Gdy okazało się, iż Magda Linette nie wystąpi w kluczowym meczu z Ukrainkami w Pucharze Billie Jean King, to wielu kibiców uznało, iż na zwycięstwo nad mocnymi przeciwniczkami - a już zwłaszcza nad Eliną Switoliną - nie ma szans. Zastępująca liderkę Polek Maja Chwalińska przypomniała im, iż nie należy jej przedwcześnie skreślać, ale choć zostawiła serce na korcie w Radomiu, to misja niemal niemożliwa nie zakończyła się sukcesem.
REKLAMA
Zobacz wideo "Byłem obrażony, ale już mi przechodzi". Janowicz zdradza swoje plany
Chwalińska pod podwójną ścianą. Kibic przypomniał o Świątek. Switolina doprowadzona do frustracji
Chwalińska stała w piątek pod podwójną ścianą. Nie dość, iż musiała przejąć rolę będącej ostatnio w formie Linette (30. WTA), to jeszcze za sprawą wcześniejszej przegranej Katarzyny Kawy z Martą Kostiuk 1:6, 2:6 była ostatnią nadzieją na przedłużenie szans Polek na zwycięstwo nad Ukrainkami. A po drugiej stronie 121. tenisistka świata miała największą gwiazdę radomskiej imprezy - 18. na liście WTA Switolinę.
Polscy kibice i członkowie biało-czerwonej ekipy mogli się czuć już trochę poobijani od kolejnych ciosów, które spadały na Polki przy okazji turnieju w Radomiu. Przed rozpoczęciem zmagań okazało się, iż nie wystąpią dwie najwyżej notowane krajowe rakiety, czyli Iga Świątek i Magdalena Fręch. Bez nich uporały się z osłabionymi nieobecnością Belindy Bencić Szwajcarkami (3:0), ale w piątek nadeszła kolejna zła wiadomość - z powodu choroby zagrać nie mogła Linette. Doświadczona poznanianka pojawiła się co prawda na uroczystym rozpoczęciu rywalizacji z Ukrainkami, ale zaraz potem zniknęła z kortu, a następnie w mediach społecznościowych poinformowała o swoim stanie zdrowotnym.
Wychodzącą na kort filigranową Chwalińską kibice powitali wrzawą - jej spotkanie ze Switoliną traktowano jako mecz, który zakończy się podobnym wynikiem jak Kawy z Kostiuk. A 23-latka gwałtownie pokazała, iż może i nie ma Świątek, Fręch i Linette, ale jest ona. Waleczna i grająca w urozmaicony sposób, który sprawiał duże problemy faworytce.
Trzeba też powiedzieć wprost - Switolina nie grała tego dnia długimi fragmentami tak, jak do tego przyzwyczaiła w swoich najlepszych występach. Uwijanie się Polki w obronie i kombinacyjna gra sprawiały, iż faworytka sporo się myliła. Pierwszy gem, który trwał siedem minut, zakończył się przełamaniem na rzecz Chwalińskiej po podwójnym błędzie rywalki.
Ale kolejne gemy zapisywane na koncie reprezentantki gospodarzy nie były jedynie zasługą słabości Ukrainki. Sama na nie zapracowała. Ręcę same składały się do oklasków, gdy kilka razy ściągnęła przeciwniczkę do siatki, a potem kończyła akcję skutecznym lobem lub minięciem. W tym secie dość często podanie nie było atutem obu tenisistek. Pierwszy wygrany gem przy własnym podaniu nastąpił dopiero przy wyniku 2:2.
Chwalińska w oczach wielu jest znana przede wszystkim jako przyjaciółka Świątek. Podczas jej piątkowego meczu jeden z kibiców na trybunach choćby w pewnym momencie przypomniał o drugiej rakiecie świata, ale potem nie brakowało powodów, by doceniać grę 121. tenisistki świata, która doprowadzała do frustracji Switolinę. Była trzecia rakietę globu w pewnym momencie pochyliła się zrezygnowana. A cały polski sztab zrywał się po kolejnych ważnych akcjach wygranych przez Chwalińską. M.in. wtedy, gdy zakończyła efektowną wymianę, kucając i wtedy, gdy zwieńczyła ją skrótem.
Z perspektywy trybun wydawało się, iż sędziowie raz lub dwa skrzywdzili Switolinę, oceniając piłkę przez nią zagraną jako autową. Ale los oddał jej to w kluczowym momencie - przy drugim z pięciu setboli, których broniła przy wyniku 6:5 dla Polki. Wówczas piłka przeszła po taście i spadła po stronie Chwalińskiej tuż za siatką. W pozostałych przypadkach wyszła różnica doświadczenia - Ukrainka nakładała presję i przejmowała inicjatywę, a Polka jedynie się broniła. W tie-breaku faworytka wyraźnie złapała drugi oddech i dominowała (5-1), nie pozwalając sobie później na roztrwonienie przewagi mimo starań przeciwniczki.
Można było mieć obawy, iż w drugim secie Switolina będzie już na fali, a Polkę może podłamać brak sukcesu w partii otwarcia. Utrzymała się w grze przez cztery gemy, potem dominowała już Switolina.
Losy zwycięstwa w meczu Polska - Ukraina są już rozstrzygnięte, ale do rozegrania został jeszcze debel. Pierwotnie zgłoszone do niego zostały Chwalińska i Martyna Kubka oraz siostry Ludmyła i Nadia Kiczenok, ale kapitanowie mogą dokonać jeszcze zmian. Wynik tego spotkania teoretycznie może mieć znaczenie dla losów awansu do turnieju finałowego. Teraz wszystko jest w rękach Ukrainek, które w sobotę zmierzą się ze Szwajcarkami. Przepustkę do zmagań w Shenzhen da im wygrana w dowolnym wymiarze, a istnieje choćby opcja, iż zdobyłyby ją mimo przegranej z Helwetkami. Trudno jednak przypuszczać, by faworytki nie przypieczętowały sukcesu.