Desperacja w Barcelonie! Cały świat zobaczył, jaka jest prawda

20 godzin temu
Zdjęcie: Fot. REUTERS/Albert Gea


Jeśli kibice Barcelony myślą, iż Joan Laporta uratował ich drużynę przed najgorszym, to mogą się srogo rozczarować. Kuriozalne okoliczności walki o rejestrację Daniego Olmo i Pau Victora to najlepszy dowód, iż cały misterny plan prezydenta klubu to tak naprawdę prowizorka.
Hiszpańskie media, prawdopodobnie zainspirowane przeciekami z klubu, przez pół roku karmiły kibiców Barcelony wielką iluzją. "News" pod tytułem: "Barcelona podpisze najwyższy kontrakt w historii sportu" pojawiał się co kilka tygodni. Można było go przeczytać w kwietniu, maju, październiku, by w końcu zbliżył się do prawdy w listopadzie. Zawsze dotyczył tego samego "wydarzenia". Kataloński klub miał już finiszować z negocjacjami dotyczącymi przedłużenia umowy ze sponsorem technicznym: amerykańską firmą Nike. Według różnych przecieków umowa miała dawać Barcelonie ekstra zastrzyk finansowy w wysokości ok. 150 mln euro, który miałby rozwiązać wszystkie jej kłopoty. Nie byłoby problemu z rejestracją piłkarzy. Dani Olmo i Pau Victor zostali bowiem zatwierdzeni do gry tylko tymczasowo w miejsce kontuzjowanych graczy. Na stałe mogliby występować w Barcelonie, gdyby klub spełnił zasady tzw. finansowego fair play La Ligi. Polega ono na tym, iż każdy klub ma określone limity na płace i transfery zawodników. Są one uzależnione od przychodów i zadłużenia drużyn. Ponieważ Barcelona od czterech lat przekraczała wyznaczone dla niej limity, mogła rejestrować nowych graczy tylko wtedy, gdy uzyskała dodatkowe dochody. A i wtedy na nowych graczy mogła wydać tylko część pozyskanej kwoty.


REKLAMA


Zobacz wideo


Stary trick Laporty
Tymczasem okazało się, iż nowa — ogłoszona w listopadzie — umowa z Nike to stary trick Laporty. To adekwatnie dźwignia finansowa, czyli zaspakajanie bieżących potrzeb przyszłymi dochodami. Owszem, klub uzyskał dużą podwyżkę w stosunku do obecnej umowy. Będzie zarabiał dużo więcej za sezon i dostanie premię za podpis, ale będzie ona płacona w 14 ratach, bo tyle lat ma trwać kontrakt. I o ile dziś średnia roczna wielkość umowy razem z bonusem może być najwyższa na świecie, o tyle za 14 lat 127 mln euro rocznie już nie będzie robić takiego wrażenia, biorąc pod uwagę samą tylko inflację. Zresztą nie brakuje analityków, którzy kwestionują wysokość nowej umowy Barcelony. Tu warto przypomnieć, iż poprzedni prezydent klubu Josep Maria Bartomeu ogłosił w 2016 roku, iż wtedy podpisana umowa z Nike da klubowi 109 mln euro rocznie. Później okazało się, iż kwota tak naprawdę jest niemal o połowę niższa.


Laporta jeszcze raz zaryzykował przyszłość kluby. Jednak choćby "najwyższa umowa w historii futbolu" nie uratowała Barcelony przed kompromitacją. Dani Olmo i Pau Victor nie zostali zarejestrowani jako zawodnicy klubu ze stolicy Katalonii do 31 grudnia i od 1 stycznia są teoretycznie wolnymi zawodnikami. W dodatku Barcelona musi im wypłacić wszystkie pieniądze wynikające z zawartych z klubem kontraktów.
To był akt desperacji, a nie przemyślany plan
I choć Laporta odbył służbowe podróże do Azerbejdżanu, Kataru, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i Mongolii nie znalazł nikogo, kto by chciał poratować klub brakującą kwotą przed 1 stycznia 2025 roku.
Kolejną dźwignią finansową miało być sprzedanie dopiero budowanych lóż VIP na odnowionym stadionie Camp Nou, ale tym razem La Liga nie chciała uwierzyć Laporcie na słowo. Już wcześniej prawnik z Katalonii wystrychnął Javiera Tebasa na dudka. W 2022 r. szef ligi przyjął za dobrą monetę promesę, iż Barcelona uzyska 200 mln euro za sprzedaż 49 udziałów w spółce Barca Studios. Tymczasem zapowiedź nie doczekała się realizacji. Potencjalni inwestorzy wpłacili tylko część obiecanych pieniędzy. W efekcie czego w tym roku Barcelona została zmuszona przez niezależny audyt do odpisania z bilansu klubu 141 mln euro straty.


