W czwartek meczem z FK Aktobe w I rundzie kwalifikacji Ligi Europy Legia Warszawa rozpocznie sezon 2025/26. Sezon, który dla stołecznego klubu zapowiada się na jeden z najtrudniejszych - o ile nie najtrudniejszy - w ostatnich latach. Piąty zespół poprzedniego sezonu sportowo wygląda byle jak, atmosfera wokół klubu jest smutna. Smutny może być też początek sezonu, bo od Legii odwracają się najbardziej zagorzali fani, którzy najpierw nakłaniali innych kibiców do tego, by wstrzymać się z kupnem karnetów, a niedługo później oznajmili, iż - przynajmniej na razie - nie będą pojawiać się na stadionie i nie będą prowadzić dopingu. Dlatego w przeddzień rozpoczęcia sezonu głos oddaliśmy właśnie kibicom z różnych trybun stadionu przy Łazienkowskiej - zadaliśmy im pięć pytań dotyczących zbliżającego się sezonu, ale też poprosiliśmy ich o opinię na temat rządów Dariusza Mioduskiego.
REKLAMA
Zobacz wideo Legia poznała rywala w pucharach. "Przez wojnę obawiałbym się dotarcia na miejsce"
Brak transferów, strategii, jasnej struktury i komunikacji
Na początek fanów warszawskiej drużyny zapytaliśmy o to, co jest największym problemem Legii na starcie sezonu 2025/26? W odpowiedziach, jakie otrzymaliśmy, najczęściej przewijały się: brak transferów, strategii i struktury w klubie oraz kiepska komunikacja z kibicami.
- Największy problem to brak nadziei wynikający z tego, iż z klubu nie wychodzi żadna pozytywna wibracja, żadna idea, której kibice mogliby się chwycić. Klub się zamknął. Nie prowadzi żadnej komunikacji poza "kup subskrypcje". A przecież kibice chętnie chwyciliby się choćby czegoś złudnego, żeby tylko mieć nadzieję - mówi Marcin Żuk, kibic Legii.
- Największym problemem Legii jest przede wszystkim fatalna atmosfera wokół klubu. Jest to wypadkowa wielu aspektów: niskiego miejsca w lidze, niezrozumiałej polityki transferowej, zamieszania z trenerem, dziwnych i niezrozumiałych ruchów kadrowych takich jak Fredi Bobić i Michał Żewłakow, oraz - wszystko na to wskazuje - słabej sytuacji finansowej. To zbiór dziesiątek mniejszych i średnich problemów buduje tutaj całość - dodaje fan Wojciech Logiński.
- Największy problem? Niechęć właściciela do sprzedaży klubu komuś, kto wyrwałby go z obecnego korkociągu. Korkociągu, który może się zakończyć wyłącznie katastrofą lub sprzedażą jak za ITI - wróży Kuba Żywko.
- Największy problem to kadra. Skład po zeszłym sezonie powinien być znacznie wzmocniony, tymczasem do tej pory przeprowadzono jeden transfer, a zawodnik dotarł po obozie. Być może w drugiej części lata uda się jeszcze kogoś sprowadzić ale cała strategia wygląda nieprofesonalnie i prawdopodobnie czekają nas kolejne "wpadki" transferowe. Oczywiście jest to wynik ogólnego zamieszania, które w tym względzie panuje w Legii od kilku lat. Nie widać żadnej długotrwałej wizji, raczej opiera się to na czystym przypadku - raz się udaje sprowadzić kogoś sensownego (rzadziej), a raz nie (ostatnio częściej). Praktycznie każda formacja powinna być wzmocniona. Sensowy jest powrót Michała Żewłakowa (doświadczenie i kilka świetnych zakupów w przeszłości) ale praktycznie nie miał czasu w dokonanie transferów - twierdzi kibic Piotr Swacha.
- Brak wzmocnień drużyny, która zajęła piąte miejsce w lidze. Mamy bardzo przeciętną kadrę, a szczególnie linię ataku i niestety, ale klub nie robi zbyt wiele, by to zmienić - zaznacza Jakub Kluczek. - Wszechobecny chaos. Ponadto tak naprawdę nie widać żadnych efektów pracy duetu Żewłakow - Bobic. Tak nie da się sensownie przygotować do sezonu z walką na kilku frontach - podsumowuje Adam Kielar.
