Uczestnicy freak fightów często nazywają siebie wojownikami i nawiązują do walk gladiatorów. Porównanie do starożytnych rozrywek nie jest zupełnie bezpodstawne – żądza „chleba i igrzysk” wśród widowni jest taka sama. W starożytności tę potrzebę wypełniały nie tylko starcia gladiatorów, ale przede wszystkim walki zwierząt, tortury i egzekucje. Dzisiaj chlebem są wyzwiska, a igrzyskami bójki.
W Polsce istnieje kilka federacji. Najstarsza z nich – Fame MMA – została założona w 2018 roku. Od razu stała się areną do wyjaśniania internetowych sporów między youtuberami i streamerami. Podczas drugiej edycji w walce wieczoru zmierzyli się Daniel Magical i Rafonix – uczestnicy najgłośniejszego konfliktu w ówczesnej internetowej rzeczywistości. Dla innych „zawodników” była to okazja do pokazania się.
Bardzo gwałtownie gale przestały pełnić funkcję wyłącznie miejsca do bójek „za garażami”, a zaczęły kreować celebrytów. Dziś nikt nie pamięta początków Adriana Polaka czy Amadeusza Ferrariego. Dla internautów są po prostu zawodnikami Fame. Dla nich i dla wielu innych federacja stała się trampoliną do popularności i wielkich pieniędzy.
Potężni włodarze
Postać włodarza – właściciela i twarzy federacji – jest bardzo interesująca i unikatowa w sferze branży rozrywkowo-sportowej. Włodarze odpowiadają za zestawianie gorących nazwisk, namawianie celebrytów na walkę lub prowadzenie biznesu. Ale to nie wszystko.
Włodarze się biją. Tak jest w przypadku dwóch szefów Fame MMA – Boxdela, autora dużego kanału commentary na YouTubie, oraz Wojtka Goli, byłego uczestnika Warsaw Shore. Ten pierwszy walczył w main evencie już pierwszej gali. Na liście włodarzy-fighterów znajdują się również: Marcin Najman (MMA-VIP), Lexy Chaplin (Clout MMA) czy Paweł Jóźwiak (FEN).
Zdarza im się walczyć między sobą. Taka sytuacja miała miejsce kilkukrotnie w trójkącie Jóźwiak–Boxdel–Najman. Choć kolejne walki niczego nie wyjaśniły i były jedynie ogniskiem nowych konfliktów, szefowie federacji nie mogą się bić między sobą w nieskończoność. Potrzebują freaków.
Kim są bohaterowie freak fightów?
Czy uczestników freak fightów można nazywać „zawodnikami”? Prędzej niż sportowcami. Na nazewnictwo wyczuleni są zawodowcy i właściciele federacji MMA, odcinający się od freaków. Uczestnik freak fightu jest zawodnikiem w rozumieniu potocznym, ewentualnie amatorem, ale nie sportowcem i nie pełnoprawnym zawodnikiem. Sami właściciele Fame MMA mają do tego dystans. Krzysztof Rozpara, jeden z czterech włodarzy tej federacji, w wywiadzie dla NOIZZ.pl mówił: „My nie produkujemy wydarzenia stricte sportowego i nie mamy takich aspiracji. Fame MMA to wydarzenie rozrywkowe o charakterze sportowym”.
Do federacji trafiają autorzy kanałów na YouTubie, profili na Instagramie i TikToku, aktorzy.
Najciekawsze są postaci, które dopiero w federacjach stają się „kimś”, zyskując rozpoznawalność i budując wizerunek. Bracia Tyburscy, znani z programu Love Island, w Fame MMA pokazali się jako dobrzy fighterzy, z ambicjami sportowymi i niewyparzonymi językami. To samo dotyczy kobiecych gwiazd dywizji: Lil Masti oraz Linkimaster.
Aniela Woźniakowska (Lil Masti) zasłynęła na YouTubie jako Sexmasterka, opowiadając o seksie i śpiewając Poka sowę. Marty Linkiewicz chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. Dziś obie panie są kojarzone z oktagonem, w którym odniosły sukcesy. choćby spotkały się w walce o pas królowej polskich freak fightów. Po wyrównanym i chwalonym przez komentatorów sportowych pojedynku, na punkty wygrała Lil Masti. Niewątpliwie część patoinfluencerów przechodzi sportową przemianę, ale to wciąż show i nazwisko są tym, co ma się sprzedać.
Zatem co na galach robią zawodowcy? W końcu w pierwszym polskim freak fighcie na gali KSW 12 brał udział Mariusz Pudzianowski – uznany i utytułowany sportowiec. Do oktagonu wchodzili również Marcin Wrzosek (zawodnik KSW), Norman Parke (UFC, KSW), Robert Karaś (ultra triathlon), Damian Janikowski (olimpijczyk, zapaśnik), Artur Szpilka (pięściarz), Tomasz Hajto i Piotr Świerczewski (piłkarze).
