Przed meczem z Włochami Biało-Czerwoni prowadzili w tabeli grupy E, w której posiadali cztery wygrane i perfekcyjny bilans 15 strzelonych goli i ani jednego straconego. Włosi także wygrali cztery dotychczasowe spotkania, ale ich bilans bramkowy wynosił 12-2. Bezpośredni awans do turnieju, który w 2027 roku zostanie rozegrany w Albanii i Serbii, uzyskają tylko zwycięzcy grup. Zespoły z drugich miejsc będą musiały zmierzyć się w barażach.
REKLAMA
Zobacz wideo Kosecki szczerze o Lewandowskim: Ostatnia konferencja była jego najlepszym występem w kadrze
Polacy nie pękli w pierwszej połowie
Taktyka Polaków polegała na tym, by wpuścili rywali na własną połowę, a swoich szans upatrywali w agresywnych odbiorach i kontrach. To sprawiło, iż Włosi w istocie przez większość pierwszej części meczu prowadzili grę. Mieli choćby kilka dogodnych okazji do strzelenia gola, a dwie najlepsze powstały po dośrodkowaniach z lewej strony do Luigiego Cherubiniego. W obu przypadkach włoskiego piłkarza nie upilnował Michał Gurgul, za co Jerzy Brzęczek z pewnością miał do niego sporo uwag w szatni.
Jednak gra Polaków nie ograniczała się tylko do głębokiej defensywy. Przeciwnie, przy przewadze gości Biało-Czerwoni potrafili wyprowadzać niezłe kontry. Z kolei w ostatnich dziesięciu minutach sami przejęli inicjatywę i w efekcie także stwarzali zagrożenie pod bramką rywali. Chociażby w 34. minucie, gdy Pieńko otrzymał szansę od Reguły, został sfaulowany tuż przed polem karnym, a gospodarze zyskali rzut wolny.
Chwilę później kapitan reprezentacji Polski ponownie został obsłużony przez Regułę, tym razem już w szesnastce. Jego strzał minął choćby włoskiego bramkarza, ale gości przed bramką uratowała interwencja Filippo Mane tuż sprzed linii bramkowej.
Co za powrót Polaków! Takie mecze przechodzą do historii!
W pierwszej części gry Polacy pokazali, iż mogą grać wyrównany mecz z drużyną, która na papierze jest mocniejsza i posiada zawodników wartych o wiele więcej. Druga połowa rozpoczęła się podobnie do pierwszej. Włosi przeważali, a Polacy liczyli w niej na kontry.
Być może gdyby podopieczni Jerzego Brzęczka ponownie przetrwali napór rywali, to i tym razem z czasem doszliby do głosu na boisku. Niestety, tak się jednak nie stało. W 61. minucie błysk ogromnych piłkarskich umiejętności pokazał Niccolo Pisilli, który otrzymał trudne dośrodkowanie z prawej strony od Luki Koleosho. Gracz AS Romy samym przyjęciem przelobował Kacpra Dudę, po czym strzelił z powietrza piłkę nie do obrony przez Marcela Łubika. To była prawdziwa bramka z cyklu stadiony świata.
Długo wydawało się, iż Polacy nie odwrócą losów tego meczu. Aż tu nagle w 83. minucie wprowadzony na boisku Jan Faberski zaliczył kapitalny odbiór. Następnie gracz Zwolle wykonał fantastyczny rajd przez pół boiska, by ostatecznie odegrać piłkę do kolejnego zmiennika, Mateusza Bogacza, który doprowadził do wyrównania!
To nie był koniec emocji. Trzy minuty później Polacy ponownie wyprowadzili akcję, wykorzystując zaskoczenie rywali. Piłka przed polem karnym trafiła do Pieńki, który skupił na sobie uwagę obrońców, po czym odegrał do niepilnowanego Kuziemki, który dał Polsce prowadzenie!
Do końca wynik meczu nie uległ zmianie, a ponadto Włosi kończyli grę w dziesiątkę po tym, jak za niesportowe zagranie czerwoną kartkę zobaczył Koleosho.
Tym samym Polacy pokonali najgroźniejszych rywali w walce o awans na młodzieżowe Euro. Po pięciu kolejkach jako jedyny zespół w grupie mają na koncie same zwycięstwa.
Polska 2:1 Włochy
Bramki: 0:1 Pisilli (61'), 1:1 Bogacz (83'), 2:1 Kuziemka (86')

1 godzina temu
