"Legia nic nie osiągnie"
Kolejne nasze pytanie było takie: Legia ma nowego trenera, ale starą kadrę - co drużyna osiągnie w tym sezonie w lidze? I tak jak co roku mogliśmy się spodziewać, iż kibice oczekują walki o mistrzostwo Polski, tak przed tym sezonem nastroje są wyjątkowo negatywne. Wniosek z odpowiedzi jest prosty: ligowe podium to maksimum, czego spodziewają się stołeczni fani.
- W ostatnim sezonie Legia zajęła piąte miejsce, mając 16 punktów straty do Lecha. Od tego czasu się nie wzmocniła. W tej sytuacji trudno z powagą stawiać przed piłkarzami zadanie zdobycia mistrzostwa Polski na 110-lecie. Jest to symboliczne, ponieważ choćby w czasach Wisły Kraków Bogusława Cupiała za każdym razem przystępowaliśmy do rozgrywek z założeniem, iż przynajmniej powalczymy o tytuł. Być może to się zmieni, bo Żewłakow z Bobiciem dokonają wzmocnień, jak już kluby w poważnych ligach zaczną na poważnie meblować, ale oceniam obecną sytuację, a ta jest zła - mówi Żuk.
- Liga się wzmacnia. Do gry na poważnie wchodzi Widzew, który pewnie jeszcze w tym sezonie nie zaskoczy, ale długoterminowo będzie wysoko. Wzmacnia się Lech. Raków i Jagiellonia też wydają się coraz mocniejsze. Top 3 będzie sukcesem, nie sądzę, iż będziemy walczyć o mistrzostwo Polski - dodaje Logiński.
- Nic nie osiągnie. W wariancie "optymistycznym" awansujemy do fazy ligowej europejskich pucharów, więc byt klubu zostanie zabezpieczony na kolejny rok, ale dodatkowe 12-14 meczów oraz koszmarnie dziurawa kadra uniemożliwią nam realne włączenie się do rywalizacji o jedyne z punktu widzenia kibica Legii istotne osiągnięcie, czyli tytuł mistrzowski. W wariancie pesymistycznym odpadamy w kwalifikacjach europejskich pucharów, władze klubu sprzedają każdego, kto się nie przykuje łańcuchem do bramy LTC, pojawiają się większe niż latem problemy z płynnością i Legii realnie zagląda w oczy widmo degradacji. Czy tym razem też uda się znaleźć cudotwórcę takiego jak Aleksandar Vuković, który to widmo przegoni? - denerwuje się Żywko.
- Piłkarze z zaciągu mają swoje priorytety w pucharach, bo tam mogą się wypromować, a w tym roku w grze jest Liga Europy. To zresztą pokazał ostatni sezon, gdzie dobrą grę na europejskich podwórku przeplataliśmy z żenująca postawą z ligowymi średniakami. W efekcie czołówka nie najmocniejszej ligi odjechała nam o wiele za szybko. To nie napawa optymizmem i sam trener tu nie za wiele zmieni - mówi Wojciech Bernat.
- Mam nadzieję, iż powalczymy o miejsce gwarantujące udział w europejskich pucharach. Ale boję się, iż skończymy choćby poza pierwszą szóstką - nie ukrywa Tomasz, kibic z trybuny wschodniej. - Liczę na walkę o specjalność Legii, czyli Puchar Polski - dodaje Kielar.
Kibice mają dość
Kibiców zapytaliśmy też o to, jak oceniają protest zapowiedziany przez "Nieznanych Sprawców" i czy mają zamiar do tego protestu się przyłączyć. - Na razie odkładam w czasie wizyty na Łazienkowskiej i będę śledziła rozwój sytuacji na linii klub-kibice. Obawiam się, iż po stronie klubu istnieje przekonanie, iż wystarczy zatrudnić odpowiednich specjalistów od sprzedaży, którzy pozyskają nowych klientów i nie jest istotne, kto te trybuny zapełni. Wydaje mi się, iż w najnowszej historii Legii, były już przykłady pokazujące, iż wymiana publiczności nie jest taka prosta jak by się mogło wydawać, ale może nie wszyscy o tym pamiętają - mówi Ewelina Floriańczyk.
