Czy kobieca piłka nożna jest feministyczna? [rozmowa z Karoliną Wasielewską]

5 miesięcy temu

Paulina Januszewska: Twoje rozmówczynie są podzielone co do powodów, dla których piłka kobieca wciąż jest niedoceniana. A twoim zdaniem co o tym przesądza: brak pieniędzy, mentalność czy jeszcze coś innego?

Karolina Wasielewska: Mówiąc najprościej: patriarchat, a dokładniej to, iż piłka nożna wciąż jest postrzegana jako bastion męskości czy też domena mężczyzn. Świadczą o tym choćby hejterskie komentarze fanów męskiej piłki obecne wszędzie tam, gdzie pojawia się wątek kobiet na boisku. Nie ma drugiego sportu otoczonego tak silnym kultem kibicowskim, który przeobraził się wręcz w ocierające się o światek przestępczy pseudokibicostwo. Piłka nożna z uwagi na poziom maczyzmu, jaki rozwinął się w oparciu o tę kulturę, jest w dodatku jedyną dyscypliną, w której za normę uznaje się porównania pomiędzy płciami i podkreślanie, iż z całą pewnością kobiety grają wolniej, z mniejszą siłą podają piłkę i tak dalej.

Ale zaraz ktoś zapyta, czy to nie jest prawdą?

Oczywiście zdaję sobie sprawę, iż pomiędzy kobietami i mężczyznami występują różnice fizyczne, jednak z tego powodu nikt nie deprecjonuje na przykład drużyn koszykarek, porównując je do koszykarzy, ani nie podaje w wątpliwość sensu istnienia kobiecej siatkówki, uznając za godną uwagi tylko grę siatkarzy. Czy słyszałaś, żeby ktoś powiedział, iż „prawdziwa” lekkoatletyka to tylko ta męska? W piłce nożnej takie stwierdzenia są na porządku dziennym. Za nimi idzie małe zainteresowanie dokonaniami piłkarek ze strony kibiców, następnie – sponsorów. Bez pieniędzy nie da się robić sportu, na czym cierpi poziom organizacji treningów, meczów, drużyn i tak dalej. Piłka kobieca nie ma więc takiego sznytu biznesowego i zaplecza infrastrukturalnego, na jaki może liczyć męska.

Schodząc na polskie poletko, zastanawiam się, gdzie w tym wszystkim jest rola takich instytucji jak PZPN. Może gdyby w związku była wola inwestowania w piłkarki, znaleźliby się i kibice, i sponsorzy?

Ludzie często pytają mnie, co wspólnego ma moja pierwsza książka Cyfrodziewczyny o kobietach w świecie wielkich technologii z drugą – o kobietach w piłce. Otóż w obu przyglądam się działaniom podejmowanym przez te branże na rzecz zwiększenia reprezentacji i widzę, iż są niezwykle istotne. Zauważyłam jednak, iż wszystko to, co wydarzyło się w środowisku IT, przenika teraz do sportu – również w Polsce. PZPN na różnych poziomach robi wiele dobrego dla piłkarek, ale – niestety – zabrał się za to bardzo późno.

„Wiele dobrego” – co na przykład?

Zacznę od pracy u podstaw, czyli choćby organizacji pikników z udziałem kobiecych drużyn. Na takich imprezach dziewczynki mogą poznać piłkarki lokalnego klubu, postrzelać sobie z nimi do bramki, dostać ulotki. Nie mam tu na myśli osób już zainteresowanych piłką. Te doskonale wiedzą, co robić, by grać bardziej profesjonalnie. Chodzi o popularyzację tego sportu i pokazanie, iż świat piłki nożnej nie jest zarezerwowany tylko dla chłopców. Druga duża sprawa to podjęcie przez PZPN decyzji o dofinansowaniu Ekstraligi i Pierwszej Ligi. Chodzi o dużą kwotę, bo aż milion czterysta czterdzieści tysięcy złotych. Wprawdzie to są dwie najwyższe klasy rozgrywkowe, które w najmniejszym stopniu borykają się z kłopotami z pieniędzmi, ale muszą być bardzo silne ekonomicznie.

Dlaczego?

