Gigantyczna sensacja w el. MŚ. Piłkarze z mediów społecznościowych jadą na mundial

3 godzin temu
- Awans na mistrzostwa świata to spełnienie marzeń i będę o tym opowiadać każdemu i do końca życia - mówi Roberto "Pico" Lopez, który do reprezentacji Republiki Zielonego Przylądka trafił z... LinkedIna. W największym w historii futbolowym sukcesie tej nacji nie ma jednak przypadku.
W eliminacjach wyprzedzili Kamerun o cztery punkty. A Libię i Angolę wręcz zdominowali, zdobywając odpowiednio siedem i 11 punktów więcej. Republika Zielonego Przylądka po wygranej z Eswatini 3:0 po raz pierwszy w historii zagra na mundialu. Wynik ten nie jest wynikiem przypadku, bo reprezentacja małego wyspiarskiego kraju z Afryki systematycznie pnie się w futbolowej drabince. W rankingu jest w tej chwili na 70. miejscu. Jest jednak wytłumaczenie tego nagłego dość postępu.


REKLAMA


Zobacz wideo Piotr Zieliński nie zgodza się z dziennikarzem! "Nie widziałem"


Trener reprezentacji szukał graczy na LinkedIn
W kadrze Republiki Zielonego Przylądka na Puchar Narodów Afryki w 2013 r. aż 18 z 23 zawodników urodziło się na wyspach. W ciągu ostatniej dekady w reprezentacji zaszły jednak spore zmiany. Patrząc na drużynę, która wywalczyła awans na mistrzostwa świata w 2026 r., urodzeni na wyspach stanowili mniej niż połowę 25-osobowej kadry zawodników. Byli w niej za to gracze urodzeni we Francji, Holandii, Portugalii, a choćby Irlandii i Szwajcarii.
Budzi to skojarzenia z ekipami Algierii czy Maroka, również zdominowanymi przez graczy urodzonych poza ojczyzną. O ile jednak Algieria i Maroko korzystają głównie z piłkarzy urodzonych we Francji czy Holandii, a czasem w Belgii, tak Republika Zielonego Przylądka w ostatnim czasie miała w składzie graczy z sześciu-siedmiu różnych państw. Drugi najmniejszy w historii mundialu kraj sprawnie wykorzystuje swoje zasoby.


Kraj ma nieco ponad pół miliona mieszkańców, ale spora grupa obywateli państwa mniejszego powierzchniowo niż województwo lubelskie opuściła wyspy na początku lat 70. Te jeszcze do 1975 roku należały do Portugalii, dlatego sporo mieszkańców malowniczego zakątka Afryki swej przyszłości szukało na Półwyspie Iberyjskim.
Na piłkarzy z afrykańskimi korzeniami grających w niezłych europejskich klubach jako pierwszy zaczął zwracać uwagę Portugalczyk Rui Auguas. Selekcjonerem Republiki Zielonego Przylądka został w 2018 r. Programy do analizy i wyszukiwania piłkarzy działały wtedy sprawnie, ale przydał się też... LinkedIn.


Od Izraela przez Rosję do Arabii Saudyjskiej
To właśnie z tego serwisu społecznościowego, skupiającego się na biznesie i zatrudnieniu, skorzystał Augas, by nawiązać kontakt choćby z Roberto "Pico" Lopezem. Ten niedawno był zawodnikiem Bohemians i na pół etatu pracował w banku, więc profil przydawał mu się głównie gdy ktoś szukał doradcy ds. kredytów hipotecznych. Po przejściu do Shamrock Rovers, kiedy w pełni profesjonalnie postanowił zająć się piłką, na jego skrzynkę na portalu gwałtownie przyszło zapytanie po portugalsku. "Pytanie o deklarację gry w reprezentacji Republiki Zielonego Przylądka" potraktował jako dziwny żart. Zreflektował się dziewięć miesięcy później, gdy ten sam trener napisał do niego już po angielsku.
- Dorastając w okolicy, gdzie takie żarty były na porządku dziennym, byłem chyba przesadnie ostrożny. Na szczęście udało mi się skontaktować z trenerem w samą porę - śmiał się potem w rozmowie ze SkySports.
Niedługo potem urodzony w Dublinie piłkarz poleciał do kraju swego ojca, by zobaczyć, jak funkcjonuje tam narodowa drużyna. Miał obiekcje. - Głównymi językami są tam portugalski i kreolski. Nie znałem żadnego z nich. Byłem zdenerwowany, ale kiedy tam dotarłem, wszyscy byli wspaniali. Kto mógł, rozmawiał ze mną po angielsku i starał się pomóc.
Były reprezentant Irlandii do lat 19 chciał być częścią afrykańskiej drużyny. Zaczął uczyć się kreolskiego. Towarzystwo w szatni piłkarzy z Wysp Zielonego Przylądka jest jednak bardzo międzynarodowe. W tych eliminacjach był tylko jeden reprezentant kraju z rodzimej, liczącej 10 zespołów ligi. Pozostali kadrowicze to przedstawiciele lig Bułgarii, Irlandii, Rumunii, Węgier, Izraela, Rosji, Arabii, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Stanów Zjednoczonych oraz różnych poziomów rozgrywkowych w Portugalii czy Holandii.


