Łączenie życia zawodowego i prywatnego nie jest prostą sprawą, ale utalentowani siatkarze Aleksandar i Simeon Nikołowowie radzą sobie z tym jak na razie bardzo dobrze. Mimo iż starszy z nich nie ma choćby skończonych 23 lat. Trzy tygodnie temu jednak przekonał się na własnej skórze o trudnościach związanych z grą z w jednej drużynie z bliską osobą. - Kompletnie straciłem wtedy głowę - przyznaje w rozmowie ze Sport.pl. A w sobotę, razem z bratem i resztą kolegów z reprezentacji Bułgarii, spróbuje pokonać Polaków i "wujka" Nikolę Grbicia.
REKLAMA
Zobacz wideo Lublin mistrzem Polski w siatkówce. Marcin Komenda: Przed sezonem mało kto na nas stawiał
Przyjaciele zamienią się we wrogów. "Nigdy nie pił alkoholu, nigdy nie wychodził na miasto"
W internecie można trafić nieraz przypadkowo na zaskakujące i interesujące odkrycia. Kiedyś trafiłam w ten sposób na dawne zdjęcie, na którym Nikola Grbić odbijał nad morzem dmuchaną piłkę z kilkoma chłopcami. Z podpisu wynikało, iż jednym z nich był Aleksandar Nikołow. Jak na złość, teraz - mimo kilku prób - nie mogłam tej fotografii odnaleźć, ale rozmowy z samymi zainteresowanymi potwierdzają, iż było to możliwe. Bo trener Polaków w przeszłości występował z Władymirem Nikołowem - ojcem Aleksandara i Simeona - w dwóch włoskich klubach i zaprzyjaźnili się wtedy.
- Grałem z ojcem Aleksa w Trentino. Pamiętam go, gdy był jeszcze taki mały - wspomina z uśmiechem Serb i pokazuje ręką na wysokości odpowiadającej wzrostowi małego dziecka.
Przyjmujący Cucine Lube Civitanova z kolei lepiej pamięta okres wspólnych występów ojca i Grbicia w kolejnym klubie Serie A.
- Był przy mojej rodzinie adekwatnie odkąd pamiętam. Odwiedzaliśmy go w Serbii, on był często w naszym domu. Razem mieszkaliśmy w Cuneo. Mieliśmy więcej kontaktu, gdy byłem młodszy i wtedy z pewnością był dla mnie osobą, której mogłem ufać i z którą mogłem porozmawiać, kiedy tego potrzebowałem. Tak, można powiedzieć, iż był dla mnie jak wujek. To wielki przyjaciel mojej rodziny. Ale w sobotę nie będziemy przyjaciółmi, tylko wrogami - dodaje z uśmiechem.
Sam nie pamięta, by w dawnych czasach "wujek" Nikola udzielał mu siatkarskich wskazówek. - Ale bardzo chętnie bym takie przyjął, bo przecież jest wielką legendą tego sportu i z pewnością cokolwiek by powiedział, byłoby bardzo pomocne - podkreśla 22-latek.
Grbić, opisując braci Nikołowów, zwraca uwagę m.in. na ich wzrost (Aleksandar mierzy 207 cm, a młodszy o trzy lata Simeon jest o centymetr wyższy) i talent. Ale to nie wszystko.
- Są lepsi technicznie niż ich ojciec. To mój przyjaciel, ale taka jest prawda. On ma dobry charakter, dzięki temu tyle osiągnął. Był pracowity i profesjonalny. Sam talent nie wystarczy - ocenia trener Polaków.
Gdy powtarzam te słowa starszemu z braci, to okazuje się, iż sam też tak uważa, iż wraz z bratem techniką górują nad ojcem. On jednak też zwraca uwagę na wskazany przez Serba inny aspekt, który doprowadził Nikołowa seniora do sukcesów. A wśród tych sukcesów są m.in. brązowy medal mistrzostw świata z 2009 roku, brąz mistrzostw Europy 2009 oraz triumf w Lidze Mistrzów 2005.
- Był mistrzem dyscypliny. Pod tym względem był bardzo surowy. Bardzo pilnował odpowiedniej diety, nigdy nie pił alkoholu, nigdy nie wychodził na miasto - wylicza.
Ze słynnym ojcem w jednej drużynie. "Kompletnie straciłem przez to głowę"
Zarówno on, jak i jego młodszy brat zapewniają mnie, iż sami wybrali siatkówkę jako swoją drogę życiową i nie czuli się do tego przymuszeni. Tradycje mają duże, bo dyscyplinę tę uprawiała także ich matka. Simeon opowiada, iż kiedyś myślał także o spróbowaniu swoich sił w koszykówce.
- Ale teraz jest już raczej za późno na karierę w NBA, więc zostanę przy siatkówce - dodaje żartobliwie.
Aleksandar może z kolei pochwalić się jednym meczem zagranym w drużynie razem z ojcem. Było to w 2018 roku, w barwach Lewskiego Sofia.