To jest ten moment, w którym zatrzymują się młode dziewczyny podejmujące decyzję o profesjonalnym graniu. Małych dziewczynek rozpoczynających swoją przygodę z piłką na amatorskim poziomie jest już dziś relatywnie całkiem sporo i ciągle ich przybywa. Tymczasem na etapie wyboru sportu jako ścieżki zawodowej, czyli mniej więcej w wieku 16–17 lat, często brakuje chętnych. Wygrywa więc inna, bardziej pragmatyczna opcja niż piłka, bo zarobki są niewielkie, a ryzyko – duże. Chodzi więc o to, by stworzyć utalentowanym, trenującym dziewczynom takie warunki, w których będzie im się opłacało zostać na boisku.

Obecna zmiana wynika z czegoś konkretnego?

Na pewno napędził ją ciepły wiatr dla piłki kobiecej idący z Zachodu. Zaczęło się od intensywnej promocji tego sportu w Stanach Zjednoczonych. Okazało się, iż kobiety mają tam na koncie większe osiągnięcia niż faceci, ale mniejsze pieniądze. To poruszyło opinię publiczną. Na świecie zapanował bardzo pozytywny klimat dla piłki kobiecej, więc myślę, iż PZPN musiał pójść po rozum do głowy i dojść do wniosku, iż nie wypada odstawać. Na efekty tych działań przyjdzie nam jednak trochę poczekać, choć moja książka powstała przede wszystkim po to, żeby zerwać z mitami narosłymi wokół kobiecej piłki. To nie jest amatorska kopanina na wysokiej trawie, tylko godna uwagi – wbrew temu, co się bezrefleksyjnie o kobiecych meczach mówi – gra doświadczonych, dobrych drużyn, które odnoszą sukcesy, których zawodniczki są doceniane przez UEFA i zauważane za granicą. Oczywiście to nie oznacza, iż nie mają problemów i dobrze zarabiają, ale żyją w innej rzeczywistości niż ta nakreślona przez seksistowskich kibiców i dziennikarzy.

Domyślam się, iż jako feministka i dziennikarka od dawna zajmująca się wykluczeniem kobiet w różnych branżach, wiedziałaś, jakich metod dyskryminacji i podwójnych standardów – na przykład w zarobkach – możesz się spodziewać. Czy coś cię jednak zaskoczyło?

Bardziej od poziomu wynagrodzeń piłkarek zaskoczyło mnie to, czego nie oferują im kluby. Czasy, w których zawodniczki musiały po kontuzji rehabilitować się na własną rękę – a wiadomo, iż to nie są tanie rzeczy – nie należą do zamierzchłych. Wprawdzie teraz, gdy mówimy o drużynach ekstraligowych, rzeczywiście rzadko zdarza się, by dziewczyny nie mogły korzystać z fizjoterapii w ramach wsparcia klubu, ale już w niższych ligach dostęp do takich usług przez cały czas stanowi kłopot. Moje rozmówczynie skarżyły się też, iż nie mają opieki dietetycznej, a ta również kosztuje.

Jak to wygląda w praktyce?

Przy zarobkach w wysokości około 5 tysięcy złotych na rękę trudno jest wygospodarować pieniądze na dobrze zbilansowane posiłki, odżywki i suplementy, bez których nie da się wejść na zawodowy poziom sportu. Tych potrzeb jest jednak znacznie więcej. Przykładowo część klubów nie zapewnia treningów bramkarskich, inne choćby korków, które gwałtownie się zużywają. Nie twierdzę, iż wspomniane 5 tysięcy to są małe pieniądze, bo znam medianę zarobków w Polsce. Gdy jednak w ramach takiej pensji musisz sobie zorganizować połowę piłkarskiego must-have, robi się krucho. Kolejna sprawa to dostęp do infrastruktury.

Co dokładnie masz na myśli?

Problematyczne wciąż pozostaje to, by kobiece drużyny grały na tych samych obiektach co męskie. Legia Ladies na głównym stadionie tego – jednego z najbardziej znanych w Polsce – klubu zagrała swój pierwszy mecz dopiero 26 maja 2024 roku. Do tego dochodzi jeszcze niski poziom entuzjazmu piłkarzy wobec kobiecej piłki.

Nie wspierają koleżanek?

