Wiele wskazuje na to, iż między Światową Agencją Antydopingową (WADA), a Amerykańską Agencją Antydopingową trwa wojna, której stawką są nie tylko pieniądze i reputacja, ale też ważne imprezy, których w USA w najbliższym czasie będzie sporo. Na razie WADA, której przewodzi Witold Bańka, zdecydowała się pozwać Amerykanów do sądu. WADA twierdzi, iż została znieważona, słowami o "kryciu" chińskiego dopingu. - WADA była zmuszona bronić się i szukać środków prawnych, wnosząc formalne powództwo do sądów szwajcarskich - przekazał nam James Fitzgerald, odpowiedzialny w WADA za kontakty z mediami. Przedstawiciele kilku agencji cytowani przez niemiecką telewizję ARD, uważają to za kontrę w sprawie, która od długich miesięcy ciekawi środowisko. Wszystko zaczęło się od... chińskiej kuchni i pojemników.
REKLAMA
Zobacz wideo Medalistki igrzysk dostają mieszkania. Zaangażowany Robert Lewandowski
23 Chińczyków i pech na stołówce
Na początku stycznia 2021 roku, pół roku przed letnimi igrzyskami olimpijskimi w Tokio, na dopingu złapano 23 chińskich pływaków. W ich próbkach wykryto trimetazydynę - lek na serce, który wspomaga pracę układu krążenia i poprawia regenerację. WADA kwalifikuje go jako doping. Sprawy jednak nie nagłaśniano, a po krótkim czasie oczyszczono sportowców z zarzutów. Chińska Agencja Antydopingowa (CHINADA) wyjaśniła, iż substancja dostała się do organizmów pływaków z przyczyn niezależnych od nich. Odnaleziono ją w pojemnikach i w kuchni hotelowej, więc podejrzenie padło na zanieczyszczoną żywność - taką argumentację przedstawili chińscy śledczy.
WADA, która monitorowała sprawę, ostatecznie przyjęła te wyjaśnienia i nie podjęła żadnych działań dyscyplinarnych. O sprawie zrobiło się głośno, gdy wiosną 2024 roku poinformowała o niej telewizja ARD. Jednym z autorów reportażu był m.in Hans Seppelt, dziennikarz, który ujawnił wielką aferę dopingową w rosyjskim sporcie. Tę, w której państwo pomagało i kryło swych sportowców w dopingowym procederze i przez którą Rosja została finalnie od igrzysk odsunięta. Choć jednocześnie ten sam Seppelt ostatnio przestrzelił z zarzutami korupcji w Międzynarodowej Federacji Szermierki, oskarżając również jej prezesa Aliszera Usmanowa o utworzenie systemu kupowania sędziów. Po wyrokach sądu musiał się ze swych historii wycofać.
Wróćmy jednak do 23 chińskich pływaków i hasła "zanieczyszczonej żywności", przez jaką doping trafił do sportowców. Tu każdemu zapala się czerwona lampka.
Trimetazydyna w przyprawach i na wentylatorze. "Rzadkie, ale nie niemożliwe"
W sprawie warto dodać zatem kilka informacji, które przekazuje WADA. Po pierwsze: testy antydopingowe chińskich pływaków miały miejsce na krajowej imprezie i nie były inicjatywą nikogo z WADA czy innych organizacji. Postanowiła je przeprowadzić sama z siebie CHINADA. Podjęła to działanie w trudnym czasie początku pandemii, gdy większość krajowych agencji zmniejszała liczbę przeprowadzanych testów, przez wprowadzane stopniowo restrykcje dotyczące poruszania się i podróży. Chińczycy natychmiast poinformowali światową organizację o sprawie i dodali, iż rozpoczęli dochodzenie.