Jak zapewniają sami piłkarze, w reprezentacji często określanej mianem "Zjednoczonych Narodów" nie ma problemów czy nieporozumień. Piłkarze grają nie tylko dla siebie, ale też swoich rodzin, ojców, czy matek, bliskich, którzy na wyspach się urodzili.
- Granie dla kraju rodziców, twojej rodziny – to działa na ciebie mocniej – mówił The Athletic urodzony w Holandii Jamiro Monteiro. - Nie potrafię opisać uczucia, jakie towarzyszy mi, kiedy tam jestem, jak ludzie cię tam postrzegają i szanują - mówił.
- gwałtownie zacząłem nawiązywać kontakt z drużyną, poznawać jej dziedzictwo, kulturę, dowiadywać się czegoś więcej o sobie. W trakcie meczu z Angolą kibice Republiki Zielonego Przylądka skandowali moje nazwisko. To chyba był najpiękniejszy moment w moim życiu. Poczułem, iż jestem mieszkańcem tego kraju - opisywał to bohater historii z LinkedIn.
Kadra od Ligue 1 po Villarreal i młodzieżówki Holandii
To reprezentacja, która w tej chwili ma piłkarzy z niezłym CV lub ciągle dużym potencjałem. Kapitanem kadry jest 35-letni skrzydłowy z 2. ligi tureckiej Rayan Mendes. Jest on rekordzistą pod względem występów i goli w reprezentacji (90 meczów, 22 bramki). W ostatniej dekadzie spędził kilka sezonów w Ligue 1, grając dla Le Havre i Lille.


30-letni bramkarz Bruno Varela grał niedawno w Benfice i był wypożyczony do Ajaxu. Przez długi czas był w składzie młodzieżowej reprezentacji Portugalii.
31-letni obrońca Steven Moreira gra w MLS w barwach Columbus Crew. Z amerykańską drużyną zdobył już trzy trofea. 24-letni Logan Costa po kilku latach spędzonych w Ligue 1 przeniósł się do Hiszpanii. Chciało go Atletico Madryt, on wybrał Villarreal. w tej chwili jest kontuzjowany, ale na mundialu go zobaczymy. Napastnik Nuno Da Costa grał we Francji w barwach Strasburga i Auxerre oraz w Nottingham w Championship. Kilku kolejnych piłkarzy występowało w młodzieżowych kadrach Holandii czy Szwajcarii.
Trener z fatalnym CV dał radę
Selekcjonerem reprezentacji jest 55-letni Pedro Leitao Brito, znany jako "Bubista". Objął stanowisko w styczniu 2020 r. Były reprezentant kraju zbiera w tej chwili pochwały za swe menedżerskie umiejętności, które pozwoliły mu zintegrować grupę graczy o różnym pochodzeniu i występujących w różnych ligach. - Selekcjoner nie zaniedbuje żadnej ligi. Jest na bieżąco z Premier League, ale też ligą bułgarską czy rumuńską. jeżeli jesteś dobry, to grasz - podsumował jego sprawiedliwe działania Lopes dla SkySports.
Historia "Bubisty" też jest ciekawa. To trener, który w 2007 r. na sześć lat został asystentem selekcjonera reprezentacji. Gdy wówczas nie zrobiono z niego głównego szkoleniowca, poszedł pracować z klubami. Jednak wszystkie drużyny szły z nim w dół, a "Bubista" w ciągu trzech lat cztery razy zmieniał pracodawcę. Przez chwilę znów pełnił funkcję asystenta trenera reprezentacji. Potem znów tułał się po klubach z ojczyzny, aż w końcu, ponad pięć lat temu objął prestiżową funkcję, którą sprawuje do dziś.


W pracy z kadrą idzie mu co najmniej dobrze. Republika Zielonego Przylądka dwa razy zakwalifikowała się do Pucharu Narodów Afryki - raz wywalczyła awans do 1/8 finału, kolejnym razem ćwierćfinał. Mimo iż nie udało się dostać do tegorocznej edycji imprezy, historyczny awans do MŚ rekompensuje wszystko.
- To spełnienie marzeń i będę o tym opowiadać każdemu i do końca życia - mówi Lopes, który profil na LinkedIn uzupełnia na bieżąco.
Mistrzostwa rozgrywane w 2026 roku w USA, Kanadzie i Meksyku będą oryginalne. Po raz pierwszy weźmie w nich udział 48 drużyn. W ostatnich dwóch dekadach grały tam 32 reprezentacje.
Idź do oryginalnego materiału