Cały świat usłyszał, jak Sabalenka nazwała rywalkę. Znów nie wytrzymała

2 dni temu
Aryna Sabalenka rządzi w kobiecym tenisie, pobiła choćby rekord Igi Świątek. Jednocześnie może mieć bardzo mieszane uczucia i nie wytrzymała po półfinale Wimbledonu z Amandą Anisimovą, choć jej uwagi wywołują spore kontrowersje. Ostatnie miesiące to wielki paradoks w karierze Białorusinki.
Aryna Sabalenka przegrała w półfinale Wimbledonu z Amandą Anisimovą 4:6, 6:4, 4:6. Tym samym Białorusinka nie zagra pierwszy raz w finale londyńskiej imprezy. Amerykanka w sobotę w meczu o tytuł zmierzy się z Igą Świątek, która rozbiła Belindę Bencić 6:2, 6:0. Sabalenka z kolei przeżywa jeden z najbardziej paradoksalnych okresów w karierze.


REKLAMA


Zobacz wideo Iga Świątek zamieszkała w dzielnicy prestiżu i luksusu!


Najrówniejsza ze wszystkich
Z jednej strony Białorusinka pozostaje numerem jeden na świecie, jej przewaga w rankingu WTA jest ogromna, nie ma równiejszej tenisistki w tym sezonie od niej, zachodzi daleko w najważniejszych turniejach. Z drugiej nie jest nie do pokonania, przegrywa mecze w kluczowych fazach imprez, w tym roku wygrała tylko dwa turnieje - "tylko" jeżeli weźmiemy pod uwagę, jak kilka brakowało, a dokonania miałaby jeszcze większe.
Od października Sabalenka jest liderką zestawienia organizacji kobiecego tenisa WTA. W tym czasie zanotowała takie wyniki, jak m.in. wygrana w Brisbane, finał Australian Open, finał w Indian Wells, tytuł w Miami, finał w Stuttgarcie, mistrzostwo w Madrycie, finał Roland Garros oraz półfinał Wimbledonu. Nie licząc dwóch słabszych startów w lutym na Bliskim Wschodzie, nie schodzi poniżej wysokiego poziomu - zwłaszcza w imprezach wielkoszlemowych, w których ostatni raz odpadła przed ćwierćfinałem w Roland Garros 2022 (trzecia runda). To 11 takich turniejów z rzędu licząc zawody, w których mogła startować, czyli bez Wimbledonu 2022 (niedopuszczona z powodu decyzji organizatorów, którzy wykluczyli Rosjan i Białorusinów) oraz Wimbledonu 2024, gdy dopadła ją kontuzja.


To są świetne rezultaty, za które zdecydowana większość tenisistek dałaby się "pokroić". Regularność Sabalenki jest godna podziwu, przestała przegrywać z niżej notowanymi tenisistkami, jak to jej się zdarzało przed laty. Dziś może mieć kłopoty, grać słabiej, ale poniżej pewnego poziomu zwykle nie zejdzie. Dwa gorsze występy w Dosze (druga runda) i Dubaju (trzecia runda) łatwo też wytłumaczyć tym, iż jak powtarzają jej trenerzy, Białorusinka bardzo mocno stawia co roku na Australian Open, gdzie już dwa razy była najlepsza i chwilę później spadek dyspozycji jest naturalny, tenisistka potrzebuje odpoczynku. W tych dwóch turniejach bliskowschodnich już od lat nie błyszczy.
Dominacja w rankingu
Sabalenka rozgrywa być może właśnie sezon życia, bo nigdy wcześniej nie była m.in. w finale paryskiego imprezy wielkoszlemowej, na jej koncie rankingowym widnieje aż 12,4 tys. punktów, druga Coco Gauff traci do niej prawie 5 tys. Punktowo Białorusinka przebija choćby Świątek, która w szczytowym momencie w czerwcu 2024 miała prawie 11,7 tys. punktów. Problem dla Białorusinki w tym, iż Polka w tamtym okresie była też dużo bardziej konkretna. Wygrała aż osiem turniejów, w tym dwa wielkoszlemowe w stolicy Francji i Nowym Jorku. Swoją dominację potrafiła potwierdzić także w najważniejszych spotkaniach.


