Wyścig o GP Wlk. Brytanii 2024 już dawno za nami, ale przed startem GP Węgier warto przyjrzeć się, jak do tej samej rywalizacji podeszły cztery różne zespoły i jakim wynikiem te strategie zaowocowały.
Mercedes
Mercedes jest zespołem, który pomimo niektórych stwierdzeń, wciąż umie się ścigać. Owszem zalicza czasem wpadki, jak podczas słynnego GP Niemiec, które miało być wielką celebracją. Jednak czysto uśredniając – Merc wciąż potrafi w wyścigi i to nie przez przypadek dominowali tyle lat. Owszem podstawą dominacji był świetny bolid i silnik, ale wspierało to odpowiednie zachowanie zespołu w trudnych wyścigach. Sezon 2021 tylko ich zahartował w ostrej walce, jakiej przed konkurencją z Red Bullem po prostu nie doświadczyli.
Teraz, po wielu wyścigach szorowania po dnie, technika znów zaskoczyła. Kierowcy mają pod sobą bolid zdecydowanie powyżej przeciętnej. Kiedy znów przyszły trudne momenty i decyzje podczas GP Wlk. Brytanii 2024 – team nie zawiódł. Z resztą nie tylko o team chodzi. Częścią tego zespołu są również kierowcy i Hamilton w minionym wyścigu pokazał swoją wartość. Przede wszystkim pokazał bardzo zdrową relację i zaufanie na linii kierowca – inż. wyścigowy – stratedzy. To coś, co w Mercu działało od lat i nie bez powodu. W kluczowych momentach Lewis wraz z zespołem dokonali dobrych zmian, wyciskając maksimum z tego wyścigu, choć raptem 2-3 okrążeń brakowało Verstappenowi, by zmienić obraz rywalizacji.
Ciekawi mnie tylko co myślał sobie Hamilton, kiedy dublował swojego przyszłego kolegę zespołowego z…
Ferrari
No tak… Czerwoni po raz kolejny dali kompletny anty-popis działań zespołowych i strategicznych. Nie chodzi choćby o sam bolid, który zaczyna odstawać od konkurencji z czołówki. Za tym kryje się coś więcej. Wręcz czuje się, iż auto nie jest też perfekcyjnie przygotowane pod względem setupu do wyścigu i można by było z niego wycisnąć więcej tempa. Jednak gdy przychodzi do wypełniania swoich obowiązków i relacji międzyludzkich, wtedy Ferrari naprawdę zawala sprawę.
Niektórzy „szpece” winili Leclerca za podjęcie złej decyzji i zły wybór opon. Cóż, w tych warunkach zespoły niejednokrotnie pytają kierowców o ich ocenę sytuacji. Warunki skrajnie przejściowe to połowa strategii, a połowa czystego odczucia kierowców i pewności prowadzenia bolidu. Tu obaj kierowcy Ferrari pojechali innymi strategiami, obaj podjęli inne decyzje, bo obaj… dostali inne informacje od zespołu. Coś niesłychanego i niedopuszczalnego. Sainz i Leclerc mają inne prognozy pogody? O co tu chodzi??
Za tym wszystkim kryje się pewna przewaga Hamiltona nad Leclerc’iem. Ba! Przewaga choćby Sainza nad Monakijczykiem. Otóż Charles, jakkolwiek by szybki i waleczny na torze nie był – nie jest liderem. Nie jest przede wszystkim władczy. Charles polega na zespole, a zespół zawodzi. W tej samej chwili w Ferrari mamy Sainza, który już nie raz na propozycje strategów reagował oburzeniem, brał wszystkich, przepraszam za wyrażenie, za mordę i mówił jak będzie wyglądał jego wyścig. Leclerc też to robił, ale raptem kilka razy na przestrzeni wszystkich lat w Ferrari. Mamy wreszcie Hamiltona, który z Mercedesem ma synergię i tamten skład świetne słucha wzajemnych komunikatów i bezgranicznie na sobie polegają.