Tak wygląda procedura przy każdej takiej sprawie. Śledztwa prowadzone są przez krajowe agencje, które rozliczają to, co dzieje się na ich terytorium. Meldunki i raporty wędrują do WADA, która je monitoruje i zatwierdza, a w skrajnych przypadkach podważa procedury i ich wyniki, i włącza się do sprawy. Choć przypadek pływaków był oryginalny, to jednak WADA, analizując postępowanie, nie znalazła elementów śledztwa, do którego mogłaby się przyczepić. A samo tłumaczenie z pojemnikami i żywnością? Biorąc pod uwagę, iż byli to pływacy z różnych chińskich klubów, z różnych regionów i od różnych trenerów, którzy przed zawodami spotkali się w ośrodku i stołowali na stołówce, mogło to wyglądać na pechowy przypadek. W dodatku u wszystkich wykryto śladowe ilości trimetazydyny - u niektórych w takim stopniu, iż zaobserwowano dwa różne wyniki - pozytywny i negatywny - w przypadku testów poczynionych w odstępie czasowym. Chińczycy przekazali, iż ślady zabronionej substancji znaleziono w pojemniku na przyprawy oraz na wentylatorze nad wyciągiem kuchennym.
WADA konsultowała sprawę ze swoim departamentem naukowym, któremu przekazała szczegóły chińskiego śledztwa. Laboratorium wskazało, iż sytuacja, choć rzadka, nie jest niemożliwa. Sprzeciwu w sprawie nie wyraziła też Światowa Federacja Pływacka, która zaakceptowała ustalenia Chińczyków. Finalnie zatem informacji nie upubliczniano, bo międzynarodowe agencje podchodzą do tego różnie. Jedni przekazują informację o pozytywnym wyniku od razu po zbadaniu pierwszej próbki, inni czekają na rozwój wypadków i rozstrzygnięcie sprawy. Tu rozstrzygnięciem było ustalenie, iż nikt świadomie wspomagania nie przyjmował.
Amerykanie oskarżali, WADA zamówiła zewnętrzny raport
Po odpublicznieniu tej historii w tym roku przez ARD powstało jednak spore oburzenie, szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) oskarżyła WADA o stronniczość i brak transparentności w sprawie, sugerując choćby zmowę mającą na celu ukrycie dopingu wśród chińskich sportowców. Głos zabrali też amerykańscy politycy. Wydali otwarty komunikat, w którym pytali, kto podejmował decyzje w sprawie chińskich pływaków i dlaczego nie zastosowano wobec nich "normalnych przepisów". Pytali, czy fakt, iż w 2022 roku odbyły się zimowe igrzyska olimpijskie w Pekinie, miał jakikolwiek wpływ na decyzję WADA. Na koniec pojawiły się oskarżające pytania o chińskich patronów WADA, żądania informacji o liczbie sponsorów, których ma agencja, kwotach, jakie od nich otrzymuje oraz ich pochodzeniu. Dodajmy, iż WADA ma finansowanie z ruchu olimpijskiego i od rządów na całym świecie.
USADA zwróciła uwagę, iż CHINADA nie przedstawiła wiarygodnych dowodów na poparcie swojej tezy o zanieczyszczeniu żywności, a WADA nie przeprowadziła żadnego własnego dochodzenia na miejscu. WADA przypomina, iż był to rok początku pandemii, gdzie wyłączono wszelkie połączenia międzynarodowe i zamknięto granice, i iż zrobiono wszystko, co było możliwe i na co pozwalały procedury, by tę sprawę wyjaśnić.
Zresztą w odpowiedzi na krytykę WADA zleciła niezależne dochodzenie w sprawie własnego postępowania z chińskimi pływakami - prowadził je były doświadczony szwajcarski prokurator Eric Cottier. I on w swoim raporcie stwierdził, iż nie ma dowodów na to, by WADA wykazała się stronniczością w tej sprawie, a jej decyzja o nieodwołaniu się od decyzji CHINADA i przyjęciu jej wersji była uzasadniona. Śledczy w swym raporcie miał odpowiedzieć głównie na dwie powyższe wątpliwości opinii publicznej.
"Dochodzenie nie ujawniło żadnych nieprawidłowości po stronie WADA przy kontroli decyzji podjętej przez CHINADA" - czytamy w najważniejszym punkcie jego wniosków.
WADA "odporna na krytykę"
W raporcie znajdują się też jednak uwagi dotyczące samych struktur i procedur WADA, które nie ułatwiają prowadzenie takich spraw. Cottiere zauważył brak sformalizowanych wytycznych dotyczących przetwarzania spraw, brak zaangażowania Departamentu Śledczego agencji, czy zamykanie spraw dzięki nieformalnej wewnętrznej poczty e-mail. Raport Cottiera w pewnych kręgach spotkał się z dalszą krytyką, zarówno ze strony USADA, jak i kilku organizacji antydopingowych. Krytycy przywołani w materiale ARD wskazują, iż zakres zagadnień badanych przez Cottiera był zbyt wąski.