Wiesz, gdy wprost ich zapytasz o sukcesy piłkarek, to odpowiedzą ci, iż tak, oczywiście, bardzo szanują grę kobiet i im kibicują. To jednak nie przekłada się na obecność na meczach czy zagrzewanie do walki w swoich mediach społecznościowych, podczas gdy dziewczyny w analogicznej sytuacji regularnie dopingują piłkarzy. Brakuje gestów, które mają znaczenie i które mogłyby dać sygnał kibicom, iż na męskiej piłce świat się nie kończy.

Słuchaj podcastu „Wychowanie płci żeńskiej”:

Spreaker
Apple Podcasts

Co w tym czasie robią media sportowe?

Podtrzymują nierówności. Jednak dostrzegam, iż poziom seksizmu powoli się zmniejsza, bo gdy zaczęłam pisać książkę, temat piłki kobiecej zaczął interesować dziennikarzy i komentatorów. Nie jest więc tak, iż dziewczyny pozostają niezauważalne, a w TVP Sport nie zobaczysz żadnego meczu piłkarek. choćby na stronie PZPN-u po jednej stronie widzisz zdjęcie Roberta Lewandowskiego, a po drugiej Ewy Pajor. Jednak gdy news o właśnie jej transferze do FC Barcelony obiegł media, wszyscy pytali, czy zdążyła już zbić piątkę z Lewandowskim, a mainstream pisał o piłce kobiecej jak o czymś, co dopiero ujrzało światło dzienne. „Wow, kobiety grają w piłkę” – zdawały się krzyczeć nagłówki, traktując zawodniczki jak psy chodzące na dwóch tylnych łapach. Tymczasem Pajor jest piłkarką z wieloma sukcesami na koncie. Nie zaistniała wczoraj ani w Barcelonie. Uważam, iż ktoś, kto siedzi w sporcie, powinien takie rzeczy wiedzieć. Niestety od zasług dziennikarzy bardziej interesowała uroda Ewy. Tworzono galerie jej zdjęć w bikini, komentowano wygląd. Czy przypominasz sobie, żeby o dołączeniu do hiszpańskiego klubu informowała wszystkich fotografowana z wielu perspektyw goła klata Lewandowskiego?

No nie. Choć performowanie kobiecości to także temat, który przewija się w twoich rozmowach z piłkarkami. Niektóre mówią, iż lubią zrobić sobie włosy i paznokcie przed meczem, bo traktują to jak ważne wyjście, np. na randkę. Media z kolei często na siłę seksualizują zawodniczki albo wytykają im, iż nie są stereotypowo kobiece. Jaki one same mają stosunek do swojego wizerunku i związanych z tym podwójnych standardów?

Najważniejszym wnioskiem, który płynie z mojej książki, jest to, iż piłkarki żyją tak, jak chcą. o ile miałabym wskazać jakąś dziedzinę, w której feminizm zrealizował się w pełni, paradoksalnie byłaby to piłka nożna.

Naprawdę?

Pomijając przeszkody systemowe, z którymi zmagają się piłkarki, poziom emancypacji, siostrzeństwa, podejścia do równości i wzajemnego szacunku w tym środowisku jest naprawdę wysoki. Dlatego w kwestii wyglądu panuje pełna dowolność. Jedne dziewczyny noszą się w stylu sportowym i nie malują, inne przywiązują ogromną wagę do makijażu i fryzur. Fragment, o którym wspomniałaś, pochodzi z rozdziału o Weronice Zawistowskiej. Urzekło mnie to, iż mecze traktuje jak randki, bo sama lubię w ważnych dla mnie momentach zawodowych wyglądać atrakcyjnie – dla samej siebie. Ale najbardziej budujące jest to, iż nie ma tutaj jednej filozofii, której wszystkie zawodniczki by zawzięcie hołdowały.

Nie przejmują się tym, jak są postrzegane? Oczekiwaniami z zewnątrz?

