Były trener Polaków nie wytrzymał podczas hymnu. Zaprosił Chińczyków

18 godzin temu
- To jest nieludzkie - mówi w emocjach Vital Heynen i apeluje do działaczy światowej federacji o zmiany. Były trener Polaków opowiada też o gęsiej skórce, którą ma za każdym razem, gdy ogląda nagrany 12 lat temu w Polsce film. I wskazuje, pod jakim względem Chiny, w których w tej chwili pracuje, siatkarsko biją wszystkich na głowę.
- Nie wiem, czy wolno mi to robić - zastrzega Vital Heynen. Ale belgijski trener przyznaje, iż nie mógł się powstrzymać, by nie zaśpiewać polskiego hymnu razem z tłumem kibiców podczas turnieju Ligi Narodów w Gdańsku. Kazał też przyjść na mecz Biało-Czerwonych chińskim siatkarzom, których teraz prowadzi, mimo iż ci już kilka godzin wcześniej zakończyli udział w imprezie. I choć pod względem sportowym mogliby się sporo nauczyć od wicemistrzów olimpijskich z Paryża, to tym razem Belgowi chodziło o coś innego.


REKLAMA


Zobacz wideo Reprezentacja siatkarzy ze złotem na uniwersjadzie! Trener Dariusz Luks podsumowuje


Były trener Polaków spełnił wielkie marzenie po pięciu latach. "Nie mogłem się powstrzymać"
Chińczycy są gospodarzem rozpoczętego w środę turnieju finałowego Ligi Narodów. I tylko organizacji tej imprezy zawdzięczają to, iż znaleźli się wśród uczestników. W fazie interkontynentalnej wygrali zaledwie trzy z 12 meczów i zajęli przedostatnie miejsce w tabeli. Dwa lata temu wypadli ze stawki i wrócili po roku, wygrywając kwalifikacje. W poprzednim sezonie ich szkoleniowcem został Heynen.
Belg nie chce odnosić się do obecnej sytuacji Polaków, z którymi pracował przed Nikolą Grbiciem. Ale wystarczy hasło "Ergo Arena", by przez kilka minut opowiadał z rozrzewnieniem o położonej na granicy Gdańska i Sopotu hali. W lipcu wrócił do niej za sprawą trzeciego turnieju fazy interkontynentalnej LN.
- Przyjechałem we wrześniu 2013 roku podczas mistrzostw Europy i był to mój pierwszy sezon w roli trenera Niemców. Odbywał się tutaj mecz 1/8 finału Polska - Bułgaria, a my mieliśmy zagrać z jego zwycięzcą. Przed tym spotkaniem po raz pierwszy usłyszałem odśpiewany na żywo a cappella hymn Polski. Nagrywałem to i w myślach mówiłem do siebie: "Marzy mi się, by pewnego dnia zostać trenerem Polaków". Nie wierzyłem wtedy, iż to się uda, bo byłem gościem z Belgii, który nie miał zbyt wiele doświadczenia w pracy na arenie międzynarodowej - wspomina.


Został jednak szkoleniowcem Biało-Czerwonych w 2018 roku i wtedy też zdobył z nimi mistrzostwo świata. Dwukrotnie wywalczył też brązowy medal mistrzostw Europy. Drugim z tych krążków, w 2021 r., zakończył - decyzją Polskiego Związku Piłki Siatkowej - tę współpracę. Mimo upływu lat jednak wciąż ma w telefonie nakręcony 12 lat temu film.


- Za każdym razem, kiedy go oglądam, mam gęsią skórkę. Samo myślenie o Ergo Arenie i przebywanie w niej ponownie sprawia, iż pojawiają się u mnie emocje. Mimo iż minęło od tamtego momentu już tyle lat - przyznaje.
56-latek nie może się nachwalić polskich kibiców i zapewnia, iż nie jest to kwestia kurtuazji. - Są najlepsi na świecie. Nie ma tu żadnej dyskusji. Może irańscy mogliby być dla nich pewną konkurencją, ale cała reszta świata może się tylko uczyć. Ostatniego dnia w Gdańsku mój zespół był zobowiązany, by przyjść na mecz Polska - Francja. Uznałem, iż muszą zobaczyć, jak to wygląda. Bo tego nie ma nigdzie indziej na świecie. Ja szedłem tego wieczora z nastawieniem, iż zaśpiewam razem z kibicami polski hymn. Nie wiem, czy wolno mi to robić. Nie mogłem się powstrzymać, bo bycie tam było takie piękne. Myślę, iż to pokazuje w pełni, jacy są polscy kibice - wspomina szkoleniowiec.
Spowolniona ewolucja. Chińczycy wygrali mecz i byli w euforii. Heynen nie wiedział, co się stało
Gdy pytam o fanów z Filipin, którzy też uchodzą za bardzo zakochanych w siatkówce, Heynen przyznaje, iż jeszcze nie był w tym kraju. Nadrobi to we wrześniu, za sprawą mistrzostw świata. Dodaje za to, iż był pod wrażeniem tego, jak na punkcie tego sportu szaleją Indonezyjczycy. Opowiada, iż grają wszędzie, także na ulicach. A jak jest w Chinach?
- Na co dzień nikt nie interesuje się tu zbytnio męską siatkówką. Co innego kobieca - w dwóch centrach treningowych są naprawdę wielkie muzea poświęcone właśnie jej. Nigdy nie widziałaś czegoś takiego. Fantastyczne - podkreśla były trener Polaków.
Opisuje też, iż wśród Chińczyków dużą popularnością cieszą się dwie zmodyfikowane wersje siatkówki - z dziewięcioosobowymi drużynami oraz "airball", czyli z czteroosobowymi zespołami i lżejszą piłką.