Tej dziury Laporta nie był już w stanie w żaden sposób zasypać przed 1 stycznia. Pomysł ze sprzedażą lóż na Camp Nou był już tylko aktem desperacji, a nie przemyślanym planem. W końcu transakcję udało się jakoś sfinalizować, ale na rejestrację Olmo i Victora było już za późno. Teraz klub liczy na nadzwyczajną interwencję hiszpańskiego rządu w tej sprawie.
Kompromitacja klubu z rejestracją piłkarzy jest tym bardziej bolesna, iż wydarzyła się ona w momencie, gdy zespół jest w dołku. Pozbawiona głębi składu drużyna, która w dodatku boryka się z licznymi kontuzjami, zdobyła tylko 5 punktów w ostatnich siedmiu ligowych meczach. W efekcie spadła z pierwszego na trzecie miejsce w tabeli. Utrata Olmo jeszcze pogłębi ten kryzys.


Kibice Barcelony powinni się przygotować. Będzie bolało
Ale cała saga związana z rejestracją pozyskanych w lecie zawodników to dla kibiców Barcelony bolesny cios nie tylko z tego powodu, iż ich klub został ośmieszony i może stracić dziesiątki milionów euro. Tu chodzi o coś więcej. Okazało się, iż Laporta jest blagierem. Jego cały misterny plan wyprowadzenia finansów Barcelony na prostą okazał się prowizorką. Klub wciąż ma gigantyczne długi i przejada swoje ogromne przychody. Kosztowne dźwignie finansowe miały uzdrowić finanse, a tak naprawdę wpychają klub w coraz większe problemy.
A na przedłużenie kontraktów czekają w kolejce: Gerard Martin, Pedri, Gavi i Ronald Araujo i kilku innych zawodników. Pod znakiem zapytania staje też nowy kontrakt dla Lamine Yamala. Hiszpan ma umowę do 1 lipca 2026 r., ale jego agent Jorge Mendez domaga się już teraz poważnej podwyżki dla swojego klienta z racji jego wkładu w grę Barcelony. Może się okazać, iż w klubie nie ma na to pieniędzy. W dodatku fakt, iż przez kilka miesięcy Laporta choćby w tak podbramkowej sytuacji jak rejestracja Olmo, nie znalazł dobrego rozwiązania, oznacza, iż w katalońskim klubie już brakuje pomysłów, co jeszcze można by sprzedać lub zastawić. Jeszcze we wrześniu podczas konferencji prasowej Laporta mówił, iż Barcelonie brakuje 60 mln euro, by zarejestrować Olmo i Victora na stałe. Potem jednak choćby nadzwyczajna umowa z Nike okazała się zbyt niska, by uzyskać brakującą kwotę.


Teraz, po sprzedaniu lóż VIP (szczegóły tej transakcji nie zostały ujawnione) klub twierdzi, iż uzyskał w końcu równowagę i każde nowo pozyskane euro, będzie mógł wydać, jak chce. Nie wygląda jednak na to, żeby była to sytuacja zbyt trwała. Nowe umowy z Gavim, Pedrim, Yamalem czy Araujo mogą wywindować budżet płacowy na poziom, który przekroczy dopuszczalne przez La Ligę normy. W dodatku zawodnicy, którzy w Barcelonie już mają bardzo wysokie kontrakty jak Frenkie de Jong, Robert Lewandowski czy Ansu Fati są praktycznie niesprzedawalni, chyba iż do Arabii Saudyjskiej. Żaden klub w innym miejscu na świecie nie da im tak wysokich zarobków, jakie mają w Barcelonie.
Wygląda więc na to, iż Laporta, zamiast sprowadzić Barcelonę na adekwatnie tory, powoli ją wykoleja.
Idź do oryginalnego materiału