Na tegorocznych mistrzostwach świata w lekkoatletyce nie brakuje niespodzianek i kontrowersji. W biegu na 1500 metrów złoty medalista olimpijski Cole Hocker został zdyskwalifikowany za popchnięcie rywala. "Było ciasno, szukałem jakiejkolwiek luki, jaką mogłem znaleźć. (...) Starałem się, jak mogłem, żeby przebiec jak najczyściej" - tłumaczył. Tym samym stracił szansę na kolejny tytuł w swojej karierze.
REKLAMA
Zobacz wideo Pewny awans Fajdka do finału na mistrzostwach świata w Tokio. "Duży spokój z mojej strony"
Dramatyczne chwile w karierze lekkoatlety
Chwile grozy przeżył także Rai Benjamin, który specjalizuje się w biegu na 400 metrów przez płotki. Amerykanin przeszedł drogę z nieba do piekła i z powrotem po tym, jak ukończył swój bieg jako pierwszy z czasem 46,52 (najlepszym w sezonie).
Gdy świętował i założył na głowę koronę okazało się, że... został zdyskwalifikowany. Kiedy okazało się, iż stracił złoty medal momentalnie zdjął koronę i patrzył z niedowierzaniem, co się stało. Jak się okazuje podstawą do dyskwalifikacji było to, iż w pewnym momencie biegu obalił jedną z przeszkód, która... przesunęła się lekko w prawo i - zdaniem sędziów - miała wpłynąć na tor biegu jednego z jego rywali.
"The Sun" nazwało to, co się stało "dzikimi scenami". Ponadto brytyjski serwis przytoczył słowa legendy Wielkiej Brytanii - Jessika Ennis-Hill, która stwierdziła wprost w studiu BBC, iż to, co się stało "wydaje się kompletnie szalone".
Amerykanin wrócił z piekła i odetchnął z ulgą
Zespół lekkoatlety gwałtownie złożył odwołanie od tej decyzji. "Zespół twierdził, iż przewrócony płotek nie przeszkodził żadnemu innemu biegaczowi" - relacjonował dziennik "The Sun". Po chwili podjęto decyzję, iż Benjamin Rai... zostanie przywrócony do rywalizacji i po raz drugi został zwycięzcą tego wyścigu.
"Benjamin, biorąc mikrofon, zwrócił się do tłumu: 'Mistrzostwa Świata nie byłyby możliwe bez odrobiny dramatyzmu'" - stwierdził, cytowany przez brytyjski serwis.
Srebro wywalczył Brazylijczyk Alison dos Santos z czasem 46,84, a na najniższym stopniu podium stanął Abderrahman Samba z czasem 47,06, co jest najlepszym wynikiem Katarczyka w sezonie.
Zobacz też: Tyle płacą na MŚ w Tokio. Oto ile wpłynie na konto Bukowieckiej
Broniący tytułu mistrza świata Karsten Warholm zajął piąte miejsce z czasem 47,58. Jak podaje serwis olympics.com, Norweg zdradził, iż poczuł dyskomfort po starcie. "Coś mi się przytrafiło, kiedy wychodziłem z bloku. Nie wiem, czy to ścięgno podkolanowe, czy kolano. Próba pokonania płotka z nim nie szła dobrze. Zawaliłem też trzeci płotek. Próbowałem się napierać, ale to był po prostu fatalny wyścig. Katastrofa. Wiedziałem, iż jestem dobry i dlatego ten wynik jest rozczarowujący" - oświadczył.