Czarnecki wykiwał wszystkich. Dosłownie. "Wierność to nie jest cecha Ryszarda"

2 tygodni temu
Zdjęcie: Fot. Jakub Porzycki / Agencja Wyborcza.pl


Ryszard Czarnecki, który usłyszał już zarzuty w sprawie Collegium Humanum, to nie tylko polityk, ale też sportowy działacz. Próbował robić karierę w świecie żużla, koszykówki, piłki oraz siatkówki. "Wierność to nie jest cecha Ryszarda", "lis, który wdarł się do kurnika" - mówili o nim. Wszystkim obiecywał kasę, ale też - mimo chęci bycia społecznikiem - sam zgarniał sporo. Sporo też jeździł.
- To bardziej polityk, czy sportowy działacz? - mogli przez lata zastanawiać się kibice, obserwując karierę Ryszarda Czarneckiego. Jego polityczną i sportową drogę łączy kilka elementów: gra na wielu pozycjach, brak przywiązania do barw, pieniądze, które zawsze się go trzymały, czy też... wyjeżdżone kilometry.


REKLAMA


Zobacz wideo Tak Polacy powitali bohaterów igrzysk! Sceny na lotnisku


To za wyłudzenia diet i zwrotów kosztów podróży do Parlamentu Europejskiego zarzuty przedstawiła mu prokuratura w Zamościu. CBA zatrzymało go zaś za sprawę Collegium Humanum. Chodzi o przyjęcie od rektora uczelni korzyści majątkowej oraz "korzyści osobistej", czyli uzyskania dyplomu studiów podyplomowych dla żony. A jak Czarnecki radził sobie w świecie sportu?
Funkcję miał pełnić społecznie, ale koledzy prosili, by wziął wypłatę
- Czuję się bardziej człowiekiem siatkówki niż polityki - mówił Sport.pl w wywiadzie z 2021 r., gdy kandydował na prezesa Polskiego Związku Piłki Siatkowej. - Czuję się ambasadorem siatkówki w świecie polityki. I cieszę się, iż ta misja jest skuteczna - dodawał. Czernecki zawsze robił wokół siebie dobry PR. Roztaczał wizję, iż gdzie jest on, tam są lub będą pieniądze i sponsorzy. Dla wielu działaczy był to istotny argument, gwarantujący mu poparcie. To m.in dlatego w 2018 r. Czarnecki został wiceprezesem PZPS.
- Moim sukcesem jest to, iż po mistrzostwach świata w 2018 r. premier Mateusz Morawiecki podjął decyzję o przyznaniu PZPS wyjątkowej nagrody w postaci 15 mln zł - wymieniał swoje zasługi w rozmowie ze Sport.pl. Ta premia miała iść do siatkarzy i na szkolenie młodzieży. - Cieszę się, iż mogłem przyczynić się do zawarcia czteroletniego kontraktu na sponsora tytularnego ligi żeńskiej i strategicznego ligi męskiej - dodawał.


Choć dziś mało kto chce wypowiadać się pod nazwiskiem, to środowisko siatkarskie w anonimowych rozmowach przyznaje: tak, Ryszard Czarnecki miał koneksje polityczne i potrafił załatwić wiele spraw. Ale obok realnych korzyści, było drugie tyle kreacji i roztaczania wokół siebie specyficznej aury.


"Informuję, iż wczoraj, zaraz po wyborze mnie na wiceprezesa PZPS, poinformowałem prezesa związku, iż moją funkcję będę pełnił społecznie, nie pobierając wynagrodzenia. Ku uwadze hejterów i ludzi, którzy patrzą na mnie przez swój pryzmat" - informował dumnie na X. Życie jednak gwałtownie tę deklaracje zweryfikowało. Jak Czarnecki potem tłumaczył TVN24, głównie za sprawą próśb kolegów ze związku. - Uznano, iż nie powinienem się wyróżniać od innych wiceprezesów związku i zacząłem pobierać pensję - przekazywał.