- Odpowiedź na to pytanie jest trudna, bo wprawdzie karnetu nie kupiłem - nie będę go miał dłużej niż przez rundę pierwszy raz od sezonu 2001/02 - i na mecze będę chodził tylko okazjonalnie, ale decyzje w tym względzie podjąłem jeszcze przed apelem. Mam dość różnicy w zaangażowaniu piłkarzy między meczami ważnymi dla nich, a meczami ważnymi dla mnie. Mam dość klubu, który dostawał ode mnie co roku duże jak na moje możliwości pieniądze, nie dając nic w zamian. Mam wreszcie dość sowicie opłacanych gabinetowych mózgów likwidujących karnety w imię chorej wizji, iż to karneciarze są największym problemem na trybunach przy Łazienkowskiej - zapowiada Żywko.
- Byłem właścicielem karnetu od dobrych kilku lat, moja frekwencja na stadionie przez te lata to około 90 proc. Nie jestem z Warszawy, muszę dojeżdżać na mecze. Przeżyłem na stadionie prawie spadek, przeżyłem wątpliwej jakości mecze przy minus 20 stopniach. Doszedłem do momentu, iż przyłączenie się do protestu NS jest dla mnie jedynym słusznym wyjściem. Mam już dość. Mamy wszystko, żeby ten klub był wielki, zainteresowanie, soldouty wiernych kibiców. Nie mamy tylko rozsądnego właściciela, wszystko w tym klubie ostatnio lepione jest na kolanie. Transfery z ostatniego roku lepiej przemilczeć. Doszliśmy do momentu, iż śmieje się z nas cała piłkarska Polska i niestety słusznie - dodaje Kluczek.
- Rozumiem i popieram tę decyzję, ja również, póki co nie wybieram się na Łazienkowską 3. Przykro mi z tego powodu, ale może dopiero taka forma protestu trafi do władz klubu i przekona go do podjęcia odpowiednich decyzji. Oczywiście zawsze w takich sytuacjach cierpi zespół, bo wiemy jak ważne dla piłkarzy jest wsparcie trybun. Może jednak dzięki temu także drużyna będzie w stanie w jakiś sposób wpłynąć na kierownictwo - kontynuuje Kielar.
- Popieram protest "Nieznanych Sprawców". Już wcześniej w łagodniejszej formie wyrażany był sprzeciw wobec działań podejmowanych przez władze Legii. Wydaje mi się, iż Legia znajduje się w dość krytycznym momencie, w którym brak reakcji na sukcesywne obniżanie poziomu sportowego drużyny spowoduje stoczenie się klubu do roli ligowego średniaka, a na to po protu nie ma zgody kibiców. Klub uzyskuje wysokie dochody z tytułu dnia meczowego, stadion praktycznie co mecz jest wyprzedany. Oprawy prezentowane na Legii to absolutna czołówka światowa. Tymaczasem chwilę po ogłoszeniu bojkotu klub zapowiada, iż w przyszłości zrezygnuje ze sprzedaży karnetów, co jest postrzegane jako potencjalne uderzenie w najwierniejszych kibiców - mówi Swacha.
- Doświadczenie pokazuje, iż na włodarzy klubu działają jedynie radykalne środki. Bojkot to akt desperacji, ale sytuacja do tego dojrzała. Trudno oczekiwać zmian, jeżeli się działa cały czas tym samym schematem. Bez satysfakcji, bo to świadczy o kryzysie w Legii – ale popieram ten protest. jeżeli nic się nie zmieni, znowu będziemy oglądać jak cieszą się z mistrzostwa w Poznaniu, albo do czego też w ostatnich latach dopuściliśmy – zdobywają je pierwszy raz w historii swojego klubu. Dla naszej Legii jest to upokarzające doświadczenie, nad którym nie możemy przejść do porządku - przyznaje Bernat.
