Fręch poczuła potęgę Sabalenki. To musiało się tak skończyć

3 godzin temu
Zdjęcie: Canal+ Sport


Piątek na kortach WTA 1000 w Wuhan niestety nie należał do Polek. Najpierw Magda Linette przegrała z Coco Gauff, a kilka godzin później Magdalena Fręch uległa wielkiej mocy Aryny Sabalenki. To był pokaz siły rozstawionej z jedynką Białorusinki, która triumfowała 6:2, 6:2 w 84 minut. Obie polskie tenisisty "tysięcznik" w Wuhan zakończyły na ćwierćfinale.
Polski półfinał na kortach WTA 1000 w Wuhan był sferą marzeń - niekoniecznie nierealną, bo Magda Linette i Magdalena Fręch w tym tygodniu dokonywały niemożliwego, ale piątek gwałtownie zweryfikował ten stan rzeczy. Magda Linette wyraźnie przegrała 0:6, 4:6 z Coco Gauff. Amerykanka czekała już na lepszą z pojedynku Magdalena Fręch - Aryna Sabalenka.


REKLAMA


Zobacz wideo Nowy "król" w reprezentacji Polski. "Wiem, na co mogę sobie pozwolić"


"14 meczów w Wuhan: 14 wygranych Aryny Sabalenki. 11 kolejny ćwierćfinał, ale dla Magdaleny Fręch nie ma rzeczy niemożliwych" - tak transmisję w Canal+ Sport rozpoczął Żelisław Żyżyński. Natomiast realizator przedstawił wymowną statystykę: 86-14 proc. na korzyść Sabalenki - tak rozkładała się szansa na zwycięstwo, co dowodzi, jak trudne zadanie stało przed Łodzianką.
Absolutna dominacja Sabalenki. Od pierwszej piłki
To pierwsze starcie Polki z Białorusinką, która podchodziła do tego pojedynku jako zdecydowana faworytka i nieoficjalny numer jeden, gdyż już wiadomo, iż niebawem przeskoczy Igę Świątek. Na początku spotkania było widać, iż siła zagrań Sabalenki to coś nowego dla Fręch. Zaczęło się od przełamania do zera.


Polka zaczęła zyskiwać pewność siebie, ale na korcie absolutnie wszystko zależało od Białorusinki. Po jej stronie momentami niestabilny był forehand, a błędy dały niespodziewane break pointy Fręch. Niestety nie udało się ich wykorzystać, a chwilę później zrobiło się już 0:4. Polka starała się trzymać blisko linii końcowej, ale przez to często była spóźniona do mocnych uderzeń rywalki. Odgrywała za krótko. Dominacja Sabalenki była absolutna, jednakże raz po raz Fręch ogryzała się ciekawym skrótem. Po 37 minutach wiceliderka rankingu wygrała 6:2. 22 winnery i tylko siedem niewymuszonych błędów po stronie Sabalenki.
W drugim secie nic się nie zmieniło. Istotny był gem otwarcia - ośmiominutowy - w którym Polce nie udało się utrzymać podania. Fręch nie radziła sobie z drugim serwisy, który często był karcony przez Białorusinkę winnerem bezpośrednio z returnu. - Takie podanie, to jest dużo za mało na Arynę Sabalenkę - mówili komentatorzy Canal+ Sport. Mimo kolejnego długiego gema i kilku szans na otwarcie wyniku w drugim secie doszło do kolejnego przełamania. To była powtórka z pierwszej partii.


Momentem dość niespodziewanym był break dla Fręch. Polka miała mnóstwo szczęścia, bo dwukrotnie pomogła jej taśma. To oznaczało przełamanie nie tylko w wyniku, ale także w grze naszej reprezentantki. Miała choćby dwie szanse, aby wyrównać na 3:3, ale Sabalenka pokazała wtedy klasę. Nie tylko utrzymała serwis, ale później także powiększyła przewagę.
Po 84 minutach Aryna Sabalenka triumfowała 6:2, 6:2. Wynik dość brutalny, ale Magdalena Fręch miała swoje momenty, a kilka gemów było naprawdę wyrównanych. Na tyle stać było Polkę, która ma za sobą kapitalne tygodnie i w poniedziałek oficjalnie będzie 24. rakietą świata.
Idź do oryginalnego materiału