się pomysł, żebyś pojawiła się na zgrupowaniu reprezentacji Polski?

Heidi Løke: Wszystko było możliwe za sprawą Arne Senstada (selekcjonera reprezentacji Polski – red.). To nie tylko mój trener w klubie Larvik HK, ale także życiowy partner mojej siostry i mój przyjaciel. Pewnego dnia zapytał mnie, czy nie chciałabym pomóc prowadzonej przez niego reprezentacji Polski. Miałam wziąć udział w treningach z obrotowymi i podzielić się swoim doświadczeniem.

Jak minął tydzień w Centralnym Ośrodku Sportu w Wałczu?

Jestem bardzo zadowolona i wdzięczna, iż miałam okazję współpracować z reprezentacją Polski. Od pierwszego dnia czułam pozytywną energię i świetną atmosferę. Dziewczyny w reprezentacji Polski są bardzo miłe, a sztab szkoleniowy bardzo profesjonalny i na wysokim poziomie merytorycznym. Wzięłam udział w kilku treningach, miałam też z dziewczynami rozmowę na temat moich przemyśleń dotyczących piłki manualnej. Wyjaśniałam na przykład, jak radzę sobie z przygotowaniem mentalnym, skoro przez wiele lat miałam okazję uczestniczyć w najważniejszych spotkaniach. Oczywiście, nie znam odpowiedzi na wszystkie pytania, ale mam nadzieję, iż byłam w stanie pomóc chociaż trochę (śmiech)!

Z racji swojej pozycji skupiałaś się na pracy z obrotowymi, czyli Sylwią Matuszczyk, Aleksandrą Olek, Marleną Urbańską i Natalią Pankowską. Zdradziłaś im swoje sztuczki?

Oczywiście (śmiech)! To naprawdę dobre zawodniczki, ale chciałam dać im od siebie coś ekstra. Na najwyższym poziomie różnicę robią detale, dlatego pracowałyśmy choćby nad najprostszymi rzeczami, jak bieganie. Dziewczyny dobrze się ruszają, ale zwróciłam uwagę, iż warto czasem zmienić tempo biegu, żeby zmylić rywalkę. Tak samo nie można dać się złapać za koszulkę, tylko trzeba być ciągle w ruchu, żeby rywalka nigdy nie wiedziała, gdzie jestem. Treningi były bardzo dobre. Dużo rozmawiałyśmy, a ja chciałam zmotywować dziewczyny. Mam nadzieję, iż skorzystały z mojej obecności.

Aleksandra Olek, obrotowa reprezentacji Polski: Trenowanie z Heidi było dla mnie spełnieniem marzeń, bo jestem zauroczona jej grą i osiągnięciami. W wieku 14 czy 15 lat śledziłam jej wszystkie występy i była moją największą idolką. Myślę, iż w ciągu tego tygodnia pomogła nam bardzo. Heidi widzi na boisku bardzo dużo i ciągle nam podpowiadała, z czego mogłam czerpać. Już po meczu z Brazylią można było zauważyć, iż dzięki niej możemy dołożyć do naszej gry kolejną “cegiełkę”. Przede wszystkim, Heidi pomogła mi lepiej poruszać się po boisku. Jestem bardziej statyczną obrotową, a ona pokazała mi, jak lepiej się ustawiać i bardziej pomagać koleżankom na boisku.

Zobaczymy cię jeszcze w koszulce z napisem “Polska”?

Na ten moment była to jednorazowa sytuacja, ale mam nadzieję, iż będę mieć możliwość ponownego wzięcia udziału w zgrupowaniu reprezentacji Polski. Nie ukrywam, iż po zakończeniu kariery zawodniczej chcę zostać trenerem, dlatego na zgrupowaniu w Polsce bardzo mi się podobało, bo mogłam łączyć dwie funkcje: zawodniczki uczestniczącej w treningach i asystenta trenera. To było dla mnie cenne doświadczenie.