Czytaj także: Jeden gol w meczu Legii
Różnica między nimi najlepiej jest widoczna w bilansie występów finałowych: u Świątek 22-5, u Sabalenki 20-17. Obecny sezon, choćby jeżeli tak wspaniały, nie stanowi pod tym względem wyjątku, a raczej jest potwierdzeniem powyższych statystyk. Sabalenka jest wciąż najlepszą tenisistką na świecie, ale to nie znaczy, iż nie ma sposobu, by ją ograć - jak to wyglądało w dużej mierze u Świątek trzy sezony temu. Pamiętamy serię zwycięstw Polki, której licznik zatrzymał się wtedy dopiero na liczbie 37. Od marca do lipca 2022 nie przegrała ani jednego meczu. Świątek w tamtym czasie wygrała 69 spotkań, przegrała tylko dziewięć. Sabalenka w 2025 zwyciężyła w 42 meczach, uległa w ośmiu.
Bolesne porażki
Tenisistka z Mińska poczyniła ogromny progres w ciągu ostatnich trzech lat, od pierwszej wygranej w Australian Open w styczniu 2023. To wtedy rzuciła wyzwanie Świątek, kilka miesięcy później na chwilę została choćby liderką rankingu. Przemiana jest gigantyczna - z niepewnej siebie Sabalenki, która jak domek z kart rozpadała się w każdym trudniejszym momencie, popełniała kilkanaście podwójnych błędów serwisowych w jednym meczu, w zawodniczkę, która imponuje regularnością, szczególnie w Wielkim Szlemie. Mentalnie jest dziś najsilniejsza w karierze, co nie oznacza jednak, iż wytrzymuje wszystkie wyzwania. Przegrane z Madison Keys w Melbourne, z Coco Gauff w Paryżu i w czwartek z Amandą Anisimową w Wimbledonie są tego najlepszym przykładem.


Zmiany, ale takie wciąż niepełne, dobrze widać także na płaszczyźnie wypowiedzi Sabalenki. Po przegranej z Gauff w Roland Garros wybuchło zamieszanie, gdy Białorusinka stwierdziła, iż "Coco nie zagrała niesamowicie". Tłumaczyła, iż tamten wynik to głównie wina jej błędów. Po spotkaniu z Anisimovą Sabalenka zareagowała inaczej - od razu zaczęła chwalić przeciwniczkę, doceniając jej odwagę w kluczowych momentach. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wtrąciła także kilku kontrowersyjnych zdań, po których znów głośno na jej temat. Znów zupełnie niepotrzebnie, jak po paryskim finale.


Jeden z dziennikarzy zapytał Arynę o akcję w drugim secie wimbledońskiego półfinału, gdy Anisimova zaczęła się cieszyć jeszcze w trakcie trwania wymiany. Sabalenka spojrzała wtedy na sędziego. Jak stwierdziła potem: "Amanda już świętowała. Pomyślałam sobie: 'No wiesz, to trochę za wcześnie'. Trochę mnie wkurzyła, mówiąc też 'Ona tak robi cały czas'. Ale byłam jej wdzięczna, iż to powiedziała, bo to mi pomogło walczyć dalej. Pewnie w trzecim secie powinnam o tym sobie przypomnieć, to by mi to pomogło". Sabalenka w trakcie tej wypowiedzi śmiała się, jak to często ma w zwyczaju.
Co dalej?
Białoruska tenisistka sporo ryzykuje narzekaniem, iż rywalka jej przeszkodziła swoim zachowaniem. Łatwo bowiem może narazić się na kontrę ze strony tych, którzy po każdym jej meczu zwracają uwagę na głośne okrzyki, jakie pierwsza rakieta świata wydaje z siebie na korcie. Problem jest tym większy, iż coraz częściej krzyczy nie tylko w momencie odbicia piłki, ale także wówczas gdy piłka jest już po drugiej stronie siatki, zbliża się do przeciwniczki. - Dobrze, gdyby pojawił się pewien standard wprowadzony w regulacjach, wtedy można byłoby reagować i jakoś walczyć z takimi zachowaniami - tłumaczyła nam niedawno sędzia międzynarodowa Gabriela Załoga.
Jak zwykle wokół Sabalenki trudno przejść obojętnie. Zarówno jej zwycięstwa, jak i niepowodzenia wywołują sporo emocji, podobnie jak wypowiadane słowa. Białorusinka ma jednak większy problem - w połowie tego znakomitego sezonu może odczuwać bardzo mieszane uczucia. Wygrywa wiele, ale nie te najważniejsze mecze. Tak, jakby pozycja numer jeden stała się dla niej "przekleństwem". A przed nią trudniejszych okres, gdy w drugiej połowie roku będzie miała sporo punktów do obrony - choćby za zwycięstwo w zeszłorocznym US Open. Kolejne wyzwanie, z którym będzie chciała sobie poradzić, ale nie brakuje wątpliwości, jak jej pójdzie.
Idź do oryginalnego materiału