Gwiazdor Pogoni wywołał potężny skandal. gwałtownie poszło

2 dni temu
Właściciel Pogoni Szczecin uznał transfer oskarżonego niegdyś o gwałt piłkarskiego mistrza świata Benjamina Mendy'ego za sukces całej polskiej piłki. W tym roku podobnie zakładali już niedawni, szwajcarscy pracodawcy francuskiej gwiazdy. Na swych szacunkach mocno się przejechali. Naprawdę mocno.
"Przybycie do nas takich zawodników jak Benjamin Mendy i Sam Greenwood to nie tylko sukces Pogoni i naszego miasta, to zwycięstwo całej polskiej piłki. Te transfery zapewniają naszej lidze, naszemu herbowi i naszemu krajowi miliony publikacji na całym świecie. Każdy nagłówek, każde kliknięcie doda wiarygodności Ekstraklasie" - pisał na swym profilu na X Alex Haditaghi. Właściciel Pogoni w liczbie nagłówków w sprawie nowego kontraktu Mendy’ego pewnie się nie pomylił. Chyba nie do końca zdawał sobie jednak sprawę, co może dziać się później. Podobnie podnieceni francuskim mistrzem świata byli na początku w klubie w Zurychu, gdzie piłkarz ostatnio próbował grać.


REKLAMA


Zobacz wideo Pogoń Szczecin na zakręcie? Kosecki: Nie rozumiem strajku piłlkarzy


Szwajcarzy tez byli dumni z transferu
Ten medialny zgiełk był po części zrozumiały. Benjamin Mendy, to mistrz świata z 2018 roku i gracz, za którego Manchester City był skłonny zapłacić AS Monaco 57 milionów euro, co czyniło go wówczas najdroższym obrońcą w historii piłki nożnej. W Anglii podczas sześciu sezonów szło mu nieźle - przynajmniej na boisku. Rozegrał 75 meczów ligowych, zdobył w nich dwa gole i zaliczył 12 asyst, cieszył się m.in z czterech tytułów mistrzowskich. Karierę zatrzymał nagle proces sądowy - Mendy był oskarżony o siedem przypadków gwałtu, jeden usiłowania gwałtu i jeden przypadek napaści seksualnej. Spędził w areszcie dwa tygodnie, wyszedł za kaucją. Do tego wątku jeszcze wrócimy.
Po procesie wartość piłkarza znacząco spadła. Mendy najpierw próbował odbudowywać się w ojczyźnie, ale w Lorient - z powodu poważnych kontuzji - rozegrał tylko 15 meczów. Klub spadł do drugiej ligi, a jemu za dalszą współpracę podziękowano. Od maja 2024 do lutego 2025 miał przerwę. Potem media na całym świecie poinformowały, iż podpisał umowę z FC Zurych - Szwajcarzy mieli swoje pięć minut międzynarodowych nagłówków, sam klub swój komunikat prasowy zatytułował "Podpisanie kontraktu z francuskim mistrzem świata". Prezes Ancillo Canepa dodawał, iż FC Zurych jest "dumny z pozyskania zawodnika tak wysokiej klasy". Ta klasa wynikała jednak bardziej z jego CV niż aktualnej formy.


- Po raz pierwszy widzę zawodnika z nieco większym brzuchem niż ja mam - komentował nieco ironicznie Alex Frei, szwajcarski trener i ekspert, a kiedyś zawodnik. - On potrzebuje czasu. Gdy wróci do formy Zurych będzie miał z niego pożytek - dodawał w rozmowie z platformą sportową Blue Sport.
Nim jednak ktoś zajął się formą sportową zawodnika, dyskusję w mediach, na trybunach stadionu i w zuryskiej wspólnocie, zdominowały inne sprawy.


"Czy ten klub przez cały czas reprezentuje moje wartości?"
Na szwajcarskich forach, portalach społecznościowych i pod artykułami było kilka pochwał za transfer i wzmocnienie drużyny, ale przeważała krytyka. Związana była z przeszłością gracza i oskarżeniami o gwałt. "Ze względów moralnych uważam ten transfer za wysoce wątpliwy. Zaczynam się zastanawiać, czy ten klub przez cały czas reprezentuje moje wartości?" - czytaliśmy.
"Klub, ignorując udokumentowane trudne relacje zawodnika z kobietami, niszczy swoją reputację już w momencie podpisania kontraktu Mendy’ego" - pisał dziennikarz sportowy Florian Raz, z magazynu "Blick". gwałtownie też z potępiającymi głosami odezwały się różne organizacje walczące o prawa kobiet. Nerwowy był pierwszy mecz Mendy’ego - z Yverdonem. Przed spotkaniem na stadionie rozwieszono kilka plakatów z materiałami prasowymi dotyczącymi sprawy piłkarza, a na jednym z przystanków tramwajowych przy stadionie powstało graffiti z hasłami "Uniewinniony ≠ Niewinny" i "Kształtuj wizerunek, pokaż swoje przekonania". Kibice na jednej z trybun rozdawali list otwarty, w którym opisywali swoje niezadowolenie. Na samym meczu widniał też baner: "Klub ze stylem i klasą wygląda inaczej". Kiedy Mendy schodził z boiska, słychać było też pojedyncze gwizdy.