Mogę zdradzić, iż razem z Arne planujemy stworzyć w przyszłości duet trenerski. Choć wciąż gram zawodowo, rozpoczęłam już kurs przygotowujący do zostania szkoleniowcem. Z pewnością zacznę od roli asystenta. Więc kto wie, może w przyszłości zobaczycie mnie w koszulce reprezentacji Polski choćby na stałe (śmiech)!

Śledzisz występy naszej reprezentacji? Niedawno Biało-Czerwone awansowały na Mistrzostwa Europy 2024.

Może się zdziwisz, ale w ostatnim czasie widziałam bardzo dużo meczów reprezentacji Polski! W Larvik HK oglądamy niemal wszystkie spotkania Polek. Oczywiście, to głównie ze względu na Arne, ale przez niego mocno kibicujemy waszej drużynie!

Podoba ci się gra naszego zespołu?

Widzę, iż reprezentacja Polski rozwinęła się pod wodzą Arnego. Tak, lubię grę Polek i cenię je za to, jak walczą. Myślę, iż wasza drużyna ma wiele dobrych zawodniczek, ale teraz gra bardziej zespołowo i zawsze daje z siebie maksimum możliwości. Wiem, iż dla Arnego jest to bardzo ważne. Na Mistrzostwach Świata 2023 Polki zagrały bardzo dobre mecze przeciwko silnym drużynom i według mnie były bardzo blisko dobrego wyniku (Polska zajęła 16. miejsce – red.).

Co jasne, dużo mówimy o naszym trenerze. Arne Senstad na zgrupowaniu reprezentacji Polski i w domu to ten sam człowiek?

Wiadomo, iż nie do końca (śmiech)! Przede wszystkim, Arne to naprawdę bardzo dobry facet. Wiem, iż wielu kibiców czy choćby zawodniczek może uważać, iż jest zamknięty i surowy, ale w rzeczywistości to bardzo miły gość. Widzę, iż zawodniczki dużo z nim żartują i wtedy przypomina mi tego Arnego, którego znam z domu. Jego dużą zaletą w byciu trenerem jest to, iż bardzo dobrze potrafi zbilansować dyscyplinę i czas na chwilę relaksu.

Celem twojego uczestnictwa w zgrupowaniu reprezentacji Polski było dzielenie się wiedzą. Chyba wszystkich nas interesuje to, jak to robicie w Norwegii, iż tylko w nowym millenium wasza reprezentacja kobiet zdobyła łącznie aż trzynaście(!) złotych medali najważniejszych imprez (dwa razy igrzysk olimpijskich, trzy razy mistrzostw świata, osiem razy mistrzostw Europy)?

Kluczem do sukcesów reprezentacji Norwegii były i są bardzo ciężkie treningi fizyczne. Zarówno na siłowni, jak i na bieżni. Uważam, iż przez lata właśnie to było największym atutem reprezentacji Norwegii. Z jednej strony miałyśmy przewagę siłową, a z drugiej – wydolnościową. To miało znaczenie zwłaszcza podczas długich turniejów, kiedy w dwa tygodnie trzeba zagrać osiem czy dziewięć meczów. Byłyśmy zmęczone, ale nasze rywalki jeszcze bardziej.

Mówisz o szczycie piramidy i rozgrywkach seniorskich, a chciałem zapytać też o cały system. jeżeli porównamy liczbę zarejestrowanych zawodników, najnowsze dane* wskazują na 32 tysiące zawodników w Polsce i aż 135 tysięcy w Norwegii.

Popularność piłki manualnej w Norwegii to efekt kuli śnieżnej. Mamy sukcesy reprezentacji narodowych, zdobywamy medale na wielkich turniejach, więc wiele dzieci chce uprawiać piłkę ręczną. Dzięki temu mamy wielu potencjalnych zawodników, którzy potem dochodzą do wysokiego poziomu.

Teraz dużo młodych chce grać w piłkę nożną, bo pojawił się Erling Haaland (piłkarz grający w Manchesterze City – red.), ale nam to nie przeszkadza, bo w Norwegii chcemy, żeby dzieci jak najdłużej uprawiały wiele dyscyplin jednocześnie. Jest to choćby pożądane, bo na przykład gimnastyka bardzo pomaga w piłce manualnej. Większość zawodniczek z kadry Norwegii nie uprawiało na początku tylko piłki manualnej.

