EURO, EURO i już po / Marian

publixo.com 2 miesięcy temu

Zakończyły się futbolowe mistrzostwa EURO 2024. Zwyciężyli Hiszpanie i bardzo mnie to cieszy, bo ich lubię.
Polska drużyna wypadła na nich jak zawsze: mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor i do domu. Więcej od niej nie oczekiwałem, więc i nie przeżyłem zawodu. Podobało mi się natomiast to, iż trener odważył się powołać młodych zawodników. Grali najlepiej jak umieli i - co najważniejsze - z Lewandowskim, czy bez niego grali tak samo. Robert nie był dla nich partnerem do gry i raczej już nie będzie.
Nie podobały mi się natomiast garnitury trenera i jego kolorowe kamizelki. Na pewno były to drogie ubrania, bo trener chciał wyglądać elegancko, ale wyglądał obciachowo.
Wielkie show wkoło mistrzostw zrobiła TVP i było ono drogie i tandetne, jak garnitury trenera.
Na krótko przed EURO zakończyły się mistrzostwa Europy w lekkoatletyce, na których Polska zajęła dziewiąte miejsce i zdobyła sześć medali. Było to kilkadziesiąt konkurencji rozgrywanych w systemie dwuzmianowym. Wszystko to zdołało obsłużyć czterech sprawozdawców, dwoje komentatorów w studio i kilku jeszcze pomocników przeprowadzających wywiady. Transmisje trwały tyle ile zawody plus po kilkanaście minut wstępów i zakończeń codziennie. Tyle wystarczyło.
Na EURO Polska zajęła wstydliwe przedostatnie miejsce, ale do Niemiec wysłano aż czternastu samych tylko sprawozdawców plus chyba tyle samo opowiadaczy o tym, jakie są murawy na stadionach, co robią kibice, który piłkarz ma katar i tym podobnych głupot. Do tego przy każdym meczu w warszawskim studio siedziało po kilku komentatorów. Powyciągano z lamusa różnych byłych piłkarzy i trenerów, żeby opowiadali nam, kto zagrał lewą nogą zamiast prawą i dlaczego.
Przeciętny mecz - wliczając przerwy - trwa nieco ponad dwie godziny, a TVP przed każdym meczem reprezentacji Polski dawała wstęp teoretyczny trwający trzy godziny. Inne mecze „ozdabiano” równie długimi wstępami. W sumie bicie piany i gadanina o niczym trwała dłużej niż mecze. A wszystko to robili „fachowcy”, biorący prawdopodobnie za to solidny pieniądz, a największym i chyba najdroższym z nich był Janusz Michallik. W USA piłka nożna jest podrzędną dyscypliną sportu, którą mało kto się interesuje i właśnie stamtąd musiano sprowadzić faceta, żeby uczył nas oglądania futbolu. Uważam, iż to kpina z kibiców. Chyba, iż nasza telewizja dogadała się z amerykańską i polski fachowiec będzie komentował tam finałowe rozgrywki World Series w baseballu. Wtedy posypię sobie głowę popiołem.
Na zakończenie tych popisów TVP, Dariusz Szpakowski komentując ceremonię dekoracji zwycięzców, zrobił z króla Hiszpanii prezesa tamtejszego związku piłkarskiego i w ogóle nie zauważył obecności księcia Walii.
Krótko mówiąc, TVP zabawiła się po królewsku i wywaliła w błoto kupę pieniędzy - naszych pieniędzy.
A teraz słów kilka o piłkarzach. Zabłysło kilka nowych gwiazd, przygasło kilka starych, ale ja chciałbym napisać trochę tylko o Cristiano Ronaldo i Tonim Kroosie.
Cristiano Ronaldo po wielu latach wspaniałej gry w najlepszych klubach Europy i czując, iż jego piłkarski czas się kończy, postanowił jeszcze dorobić sobie w Arabii Saudyjskiej. Poszedł tam, żeby być atrakcją dla kibiców, a nie żeby uprawiać wielki futbol, bo takiego w Arabii nie ma. Gdy Portugalia powołała go na EURO, oczywiście przyjechał. Niestety okazało się, iż grając w marnej lidze, utracił swoją jakość i w zderzeniu z prawdziwym futbolem, już sobie nie radził. Jak zawsze dwoił się i troił, ale kilka to dawało. Nie wychodziły mu już rzuty wolne, z których przecież słynął i choćby nie strzelił karnego. Aż przykro było patrzeć, gdy schodził z boiska ze łzami w oczach i pocieszali go młodsi koledzy. Można się zastanawiać, czy słusznie powołano go do reprezentacji, ale do niego pretensji mieć nie można. Zrobił, co mógł i był to ten sam Ronaldo - walczący do końca, dobry duch drużyny. Plamy nie dał. Teraz niech wraca do Arabii i niech tam gra aż do siwego włosa.
Powodzenia Cristiano! Będę cię dobrze wspominać, ale następne mistrzostwa lepiej oglądaj już z trybun.
Swoją piłkarską karierę zakończył też Toni Kroos. Wiele lat grał w Bayernie i Realu, gdzie był opanowanym królem środka pola, a w precyzji podań nie dorównywał mu nikt. Podśmiewano się trochę z jego nienagannej fryzury i czyściutkich białych butów, ale szanowano go i ceniono. On też czuł już rychły koniec wielkiej kariery i też zdecydował się pograć jeszcze trochę na arabskich piaskach. Postanowił, iż te mistrzostwa będą jego pożegnaniem, bo - jak sam powiedział - chciał odejść, będąc na szczycie i być zapamiętanym wyłącznie z dobrych występów. Niestety mu się to nie udało, bo już na początku meczu z Hiszpanią brutalnie sfaulował przeciwnika, eliminując go z gry na kilka miesięcy. Z niewiadomego powodu nie dostał żółtej kartki. Niedługo potem ponownie złośliwie sfaulował innego Hiszpana i znowu nie dostał kartki. Kartkę dostał dopiero po trzecim faulu i skwitował to bezczelnym uśmiechem. Po tych wyczynach mój dotychczasowy szacunek do Kroosa zniknął na zawsze. Na szczęcie sprawiedliwości stało się zadość i Niemcy wraz z nim odpadli z dalszych rozgrywek.
Jedź, Toni, do tych Arabów, zarób jeszcze kilka milionów, ale na europejskich boiskach nie chcę cię już oglądać.
Na zakończenie warto jeszcze dodać, iż na EURO strzelono kilka bramek, a królem strzelców został „gol samobójczy” z dziesięcioma trafieniami.
Idź do oryginalnego materiału