- gwałtownie zaczęły się te protesty z powodu przeszłości piłkarza w Manchesterze City, gdzie miał proces za gwałty na kobietach w aż ośmiu sprawach – przyznaje w rozmowie ze Sport.pl Stephan Ramming z gazety "Neue Zurcher Zeitung". - W Anglii w konsekwencji doszło do rezygnacji z jego usług, społeczność FC Zurych mogła tylko protestować przeciwko transferowi. Właściciele klubu zareagowali dość dziwnie, mówiąc iż zawodnik zmienił swoje życie - opisuje Ramming.
- Znamy okoliczności jego sprawy. Jednak Mendy został uniewinniony. Nie było i nie ma powodu, abyśmy wątpili w rzetelność śledztwa. Znani piłkarze są często celem różnych działań prawnych, choćby bez popełnienia żadnego wykroczenia - przekazywał w lutym 2025 prezes klubu Ancillo Canepa, w rozmowie z gazetą "Tagesanzeiger".


"Klub został oskarżony o wspieranie kultury gwałtu"
Rzeczywiście, z formalnego punktu widzenia każdy z zrzutów przeciwko Francuzowi w toku sprawy został podważony. Za fakt uznano, iż zawodnik, który wraz z kolegą zaczepiał młode kobiety w klubach, na imprezach i zapraszał je do swej posiadłości w Cheshire, zwykle proponował im tam seks, czasem w sposób bardziej, czasem mniej nachalny. Część kobiet na domowe imprezy piłkarza zapraszana była kilka razy. Podczas wielu z domówek - organizowanych również w czasie pandemii - kobiety były pijane. Obrona piłkarza wykazała, iż jeżeli stosunki seksualne były, to odbywały się za obopólną zgodą. W części wątków obrona dysponowała choćby taśmami nagranymi przez piłkarza za zgodą kobiet. Obrona przyznała, iż część zachowań gracza była "niedelikatna" i "moralnie wątpliwa", ale na pewno nie kwalifikowała się na przestępstwo.
Mirjam Suter, szwajcarska dziennikarka i ekspertka ds. przemocy wobec kobiet, wyjaśniała potem w mediach społecznościowych, dlaczego takie uniewinnienie ma ograniczone znaczenie: według statystyk, w Anglii co roku zgłasza się około 15 tys. gwałtów, jednak wskaźnik skazań jest bardzo niski. Tylko około siedem procent zgłoszonych przypadków kończy się wyrokiem skazującym - przytaczała. Takie sprawy są trudne. Zwykle ściera się w nich zdanie przeciw zdaniu - brzmiała konkluzja.
Ostrzej zrobiło się w sprawie Mendy’ego w internecie. Na anonimowej platformie barrikade.info krążył wpis kibiców z groźbą: "Twój samochód, twój dom, twoje najcenniejsze rzeczy nie są przed nami bezpieczne i nie spoczniemy, dopóki nie wyniesiesz się z naszego miasta. Uważaj!". - padło w stronę piłkarza. Szwajcarska policja nie zajęła się jednak tymi groźbami, bo jak tłumaczyła, zawodnik, ani nikt inny nie złożył zawiadomienia.
- Nie spodziewaliśmy się tak intensywnych reakcji - przyznał na jednej z konferencji ówczesny trener FC Zurych Ricardo Moniz.