Dziewczyny z Diamonds Academy w czasie swojej podróży do Anglii dowiedziały się, iż ich koleżanki z zagranicy grają w krótszych spodenkach, by wyglądać seksownie i przyciągać kibiców. Możliwe, iż to zależy od etapu rozwoju piłki kobiecej. Tam gdzie jest ona bardziej popularna, gdzie wchodzą w grę większe pieniądze, pojawia się ryzyko monetyzacji atrakcyjności zawodniczek, a nie ich umiejętności. Na całe szczęście podejście do uprzedmiotawiania i seksualizacji kobiet zmienia się na lepsze, więc spodziewam się, iż te tendencje będą wygaszane. Jednocześnie dostrzegam bardzo wysokie przywiązanie do wolności osobistej bohaterek mojej książki. To, czy do dobrego samopoczucia na boisku potrzebują zrobionych paznokci, czy koszulki z orzełkiem na piersi, jest ich sprawą, choć wiadomo, iż w kwestii strojów najczęściej zwycięża pragmatyzm i wygoda.

Pragmatyzm zdaje się też zmuszać je do zdobywania innych fachów i fakultetów. Czy to pozwoliłoby nam postawić tezę, iż piłkarki są lepiej wykształcone od kolegów z branży?

Nie znam żadnych statystyk dotyczących tego, ile piłkarek, a ilu piłkarzy ma skończone wyższe studia. Ci drudzy całe swoje życie podporządkowują piłce, przez co nie starcza im czasu w naukę. Jednocześnie mogą liczyć na takie kariery, które pozwalają się utrzymać tylko ze sportu i w trakcie piłkarskiej emerytury. Kobiety zwykle nie mają takich perspektyw, więc muszą uzbroić się w plan b na czasy po piłce czy w przypadku kontuzji uniemożliwiającej dalszą grę. Wśród moich bohaterek faktycznie nie brakuje zawodniczek, które mają wyższe wykształcenie. Emilia Zdunek i skończyła psychologię biznesu, Agnieszka Winczo – ekonomię. Ewa Pajor – jak mówią jej rodzice – planuje studia dotyczące zarządzania sportem. Bardzo często piłkarki wybierają zawody związane ze sportem. Agata Tarczyńska, która zakończyła karierę, chce być skautką i myśli o managemencie piłkarskim – dziedzinie, w której wciąż brakuje kobiet. To także wpływa na kondycję kobiecej piłki.

W jaki sposób?

Doświadczona piłkarka, która zostaje trenerką czy managerką, wie najlepiej, czego potrzebują zawodniczki, jak negocjować warunki zatrudnienia, o jakie zmiany systemowe walczyć, bo sama zjadła na tym zęby. Zna braki, które będzie w stanie wypełnić lepiej niż niezdający sobie z nich sprawy były piłkarz manager.

Jedna z twoich rozmówczyń, Nina Patalon, selekcjonerka polskiej reprezentacji kobiecej, przyznaje, iż luki widać choćby w dietetyce sportowej. Trudno było jej dotrzeć do źródeł, które w ogóle wskazywałyby, jak powinna się odżywiać, żeby mieć siłę na boisku. Większość tych publikacji jest skierowana do mężczyzn.

To stanowi odprysk znacznie szerszego zjawiska. Dopiero od niedawna mówi się o tym, iż na przykład objawy chorób, jak udar i niektóre nowotwory, różnią się w zależności od płci. Jednak przez lata pacjentem zero, czyli tym domyślnym, był mężczyzna. Podchodziliśmy do holistycznie pojmowanego zdrowia tak, jakby było czymś uniwersalnym dla wszystkich, a potem okazywało się, iż choćby większość sprzętu medycznego nie uwzględnia potrzeb i dolegliwości kobiet. Jesteśmy dopiero w trakcie rozwoju wiedzy na temat tego, jak je diagnozować i leczyć. A gdy to stanie się jasne, będziemy wiedzieć, jak powinny dbać o swój organizm, jeżeli są sportowczyniami – i nie tylko.

Jednocześnie nie powiedziałabym, iż nic się w tym zakresie nie dzieje, bo wspomniana Nina Patalon we współpracy ze specjalistami i specjalistkami opracowała rekomendacje treningowe i żywieniowe dla piłkarek, biorąc pod uwagę choćby fakt, iż menstruują czy zachodzą w ciążę. Dietetyka to także obszar, w którym może realizować się zawodniczka, która chce lub musi zrezygnować z gry i szuka drugiego zawodu. To podwójnie wychodzi dziewczynom na zdrowie.

Podwójnie?