Kilometrówki na mecze siatkówki. 250 tys. w 3 lata
Pensji wyszło razem 177 tys. zł. Daje to prawie 15 tys. zł miesięcznie (dane z oświadczenia majątkowego). Do tego przysługiwało mu służbowe auto, a Czarnecki wyrabiał też ogromne kilometrówki. Jak informował Łukasz Jachimiak ze Sport.pl, po zsumowaniu kilometrów z siatkarskich delegacji okazało się, iż polityk w trzy lata przemierzył około 250 tysięcy kilometrów!
Działacz oczywiście pokazywał się często w siatkarskich halach, czasem jednego dnia widywany był choćby w dwóch miastach, ale wyrobienie takiej liczby kilometrów w podróżach choćby między Jastrzębiem Zdrój, a Zawierciem, czy Bełchatowem wywoływało uśmiech w związku
Być może tej sprawie trzeba było przyjrzeć się uważniej. Tak jak w końcu kilometrom Czarneckiego przyjrzał się Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych, a potem prokuratura w Zamościu. Czarnecki za zadeklarowane podróże pobrał około 900 tys. złotych. Z przedstawionych przez niego danych - jak opisała to "Gazeta Wyborcza" - wynikało, iż w teorii pięć razy okrążył Ziemię, wpisując 18 pojazdów: 14 samochodów, dwóch motorowerów, motocykla i ciągnika siodłowego.


Ciąg na funkcję prezesa i skazy na wizerunku
Obecność Czarneckiego na siatkarskich meczach dokumentowana była też... gwizdami. Kiedy spiker wyczytywał jego nazwisko, kibice często dawali znać, co myślą o polityku na trybunach, szczególnie przy okazji meczów kadry. Podobnie było jednak podczas igrzysk europejskich, czy zawodów żużlowych.
- Jedni kibice klaszczą, inni gwiżdżą, ale ważne jest to, co dla siatkówki zrobiłem, co robię i co zrobię - nie przejmował się tym w przedwyborczej rozmowie ze Sport.pl. Jego ambicje sięgały stołka prezesa związku.


Czarnecki osiągnięcia celu był blisko w 2021 r. Jego metody działały. Wojewódzkim Związkom Piłki Siatkowej obiecał podniesienie budżetu z około 100 tys. na 200 tys. zł. Do związku mieli przyjść też nowi sponsorzy. Kilka obietnic dostały też różne kluby. Długo wydawało się, iż Czarnecki wybory wygra. Jego rywale rezygnowali, ale pojawił się mocny konkurent, który zjednoczył opozycję - Sebastian Świderski. To legenda polskiej siatkówki, która dała się poznać jako sprawny prezes ZAKS-y Kędzierzyn-Koźle. To był też czas, gdy w mediach głośno było o Czarneckim - najpierw wybuchła afera z europejskimi kilometrówkami, potem polityk niechlubnie wsławił się publicznym porównaniem politycznej konkurentki Róży Thun do szmalcowników. Na nasze pytanie dotyczące skaz na wizerunku Czarnecki odpowiedział wówczas tak:
- O wybraniu mnie [na prezesa związku siatkarskiego] zdecydują delegaci. Przez parę ostatnich lat oceniali moją skuteczność i ciężką pracę. Myślę, iż z ich strony nastąpi weryfikacja mojej aktywności - przekazał.


No i nastąpiła. Gdy Czarnecki w dniu wyborów po przeliczeniu szabel wiedział, iż nie ma szans wygrać ze Świderskim, zrobił to, co zwykle robił w podobnych sytuacjach. Wycofał się z wyborów. Oficjalnie "dla dobra polskiej siatkówki", by zaprezentować swoją jedność ze środowiskiem. Od siatkówki się jednak zupełnie nie odszedł. gwałtownie został prezesem Fundacji Polskiej Siatkówki.
Miał pomagać potrzebującym siatkarzom. Zgarnął 160 tys. złotych
To fundacja wspierająca osoby związane z tą dyscypliną, które "z różnych powodów znalazły się w trudnym położeniu życiowym lub zawodowym". Czarnecki pracował tam cztery miesiące. Zarobił 162 tys. zł. Prezesurę zaoferowano mu, wierząc, iż przyniesie do fundacji państwowych sponsorów. Nic takiego się nie stało, więc umowę rozwiązano, a wysoka gaża się nie zwróciła.
Po siatkarskiej przygodzie o Czarneckim mówiło się jako o "lisie, który wdarł się do kurnika". Już wcześniej sporo osób zwracało uwagę, jak często zmieniał związki i dyscypliny, którymi się zajmował, zwykle interesując się dyrektorskimi stołkami.
- Wierność to nie jest cecha Ryszarda. Przeskakuje z partii do partii. W sporcie też. Żużel, koszykówka, siatkówka. Kandydował do PZPN, PKOl. A już obiecywanie kasy ze spółek skarbu państwa to naprawdę duży tupet - relacjonował nam Jacek Kasprzyk, prezes PZPS za czasów wiceprezesury Czarneckiego. Obaj panowie pod koniec kadencji już mocno się nie lubili. A podczas ich spotkań dochodziło do mocnych wymian zdań. Zresztą Czarnecki miał mieć też na pieńku m.in z Radosławem Piesiewiczem, który wiceprezesem PZPS był do roku 2017. Potem Piesiewicza na stanowisku zamienił właśnie Czarnecki jako ten, który przyniesie federacji większe profity. Ambicje i pomysły obu panów na karierę gwałtownie okazały się podobne.


