Czarny piątek we Wrocławiu. Kibice wskazali winnych koszmaru w Ekstraklasie

2 godzin temu
W piątkowy wieczór we Wrocławiu doszło do prawdziwej stypy. Kibice Śląska Wrocław przyszli na mecz ubrani na czarno, a przez cały stadion niosło się nieparlamentarne skandowanie. Fani klubu, który po 17 latach żegna się z ekstraklasą, nie oszczędzili praktycznie nikogo. Festiwal wyzwisk, transparenty i piłkarze oddający koszulki. To był czarny dzień w historii wrocławskiej piłki.
Śląsk Wrocław jeszcze w poprzednim sezonie zdobywał wicemistrzostwo Polski, a jego kapitan zostawał królem strzelców ekstraklasy. Dziś sytuacja odwróciła się o 180 stopni. Wrocławianie, po kompromitujących rozgrywkach, żegnają się z najwyższym poziomem ligowym, na którym grali nieprzerwanie przez 17 lat. O kulisach spadku szerzej pisaliśmy w tym miejscu. W piątek Wrocław definitywnie pożegnał ekstraklasę.


REKLAMA


Zobacz wideo Jakub Kosecki był na trybunie kibiców Polonii?! "W Warszawie tylko Legia!"


Kibice Śląska wskazali winnych. Festiwal wyzwisk
Mecz z Jagiellonią Białystok był bowiem ostatnim domowym starciem Śląska w tym sezonie. Wrocławianie spadek przypieczętowali już przed tygodniem, więc piątkowe spotkanie od dawna jawiło się jako swoista piłkarska stypa. Na trybunach zasiadło ponad 20 tysięcy kibiców. Po raz kolejny Tarczyński Arena Wrocław, mimo fatalnej postawy piłkarzy Śląska na przestrzeni całego sezonu, nie świeciła pustkami.


Trudno jednak było mówić o radosnej atmosferze. Fani w lwiej większości przyszli na mecz ubrani na czarno, a nie w charakterystycznych dla Śląska zielonych barwach. Już od początku spotkania uwaga widzów mogła się skupiać na tym co dzieje się na trybunach, a nie na murawie.
"Nic nie może przecież wiecznie trwać" - takie hasło na całą szerokość trybuny B, gdzie zasiadają najbardziej fanatyczni kibice Śląska, powitało piłkarzy. Nawiązanie do piosenki Anny Jantar było jednak najprzyjemniejszym, co spotkało ludzi związanych z WKS-em.
Fani, już w momencie wyczytywania składów przez spikera zawodów Andrzeja Gliniaka, dali wyraz swojego niezadowolenia. Z trybun dało się usłyszeć gwizdy, a po każdym nazwisku piłkarza nie było charakterystycznego okrzyku: "Śląsk!".


Sympatycy wywiesili także znamienne transparenty. Uderzały one w tych, których we Wrocławiu już nie ma, ale także w prezydenta miasta. "Sutryk, Balda, Magiera na stojąco owacje. W rok z wicemistrza zrobiliście degradację" - hasło o takiej treści pojawiło się po jednej stronie trybuny. Nie było jedynym. "Sutryk, Balda, Magiera, Załęczny i pseudopiłkarze. We Wrocławiu główni ekstraklasy grabarze" - napisano na innym transparencie.


Fani przez lwią część meczu skandowali też obraźliwe okrzyki kierowane pod adresem prezydenta miasta Jacka Sutryka. Najłagodniejszą ich częścią było wypominanie politykowi spadku. Bezpośrednio zwrócili się także do Davida Baldy, Jacka Magiery i Patryka Załęcznego. Najbardziej oberwało się jednak Peterowi Pokornemu, który jako jedyny z piłkarzy doczekał się tego wieczoru bezpośrednich obelg.


Słowak, który w poprzednim sezonie należał do wyróżniających się piłkarzy Śląska, w tym sezonie stał się symbolem jego sportowego zjazdu. Jesienią przez kilka spotkań pełnił choćby funkcję kapitana zespołu. W lutym doznał kontuzji i od spotkania z Legią Warszawa nie wybiegał już na boisko. W ostatnich tygodniach niektórzy podejrzewali, iż celowo przedłuża swoją absencję, aby nie rozegrać odpowiedniej liczby minut, co gwarantowałoby automatyczne przedłużenie wygasającego w czerwcu kontraktu. Oliwy do ognia dodał fakt, o którym informował portal Śląsknet, mówiący o tym, jakoby Pokorny dogadał się z Widzewem Łódź.


Hasła: "Śląsk to my, a nie wy", a także "Amatorzy, nie piłkarze" naprzemiennie kilkukrotnie niosły się z wrocławskich trybun. Po zakończonym spotkaniu piłkarze podeszli pod trybunę B, która domagała się oddania przez nich koszulek. Ostatecznie kilku z nich - w tym kapitan Serafin Szota - wrócili do szatni bez trykotów.


- Tak w Słowenii przeżywałem podobne rzeczy, jako trener. Mają do tego prawo. Uważam, iż decyzja kapitana o oddaniu koszulek była dobra - tak na pomeczowej konferencji prasowej sprawę komentował trener Śląska Ante Simundza.


I to właśnie Słoweniec był jedynym, który doczekał się pozytywnych słów na swój temat. Jego nazwisko po końcowym gwizdku niosło się przez wrocławskie trybuny. Kibice docenili fakt, iż po jego przyjściu drużyna wyglądała o wiele lepiej i punktowała na poziomie środka tabeli.
Choć ostatecznie Śląska żegna się z ligą, to wina byłego trenera Mariboru i Łudogorca jest w tym najmniejsza. Fani chcieliby, aby w I lidze także poprowadził WKS. Czy tak się stanie? Simundza na pomeczowej konferencji prasowej zaskoczył wszystkich rozbrajającą szczerością. Na pytanie, czy zostanie w Śląsku odpowiedział: "Jutro podejmę decyzję".
Przed WKS-em jeszcze jedno spotkanie. 24 maja w meczu ostatniej kolejki Śląsk Wrocław zagra na wyjeździe z także zdegradowaną już Puszczą Niepołomice.
Idź do oryginalnego materiału