Heynen bardzo chwali Chiny jako kraj. Zaznacza, iż tamtejsi sportowcy nie chcą opuszczać ojczyzny i grać w zagranicznych klubach, co ma wpływ na siatkówkę prezentowaną przez drużynę narodową.
- To jedyna trudność, która sprawia, iż ta ewolucja siatkarska przez ostatnie 40 lat nie przebiegała tam tak szybko. Staram się to teraz zmienić. Czy to się uda? To jest pytanie - analizuje Belg.
Jego umowa obowiązuje do 2028 roku, ale ma postać 3+2. Były trener Polaków ma nadzieję, iż Chińczycy dadzą mu szansę dokonać niezbędnych dla rozwoju zmian.
- Bo jeżeli wciąż robisz to samo i nie wygrywasz, to musisz coś zmienić. Potrzebuję lepszych zawodników i szansy na to, by poprawiać ich indywidualny poziom oraz jako drużyny - argumentuje.
Ostatnie z trzech zwycięstw w tegorocznej LN Chińczycy odnieśli na koniec występu w Gdańsku, pokonując Kubańczyków 3:2. Po tym meczu cieszyli się tak, jakby zdobyli medal ważnej imprezy. Belg z uśmiechem tłumaczy, iż sam nie wie, jak jego zespół wygrał, mimo iż miał zaledwie 40 proc. skuteczności ataku, a rywale 60. Potem jednak przyznaje, iż kluczem było zaskoczenie rywali i zastosowanie gry mentalnej. Opowiada też o wcześniejszych tegorocznych osiągnięciach swojej drużyny.
- Nigdy wcześniej nie wygrali z Serbią, nigdy wcześniej też nie wygrali dwóch meczów z rzędu w LN czy wcześniejszej Lidze Światowej. Kubę pewnie pokonali poprzednio ok. 20 lat temu. Pamiętam, gdy w ubiegłym roku wygraliśmy kwalifikacje do LN - byli tacy szczęśliwi. Byłem tym zaskoczony, ale potem zdałem sobie sprawę, iż Chińczycy nie wygrali żadnego turnieju przez ostatnie 20 lat. Żadnego. Przed nami jeszcze sporo nauki. Powiedziałbym, iż jeszcze nie jesteśmy gotowi na LN, ale jako gospodarz mamy zapewniony udział w turnieju finałowym. To mądry ruch. Może za rok będziemy już bardziej gotowi, za dwa jeszcze bardziej i wtedy pojawi się szansa na osiągnięcie czegoś więcej - analizuje szkoleniowiec.


Heynen mówi wprost: Europa nie może choćby o czymś takim pomarzyć. "To wykańcza ludzi"
W środowym ćwierćfinale gospodarze mierzyli się z Brazylijczykami. Niespodziewanie wygrali pierwszego seta 29:31, ale cały mecz zakończył się - zgodnie z przewidywaniami - wygraną Canarinhos, 3:1. Występ w turnieju finałowym LN Heynen traktuje jako nagrodę i dodatkową motywację dla zawodników. Przypomina też, jak długą drogę przeszli przez ostatnie 12 miesięcy - rok temu przegrali z Katarem 0:3 i męczyli się, by pokonać Australię. w tej chwili Chińczycy zajmują 25. miejsce w światowym rankingu.
- Potrzeba czasu, by odbudować pewne rzeczy. I to nie jest kwestia dni czy tygodni, a lat. Mam nadzieję, iż dostanę na to czas - zastrzega Belg. Ale podkreśla też, iż o ile pod kątem kibiców siatkarskich nikt nie może się równać z Polską, to w innym aspekcie przodują właśnie Chiny.
- Nie ma drugiego kraju, w którym pod względem organizacji i infrastruktury warunki do pracy byłyby równie dobre. Przepraszam, ale Europa nie może choćby o czymś takim pomarzyć. Mam cztery czy pięć baz treningowych. Tylko dla siatkówki na tym poziomie. To niesamowite. Jest tam wszystko, czego trzeba - wychwala.
Poruszamy jednak także mniej przyjemny temat. Heynen opowiada, iż na przestrzeni ostatnich tygodni stracił łącznie aż 11 zawodników. Uważa, iż część z tych problemów zdrowotnych była efektem systemu rozgrywania meczów w LN.
- Straciłem drużynę piłkarską. Mam wielkie zastrzeżenia pod kątem grania trzech meczów z rzędu. Podczas turniejów powinno grać się dwa, a potem dzień przerwy. Granie przez trzy kolejne dni wykańcza ludzi. Od razu pojawiają się kontuzje. Płaci się za to cenę. W jakim innym sporcie tak się robi? To jest moje pytanie. W jakim innym sporcie drużynowym na takim poziomie gra się trzy dni z rzędu? Owszem, zdobyliśmy z Polakami mistrzostwo świata, grając decydujące spotkania od czwartku do niedzieli. Czasem wszystko jest możliwe, ale to jest nieludzkie - podsumowuje trener.
Idź do oryginalnego materiału