Gdańszczanie po fatalnym w skutkach sezonie 2024 musieli pożegnać się z Metalkas 2. Ekstraligą. Potrzebowali trochę czasu, aby się otrząsnąć i rozpocząć misję pod tytułem „awans”. Trzeba przyznać, iż działacze stanęli na wysokości zadania. Zbudowali zespół, który według wielu ekspertów miałby spore szanse na utrzymanie się na zapleczu PGE Ekstraligi. Klub po sezonie 2024 opuściło większość zawodników. Nie przedłużono umów z Adrianem Gałą, Nicolaiem Klindtem, Joshem Pickeringiem, Mateuszem Tonderem i Krzysztofem Kasprzakiem. Do Abramczyk Polonii powrócił natomiast Bartosz Głogowski z którą z kolei bardzo gwałtownie dogadał się również Tom Brennan.
W ich miejsce na rozgrywki Krajowej Ligi Żużlowej działacze znad morza zdecydowali się na zbudowanie „duńskiej mafii”. Z seniorów w zespole pozostał jedynie Niels Kristian-Iversen co było nie lada sensacją. Doświadczony żużlowiec wspominał, iż czuł się współwinny spadku Wybrzeża i chciał im pomóc powrócić na zasłużone miejsce. Do niego dołączyli: Benjamin Basso, który wciąż mógł występować jako zawodnik U-24, Tim Sorensen przechodzący w wiek pełnoprawnego seniora i Marcus Birkemose wracający po zawieszeniu. To stanowiło trzon zespołu. Do nich dokooptowano Daniela Kaczmarka oraz Kacpra Grzelaka. On podobnie do Basso mógł występować jako zawodnik U-24. Ze względu na fatalną kontuzję Kaczmarka na początku sezonu do zespołu dołączyli więc jeszcze Krystian Pieszczek oraz Marcel Szymko.
Według ekspertów i kibiców była to drużyna, która prezentowała się choćby lepiej od zeszłorocznego zestawienia ekipy znad morza. Przewidywania były jednoznaczne – są oni faworytem do awansu. Mało kto mógł pochwalić się taką siłą rażenia co gdańszczanie i niedługo zaczęli to udowadniać.
Najlepsze podsumowanie? Sezon zmarnowany w 25 godzin
Wybrzeże sezon 2025 rozpoczęło od spotkania z Trans MF Landshut Devils. Było ono jednocześnie małym kubłem zimnej wody na ich głowy. Mało bowiem brakowało a zaczęliby rozgrywki od ogromnego falstartu. Ostatecznie jednak pokonali reprezentanta Niemiec 47:43. Pobudka i tak nastąpiła a miało to miejsce już w 2. kolejce startów. Tam mierzyli się z drugim z faworytów do awansu – Ultrapur Startem Gniezno. Po 9 biegu przegrywali oni 17:37 i blamaż wydawał się niemal pewny. Wtedy jednak gdańszczanie ruszyli do odrabiania strat i ostatecznie ulegli tylko czterema punktami. Choć porażka była zaskoczeniem to Wybrzeże wciąż konsekwentnie realizowało swój plan.
Do końca rundy zasadniczej nie zanotowali oni już ani jednej porażki, potwierdzili więc, iż to oni są bezapelacyjnym faworytem do zwycięstwa w lidze. Sytuacja mogłaby prezentować się nieco odmiennie, jednak trzeba przyznać, iż Wybrzeże miało trochę szczęścia. Szczególnie w wyjazdowym spotkaniu z Pronergy Polonią Piła. Tam mecz zakończył się po 9. biegu ze względu na wzmagające się opady deszczu. W tamtym momencie gdańszczanie prowadzili 29:25, jednak gospodarze mieli prawo myśleć, iż gdyby nie decyzja sędziego to mogliby pokonać faworytów. W pozostałych spotkaniach takich wątpliwości już nie było. Nie zmienia to jednak faktu, iż po porażce w Gnieźnie zanotowali oni serię ośmiu zwycięstw z rzędu.