Nie wszyscy mają jednak tak radykalne podejście. - Zgadzam się z argumentami, ale forma protestu jest beznadziejna. Legia potrzebuje pieniędzy. Taki protest je właśnie zabiera. "Nieznani Sprawcy" to grupa ludzi, która ma swoje interesy. Naraziła klub na ogromne straty, ma mnóstwo przywilejów. To inne trybuny utrzymują ich tanie bilety. I ich nie popieram. Ale protest rozumiem i jestem w stanie się z nim zgodzić, ale forma jest słaba. Kupiłem karnet i będę chodził na mecze. W czwartek również będę - zapowiada Tomasz.
Winni? Przede wszystkim Mioduski
Kto zatem zdaniem kibiców jest winny obecnej sytuacji Legii? Tu przede wszystkim pada nazwisko jej właściciela i prezesa - Dariusza Mioduskiego. Odpowiedzialność czasami rozkłada się też jednak między piłkarzy, dyrektorów sportowych oraz zarząd klubu.
- W tym czasie przez klub przewinęło się kilkudziesięciu piłkarzy, trzech dyrektorów sportowych i pięciu trenerów. Nie zmienia się tylko właściciel, więc logika nakazuje, żeby to jego zapytać, o co w tym wszystkim chodzi. Obwini wszystkich poza sobą - nie zostawia wątpliwości Żuk.
- "Nad wszystkim czuwa gospodarz domu, nie da on krzywdy zrobić nikomu" - to o Stanisławie Aniele. Mioduski niestety nie wpisuje się w ten ideał. Jak negatywnie nie oceniałbym pracy piłkarzy, trenerów, dyrektorów sportowych, członków zarządu LTC i doradców do spraw tych lub owych, ostateczna wina za zatrudnienie ich wszystkich i brak nadzoru nad ich działaniami spada na właściciela. Nikt mu przecież nie kazał zatrudniać w roli trenera człowieka, który trenerem nie był (Romeo Jozaka), zwalniać trenera, którego szatnia lubiła tak bardzo, iż po tej decyzji wszczęła bunt (Aleksandara Vukovicia), iść na otwartą wojnę z każdym trenerem, który w tej dekadzie dał mu jakiś sukces (przerabialiśmy to już z Czesławem Michniewiczem, Kostą Runjaiciem i Goncalo Feio), czy brać sobie dyrektorów sportowych, którzy według opinii z zewnątrz wpędzają klub w coraz większe problemy. Można oczywiście uznać, iż pan Mioduski ma pecha, iż chce najlepiej, ale nie pozwalają mu niekompetentni podwładni i okoliczności, ale zdolności doboru (współ)pracowników, to kluczowa dla szefa umiejętność. Za jej brak jak najbardziej obwinić należy właściciela klubu - dodaje Żywko.
- Sytuacja jest powtarzalna i wskazuje na systemowy problem. Z mojej perspektywy od wielu lat widać brak gotowości do podjęcia ambitnych ruchów transferowych. Obecny właściciel, mimo deklaracji, niechętnie sięga głębiej do portfela, a zyski z europejskich pucharów rozchodzą się bokiem. Machina klubowa jest niewydolna – wydaje się, iż jej część żeruje na klubie. Reszta – trenerzy, piłkarze - jest pochodną tej praprzyczyny. W ten sposób straciliśmy okazję, żeby odjechać sportowo innym klubom. A roszady trenerów mają tylko przypudrować rzeczywistość i przerzucić odpowiedzialność - twierdzi Bernat.
- Winny jest każdy po trochu. Właścicielem jest Mioduski i uważam, iż to on określa ramy, jak ma działać klub. Określa zakres obowiązków, ma też ogromny wpływ na dobór personelu. Ale w ciągu ostatniego półtora roku uważam, iż odpowiedzialność i błędy z tego wynikające się rozmyły. Wymieniłbym tu Jacka Zielińskiego, Goncalo Feio, Marcina Herrę, ludzi ze skautingu oraz wszystkich związanych z zarządzaniem młodzieżą - podsumował Tomasz.