Oprócz tego, na etapie pierwszych lat nie podchodzimy do szkolenia zbyt poważnie, tylko staramy się przede wszystkim zainteresować dzieci naszą dyscypliną. Przełomowym momentem jest ósma klasa szkoły podstawowej. Wtedy – w wieku 14 czy 15 lat – młodzież może trafić do szkół sportowych i zdecydować się na konkretny sport. Takich szkół mamy w Norwegii bardzo dużo.

*dane za Głównym Urzędem Statystycznym w Polsce (TUTAJ) i Norweskim Związkiem Piłki manualnej (TUTAJ)

W jaki sposób jesteście w stanie sprawić, żeby młodzież wybrała właśnie piłkę ręczną?

Mogę powiedzieć o kilku przykładach. Młodzi zawodnicy do 16. roku życia mogą chodzić za darmo na wszystkie mecze reprezentacji czy klubów, dzięki temu mogą kibicować, oglądać swoich idoli i pielęgnować pasję. Dobrze działa też nasza infrastruktura, bo zwykle hale sportowe są otwarte dla wszystkich i – jeżeli tylko żaden klub nie ma w tym czasie treningu –
zawsze można przyjść i pograć ze znajomymi lub potrenować.

Kolejna sprawa to turnieje dla najmłodszych. Mój drugi syn (Heidi Løke ma trzech synów – red.) skończy w tym roku 7 lat i uprawia piłkę ręczną. W tym wieku ma jeden trening w tygodniu, ale w każdym miesiącu organizowane są też turnieje. Dzieci rozgrywają po sześć czy siedem spotkań po 15 minut w “minihandball”, czyli specjalną odmianę. Regularne boisko o wymiarach 40×20 metrów dzieli się na trzy mniejsze, ustawia się mniejsze bramki, a dzieci grają w drużynach po czterech. W jednej akcji mamy czterech atakujących i trzech obrońców z bramkarzem, a potem następuje zmiana. Co ważne, nie liczymy bramek. Na koniec turnieju każdy uczestnik otrzymuje taki sam medal. W tym wieku nie powinno chodzić o wygrywanie, ale o zainteresowanie piłkę ręczną i skojarzenie sportu z dobrą zabawą. Takie turnieje cieszą się w Norwegii wielką popularnością. Idea skierowana jest choćby do dzieci w wieku przedszkolnym. Słyszałam, iż najmłodsi uczestnicy mieli choćby po pięć lat.

Z perspektywy zawodniczki, która w swojej karierze wygrała po prostu wszystko, co się dało, jakie rady dajesz dziś młodym adeptom piłki manualnej i mniej doświadczonym koleżankom?

Jeśli chodzi o najmłodszych, to myślę, iż najważniejsze jest to, żeby znaleźć przyjaciół w piłce manualnej i mieć z gry jak największą zabawę.

W wieku nastoletnim bardzo pomaga gra na wielu pozycjach. Sama zaczynałam jako środkowa rozgrywająca i zawsze chciałam grać właśnie tam. Obrotową zostałam trochę z przypadku, gdy w szkole brakowało zawodniczki na tej pozycji. Do 20. roku życia grałam na dwóch pozycjach jednocześnie. Uważam, iż bardzo mi to pomogło, bo później jako obrotowa doskonale wiedziałam, gdzie się ustawić i jak grać, żeby ułatwić życie rozgrywającej, bo sama kiedyś nią byłam. Wybieranie pozycji w wieku 12 lat nie ma sensu. Trzeba spróbować wszystkich, żeby lepiej zrozumieć całą grę.

Na najwyższym poziomie różnicę robi przygotowanie fizyczne, dlatego – jak mówiłam – w Norwegii przykłada się do tego wielką wagę. Treningi motoryczne to baza do wszystkiego, co dalej. Dobra forma fizyczna nie tylko zmniejsza ryzyko kontuzji, ale pomaga też na boisku. Kiedy jesteś zmęczony, zaczynasz popełniać błędy. Możesz mieć świetną technikę, ale kiedy nie będziesz mieć sił, zaczniesz podejmować złe decyzje. Oprócz tego trzeba uważać na wszystkie aspekty związane z ciałem: jedzenie, spanie i regenerację.