To dało im pewną pierwszą pozycję na zakończenie serii zasadniczej rozgrywek. Rozsiedli się wygodnie w fotelu lidera z 28 punktami na koncie i jak wspominali sami zawodnicy – „sezon dopiero się dla nich rozpoczął”. Teraz musieli wykonać kolejne kroki, które miały zapewnić im ostateczny awans. Rozpoczęli od dwumeczu z Lokomotivem Daugavpils co jednak nie powinno być dla nich zbytnim wyzwaniem. Pojechali na Łotwę, gdzie wykonali plan wygrywając 44:40. Potwierdzili swoją wysoką formę spotkaniem w Gdańsku, gdzie z kolei rozbili Lokomotiv aż 60:30. Wszyscy spodziewali się, iż w finale spotkają się z drugim z faworytów – Ultrapur Startem Gniezno. Z „tylnego fotela” zaatakowała jednak ekipa Pronergy Polonii Piła, która w drugiej części sezonu prezentowała niesamowitą formę. To z nimi mieli stoczyć bój o awans.
Czarny koń zdeptał Wybrzeże
Choć Polonia prezentowała się bardzo solidnie nikt nie przewidywał innego rozstrzygnięcia finału niż zwycięstwo ekipy znad morza. Nie brano jednak pod uwagę faktu, iż gdańszczanie byli solidnie poobijani. Dodatkowo, ze względu na przełożenie pierwszego spotkania finałowy dwumecz miał rozegrać się dzień po dniu. Nie było to dobrą informacją dla gdańszczan. Dało się to we znaki w spotkaniu w Pile, gdzie ulegli 41:49. Musieli tam radzić sobie bez Eryka Kamińskiego a w pierwszym swoim biegu Miłosz Wysocki zanotował „świecę”. Jak się później okazało potrzebna była interwencja lekarska. Była to więc bardzo niekorzystna sytuacja dla Wybrzeża, które musiało gonić wynik i to solidnie poobijane. Być może to przebieg początku spotkania (upadek Basso oraz Pieszczka w pierwszym biegu) spowodował, iż pilanie pewnie pokonali faworyta 52:38. Zrobili to jako pierwsza drużyna na ich stadionie.
Po meczu wszyscy pracujący w klubie, kibice i zawodnicy byli w ciężkim szoku. Dało się słyszeć bardzo trafne komentarze, iż „cała praca poszła na marne w nieco ponad dobę”. Z kolei w pilskim obozie panowała euforia i przekonanie, iż udało im się to dzięki „byciu drużyną” oraz faktu, iż „Gdańsk musiał a my tylko mogliśmy”. Ciężko nie zgodzić się z każdą z tych wypowiedzi, każda z nich była trafna. Nie zmienia to jednak faktu, iż pilanie sprawili gigantyczną sensację i mimo wszystko zasłużenie awansowali do Metalkas 2. Ekstraligi. Wybrzeże z kolei może czuć ogromne rozczarowanie, szczególnie, iż w przyszłych rozgrywkach najpewniej nie będą dysponowali już taką siłą rażenia. Muszą oni też zmierzyć się z gigantyczną falą nieprzychylnych komentarzy. W końcu „kto miał im przeszkodzić w awansie?” Teraz pojawiają się inne pytania – „Czyżby mieli oni utknąć w najniższej lidze na dłużej?”
Genialne statystyki w cieniu fatalnej kontuzji
Odbiegając od wyniku drużynowego, który koniec końców był niesamowitym rozczarowaniem, zawodnicy Wybrzeża w większości stanęli na wysokości zadania. Niestety działacze musieli zmierzyć się z dużym wyzwaniem już na początku sezonu. Podczas eliminacji do IMP w Gdańsku okropnej kontuzji po fatalnym upadku doznał Daniel Kaczmarek. Choć początkowo nie podawano tego do wiadomości to później okazało się, iż doznał on czterokończynowego porażenia. Wprawiło to w osłupienie całe żużlowe środowisko, które niesamowicie się zjednoczyło w chęci pomocy Danielowi, który kontynuuje rehabilitację w Krakowie. To zmusiło gdańszczan do wytężonej pracy i znalezienia zastępstwa, którym ostatecznie został wychowanek – Krystian Pieszczek. Gdańszczanin ostatecznie osiągnął średnią na poziomie 1.698 co wygląda blado przy trójce bezapelacyjnych liderów ekipy znad morza.