"Jestem zmęczony tym człowiekiem"
Na koniec poprosiliśmy też kibiców o podsumowanie rządów Mioduskiego w Legii. Te w miażdżącej większości są niekorzystne dla właściciela warszawskiego klubu. - Mam poczucie zawodu i rozczarowania. Osiem lat rządów Mioduskiego to okres straconej szansy, by stać się solidnym europejskim klubem, który dominuje na krajowym podwórku, a w Europie robi różnicę. Na krajowym podwórku walczymy dziś tylko o podium, a jeżeli chodzi o Europę, to gramy jedynie w jej przedsionku. A pieniądze klub pochłania ogromne. Coś tu grubo nie gra - mówi Logiński.
- Mioduski jest już w Legii osiem lat i w tym czasie jego osobista pozycja systematycznie rośnie, a pozycja Legii systematycznie spada. To są dwie linie na osi czasu, które się rozchodzą. Mioduski dzięki Legii stał się w Polsce znany, dostał się do międzynarodowego stowarzyszenia klubów ECA, fotografuje się z właścicielem Paris Saint Germain i szefem FIFA Infantino, a ostatnio został wiceprezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Święci osobiste triumfy. Jednocześnie Legia z klubu grającego w Lidze Mistrzów stała się ligowym średniakiem, który odpada z rywalizacji o tytuł na coraz wcześniejszym etapie rozgrywek. Stawiam więc oczywistą tezę, iż to Legia jest potrzebna Mioduskiemu, a nie Mioduski Legii - dodaje Żuk.
- Nie mam w zwyczaju kopać leżącego, ale sprowadzenie topowego klubu z pełną bazą sportową oraz zapleczem organizacyjnym i kibicowskim do roli ligowego średniaka, przy dwukrotnie, a choćby trzykrotnie większych niż inne kluby ekstraklasy budżetach, mówi samo za siebie - twierdzi Floriańczyk.
- Oceniam go skrajnie negatywnie. Mioduski nie realizuje nic z tego, co szumnie zapowiadał. Wpędził Legię w gigantyczne długi, które mimo rekordowych przychodów zagrażają jej istnieniu, sportowo wreszcie sprowadził drużynę regularnie zdobywającą mistrzostwo Polski na poziom średniaka, który nie potrafi zagrozić lepszym i regularnie traci punkty z teoretycznie gorszymi, trwale wypisując się z choćby prób powrotu na ligowe szczyty - kontynuuje Żywko.
- Ocena może być tylko negatywna. Klub, który dopiero co grał w Lidze Mistrzów i dominował w ekstraklasie, wjechał na równię pochyłą. Nigdy nie zapomnę takich momentów, jak odpadnięcie z Dudelange czy Sheriffem Tyraspol, "wynalazków" na ławce trenerskiej, sezonu 2021/22, gdzie po raz pierwszy w życiu naprawdę był moment, iż bałem się o utrzymanie, czy choćby kilku kuriozalnych wywiadów. Oczywiście nie wszystko było złe, były mistrzostwa, Puchary Polski, ostatnie dwie udane kampanie pucharowe czy też budowa ośrodka Legia Training Center. Ale to, jak z pozycji hegemona klub stał się po prostu jedną z drużyn walczących o puchary, nie wróży dobrze na najbliższą przyszłość - zaznacza Kielar.
- Gdy przychodził, miałem pewne nadzieje, iż ze swoim doświadczeniem biznesowym pewne procesy uporządkuje i rok po roku Legia będzie się rozwijać organizacyjnie, finansowo (bo cały czas się ciągnął dług po ITI) – ale przede wszystkim sportowo. To zadanie według mnie go przerosło. Np. niby jest nowe centrum treningowe – oczko w głowie prezesa. Tylko nie za bardzo się to przekłada na efekty. Inne kluby bez takiego potencjału i zaplecza grają więcej młodzieżą i osiągają nie gorsze efekty. I do tego najbardziej mnie irytuje ta ciągła okrągła nowomowa o rozwoju, strategii i determinacji, z której później nic nie wynika - żali się Bernat.
- Szanuję go i mu kibicuję, ale uważam, iż się pogubił. I brutalnie mówiąc: jest za biedny na Legię - twierdzi Tomasz. - Jestem zmęczony tym człowiekiem i jego nieudolnością zarządzania klubem takim jak Legia, ciągłe złe wybory, zmiany koncepcji, dobór ludzi. To się nie uda. Warszawa zasługuje na więcej - podsumowuje Kluczek.