Z jednej strony dbają o zdrowie fizyczne, a z drugiej o psychikę, bo mając alternatywę zawodową, są spokojniejsze o przyszłość. Wprawdzie w przypadku kobiet w dużej mierze stoją za tym nierówności zarobkowe, ale tak naprawdę „plan awaryjny” dotyczy także innych osób, bo w sporcie nigdy nie wiadomo, jak będzie. Możesz doznać kontuzji, możesz najzwyczajniej w świecie się wypalić albo nie wytrzymać skrajnych emocji i presji towarzyszących graniu. Jednocześnie większość z nich mówi, iż nie wyobraża sobie życia bez piłki.

Zdrowie psychiczne w sporcie przestało być tabu?

Wśród piłkarek na pewno. Bardzo cieszy mnie to, iż w naszych rozmowach, ale i w publicznych dyskusjach, podkreślają wagę wsparcia psychologicznego. Zosia Kwiatkowska z Diamons mówi głośno o tym, iż korzysta z usług psychologa sportowego. Rozdział o Emilii Zdunek jest w zasadzie w większości poświęcony zdrowiu psychicznemu. To właśnie ono skłoniło tę piłkarkę – pierwszą Polkę w lidze hiszpańskiej – do powrotu do kraju i rezygnacji z gry. Przyznała, iż wobec ograniczeń związanych z pandemią fatalnie znosiła ten czas i postawiła na siebie, co pokazuje, jak bardzo dziewczyny są niezależne w myśleniu o swojej karierze. Mówił mi o tym także poprzedni selekcjoner polskiej reprezentacji, Miłosz Stępiński. Pytany o różnice w trenowaniu dziewczyn i chłopaków wymienił potrzebę rozmowy, którą wykazywały i realizowały piłkarki, świadome konieczności pracy także na poziomie komunikacji emocjonalnej poza boiskiem. Jednocześnie Stępiński dostrzega, iż zmienia się to pokoleniowo, bo już zawodnicy poniżej 20. roku życia także chcą dbać o swój dobrostan psychiczny.

Mam jednak wrażenie, iż bohaterki twojej książki bardziej niż ich koledzy dążą do perfekcjonizmu. Wiodą życie zdeterminowanych ascetek. Rzadko pozwalają sobie na słabości, a przecież już sama konieczność bardzo wczesnego opuszczenia domu, żeby grać profesjonalnie, wydaje się stwarzać mnóstwo zagrożeń, ale i pokus, natychmiast spotykających się z surową dezaprobatą otoczenia. Gdy jedna z nich zostaje przyłapana na paleniu, dostaje burę, podczas gdy zdjęcia Wojciecha Szczęsnego z papierosem w zębach nie budzą wielkich emocji. Czy to kolejne pokłosie podwójnych standardów, w których dziewczyny muszą się dwa razy bardziej starać i nie mogą popełniać błędów, bo wtedy szkodzą nie tylko sobie, ale i postrzeganiu piłki kobiecej?

W przywołanej przez ciebie historii, dotyczącej piłkarki Natalii Pakulskiej i Niny Patalon, obecnej selekcjonerki reprezentacji, należy mówić raczej o rygorystycznym stosunku tej drugiej do palenia i zasad obowiązujących sportowców i sportowczynie w ogóle. Uważam zresztą to podejście za słuszne. Nina uważa też, iż o ile dziecko – niezależnie od płci – decyduje się grać w piłkę nożną, to już nie ma przebacz i machania ręką na przykład na dietę, tylko cały dom powinien zmienić nawyki. To, iż niektórzy się z tych standardów wyłamują, a mimo to są genialnymi sportowczyniami czy sportowcami, stanowi raczej wyjątek niż regułę. Legendarna bramkarka, Katarzyna Kiedrzynek, która właśnie zakończyła karierę reprezentacyjną, mówi w mojej książce wprost, iż nie jest wzorem do naśladowania, o ile chodzi o dietę, bo lubi dobrze zjeść i wypić kieliszek wina. Jej to nie przeszkadza w byciu znakomitą piłkarką. Ale innym może.

I dlatego dokonują tylu poświęceń?

Sama napisałaś książkę o pracownikach i pracowniczkach mediów, którzy latami pracowali na śmieciówkach i w fatalnych warunkach. Nie zarabiają kroci, w ogóle kilka dostają w zamian za swoją ciężką pracę, a mimo to wykonują ten zawód. Osobiście – jako dziennikarka z 20-letnim stażem – zrozumiałam, iż moja miłość do pracy była toksyczna, ale uczuć towarzyszących tworzeniu materiałów, które dokładały małą cegiełkę do zmiany świata, nie zamieniłabym na nic innego.

