F1: Finał sezonu… jakiego?

4 miesięcy temu

GP Abu Dhabi za nami. Za nami też sezon, który… trudno w sumie podsumować. Niby nie był zły, a jednak czegoś w nim brakowało. Czego?

Wyścig jak sezon

GP Abu Dhabi było wyścigiem obiecującym po sobie wiele. Może nie emocje na miarę tych z 2021, ale przecież jeden tytuł wciąż był do rozdania. Choć pierwsze treningi i kara Leclerca kazały myśleć, iż adekwatnie żadnej walki o tytuł nie będzie, to początek wyścigu i kontakt Verstappena z Piastrim dawał nadzieję. Dość gwałtownie można było jednak zgadnąć, iż jedyna szansa Ferrari, robiącego co tylko mogli, to jakaś przygoda Norrisa.

Jak się skończyło – wszyscy wiemy. Mam wrażenie, iż ten wyścig, adekwatnie cały weekend wyścigowy, był genialnym podsumowaniem sezonu. Po początkowej dominacji jednej ekipy, mieliśmy obietnice wielkiej walki. Mieliśmy wybryki Verstappena, którego iście genialne występy były przeplatane z jechaniem po bandzie, czy wręcz skrajnie głupimi manewrami. Mieliśmy wreszcie uspokojenie i rozwianie wątpliwości, czy ta wielka walka w ogóle będzie miała miejsce.

Tak sobie myślę… czy przypadkiem największą atrakcją i kontrowersją minionego sezonu, nie były przypadkiem występy tych słabych kierowców? Katastrofalna forma Pereza i żenująca jazda Strolla w Brazylii bardzo zapadły mi w pamięć. Na szczęście były też popisy młodych wilków jak Colapinto, Bearman i Lawson.

Owszem były wyścigi naprawdę dobre. Choćby Kanada i Włochy. Co na pewno jest fajne, to iż w tym sezonie mieliśmy taką różnorodność zwycięskich ekip i kierowców. Daje to niesamowicie ciekawą perspektywę na ostatni sezon przed zmianą przepisów. Z drugiej strony, nie mieliśmy wielkiej dominacji i batalii dwóch tytanów, jak w 2021.

Jak tworzy się legendy

Sięgam do pamięci – po tylu latach nie mam problemu ze wspomnieniem ważnych wyścigów i chwil 2021. W 2024 musiałem zerknąć co się działo. Może moje zdolności pamięciowo poznawcze już nie są takie jakie są, a może jednak naszym mózgom łatwiej jest się skupić i zapamiętać jeden wątek, niż kilka osobnych, które każdemu „dają po trochu”? No bo, czy ktoś dziś wspomina inne wydarzenia które miały miejsce w okresie 1989 poza rywalizacją Senny i Prosta? Czy ktoś pamięta coś poza rywalizacją Schumachera i Alonso, gdy wreszcie do niej doszło? Wreszcie, tak zupełnie szczerze, czy macie jakieś niezamglone wspomnienia z 2021 poza walką Hamiltona z Verstappenem? Bo mi, tak z biegu, do głowy przychodzi interesujący kalendarz przemeblowany przez COVID i popis Russella na Imoli.

Z jednej strony super jest to, iż każdy miał szansę i naprawdę pod tym względem, był to najrówniejszy sezon, jaki pamiętam… nie wiem, czy nie od zawsze? Z drugiej, to takie wielkie rywalizacje i wielkie charaktery tworzą legendy. Śmialiśmy się z Toto rzucającego słuchawkami, skakaliśmy lub krzyczeliśmy przed telewizorami gdy Max wyprzedzał Lewisa na ostatnim okrążeniu sezonu, łapaliśmy się za głowę, gdy obaj hamowali awaryjnie przed linią DRSu w Arabii Saudyjskiej. Z obecnego sezonu takich emocji po prostu nie pamiętam, a głównie pamięta się właśnie to – emocje.

Brakujące składniki

Niech to będzie jasne – nie narzekam, iż wreszcie stawka jest bardziej wyrównana, o co błagaliśmy od lat. Zastanawiam się po prostu co zrobić, by przy tym rozdrobnieniu, nie rozdrobnić też tych emocji i wielkich rywalizacji.

Wydaje mi się, iż Norris nie nadaje się zbyt na bohatera – obojętnie złego, czy dobrego. Verstappen doskonale wpisuje się w ten kanon, szczególnie ze złej strony mocy dla mediów brytyjskich, z którymi otwarcie idzie na wojnę (i dobrze). Jasne, jego niektóre manewry są naprawdę durne, a w tym sezonie przynajmniej 2-3 razy jawnie i z premedytacją przegiął. No i zakończył występem nieco wstydliwym jak na kierowcę tej klasy. Szczególnie po tym, co pokazał choćby w Brazylii. Lando natomiast… nie dorównał Maxowi na torze, ani poza nim. Pewnie są osoby, które się ze mną nie zgodzą, ale czystym racecraftem Max jest wciąż poza zasięgiem Norrisa i są w stawce kierowcy będący bliżej mistrza świata. Nie znaczy to, iż Norris nie ma tempa. Po prostu w kluczowych momentach, kiedy musi dodać coś od siebie, wciąż brak tej iskry, tego przebłysku geniuszu.

Zupa bulgocze

Na koniec mieliśmy dwa, smutne pożegnania, choć generalnie pożegnań było więcej. Oba „zawinione” przez Hamiltona – tak wyszło. Pierwsze samego Lewisa z Mercedesem. Niezależnie od własnych sympatii i antypatii, każdy musi chyba przyznać, iż jest to koniec pewnej ery. Hamilton ze Srebrnymi Strzałami osiągnął wiele. Bardzo wiele. Aż dziw pomyśleć, iż historia tego zespołu sięga Brawn GP, Hondy, a choćby jeszcze dalej. No i drugie pożegnanie, czyli wypchnięcie bogu ducha winnego Sainza z Ferrari, by zrobić miejsce dla Hamiltona. Czy Sainz jest materiałem na mistrza świata? Nie wiem. Czy zasłużył na wywalenie z Ferrari? Moim zdaniem nie, ale to nie o formę w tym przypadku chodziło. Cóż, dziwne i niezbadane są ludzkie losy w sportach motorowych, a jako Polacy powinniśmy sobie świetnie zdawać z tego sprawę.

Co więc przed nami? Potencjalnie sezon, jakiego jeszcze nie było. Potencjalnie, bo jest wiele pytań. Czy McLaren utrzyma formę? Czy Red Bull będzie potrafił się odbić bez Neweya? No i kiedy zaplastrują dziurę w postaci formy Pereza? Czy Aston Martin da wreszcie jakiekolwiek oznaki budowania swojej potęgi, czy będzie to falująca forma środka stawki, jak niegdyś HAAS i morze niespełnionych obietnic? Forma Ferrari jak zawsze będzie wyłącznie wielką zagadką – czy Hamilton pomoże ją ustabilizować? I jak zaprezentuje się na tle innego „talentu nowej ery”, czyli Leclerca? Pytań jest wiele, a potencjalne odpowiedzi bardzo ekscytujące. Z resztą sezony przed zmianą przepisów są z reguły tymi najbardziej wyrównanymi pod względem sportowym. To dobrze, bo za rok o tej porze będziemy się emocjonować czymś zupełnie innym.

Idź do oryginalnego materiału