- Można żałować, iż raport Cottiera ograniczył się do odpowiedzi na dwa bardzo precyzyjne pytania, a nie poruszał szerszego obszaru zagadnień - skomentował dyrektor generalny francuskiej agencji antydopingowej AFLD, Jeremy Roubin.
- To pierwszy raz w mojej karierze, a zajmuję się walką z dopingiem od ponad 20 lat, kiedy spotkałem się z kierownictwem wykonawczym WADA, które jest tak odporne na krytykę lub konstruktywne zaangażowanie - przekazał Khalid Galant, dyrektor generalny Południowoafrykańskiej Agencji Antydopingowej (SAIDS).
USADA wezwała WADA do upublicznienia wszystkich dokumentów związanych ze sprawą, przeprowadzenia bardziej gruntownego i niezależnego dochodzenia. Niemieckie media podały też, iż 18 krajowych agencji antydopingowych, w tym te z Francji, Niemiec i Japonii, wysłało wspólny list z pytaniami i żądaniami do WADA, wyrażając swoje zaniepokojenie sposobem, w jaki organizacja poradziła sobie z tą sprawą. Agencje te domagają się wyjaśnień i wyciągnięcia wniosków na przyszłość, aby zapobiec podobnym sytuacjom. List nie jest jednak upubliczniony. Według naszych informacji jest to prośba, by jeszcze raz wyjaśnić temat.
Pozew o zniesławienie i persona non grata
Jednak napięta sytuacja na linii WADA - USADA zaostrza się od miesięcy i jest wielowymiarowa. WADA pozwała USADA za zniesławienie i prowadzenie kampanii mającej na celu zdyskredytowanie organizacji. WADA uważa, iż USADA wykorzystuje sprawę chińskich pływaków jako narzędzie geopolityczne w szerszym sporze między Chinami a Stanami Zjednoczonymi. WADA uniemożliwia przedstawicielom USADA osobisty udział w posiedzeniach swoich komitetów i komisji, dając im jedynie dostęp online. Sytuację komplikuje fakt, iż Stany Zjednoczone, jako największy sponsor WADA, wstrzymały swoją wpłatę na budżet organizacji.
WADA też ma do USADA zastrzeżenia. Chodzi głównie o to, iż Światowy Kodeks Antydopingowy nie jest wdrożony w akademickich ligach sportowych i zawodowych, które mają swoje zasady. W lipcu tego roku pod oświadczeniem traktującym o tym, jak niepokojące jest to zjawisko, podpisały się 32 narodowe lub regionalne komitety z Europy, Azji i Afryki. Czytamy w nim, iż Stany Zjednoczone wysyłają sportowców na ważne wydarzenia, takie jak igrzyska olimpijskie czy mistrzostwa świata, bez uprzedniego wystarczającego ich przetestowania. Zobrazowano to tym, iż aż 75 proc. amerykańskich sportowców startujących w Paryżu, przeszło przez system akademicki, czyli długi czas funkcjonowało poniżej tego, czego wymagają od sportowców przepisy WADA. W liście użyto też zeszłorocznej wypowiedzi dyrektora generalnego USADA, Travisa Tygarta, który w jednym z programów powiedział: - Akademicki program antydopingowy to kompletny żart. Nie ma badań krwi, nie ma testów poza zawodami, nie ma testów w miejscu pobytu.
Na odpowiedź w sprawie listu nie trzeba było długo czekać. USADA zauważyła, iż część jego sygnatariuszy choćby nie wiedziała o piśmie, a 15 proc. z krajów, które list rzekomo poparły, same nie robią żadnych testów poza zawodami. Dodano też, iż przytoczone liczby są fałszywe lub wyrwane z kontekstu. "100 procent akademickich amerykańskich sportowców na igrzyskach, przeszło testy według reguł opracowanych przez WADA" - napisano. Dodano, iż każdy akademicki sportowiec, który ma rywalizować na międzynarodowych zawodach, z automatu wpada pod protokół WADA.