Mówię o tym dlatego, iż widzę pomiędzy nami i piłkarkami podobieństwa na tym polu. Determinacja, by robić to, co się kocha, jest tak ogromna, iż piłkarki już w bardzo młodym wieku są w stanie pogodzić się z wyrzeczeniami. Nie oszukujmy się – aby dojść do czegoś w sporcie, trzeba trzymać się dyscypliny, ale ona okazuje się łatwiejsza do przestrzegania, jeżeli trafiasz do internatu z dziewczynami, które mają podobne cele do twoich i z grubsza żyją w taki sam sposób. Widzisz też na przykładzie starszych koleżanek, które dostają się do drużyn seniorskich i otrzymują interesujące propozycje zawodowe, iż stosowanie się do diety czy pilnowanie treningów zamiast chodzenia na imprezy popłaca, choć to nie oznacza, iż masz zero rozrywek w życiu. W niektórych przypadkach zostaje ci jednak podejście „wszystko albo nic”, bo może masz talent i zajawkę, ale już nie korzenie sportowe w rodzinie czy inne formy wsparcia i zasobów, więc byle błąd może ci pogrzebać karierę. Rodzice świetnej piłkarki, Ewy Pajor, nie są choćby amatorsko związani ze sportem. Prowadzą gospodarstwo rolne, więc gdy mając 12 czy 13 lat, Pajor jechała z siostrą do Medyka Konin, stało się dla niej jasne, iż musi włożyć tyle wysiłku, ile będzie trzeba, by zostać na boisku.

Czyli w piłce – tak, jak wszędzie – kapitał rodzinny, kulturowy czy ekonomiczny mają decydujące znaczenie, a talenty takie jak Pajor należy traktować jak wyjątki?

Tak. Już samo podejście do kultury fizycznej ma niebagatelny wpływ na rozwój przyszłych piłkarek. W rodzinie, która uważa sport za ważny, nie będzie problemem, jeżeli dziecko woli kopać piłkę niż zbierać same piątki w szkole. Tam, gdzie się dba o ruch, szybciej niż w innych rodzinach można złapać sportowego bakcyla i częściej przychylnym więc okiem patrzy się na to, iż gra w nogę zmienia się w pomysł na życie. Myślę jednak, iż to kwestia z jednej strony pokoleniowa, a z drugiej dotycząca otwartości wynikającej z wiedzy, różnego rodzaju przywilejów i stylu życia.

I wolności od uprzedzeń dotyczących płci?

Rodzice piłkarek z Diamond Academy, czyli osoby mniej więcej w moim wieku, a mam 41 lat, w jakimś stopniu mają już prawdopodobnie przerobione kolejne fale feminizmu – więc dla nich nie jest czymś szokującym, iż córka wybiera sport i akurat jest to piłka nożna. Mam wręcz wrażenie, iż było im wszystko jedno, czy zdecydują się na piłkę, czy jazdę na łyżwach. Byleby dziecko miało hobby i nie siedziało z nosem w telefonie. Widać więc, iż te matki i ojcowie są otwarci na realizowanie marzeń i ambicji swoich pociech, ale bez narzucania presji, iż koniecznie musi być z tego jakaś kariera. Nie mają innego wyjścia, bo jak dziewczynka chce grać, to będzie grała i rodzice jej tego nie wybiją z głowy. A skoro tak, to idą w to na całość, często biorąc na siebie mnóstwo zobowiązań. Muszą też zdawać sobie sprawę z pewnych ograniczeń. W momencie, gdy dziecko chce grać profesjonalnie, grafik całej rodziny jest dostosowany do jego życia i treningu. Myślę sobie więc, iż background sportowy jest bardzo istotny, ale najważniejsze jest to, żeby nie tyle pomagać, ile mądrze nie przeszkadzać. Natomiast w przypadku osób, które nie mają żadnego zaplecza rodzinnego, sprawa nie musi być przegrana, bo wtedy wsparciem stają się inne osoby. Talent Pajor wypatrzył i potrafił o niego zadbać jej wuefista, Piotr Kozłowski.