- Miałem 15 lat i byłem rezerwowym. Wszyscy byli kontuzjowani, więc musiałem wejść. Z tego samego powodu zagrał wtedy mój tata. Ale tak, zagraliśmy razem - wspomina.
Teraz zaś razem z bratem - mimo młodego wieku - są filarami reprezentacji Bułgarii. Pytam Aleksandara, czy granie w drużynie z bratem jest bardziej ułatwieniem, czy utrudnieniem.
- To działa w obie strony. Pomaga bardzo w tym sensie, iż masz na boisku osobę, której mógłbyś powierzyć swoje życie. I wiesz, iż ona będzie cię wspierać we wszystkim i zawsze, kiedy tego potrzebujesz. Ale z drugiej strony, oczywiście, czasem trudno jest oddzielić sprawy rodzinne i zawodowe. Uważam jednak, iż wychodzi nam to całkiem dobrze - podsumowuje przyjmujący.
Potwierdza to Sport.pl także trener Bułgarów Gianlorenzo Blengini. Przypomina też jednak sytuację sprzed trzech tygodni, która była pod tym względem szczególnym wyzwaniem. Podczas meczu z Turkami w LN Simeon doznał kontuzji.
- To normalne, iż na jego brata wpłynęło to mocniej niż na innych. Łączą ich więzy krwi. To mądre chłopaki i zwykle bardzo dobrze oddzielają bycie rodzeństwem od bycia kolegami z drużyny - zaznacza włoski szkoleniowiec.
Sprawę kontuzji brata przywołuję też w rozmowie z Aleksandarem i ten od razu przyznaje, iż była to dla niego bardzo trudna chwila.
- Popełniłem potem w tym meczu duży błąd, bo kompletnie straciłem przez to głowę. Ale nigdy wcześniej nie przydarzyło mi się coś takiego. Zobaczyć leżącego brata z grymasem bólu na twarzy to było coś okropnego. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, iż to tylko skręcenie kostki. Wyglądało to dość poważnie z perspektywy boiska. Byłem wtedy smutny i zły jednocześnie. Gdy dotarła wiadomość, iż to tylko skręcenie, to byłem już szczęśliwszy i spokojniejszy - wspomina 22-latek.
Nastoletni wieżowiec zachwyca siatkarski świat. Grbić przestrzegał przed nim Polaków
Z powodu tego urazu występ Simeona Nikołowa w turnieju LN w Gdańsku stał pod znakiem zapytania, ale nastolatek przyleciał z drużyną i wystąpił w środę w pięciosetowym pojedynku z Kubą, a w piątek częściowo w meczu z Chinami.
- Z pewnością nie jestem jeszcze w najlepszej formie, ale mam nadzieję, iż pomogę zespołowi w dwóch ostatnich meczach w Gdańsku - zaznacza.
Blengini zwraca uwagę, iż to pierwsza taka kontuzja tego zawodnika, co też ma znaczenie. - Kiedy masz więcej doświadczenia, to łatwiej zrozumieć pewne rzeczy dotyczącej urazu. Ale Simeon pracuje bardzo ciężko z naszym sztabem medycznym bez choćby dnia przerwy i wspólnie robią wszystko, co w ich mocy, by doszedł do siebie tak szybko, jak to tylko możliwe. Przyleciał z nami, by pomóc zespołowi. Ma się coraz lepiej, ale jeszcze nie jest idealnie - podkreśla trener Bułgarów.
Bracia Nikołow zbierają pochwały z każdej strony. Mistrz olimpijski z Tokio i Paryża Antoine Brizard jakiś czas temu miał żartobliwie stwierdzić, iż Władymir Nikołow wykonał świetną robotę i zapewnił duży wkład dla rozwoju światowej siatkówki. Francuski rozgrywający jest idolem młodszego z bułgarskich braci, który gra na tej samej pozycji. Simeon wzbudza wśród obserwatorów zachwyt także tym, iż mimo bardzo młodego wieku świetnie wykorzystuje swoje warunki fizyczne i mocno utrudnia życie rywalom także w polu zagrywki oraz w bloku.
- Nie wiem, czy zauważyliście, ale ich rozgrywający ma 206 cm wzrostu i skacze z rękami wyciągniętymi w ten sposób. Może więc warto próbować go omijać, kiedy jest w bloku - mówił nieco ironicznie Grbić do swoich zawodników podczas jednej z przerw w majowym meczu towarzyskim Polska - Bułgaria w Gliwicach.
Wówczas gospodarze wygrali 3:2. Jak będzie w sobotę w Gdańsku, gdy zmierzą się o stawkę, a w polskiej ekipie będzie wielu czołowych graczy, których w tamtym sparingu brakowało?
- Niespodzianki się zdarzają. Polska to świetna drużyna, lider światowego rankingu. My będziemy tu underdogiem, cała presja będzie na rywalach. Wyjdziemy więc na boisko i damy z siebie wszystko. Zobaczymy, na ile to wystarczy - dodaje na koniec starszy z braci Nikołowów.
Początek meczu Polska - Bułgaria o godz. 17.