Teraz, gdy do Ferrari przyjdzie Lewis, są dwie opcje. Pierwsza to Hamilton zostanie liderem przez swoją charyzmę i weźmie zespół za chabety, ew. skorzysta na tym Leclerc, który będzie miał poukładany team za sobą i będzie mógł się skupić na tym co wychodzi mu najlepiej, czyli na samej jeździe. Druga opcja, najgorsza dla wszystkich, Ferrari złamie także Lewisa . Czas pokaże, tak jak i czas zaczyna wreszcie weryfikować poczynania innego zespołu.
McLaren
Cytując tekst popularnej popowej piosenki, bez której żadnego radia chyba w tej chwili nie ma – „training season’s over”. No bo ile można czekać na wskoczenie McLarena na najwyższy poziom? Mają w tym sezonie dobre wyniki – to prawda. Mają pierwsze zwycięstwo – to też prawda. Pamiętać jednak należy, iż zwycięstwo, nie odmawiając zasług zespołowi, miało miejsce dzięki błędowi Safety Cara. Wyobrażacie sobie taką sytuację w ostatnim wyścigu sezonu, decydującą o losach tytułu? Wyobrażacie sobie, iż SC przepuszcza lidera i łapie drugie auto, podczas gdy prowadzący zawodnik zalicza sobie spokojny pitstop? Ta sytuacja była nie mniejszego kalibru niż Abu Dhabi 2021, tylko skutki były mniej znaczące dla klasyfikacji. Z drugiej możemy sobie wyobrazić sytuację, gdzie na koniec 2024 Max przegrywa tytuł z Lando np. 3 punktami i GP Miami ma decydujący wpływ na losy sezonu. Co wtedy?
Tylko iż do takiej sytuacji nigdy nie dojdzie. Dlaczego? McLaren ma, zdaniem wielu, najlepszy w tej chwili bolid w stawce. Problem w tym, iż mają najlepszą bazę, z której nie potrafią niestety wycisnąć najlepszych wyników. Główna w tym zasługa… strasznie słabej strategii i podejścia zespołu do weekendów wyścigowych. To co zrobili Piastriemu na Silverstone, woła o pomstę do nieba. Każdy obserwator był w stanie policzyć na palcach jednej ręki, iż nie opłaca się zostawiać Oscara na mokrym torze ze slickami. Każdy, poza sztabem strategów zespołu otwarcie aspirującego do tytułu mistrzowskiego.
Z zaplecza dochodzą już przecieki, iż obóz Piastriego jest niezadowolony z poczynań zespołu i faworyzowania Lando. Oszem, Oscar ma jeszcze słabsze momenty, ale w wielu udowadnia, iż powinien zasługiwać na szansę na równych warunkach. O ile kwalifikacje nie są jego mocną stroną, to punkty zdobywa się w niedzielę, a wtedy jeździ wyśmienicie, choć na ilości zdobytych oczek piętno odciskają słabe pozycje startowe.
Dodajmy do tego Zaka Browna, który z ego podbudowanym wynikami zespołu poczuł, iż nagle coś znaczy i dał upust swoim zdolnościom PRowym i politycznym. Czy raczej ich brakowi. Zak nagle stał się specem od pouczania innych, wytykania Red Bullowi zachowania kierownictwa oraz jednoczesnym mizianiem się za kulisami z Bykami, jako potencjalnym dostawcą silników. Nie wiem do czego ten facet dąży, ale zdecydowanie gubi się w działaniach pod publiczkę, albo ma innych za kretynów. Wszystko to rzutuje na image zespołu „pełnego miłości”. W dodatku niewykorzystane szanse frustrują niejednokrotnie bardziej, niż po prostu słaba forma. To już się zaczyna na nich odbijać. Tylko po co kombinują, skoro mają obok siebie wzór do naśladowania?