Adriana Achcińska mówi w twojej książce, iż „granie ramię w ramię z mężczyznami czy chłopcami pozwala kobietom przeskoczyć ich własne naturalne ograniczenia”. Może to dowód na to, iż sport dzielony wedle płci jest bez sensu i iż prawdziwa walka z seksizmem powinna polegać na zniesieniu tej zasady już na poziomie szkolnym?

Moim zdaniem tak. Z własnych lekcji WF-u od momentu, kiedy obowiązywał podział na płeć, pamiętam, iż noga była zarezerwowana dla chłopaków. Nam zostawała siatkówka i piłka ręczna, której nie znosiłam. Czy podział na sporty typowo męskie i typowo kobiece ma jakieś logiczne uzasadnienie? Dziś wiem, iż nie. Mój trzyletni syn chodzi do przedszkola i ma zajęcia z baletu. Gdy byłam w jego wieku, wydawało się to nie do pomyślenia. Cieszę się, iż doczekałam rzeczywistości, która przestaje być podporządkowana binarnemu podziałowi na płcie, bo sama kategoria płci się zaciera i jest – słusznie – traktowana jako spektrum. Dlatego WF dla wszystkich wydaje mi się oczywistym rozwiązaniem i prawdziwą realizacją idei równouprawnienia, zwłaszcza jeżeli daje dzieciakom szansę spróbować różnych dyscyplin sportu. Chodzi o to, by mieć wybór. O tym, czy dziewczyna zacznie grać w nogę, a chłopak polubi fitness, powinny decydować preferencje, nie płeć. Jednocześnie moje rozmówczynie zaznaczają, iż od pewnego momentu treningi z chłopcami stawały się dla nich uciążliwe.

Dlaczego?

Bo różnice fizyczne, jak siła czy szybkość, były nie do przeskoczenia, rywalizacja stawała się nierówna. Wiele zależy jednak od tego, czy mówimy o sporcie profesjonalnym, czy o jakiejkolwiek aktywności fizycznej. Najpierw trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, na czym nam zależy w szkole: na wynikach czy zdrowiu i przyjemności czerpanej z ruchu?

Czy z uprawiania profesjonalnego sportu może wykluczać macierzyństwo? Da się w ogóle być matką i piłkarką? I co powinno się wydarzyć, żeby to było możliwe?

Pieniądze powinny się wydarzyć, choć nie brakuje przykładów matek-piłkarek powracających na boisko. Warto wymienić tu choćby Alex Morgan. Ale Agnieszka Winczo, opowiadając o koleżance, która zrezygnowała z gry po drugiej ciąży, mówi, iż to bardzo trudne. Wyzwaniem jest utrzymanie sportowego trybu życia, które przez 24 godziny na dobę musi być podporządkowane treningowi, regeneracji, odpowiedniemu żywieniu. To się przecież nie zrobi samo, choćby gdy piłkarka jest partnerskiej relacji, w której obie osoby pragną w równym stopniu dzielić się obowiązkami rodzicielskimi. Z własnego doświadczenia wiem, iż pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć mimo najlepszych chęci.

Mój syn na przykład uparł się, iż tylko ja mogę go usypiać i na inne propozycje reaguje płaczem. Nie chodzi więc o to, iż mój mąż się miga, tylko po prostu gramy tak, jak przeciwnik pozwala. W życiu wielu dzieci zdarzają się momenty, w których mama jest numerem jeden, więc nie dziwię się, iż piłkarkom trudno pogodzić macierzyństwo z reżimem sportowym. Od większości moich rozmówczyń słyszałam, iż na założenie rodziny dają sobie czas dopiero po zakończeniu kariery sportowej, choć nie miałam wrażenia, by presja na spełnianie się w tej roli była duża.

„Dla władz klubowych i sponsorów piłkarka ma być nie tylko zdolna, ale też atrakcyjna. Najlepiej, by nosiła długie włosy, nakładała makijaż i nadawała się do reklam ciuchów albo kosmetyków. Byleby tylko nie była sobą, a już na pewno – nie mówiła publicznie o swojej orientacji” – mówiła mi walcząca o inkluzywność w sporcie Suzi Andreis z Klubu Sportowego Chrząszczyki. Czy z perspektywy twoich bohaterek świat kobiecej piłki nożnej – w przeciwieństwie do tej męskiej – jest wolny od homofobii i bifobii?

