Była 52. minuta. Cały świat zobaczył, co zrobił Wojciech Szczęsny

4 godzin temu
Jeszcze kilka tygodni temu Wojciech Szczęsny kompletnie nie spodziewał się, iż mecz z Realem Madryt w ogóle mu się przytrafi. Ale skoro do tego doszło, robił wszystko, by móc oprawić go w ramkę. Obronił choćby rzut karny Kyliana Mbappe, fenomenalnie zatrzymał też strzał Deana Huijsena i do końca utrzymywał Barcelonę w grze. Koledzy jednak zawiedli i zasłużenie przegrali 1:2.
Dla Wojciecha Szczęsnego było to zupełnie inne El Clasico niż te trzy, w których bronił w poprzednim sezonie. Choć żadnego z tamtych meczów Barcelonie nie wybronił, to za każdym razem schodził z boiska zwycięski. Wygrywał, ale Barcelona miała innych bohaterów. W trzech spotkaniach wpuścił siedem goli, dostał czerwoną kartkę i spowodował rzut karny. Teraz zagrał zdecydowanie najlepsze spotkanie, był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem Barcelony, ale to Real wygrał.


REKLAMA


Zobacz wideo Kosecki mocno o Lewandowskim: Tiki-taka kończyła się niestety na Robercie


Szczęsny robił w tym meczu wszystko, by tchnąć życie w swoich kolegów. Gdy w 52. minucie, przy prowadzeniu Realu Madryt 2:1, obronił rzut karny wykonywany przez Kyliana Mbappe, było to już ewidentne. Przewidział, gdzie poleci piłka i zdołał ją odbić. Reanimował Barcelonę i utrzymywał ją przy życiu. Dał kolegom jeszcze jedną szansę, by wreszcie się obudzili. Długimi fragmentami byli bowiem dla Realu tylko tłem.
Gdyby nie on, to już w przerwie byłoby pozamiatane. Real atakował bowiem od pierwszej minuty i tylko w pierwszej połowie oddał na jego bramkę dwanaście strzałów (siedem było celnych). Szczęsny bronił kolejne uderzenia Jude’a Bellinghama, Mbappe i Viniciusa, a największe wrażenie zrobił, gdy zatrzymał oddany z bliska strzał Deana Huijsena. Obrońcy mu nie pomagali. Słaby mecz zagrali Jules Kounde, Alejandro Balde i Eric Garcia. Dwa razy Szczęsny był bezradny - najpierw Mbappe obrońcom uciekł i pokonał go w sytuacji sam na sam, a później Eder Militao wygrał walkę o piłkę z Balde i zgrał ją do Bellinghama, który z metra trafił do pustej bramki. Szczęsnemu dwa razy dopisało też szczęście, bo gole Mbappe i Bellinghama nie zostały uznane ze względu na spalonego.
Barcelona nie wykorzystała szansy, którą dał jej Szczęsny. Ostatni raz interweniował w doliczonym czasie gry, gdy złapał strzał Rodrygo. Barcelona miała później jeszcze rzut rożny, ale jego też zmarnowała i przegrała z Realem 1:2 (jedynego gola dla gości strzelił Fermin Lopez). Humory w Katalonii będą podłe, ale akurat Polak raz jeszcze udowodnił, iż Barcelona nie mogła sobie wymarzyć lepszego rezerwowego bramkarza.


Wojciech Szczęsny idealnym rezerwowym bramkarzem dla Barcelony.
Polak jest dla Barcelony wręcz idealny – ma doświadczenie, wciąż gwarantuje wysoki poziom, wnosi do szatni pełnej młodych piłkarzy spokój, jest lubiany przez kolegów, błyskawicznie zdobył też sympatię kibiców, ale przede wszystkim rozumie i akceptuje swoją rolę. To najważniejszy aspekt. Punkt wyjścia do dalszych rozważań.


W wielkich klubach nie jest łatwo znaleźć rezerwowego bramkarza. Przede wszystkim dlatego, iż największe kluby zwykle mają w kadrze niepodważalnego podstawowego bramkarza - absolutnego specjalistę w swojej roli, więc ten rezerwowy choćby nie może podjąć rękawicy i nie ma szans realnie walczyć o miejsce w bramce. Nie każdy chce się zgodzić na wieczne siedzenie na ławce i podnoszenie się z niej tylko w przypadku kontuzji kolegi. Nie każdy w takiej sytuacji znajdzie w sobie motywację do treningów. Ale jest też perspektywa klubu – dyrektorzy i trenerzy nie chcą mieć na rezerwie pierwszego lepszego bramkarza, bo przecież kontuzje się zdarzają i fatalnie byłoby wypuścić z rąk cenne trofeum w związku z drastycznym obniżeniem poziomu w bramce. Nieco więc upraszczając - słabego nie chcą, a dobry często do nich nie przyjdzie, bo chce co tydzień rozgrywać mecz.
Drogi dla wielkich klubów zwykle są dwie. Albo obsadzają pozycję rezerwowego młodym, utalentowanym bramkarzem, któremu składają obietnicę, iż kiedyś doczeka bycia tym podstawowym i na razie ma się do tego przygotowywać – rozwiązanie to nie jest idealne, bo młody jednak potrzebuje gry, by się rozwiać. Albo ściągają do siebie bardzo doświadczonych bramkarzy, którzy swoje już wygrali i teraz zadowolą się rolą zmiennika.
W Barcelonie doskonale wiedzą, co się dzieje, gdy ostatni warunek nie jest spełniony i między bramkarzami zaczyna się rywalizacja. Gdy rezerwowy zaczyna podgryzać podstawowego. Przerabiali to dziesięć lat temu, gdy Marc-Andre ter Stegen dopominał się o bycie pierwszym bramkarzem w lidze, a nie zmiennikiem bardziej doświadczonego Claudio Bravo tak natarczywie, iż doprowadziło to do podziałów w szatni i złości w południowoamerykańskiej grupie, iż ter Stegen postawił klubowi ultimatum: albo Bravo, albo ja. To, co działo się latem, po sprowadzeniu Joana Garcii przypomniało o buntowniczej stronie Niemca i jego przekonaniu o własnej doskonałości.
Szczęsny jest zmiennikiem idealnym, bo nie tylko akceptuje swoją rolę i nie mąci atmosfery, ale robi wszystko, by jak najbardziej pomagać Joanowi Garcii. Trudno znaleźć drugiego bramkarza, który tak chętnie i często komplementowały swojego "konkurenta". Określenie to wymaga wzięcia w cudzysłów, bo w istocie żadnej konkurencji między nimi nie ma.