Byli nimi Niels-Kristian Iversen, który ostatecznie okazał się najlepszym zawodnikiem ligi z wynikiem 2.486. Za jego plecami z kolei uplasował się Benjamin Basso. Udowodnił, iż w zeszłym sezonie kontuzja mocno wpłynęła na jego postawę w Łodzi. Drugi z Duńczyków ostatecznie mógł pochwalić się średnią 2.338. „Najgorzej” z nich zaprezentował się z kolei Tim Sorensen. On miewał gorsze spotkania a i tak wykręcił wynik 2.189 co dało mu 5. pozycję w tabeli najskuteczniejszych zawodników. Ciężko uwierzyć, iż mając takie „strzelby” w składzie gdańszczanom nie udało się awansować. Sport bywa jednak nieprzewidywany i taki właśnie był również i teraz. Niestety nie wszystkie transfery były trafione. Dużym rozczarowaniem był Kacper Grzelak, który zanotował jedynie 1.191. Regularnie był zastępowany przez kolegów z drużyny. Więcej też z pewnością oczekiwano od Marcusa Birkemose. W jego przypadku pojawiały się głosy, iż nie był dobrze przygotowany do sezonu. Przez to nie pojawiał się tak regularnie w składzie. Niesamowitą pracę wykonali z kolei juniorzy.
Juniorzy w końcu atutem?
Z pewnością można wyciągnąć taki wniosek po sezonie 2025. Choć zakończył się dla Wybrzeża fatalnie to przez adekwatnie cały sezon mogli oni w końcu cieszyć się z dobrej jazdy swoich młodych zawodników. Trochę pecha miał Eryk Kamiński, który zanotował kilka kontuzji i przez to musiał pauzować w kilku meczach. Wtedy zastępował go Kacper Warduliński lub Jędrzej Chmura. Oni jednak mocno odbiegali poziomem od podstawowej dwójki, która okazała się 3. najskuteczniejszą parą Krajowej Ligi Żużlowej. Największe brawa należą się jednak Miłoszowi Wysockiemu. Grudziądzanin, który już od kilku lat startuje nad morzem po sezonie 2024 był skazywany na zakończenie kariery. Działacze uznali jednak, iż otrzyma ostatnią szansę i wykorzystał ją z nawiązką. Osiągnął średnią 1.745 co jest czwartym lepszym wynikiem w drużynie! Na torze pokazywał niesamowitą wolę walki, zaangażowanie ale również i prędkość. Regularnie sprawiał kibicom miłe niespodzianki jak na przykład w Krakowie, gdzie zdobył 11+3 lub w Gdańsku w meczu z Lokomotivem. Tam również zabrakło mu punktu do kompletu – przywiózł 12+2.
Niestety wszystkie te indywidualne statystyki poszły na marne i nie zmieniają najważniejszego faktu. W kluczowym momencie „tryby” w gdańskiej maszynie nie zapracowały odpowiednio i cytując klasyka „cały misterny plan poszedł” wiadomo gdzie. Przy braku wykonania planu osiągi indywidualne nie odgrywały one żadnej roli dla rozgoryczonych gdańszczan. Zawodnicy natomiast dzięki temu mogą liczyć na duże zainteresowanie na rynku transferowym. To zła informacja dla Wybrzeża, które nie ma zbyt wielu argumentów, aby utrzymać liderów w zespole. Jeden już opuścić Gdańsk i parafował umowę z Hunters PSŻ Poznań. Dużo wskazuje na to, iż w jego ślady pójdą kolejni. To potwierdza wcześniejszy wniosek, iż Wybrzeże może na dobre utknąć w Krajowej Lidze Żużlowej.
Podsumowanie
W tej sekcji nie ma co za bardzo się rozpisywać. Ten sezon dla ekipy znad morza, bez względu na indywidualne statystyki czy przebieg fazy zasadniczej oraz półfinałów był porażką. Mieli oni jasny cel, awansować do Metalkas 2. Ekstraligi. Planu nie udało się zrealizować więc nie można inaczej określić rozgrywek 2025 w wykonaniu Wybrzeża. Po raz kolejny użyjemy tutaj usłyszanego w parkingu po przegranym drugim meczu finałowym cytatu. „Sezon zmarnowany w 25 godzin” – to chyba najtrafniejsze określenie jakim można opisać rozgrywki Krajowej Ligi Żużlowej w wykonaniu drużyny Lecha Kędziory.