Ta opozycja między kobiecą a męską piłką może jest szokująca. Piłkarze czy trenerzy outują się zwykle po zakończeniu kariery. Do momentu, kiedy są w szatni, nie ma o tym mowy.

W czasie mistrzostw świata w 2018 roku nie było ani jednego wyoutowanego geja. Dla porównania rok później, podczas kobiecych mistrzostw świata, aż 41 lesbijek mówiło o swojej orientacji publicznie. Środowisko piłkarek jest bardzo otwarte. Powiedziałabym nawet, iż to taka bezpieczna przystań dla dziewczyn LGBT+. Sama decyzja o zostaniu piłkarką wymaga dokonania ogromnej transgresji, bo teoretycznie wchodzisz do świata, w którym kobiet być nie powinno. Po wykonaniu tego kroku może się okazać, iż wyoutowanie staje się nieco prostsze, choć nie twierdzę, iż łatwe. Myślę sobie też, iż bardzo często dzieje się to w drugą stronę.

To znaczy?

Dziewczyna, która jest lesbijką i jednocześnie myśli o karierze sportowej, lubi uprawiać sport, jest gotowa robić to zawodowo i bierze pod uwagę piłkę nożną właśnie dlatego, iż w tym środowisku jej queerowość nie będzie żadną sensacją. Mam wrażenie, iż znacznie częściej niż bifobii i homofobii piłkarki doświadczają mizoginii. Obrywa im się za to, iż są kobietami grającymi w piłkę. Orientacja to dodatkowa armata, z której hejterzy lubią do nich strzelać, gdy kończą się seksistowskie argumenty. Jednocześnie Agnieszka Jędrzejewicz i Ola Rosiak mówią, iż wrzucają na Instagram sporo swoich wspólnych zdjęć i jeszcze nie spotkały się z hejtem. Megan Rapinoe jest adwokatką środowiska LGBT+, a jednocześnie piłkarką, która ma na koncie najwięcej kontraktów reklamowych, więc wydaje mi się, iż wiele zmienia się na lepsze.

Wspominałaś, iż piłka kobieca to pomimo przeszkód systemowych spełnienie feminizmu. Czy to feminizm w intersekcjonalnym, a nie liberalnym wydaniu? Pytam, bo mam wrażenie – patrząc zwłaszcza na kariery zachodnich sportowczyń – iż zamiast faktycznie rozwalać nierówności w sporcie, zdają się one dążyć jedynie do uzyskania takiego poziomu jak gwiazdy męskiej piłki, która nie ma już nic wspólnego ze zdrową rywalizacją, bo stała się przekarmionym, odklejonym od rzeczywistości biznesem.

Nie ma szans na to, żeby piłka kobieca stała się aż tak ogromnym biznesem jak piłka męska, z tego właśnie powodu, iż wokół niej wyrosła zupełnie inna kultura: oparta na tolerancji, otwartości, inkluzywności i tak dalej. Na trybuny możesz przyjść zarówno z dzieckiem, jak i przyjaciółmi, bo wiesz, iż nic wam się nie stanie, bo kibice nie noszą przy sobie kastetów. Ludzie zaczynają zauważać, iż piłka nożna kobiet czy piłka nożna dzieci to „ten prawdziwy sport”, a nie żywiące się mamoną gargantuiczne monstrum. Osobiście życzę piłkarkom, by w ich dyscyplinie pojawiły się pieniądze, ale nie sądzę, by wytworzyły maczyzm à rebours. Nie można też wykluczyć, iż męska piłka będzie próbowała powrócić do korzeni, zwłaszcza iż coraz więcej krytyki zbierają piłkarze zepsuci przez pieniądze, apolityczni, nieumiejący zrezygnować z pracy na przykład dla krajów-agresorów. Maciej Rybus wciąż gra w Rosji, a choćby świętował Dzień Zwycięstwa z przypiętą do kurtki czarno-żółtą wstążką i spotkał się z szeroką dezaprobatą. Nie jestem naiwna i wiem, iż jest wiele osób, które zrobią wszystko dla utrzymania business as usual, ale tego nie da się ciągnąć w niezmienionej formule w nieskończoność.

Idź do oryginalnego materiału