- Widziałem Joana, kiedy grał w Espanyolu i od razu zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Już po trzech treningach wiedziałem, iż ma wszystko, czego potrzeba, by zostać najlepszym bramkarzem na świecie. jeżeli uda mi się mu choć trochę w tym pomóc, będzie to dla mnie wielkim zaszczytem – powiedział Szczęsny i raz jeszcze zaznaczył: - Nie ma między nami żadnej rywalizacji. On doskonale wie, jaka jest moja rola, a ja wiem, jaka jest jego. Nie chcę, żeby były jakiekolwiek wątpliwości: to Joan jest i musi być pierwszym bramkarzem Barcelony. Moim największym osiągnięciem w tym sezonie będzie świetny sezon Joana.
Miesiąc temu, gdy na jednym z treningów Garcia uszkodził łąkotkę w kolanie i musiał być operowany, a przed Szczęsnym otworzyła się szansa, by na kilka tygodni wskoczyć do bramki i zagrać m.in. w niezwykle prestiżowym meczu z Realem, ten stwierdził: - Mam nadzieję, iż nie wystąpię w tym spotkaniu, bo Joan gwałtownie wróci do zdrowia. Chcę go zobaczyć w tym meczu, jak udowadnia swoją wartość.


Latem, gdy Szczęsny przedłużał kontrakt z Barceloną, wiedział już, iż będzie rezerwowym. I z miejsca wszedł w rolę mentora. Wie, iż pod wieloma względami jest dziś słabszym bramkarzem niż mający 24 lata Garcia, ale ma nieporównywalnie większe doświadczenie na najwyższym poziomie - choćby w Lidze Mistrzów, gdzie presja i oczekiwania są największe. Dlatego schował ego do kieszeni i dzieli się doświadczeniem na każdym kroku. W każdej jego wypowiedzi słychać, iż odnalazł misję w tym, by przygotowywać Garcię do jak najlepszej gry. Chce dbać o jego samopoczucie i spokój. Daje mu wskazówki, których nie da mu trener bramkarzy. Szczęsny wie, jak jest to ważne, bo sam tego doświadczył w Juventusie, gdzie jego mentorem był Gianluigi Buffon – świetny bramkarz i mądry człowiek.
Jego podejście nie umyka hiszpańskim mediom. "Inni zawodnicy, mimo iż mają 35 lat, nie chcą ustępować. Wciąż widzą się na szycie i nie poddają się samokrytyce. Ale nie on" – napisała "Marca".


Barcelona bardzo potrzebuje takiej postawy. W ostatnich tygodniach dużo mówi się o tym, iż w jej szatni jest problem z "koleżeństwem", współpracą i postawieniem interesów drużyny ponad własnym. Zwracał na to uwagę Deco, dyrektor sportowy: -Jesteśmy świetnym zespołem, gdy działamy wszyscy razem i jesteśmy zjednoczeni. Ale przestajemy nim być, gdy nie jesteśmy w stanie poświęcić się dla kolegów z drużyny. A to często się zdarza – powiedział. Kilka tygodni wcześniej, po meczu z Rayo Vallecano, w podobnym tonie wypowiadał się Hansi Flick: - Każdy musi być zaangażowany w stu procentach. Ważne jest to, aby nie mieć ego, bo ono niweczy szanse na sukces.
Szczęsny rozwiał wątpliwości na oczach całego świata
Życie wciąż jednak wyciąga Szczęsnego z roli rezerwowego i rzuca mu nowe wyzwania. Jego sytuacja mogłaby przypominać tę Jerzego Dudka, który kończył bogatą karierę jako rezerwowy bramkarz Realu Madryt i odnalazł się w tej roli tak znakomicie, iż po ostatnim meczu gwiazdy Realu żegnały go szpalerem, gdyby tylko podstawowy bramkarz Barcelony cieszył się takim zdrowiem, jak wówczas Iker Casillas. O ile on przez lata adekwatnie nie miał kontuzji, o tyle Joan Garcia już po siedmiu meczach musiał poddać się operacji. Dudek nie musiał grać w ważnych meczach Realu, a Szczęsny w Barcelonie musi.
Przed meczem z Realem pojawiały się wątpliwości, czy da radę i pomoże Barcelonie. "Thibaut Courtois jest w Realu Madryt murem, natomiast Szczęsnemu nie udaje się odzyskać solidności z poprzedniego sezonu" - pisali dziennikarze "ABC".
Ale Szczęsny na Santiago Bernabeu, w meczu, który oglądał cały świat, zagrał świetnie i udowodnił swoją klasę. Ostatnią rzeczą, o jaką Barcelona musi się martwić, jest obsada bramki. Pierwszą – ewidentnie niższa forma całego zespołu i już pięć punktów straty do Realu Madryt.
Idź do oryginalnego materiału