Red Bull Racing
Tak. Strategicznie wyścig o GP Wlk. Brytanii wygrał Red Bull i Max Verstappen. Choć RBR można zarzucić wiele, choćby absurdalny kontakt z Perezem, który jest obrazą dla działań reszty teamu, czy zakulisowe gierki z Josem i resztą. Jednak gdy przychodzi do ścigania, to machina RBR-Verstappen działa bez zarzutu.
Ktoś powie: jak to?! Przecież oni zaliczali jeden z najgorszych wyścigów sezonu! Prawda i właśnie dlatego drugie miejsce Maxa, któremu zabrakło 2 kółek do zawalczenia o wygraną, było pokazem ich potęgi.
Skąd w ogóle wzięły się te problemy? Cóż… mam na ten temat swoją teorię, niczym niepotwierdzoną, poza ogólną wiedzą z mechaniki płynów, obserwacją przebiegu sezonu i znajomością wyścigów. Otóż Max już kilka razy w tym sezonie narzekał, iż „bolid prowadzi się, jakby nie miał zawieszenia”. Dlaczego? Jest pewne proste wytłumaczenie tego fenomenu. Aerodynamika do poprawnej, najbardziej efektywnej pracy, potrzebuje stałych i ustalonych warunków. Jednym z najważniejszych parametrów pracy aero w ogóle, a już na pewno bolidów F1 w specyfikacji regulaminów 2022, jest wysokość nad powierzchnią toru. Znamy już triki z podłogą RBR z poprzedniego sezonu. Adrian Newey mocno przeprojektował górę auta, spód pewnie sporo też. Być może w wyniku tych zmian bolid stał się jeszcze bardziej czuły na zmiany prześwitu. To zaś oznacza z reguły konieczność trzymania sztywniejszej pracy zawieszenia. Stąd komunikaty Maxa.
No dobra, ale co to ma do Silverstone? Otóż to tor z dużą ilością długich szybkich łuków, mocno obciążających opony. Pomiędzy oponami i zawieszeniem jest pewna zależność. Twarde opony i skrajnie miękkie zawieszenie niezbyt ze sobą grają, bo pracuje zawieszenie, a opony niekoniecznie. W drugą stronę pozostało gorzej bo przy miękkich oponach i twardym zawieszeniu pracuje niemal wyłącznie ogumienie, które szybciej się zużywa. RBR prawdopodobnie musi operować cały czas w górze skali, jeżeli chodzi o twardość zawieszenia właśnie. Opony deszczowe i przejściowe także są miękkimi mieszankami. Prawdopodobnie więc na Silverstone, bolidy RBR zarzynały w długich łukach opony, podczas gdy zawieszenie niemal nie pracowało, nie spełniając swojej roli.
To by też po części wyjaśniało problemy kierowców RBR z kwalifikacji, kiedy w szybkim łuku Copse obu „puściły” tylne opony. Wreszcie mieliśmy także moment w wyścigu, kiedy Max mógł założyć twardą mieszankę. Bolid nagle ożył i z pojazdu ledwo trzymającego się w drugiej połowie pierwszej dziesiątki, zaczął rozkładać resztę stawki tempem.
Czy team zdawał sobie z tego sprawę? Myślę, iż tak. Celowo, czy przypadkiem, Pani Hannah Schmitz znów została bohaterką i myślę, iż w pełni zasłużenie. Gdyby wszystkie działy strategiczne działały tak jak ten Red Bulla, obraz niejednego sezonu mógłby wyglądać zupełnie inaczej.
Kolejna runda
Teraz przed nami GP Węgier ze specyficznym torem. Hungaroring, gdzie o wyprzedzanie trudno, opony cierpią katusze, a temperatura zwykle dobija do góry skali termometrów. Uwierzcie mi, iż 30 stopni tam na torze, to w naszym odczuciu niemal 40 i totalna patelnia. Po raz kolejny być może to właśnie stratedzy, a nie kierowcy, będą decydować o losach wyścigu.