Dla Ferrari piątek na torze Circuit of the Americas był kolejnym przeciętnym dniem z wieloma problemami. Teraz ekipa szuka rozwiązań.
Przed przyjazdem na GP USA było wiadomo, iż tor w Austin nie będzie zbyt łaskawy dla Ferrari. Spore wyboje oznaczały, iż ekipa nie może nisko ustawić auta, a tylko wtedy jej osiągi są naprawdę dobre.
Potwierdziło się to zarówno w treningu, jak i późniejszych kwalifikacjach do Sprintu. Dodatkowo Charles Leclerc miał problemy ze zmianą biegów w treningu.
W czasówce do Sprintu Hamilton zdołał zająć dopiero 8. miejsce, ale jeszcze gorzej poszło Charlesowi Leclerckowi, który był 10.
“Biorąc wszystko pod uwagę, niestety jestem zadowolony z mojego okrążenia. Nic więcej niż P10 nie było możliwe. Taka jest w tej chwili nasza pozycja, to nasz potencjał” – mówi Leclerc.
Obawy
O ile w piątek i w sobotę tego problemu Ferrari nie powinno doświadczyć, o tyle przed wyścigiem ekipa ma spore obawy o stan hamulców. W Singapurze Lewis Hamilton miał ich awarię i dwa ostatnie okrążenia jechał “z trzema hamulcami”, dostając ostatecznie karę za łamanie limitów toru. Charles Leclerc natomiast musiał stosować “lift and coast” przez znaczną część wyścigu by oszczędzać hamulce.
W Austin temperatury są jeszcze wyższe niż w Singapurze i choć na tym torze chłodzenie jest łatwiejsze, to Ferrari wie, iż nie może sobie pozwolić na ponowne problemy z hamowaniem.
Jak przyznaje w rozmowie z racingnews365.com Matteo Togninalli – szef inżynierów torowych zespołu, po Singapurze przeanalizowano dane i zrobiono wszystko, by poprawić działanie hamulców. Prawdziwy sprawdzian poprawek przyjdzie jednak dopiero podczas GP Meksyku, gdzie ze względu na bardzo rozrzedzone powietrze, chłodzenie hamulców jest bardzo trudne.