Przypominano też światowej organizacji, iż za testy na międzynarodowych imprezach odpowiedzialne są różne międzynarodowe organizacje i krajowe agencje antydopingowe. Dodano, iż amerykański złoty medalista z Paryża testowany był przed igrzyskami średnio 8,3 razy, a międzynarodowa agencja pominęła w swojej analizie ponad 6000 amerykańskich testów.
Na szali igrzyska w USA i zawieszenie Amerykanów?
Przy trwającej wymianie wzajemnych uwag i oskarżeń, interesująca i ważna jest też informacja, iż status USADA znalazł się właśnie pod lupą Compliance Review Committee. Ta niezależna jednostka, która raportuje do Komitetu Wykonawczego WADA, sprawdza, czy amerykańska agencja przestrzega przepisów i zasad, do których obliguje je WADA.
Tu chodzi m.in o tzw. Rodczenkow Act. Przyjęta jakiś czas temu przez senat ustawa antydopingowa, pozwala przedstawicielom amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości na ściganie i karanie przyłapanych na dopingu sportowców również poza granicami USA. W dodatku mogą to być obywatele innych krajów, którzy oszukują na zawodach, na których występują sportowcy z Ameryki. To samo dotyczy też zresztą trenerów, menedżerów, lekarzy i całego sztabu osób. Żaden inny kraj nie ma takiej ustawy, bo to rola Światowej Agencji Antydopingowej. WADA od początku alarmowała, iż takie regulacje i własne działania zagrażają jednolitości i stabilności międzynarodowej polityki antydopingowej.
WADA wspierają Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl), Komitet Olimpijski i Paraolimpijski Stanów Zjednoczonych (USOPC) oraz lokalny komitet organizacyjny Salt Lake City 2034. Zresztą do umowy dotyczącej goszczenia tych zimowych igrzysk został dodany aneks zawierający zobowiązanie organizatorów do wspierania WADA i zharmonizowanej globalnej organizacji systemu antydopingowego. Z przepisu jasno wynika, iż prawa do organizacji Salt Lake City 2034 mogą zostać wypowiedziane "w przypadku, gdyby najwyższy autorytet Światowej Agencji Antydopingowej w obszarze walki z dopingiem nie był w pełni respektowany lub o ile stosowanie Światowego Kodeksu Antydopingowego byłoby utrudniane, lub podważane".
Analiza czyniona właśnie przez Compliance Review Committee i wskazanie nieprawidłowości w funkcjonowaniu USADA mogłoby skutkować zawieszeniem amerykańskiej agencji, a to wiązałoby się z zakazem organizacji innych ważnych wydarzeń międzynarodowych w USA.
Przypomnijmy, iż Amerykanie organizują w najbliższych latach igrzyska olimpijskie 2028 w Los Angeles, są też współgospodarzem piłkarskich mistrzostw świata w 2026 roku. A perspektywy na rozwiązanie wzajemnych animozji, problemów i wyjaśnienie spornych kwestii nie są dobre. Relacje między WADA a administracją Joe Bidena były stosunkowo stabilne, ale dojście do władzy Donalda Trumpa może jeszcze bardziej opóźnić lub wstrzymać zapłatę ustalonych składek na rzecz WADA. Trump podczas swej ostatniej kadencji zarzucał WADA uległość wobec Rosji i niedocenianie jednego z największych płatników, czyli USA. Już wtedy groził zaprzestaniem finansowania agencji. Podobne deklaracje składał względem Światowej Organizacji Zdrowia (w końcu wycofał choćby USA z WHO, decyzję anulował potem Biden).
Być może kierunek, w którym dalej potoczy się antydopingowy konflikt, zostanie nakreślony 5 grudnia w saudyjskim Rijadzie, gdzie zaplanowano spotkanie Komitetu Wykonawczego WADA i Rady Fundacji, w tym jednego z ekspertów amerykańskiego biura zajmującego się nielegalnymi środkami. A cały rok 2025 na szczytach światowego sportu i organizacji nim zarządzających, też będzie ciekawy. Czekają nas wybory na prezesa WADA oraz prezydenta MKOl.