Wycieczka do Tokio i chrapka na PKOl
Czarnecki już kilka lat temu chciał być prezesem Polskiego Komitetu Olimpijskiego, którym teraz jest Piesiewicz. Jego kandydaturę wysunął Polski Związek Siatkówki. Polityk i działacz wycofał się z kandydowania na ostatniej prostej, w momencie gdy zrozumiał, iż nie ma szans na sukces. Chęci bycia działaczem PKOl jednak nie porzucił. Został członkiem prezydium PKOl. To dlatego - jak tłumaczył - pojawił się na trybunach rozgrywanych w czasie pandemii igrzysk w Tokio. Kibiców na trybunach być tam nie mogło, liczba działaczy była limitowana, warunki funkcjonowania w Japonii dla sportowców i sztabów trenerskich także okazały się dość surowe, ale Czarnecki bił sportowcom brawa wprost ze sportowych aren. PKOl i on sam nie wytłumaczyli, jaką funkcję pełnił na tej imprezie.


Wcześniej Czarnecki dwukrotnie chciał zostać prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej. Być może dlatego, iż od 2005 był wiceprzewodniczącym Wydziału Zagranicznego PZPN i uznał to za dobry fundament pod późniejsze działania. Najpierw startował w wyborach na prezesa w 2008 r., ale na miesiąc przed zjazdem wycofał kandydaturę. Cztery lata później zapowiedział, iż nie nie będzie ubiegał się o posadę. gwałtownie jednak zmienił zdanie i znów zgłosił swój akces. Jako jeden z punktów swego programu ogłosił zrzeczenie się swej pensji wynoszącej 50 tys. złotych miesięcznie i przekazanie jej na szkolenie. Przed wyborami z walki o prezesurę jednak się wycofał. W rozmowie z działaczem piłkarskim, Zdzisławem Kręciną, przekazał potem, iż kandydowanie na fotel prezesa piłkarskiego związku było dobrą i darmową reklamą przy ubieganiu się o funkcję europosła i iż na poważnie do piłki to jeszcze kiedyś wróci.


Ale to nie piłka i siatkówka była pierwszą sportową miłością Czarneckiego. Sportową karierę zaczynał bowiem w żużlu. Pod koniec lat 90. został wiceprezesem, a potem prezesem Sparty Wrocław. Na jednym z żużlowych meczów doszło zresztą do niebezpiecznej sytuacji, gdy Czarnecki w szaliku Sparty poszedł na trybunę Unii Leszno i po meczu wymachując szalikiem, cieszył się z wygranej swego klubu. W jego stronę poleciały butelki. On sam dostał w tył głowy, miał delikatne wstrząśnienie mózgu. Swym kolegom przekazał wcześniej, iż podczas kampanii wyborczej lepiej będzie, jak pokaże się wśród kibiców, a nie na trybunie VIP.
Na aucie
Równie wiele funkcji i pomysłów na życie Czarnecki miał nie tylko w sporcie, ale też w polityce. Był wiceministrem kultury, prezesem partii Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe (ZChN), a potem posłem AWS, Samoobrony, oraz PiS. Od dwóch dekad z powodzeniem dostawał się do Parlamentu Europejskiego, startując z różnych okręgów wyborczych. W 2014 r. został choćby jednym z wiceprzewodniczących Europarlamentu. Dopiero w tym roku nie uzyskał wymaganej liczby głosów i jego europejska kariera zwolniła. W przeszłości kandydował też na fotel prezydenta Wrocławia, był prezesem Instytutu Prawa i Studiów Europejskich w Warszawie, oraz założył własną fundację.


Po tym jak na początku 2023 roku wycofał się z rady nadzorczej siatkarskiej Skry Bełchatów, zniknął ze świata sportu. Krótko po zatrzymaniu go przez CBA związanego ze sprawą Collegium Humanum został też zawieszony w prawach członka partii przez prezydium Komitetu Politycznego PiS. Czarnecki nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Chyba pierwszy raz w jego politycznej jak i sportowej karierze można powiedzieć, iż jest na aucie. I tym razem nie ma to nic wspólnego z motoryzacją.
Idź do oryginalnego materiału