Który ze zdobytych medali jest dla ciebie najważniejszy lub wyjątkowy?

Pierwszy sukces, który przychodzi mi do głowy, to mój pierwszy złoty medal z reprezentacją Norwegii wywalczony w 2008 roku w Macedonii Północnej.

Trzeba powiedzieć wprost – nie miałam największego talentu do piłki manualnej. Od zawsze kochałam ten sport, ale chyba nie działało to w obie strony (śmiech)! Kiedy zaczynałam grać jako dziecko, byłam jedną z najgorszych. Gdy miałam 15 lat – byłam po prostu średnia. Gdy przechodziłam na zawodowstwo w wieku 18 lat, na tle rywalek nie byłam słaba, byłam beznadziejna. Wtedy zaczęłam bardzo dużo trenować. Nigdy nie dostałam powołania do juniorskich reprezentacji, nigdy nie grałam w kadrze B. Wciąż trenowałam nad swoją formą fizyczną. Pamiętam, iż w pewnym momencie poprosiłam trenera przygotowania motorycznego w reprezentacji Norwegii o pokazanie kadrowych wyników testów sprawnościowych. Powiedziałam mu, iż pobiję każdy wynik. Trenowałam tak długo, aż faktycznie poprawiłam wszystkie rekordy. Wtedy dostałam powołanie i w wieku 26 lat zdobyłam pierwszy medal. To było właśnie w Macedonii w 2008 roku.

O twojej grze w wieku 18 lat krążą legendy. Podobno Arne Senstad trzyma w szafie wideo z twoimi występami z tamtego okresu.

Zgadza się (śmiech)! choćby podczas zgrupowania w Polsce puściliśmy to nagranie dziewczynom. Wszystkie śmiały się ze mnie, ale chyba zrozumiały też, ile można osiągnąć ciężką pracą i czasem na przekór wszystkiemu.

To znaczy?

Kiedy zaczynałam grać, często słyszałam, iż jestem za mała na obrotową (Heidi Løke ma 172 cm wzrostu – red.), bo w kadrze Norwegii w tamtym czasie wszystkie obrotowe mierzyły co najmniej 180 cm. Grając na tej pozycji, miało się tylko stać w miejscu, walczyć z obrońcami i łapać piłkę. Na szczęście, od tamtego czasu dużo się zmieniło. Teraz stawia się na mniejsze obrotowe, ale zwrotniejsze i silniejsze na nogach.

Łatwo powiedzieć “chcę być najlepsza”, ale zdecydowanie trudniej to zrobić. Przez wiele lat trenowałam dwa razy dziennie. Gdy po narodzinach pierwszego i drugiego dziecka wróciłam do biegania po tygodniu i umieściłam post na Instagramie, dostałam mnóstwo opinii, iż to niezdrowe i nienormalne. Trenowałam jednak przez całą ciążę i czułam się dobrze, więc nie było problemu.

Choć świętowanie 40. urodzin masz już za sobą (Heidi Løke ma 41 lat – red.), wciąż pozostajesz aktywną zawodniczką. Co daje ci motywację, by dalej grać?

Wciąż kocham grać w piłkę ręczną i wciąż chcę być coraz lepsza! Po urodzeniu pierwszego syna, który ma teraz 17 lat, każdy mówił mi, iż po ciąży będę musiała przestać grać. W tamtym czasie nie było aktywnych zawodniczek, które były matkami. Ale ja chciałam dalej grać! To była dla mnie wielka motywacja. Wielu mówiło, iż nie dam rady, ale wiedziałam, na co mnie stać. Potem urodziłam jeszcze dwóch synów i za każdym razem wracałam na parkiet. I wciąż nie czuję, żeby to miał być mój koniec!

Idź do oryginalnego materiału