Po pierwsze: szukają rozrywki. Dla zawodowców sprawdzenie się w innej dyscyplinie lub formule (zapaśnik w boksie lub odwrotnie) jest wyzwaniem i zabawą. Po drugie budują rozpoznawalność i fanbase, które choćby w sporcie są istotne dla sponsorów. Po trzecie zarabiają. Trenerzy i uczestnicy sami przyznają, iż stawki na galach freak fightowych potrafią być wielokrotnie wyższe.
Aktor Sebastian Fabijański za trzy freakowe walki, które trwały w sumie 93 sekundy, zarobił ok. 2 mln zł, co daje ok. 12 tys. zł na sekundę. Dla porównania Robert Lewandowski zarabia 4,63 zł na sekundę. Warto dodać, iż Fabijański dwa pojedynki przegrał, a trzeci zakończył się dyskwalifikacją przeciwnika.
Między sympatią i antypatią
Świat sportów walki zrewolucjonizował przed laty Conor McGregor. Irlandzki zawodnik UFC na wyższy poziom wniósł tzw. trash talk, czyli wyzywanie i obrażanie przeciwnika. Chodzi o to, by wyprowadzić go z równowagi, a poprzez zadymę przyciągnąć uwagę mediów i widzów.
Dziś wszyscy są McGregorami. Przynajmniej w gębie, bo sam Irlandczyk był pierwszym w historii podwójnym mistrzem UFC (dwóch kategorii wagowych). Do tego w swoich docinkach i ripostach bywał dowcipny i kreatywny. Większość freaków szuka prostszej drogi i ogranicza się do ubliżania matkom, córkom, żonom i kochankom.
Zainteresowanie sprzedaje PPV i bilety. Każda konferencja staje się spektaklem, na który czekamy – co tym razem wymyśli, co zrobi i powie ten czy inny internetowy celebryta? Mechanizm jest stary jak świat i znany ze wszystkich dyscyplin sportowych, a także z polityki. To nie koniec podobieństw. Między sympatią i antypatią jest cała gama emocji do sprzedania.
W przypadku freak fightów każdy odcinek ma trochę innych bohaterów i fabułę, ale przebiega wedle dobrze znanego schematu: ogłoszenie walk, wywiady, konferencje i gala, która jest jednocześnie finałem sezonu i zajawką kolejnego. Każdy cykl trwa ok. 2 miesiący.
Każdy serial w końcu się nudzi. Tu byłby pies pogrzebany, ale jest coś jeszcze: absurd. Kolejne odsłony, zestawienia, promocja, konferencje – wszystko to musi coraz bardziej szokować, zaskakiwać i ekscytować. W machinie freaków muszą się zderzać coraz odleglejsze i różniejsze światy.
Dlatego oglądamy walki 2 na 2, 2 na 1, starcia osób niskorosłych (początkowo traktowane prześmiewczo, przekonały widzów, iż są sportowo najciekawsze), teściowych z synowymi, kiboli z ochroniarzami, dużych z małymi. Do tego dochodzi brutalność. Popularna staje się rzymska klatka (3 na 3 metry), formuły no limit i no rules, czyli bez limitu czasowego i bez zasad – dozwolone stają się ciosy głową i łokciami, a choćby soccer kicki, czyli dosłownie kopanie leżącego.
Szokują również nagrody. To nie tylko pasy. Podczas jednej z gal bonusem była sztabka złota. Na zbliżającej się gali Fame 208 osób zawalczy w turnieju o 1,5 mln zł.
Jednym patogale, drugim Sejmflix
Wypełnione po brzegi hale Tauron Areny i Atlas Areny są zdominowane przez młodych. Znają polskie gwiazdy Instagrama, TikToka i YouTube’a, śledzą ich losy. Dla nich gala, wokół której kręci się cyfrowy świat, jest tym, czym dla setek tysięcy obywateli polski Sejmflix.
Wy oglądacie kolejną awanturę na Wiejskiej, oni konferencję przed galą. Wy słuchacie, jak Jarosław Kaczyński mówi o „zbrodniach politycznych”, a oni, co o Disie i Wojtku Goli powie Xayoo. Wy śledzicie szarpaniny w Sejmie i wystąpienia Morawieckiego, oni wywiad po walce, w której przegrany tłumaczy, iż szyny były złe i podwozie też. Operujemy na tych samych emocjach i tylko formuła się różni, bo w internecie jest większe przyzwolenie na niepoprawność polityczną, przemoc i brak konsekwencji.
Freak fighty bez wątpienia są patologiczne. To świat, w którym mężczyzna musi być wojownikiem, coś udowadniać, konflikty rozwiązywać pięściami, a silniejszy zawsze ma rację. Tutaj Wojtek Gola robi wielogodzinny wariograf, żeby udowodnić, iż nie jest biseksualny, zawodnicy obrażają swoje matki i szafują oskarżeniami, kto kogo z kim zdradza. To świat patriarchalny, krwiożerczo kapitalistyczny i brutalny. Czyli taki, jaki dobrze znamy również z polityki.
Nie oszukujmy się. Sejmowi coraz bliżej do gal freak fightowych. Na razie nie dochodzi do rękoczynów, ale gdyby ekstrapolować kolejne wymiany słowne, akcje strażackie i szturm na Straż Marszałkowską, to jesteśmy coraz bliżej. Jak będzie? Oktagon zweryfikuje.