- FC Zurych miał więc zawodnika, który podzielił kibiców i tworzył zły wydźwięk wokół klubu. Władze były mocno zaskoczone tymi negatywnymi reakcjami. Klub de facto został oskarżony o wspieranie kultury gwałtu. Do tego został z zawodnikiem, który był ewidentnie w słabej formie – przekazuje nam Florian Raz z "Blicka", którego poprosiliśmy o komentarz do szwajcarskiego wątku Mendy’ego.
"Przez całą noc bawił się na dyskotece"
Co do formy sportowej Francuza, to względnie dobrze wyszedł mu tylko jeden mecz. Ten pierwszy, w którym zagrał tylko 20 minut, ale zaliczył asystę i cieszył się z wygranej drużyny. Potem było już znacznie gorzej.
- Z perspektywy sportowej z pewnością nie tego się spodziewaliśmy. Ale być może była w tym również wina trenera - podsumowywał później prezes Canepa. - Trener Moniz posłał go na boisko zaledwie po dwóch tygodniach od podpisania kontraktu. Niestety dla Mendy’ego - piłkarz natychmiast zaliczył asystę. To prawdopodobnie skłoniło trenera do ponownego wystawienia Mendy'ego w kolejnych meczach. To wszystko pomimo faktu, iż nie był w najlepszej formie psychicznej i fizycznej - opisywał właściciel. - Grał słabo i tracił gole - dodawał.
W statystykach wyglądało to tak, iż liczba straconych bramek, która szła na jego konto w kolejnych tygodniach wzrosła do trzech. "Jeden błąd na 75 minut gry" - brzmiały nagłówki w mediach. Czasem wyglądało to tak, jak na poniższym nagraniu:


Zurych odpadł z krajowego pucharu, a po ligowych derbach wszyscy zastanawiali się z kolei nad tym, jakim cudem po kopnięciu rywala, Francuz nie dostał czerwonej kartki.
- On choćby dobrze radził sobie z piłką, ale przez swoją powolność przegrywał ważne pojedynki, a zespół tracił bramki. Jestem przekonany, iż to jego błędy były jednym z powodów, dla których FC Zurych nie awansował do rundy finałowej rozgrywek - mówi nam Raz. W dodatku w drużynie mogło dochodzić do zgrzytów, bo Mendy - choć popełniał błąd za błędem - wciąż miał miejsce w składzie. Inny obrońca klubu został odesłany na trybuny ze względów dyscyplinarnych.


Z tą dyscypliną za dobrze nie było też u samego Mendy’ego. - Wszyscy to widzieli: ten facet nie grał przez jakiś czas i nie trenował tak jak trzeba. Potem doznał kontuzji w raptem jego ósmym meczu. To było w kwietniu z FC Basel, tuż po tym, jak przez całą noc bawił się na dyskotece. Potem na boisku już go nie widziano - podsumowuje Ramming. Nie widziano, bo uraz mięśnia łydki leczył do końca sezonu. Dziennikarz jednak za nim nie tęsknił.
- Mendy nigdy nie rozmawiał z mediami, nie wypowiadał się publicznie. Jego gra na boisku była brzydka – grał powoli i bez koncentracji – przekazuje.


"Transfer Mendy'ego okazał się fiaskiem"
Przez 66 dni, które minęły od jego pozyskania do komunikatu, iż nie zagra do końca sezonu, mistrz świata w Szwajcarii zanotował osiem występów, z czego tylko jeden trwał 90 minut. Łącznie zebrał 352 minuty, notując w tym czasie jedną asystą i zbierając jedną żółtą kartkę. Po sezonie prezes klubu sugerował mediom, iż teraz, choć na wiek piłkarzy nie patrzy, chce "mentalnych potworów", z którymi nie trzeba się kłócić i ich motywować, prosząc, żeby schudli czy więcej trenowali. jeżeli były to aluzje do Mendy’ego, to sytuacja z nim musiała być tragiczna. prawdopodobnie dlatego magazyn "Blick" wybrał go najgorszym transferem szwajcarskiej ligi. Drugi na tej mało zaszczytnej liście był Mario Balotelli, który dwa sezony temu grał w Sionie.
- Transfer Mendy'ego okazał się fiaskiem – podsumowuje Rammig.
- Musimy być szczerzy. On nie dał z siebie tego, czego oczekiwano od zawodnika o jego statusie. Miałem o nim dobre zdanie, biorąc pod uwagę jego doświadczenie, ale jego poziom sprawności fizycznej nie jest na poziomie, jakiego oczekuje się od zawodnika w tej lidze. W FC Zurych trzeba być wzorem do naśladowania w każdej roli. Mamy wspaniałe miasto i wspaniały klub; możemy przywrócić zawodnika do formy w bardzo krótkim czasie, ale zawodnik musi tego chcieć. Nie mogę jednak nikogo do niczego zmuszać. Jako sportowiec potrzebujesz po prostu całodobowej koncentracji - opisał sytuację z Mendym trener Moniz na kwietniowej konferencji prasowej.
Pogoni pozostaje życzyć, by zachwyty pracowników klubu nad Francuzem trwały dłużej niż te w Szwajcarii.
Idź do oryginalnego materiału