Cały świat zobaczył, co Polacy zrobili na koniec meczu z Francuzami

1 tydzień temu
- To jest niemożliwe! - krzyknął w pewnym momencie spiker meczu Polska - Francja w Lidze Narodów, a to była dopiero pierwsza część koncertu w wykonaniu Wilfredo Leona. Ten ostatni zagrał popisowo i przyczynił się do tego, iż kibice, którzy w trakcie spotkania łapali się czasem za głowy, na koniec szaleli z euforii po zwycięstwie 3:2. Potężną huśtawkę nastrojów przeżył też trener Nikola Grbić, który niekiedy aż odwracał wzrok.
Polscy siatkarze wyjątkowo mocno potrzebowali tego zwycięstwa. Bo po dwóch wcześniejszych niespodziewanych porażkach w Gdańsku u niektórych zaczęły pojawiać się znaki zapytania i wątpliwości. To dlatego euforia po kluczowych punktach w tie-breaku - zarówno na boisku, jak i na trybunach - była szalona. A zwycięstwo nad mistrzami olimpijskimi z Tokio i Paryża dodało pewności siebie Biało-Czerwonym przed pierwszym ważnym sprawdzianem tego sezonu.


REKLAMA


Zobacz wideo Zbliża się nowy sezon PlusLigi. Prezes Artur Popko zapowiada


Grbić aż odwrócił wzrok. Nie czekał choćby do końca pierwszego seta. Leon zrobił show
Pierwsze trzy mecze turnieju w Gdańsku Nikola Grbić wykorzystał jako okazję do testów. Mieszał mocno w wyjściowym składzie oraz dokonywał licznych zmian w trakcie spotkania. Po sobotniej niespodziewanej przegranej z Bułgarią (2:3) w odpowiedzi na pytanie Sport.pl zapowiedział, iż na pojedynek z Francuzami wystawi najmocniejszy w tej chwili układ szóstki. Taki, który na tę chwilę będzie miał zagrać w ćwierćfinale LN. Ale Kamil Semeniuk nie dotrwał na boisku choćby do końca seta.
Dotychczas zawodnik Sir Safety Perugii był najrówniej grającym przyjmującym w kadrze i zaczęto wspominać, iż wraca do rewelacyjnej formy, którą prezentował trzy lata temu. Ale niedzielny występ nie był tego potwierdzeniem. Co prawda miał imponujące 100 procent pozytywnego przyjęcia, ale w ataku mocno kulał. Skończył zaledwie jedną z ośmiu prób, dwukrotnie go zablokowano, a raz popełnił błąd.
Drugą z "czap" dostał przy wyniku 19:19, a Grbić aż wtedy odwrócił wzrok. Po chwili zaś "Semen" wyraźnie spóźnił się w obronie i szkoleniowiec dłużej nie czekał - wprowadził w jego miejsce Tomasza Fornala. Potem Semeniuk dostawał jeszcze krótkie szanse - wchodził zadaniowo, ale bez dobrych efektów.


Na przeciwległym biegunie w secie otwarcia pod względem jakości przyjęcia był Wilfredo Leon (11 procent pozytywnego). Dlatego też chwilami Grbić zmieniał go, gdy serwować mieli rywale, ale lider Bogdanki LUK Lublin potem poprawił się nieco w tym elemencie, a w innych brylował na tyle, iż był bezsprzecznie pierwszoplanową postacią w drużynie (zdobył 30 pkt).
Na początku drugiej partii, gdy udał się w pole zagrywki, to na trybunach niosło się "Wilfredo, Wilfredo". Zaraz potem pochodzący z Kuby siatkarz popisał się asem.


- To jest niemożliwe! - krzyknął zachwycony spiker.
Leon dokładał potem kolejne punktowe serwisy, bloki i ataki (także z przechodzących piłek), a publiczność w Ergo Arenie szalała.
Mistrzowie olimpijscy z rezerwą. Leon zaprosił do swojej bajki
O ile Grbić postawił na najmocniejszy skład, to prowadzący Francuzów Andrea Giani dał odpocząć kilku podstawowym graczom, ułatwiając w ten sposób zadanie Polakom. W kwadracie dla rezerwowych zostali Trevor Clevenot i Nicolas Le Goffa, a Jean Patry już kilka dni temu zniknął ze składu Trójkolorowych na ten turniej. Ale nie zawsze gospodarze byli w stanie to wykorzystać.
W pierwszych dwóch setach nieraz zdarzało im się tracić kilkupunktową przewagę. I dlatego w inauguracyjnej partii skończyło się bardzo długą grą na przewagi, pod koniec której kibice na trybunach łapali się za głowy. Wtedy jeszcze Polakom udało się tę zaciętą końcówkę wygrać, ale w kolejnym secie wrócił problem z poprzednich meczów w Gdańsku. Grbić bardzo zdenerwował się po stracie punktu przy wyniku 15:15, a Biało-Czerwoni zaraz potem stracili dwa kolejne. Rehabilitacja była krótkotrwała - od stanu 20:20 przegrali pięć kolejnych akcji.


To dlatego Serb w przerwie zgromadził wszystkich zawodników i zrobił im kilkuminutowy i pełen emocji wykład. Potem w trakcie meczu nieraz starał się podpowiadać siatkarzom, czasem wręcz wchodząc na boisko. Jego przemowa i starania przyniosły efekt - gra zaczęła się Polakom coraz lepiej układać, a spiker po kolejnych wygranych akcjach puszczał na chwilę piosenkę "Please don't stop the music", jakby chcąc, by koncertowa gra gospodarzy nie została przerwana. A Grbić od czasu do czasu uśmiechał się z zadowoleniem i bił brawo swoim siatkarzom.


Potem jeszcze kilka razy pewnie podniosło mu się ciśnienie, ale ostatnie minuty to już była feta, a główną rolę odgrywał w niej Leon. W hali puszczano wtedy piosenkę ze słowami "Witajcie w naszej bajce". W niedzielę bez wątpienia byliśmy gośćmi w bajce Wilfredo Leona.
Teraz Polacy mają chwilę odpoczynku, a następnie wrócą na kilka dni do Spały, by potrenować przed turniejem finałowym LN. Do Chin polecą w sobotę. W ćwierćfinale zmierzą się z Japończykami.
Idź do oryginalnego materiału