Ewa Swoboda jest pierwszą Polką w historii, która pobiegła w finale stu metrów na mistrzostwach świata. To jest najbardziej prestiżowy sprint. Tu najtrudniej załapać się do TOP 8. A Ewa jest choćby w TOP 6, choć zanim do tego znakomitego grona wbiegła, płakała, nie mogąc się pogodzić, iż jest dziewiąta, czyli pierwsza za finałem, o zaledwie jedną tysięczną sekundy od marzenia.
REKLAMA
Zobacz wideo
Ewa Swoboda zaskoczona po swoim biegu eliminacyjnym. "Nie spodziewałam się tego"
Delegatka jak matka. "No i znów chce mi się płakać"
Gdy Dina Asher-Smith w ostatnim, trzecim, półfinale uzyskała czas 11.01 s, Swoboda czekała w pomieszczeniu dla dwóch zawodniczek, które wejdą do finału z najlepszymi czasami. Bezpośredni awans zdobywały po dwie najszybsze sprinterki z każdego półfinału. Do nich miały dołączyć dwie najszybsze spoza TOP 2 każdego z tych biegów. Ale dołączyły trzy, bo szef sędziów PZLA powiedział sędziom z MŚ "sprawdzam". Filip Moterski poprosił sędziów o analizę wideo i ci przyznali, iż różnica między Polką a Brytyjką była mniejsza niż jedna tysięczna, zaczęli więc sprawdzać dziesięciotysięczne sekundy i w końcu stwierdzili, iż nie można mieć pewności, iż Ewa była wolniejsza (a podobno choćby jedna z kamer pokazywała, iż to Ewa była szybsza, a druga - iż Dina).
- Kiedy zobaczyłam, iż Dina też ma czas 11.01, to tylko w duchu sobie mówiłam: "Kurde, żeby nie było różnicy jednej tysięcznej!". No i była. Serduszko miałam wypełnione żalem, iż nie udało mi się mojego celu zrealizować. I wtedy te dwie cudowne panie powiedziały, iż jednak biegnę w finale! - opowiada Swoboda.
To było tak, iż po półfinale zapłakana Ewa przyszła do strefy mieszanej. Ale nie chciała rozmawiać z dziennikarzami, chciała po prostu przejść przez strefę. Na prośby grupki reporterów z Polski jednak stanęła przed nami. Tylko iż bardziej płakała, niż mówiła. I wtedy dwie delegatki techniczne zabrały Ewę od nas i przekazały jej, iż jednak w finale pobiegnie. A jedna z tych delegatek rozemocjonowaną Polkę przytulała.
Gdy Ewa to wspomina godzinę później, po finale, to akurat ta kobieta znów do niej podchodzi. I znowu widzimy, jak przytula Swobodę, a teraz jeszcze ją dodatkowo wycałowuje. - No i znów chce mi się płakać - mówi Swoboda łamiącym się głosem.
"Miałam jeden cel". Legalna finalistka
Jak Ewa po tych ogromnych emocjach między półfinałem a finałem zdołała się pozbierać na tyle, żeby pobiec drugi najlepszy wynik w życiu (10.97 s - tylko o 0.03 s wolniej od swojego rekordu życiowego) i zająć naprawdę świetne, szóste miejsce (najlepsze z Europejek, w dziewięcioosobowym finale Polka była jedyną białą sprinterką)?
Kapitalny bieg Ewy Swobody! Najlepsza Europejka na MŚ! Historyczny wynik
- Bardzo ciężko było mi się pozbierać. Po tym wszystkim myślałam, iż pójdę na tor rozgrzewkowy i będę płakać, a finał już tylko sobie po prostu przebiegnę, iż się nie zbiorę. Ale trenerka i mój chłopak się mną zaopiekowali. Trenerka powiedziała, iż skoro dostałam szansę, to muszę ją wykorzystać. I miałam jeden cel: żeby zająć przynajmniej ósme miejsce, żebym była legalną finalistką mistrzostw świata. A jestem szósta! Bardzo się cieszę! - mówi Ewa.
- Odcięłam wszystkie złe emocje. A chyba choćby wszystkie emocje! - dodaje. - Przygotowałyśmy się z trenerką bardzo dobrze, bardzo się cieszę, iż już regularnie biegam poniżej 11 sekund albo minimalnie powyżej. Rok temu o tym marzyłam, to jest super prognostyk przed przyszłorocznymi igrzyskami olimpijskimi i przed mistrzostwami Europy. A tu w Budapeszcie zobaczycie mnie jeszcze z dziewczynami w sztafecie - słyszymy jeszcze od Swobody.
Dziewczyna-żywioł. Po metamorfozie
Rywalizacja sztafet 4x100 m zacznie się dopiero w piątek. To dobrze, Ewa będzie miała czas, żeby ochłonąć. - Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam i mam nadzieję, iż to już mnie nigdy nie spotka. Jestem bardzo emocjonalnym człowiekiem, więc wyobraźcie sobie, jak mi było ciężko - mówi.
I już za chwilę znów emocje aż z niej kipią. To się dzieje wtedy, kiedy jeden z dziennikarzy pyta ją, czy ona wie, iż o finał dla niej skutecznie powalczył szef sędziów PZLA.
Świetny bieg Natalii Kaczmarek. Pierwsze miejsce i finał! Duża szansa na medal
- Naprawdę?! Muszę mu podziękować i ucałować go! Wow! Super - wzrusza się Ewa. - Słyszałam, iż protest został też uwzględniony dzięki dużej różnicy wiatru - dodaje Swoboda, szukając u nas potwierdzenia. Przyznajemy: ona w swoim półfinale miała wiatr w twarz, a więc spowalniający, o prędkości 0,4 m/s, a Asher-Smith 0,1 m/s. - Ja pier... Ja pier... - wyrywa się Ewie.
W tym momencie Swoboda łapie się za twarz i wierzy, iż to się "wypika". - Ja się zmieniłam - mówi. - To jest moje życie, nie kogoś innego. Staram się skupiać na sobie i na swoich bliskich, to jest najważniejsze. Nie mogę się przejmować na przykład jakimś panem, który mi powie, iż mam brzydkie tatuaże, iż jestem za gruba, za chuda. Po prostu trzeba robić swoje i tyle - słusznie zauważa.
Ewa to wciąż dziewczyna-żywioł, ale widać, iż naprawdę pod wieloma względami dojrzała. Ma 26 lat, jest jedną z najlepszych sprinterek świata. Ma nagrodę za ciężką pracę. Ciesz się dziewczyno, zasłużyłaś!