Burza w świecie tenisa. Takiej afery jeszcze nie było

1 dzień temu
Zdjęcie: Instagram Moorrgs/paigelorenze


- To tenisowe WAGs bardziej pasują do estetyki sponsorów, a nie my, spocone tenisistki - żaliła się w nagraniu na TikToku Daria Saville. Pochodząca z Rosji triumfatorka juniorskiego US Open i French Open nagłośniła temat wymuskanych WAGs, które - jej zdaniem - dostają umowy marketingowe kosztem "prawdziwych sportowców".
Chociaż temat WAGs (Wifes and Girlfriends, czyli żon i partnerek zawodników) zrodził się w świecie piłki nożnej, to ten termin i zjawisko rozszerzyło się na inne dyscypliny. W końcu dotarło też do tenisa, gdzie kij w mrowisko właśnie włożyła urodzona w Moskwie australijska tenisistka Daria Saville. Zawodniczka zastanawia się, dlaczego w tenisowym świecie chodzące po trybunach WAGs zgarniają umowy i partnerstwa, które są niedostępne dla pań walczących na korcie.


REKLAMA


Zobacz wideo Kamery są prawie wszędzie. "Świątek będzie musiała się tłumaczyć"


"Życie w przepychu czy życie w pocie czoła?"
Rozumowanie Saville jest proste. Tenis, który jest popularny na całym świecie, funkcjonuje dzięki zawodnikom. Jednak duża grupa tenisistek ma problem, by ze swej kariery w pełni korzystać. Chodzi m.in. o umowy z partnerami i sponsorami. - Tak naprawdę to tenisowe WAGs pasują do tenisowej estetyki, a nie my, spocone tenisistki - podsumowuje to Saville. - Rozmawiałam z kilkoma wpływowymi WAGs i są zaskoczone, iż nie dostajemy takich propozycji jak one. Czy to dlatego, iż sportowcy nie są tak bliscy publiczności jak WAGs? - zastanawia się zawodniczka. W nagraniu zadaje zresztą więcej pytań: część w stronę widzów, część do sponsorów, część do tenisowego świata. - Czy marketingowcy uważają, iż tenisistki są zbyt niszowe w porównaniu do WAGs? Czy ciekawsze jest to pełne przepychu życie w porównaniu do życia w pocie czoła? Czy bycie WAGs jest bardziej inspirujące niż bycie sportsmenką? - wylicza. Po części zdaje sobie sprawę, iż wiele zależy od osobowości danej osoby, choć jednocześnie uważa siebie za osobę ciekawą, z ciekawą osobowością.


- Dla mnie to jest absurdalne, iż podczas Wielkich Szlemów marki korzystają z pomocy influencerów, a nie samych tenisistek - dodała. Zaznaczyła, iż nie jest jedyną tenisistką, która tak uważa, i rozmawiała o tym wielokrotnie ze swymi koleżankami. Pod jej wpisem pojawiło się poparcie m.in. od 68. rakiety świata, urodzonej w Kijowie Niemki Evy Lys, która napisała: "Świetny film. Też się nad tym zastanawiałam". Panie podkreślają, iż współprace reklamowe są szczególnie trudne, jeżeli nie jest się w pierwszej dziesiątce rankingu. Zresztą Saville w pewien sposób zdiagnozowała sportowy problem. Przekazała, iż filmik, na którym przygotowuje się do wyjścia na spotkanie ze swoim mężem Lukiem Saville'em (też tenisistą), wypadł lepiej w mediach społecznościowych niż filmy przedstawiające dzień z jej sportowego życia.
31-letnia w tej chwili Saville oprócz tego, iż kiedyś brylowała w juniorskich rozgrywkach (wygrywała US Open w singlu i French Open w deblu), miała niezłą karierę seniorską. Wygrała turniej WTA, a w Wielkich Szlemach regularnie dochodziła do trzeciej i czwartej rundy. W rankingu WTA najwyżej w karierze była na 20. miejscu, teraz jest na 108. pozycji. W swoich mediach społecznościowych nagrywa nie tylko sportowe, ale także luźne filmy. Na jednym z nich tańczy w pokoju, na innym bawi się z psem. Na Instagramie obserwuje ją 135 tys. osób, na TikToku prawie milion, ale - jak można wyczuć z jej przemowy - na oferty sponsorskie się to nie przekłada.
"Tenisowa barbie" dostaje więcej niż zawodniczki
W ofertach przebiera za to 27-letnia Morgan Riddle. To niegdyś studentka literatury angielskiej, która jako nastolatka pracowała w sklepie z bakaliami, po studiach była zaś kierowniczką ds. mediów w firmie produkującej kapelusze, a potem gry komputerowe. W wolnych chwilach zajmowała się też modelingiem. Ze sportem ma kilka wspólnego, ale od niemal pięciu lat jest partnerką tenisisty Taylora Fritza, który wspiął się niedawno na najwyższą w swej karierze, czwartą pozycję w rankingu ATP. Natomiast sama Riddle na szczyt zainteresowań sponsorów i kibiców weszła już jakiś czas temu - w tej chwili na Instagramie ma 435 tys. obserwujących, a na TikToku pół miliona, czyli nieco ponad połowę tego, co Saville.


Amerykanka otwarcie przyznaje, iż korzysta z kariery tenisowej partnera, by zdobywać liczne umowy sponsorskie i budować swoją markę. W mediach społecznościowych zajmuje się tematami lifestyle'owymi: od swoich stylizacji na tenisowe trybuny, przez prywatne zdjęcia z partnerem, po relacje z przygotowań do wyprawy na mecze i podróżowanie po świecie. Sportu tam mało, więcej jest długich, odsłoniętych nóg, torebek i sukienek. Może dlatego Riddle nazywana jest "najsłynniejszą kobietą w męskim tenisie" lub, nieco mocniej, "tenisową barbie". Influencerka bez rakiety staje się jednak istotną postacią na... Wielkich Szlemach - ostatnio współpracowała z Wimbledonem w charakterze zakulisowej reporterki, a na US Open prowadziła modowy pamiętnik. Robiła kampanię dla dużej marki piwa i luksusowej marki modowej, promuje też różne kosmetyki. Nie tak dawno znalazła się na okładce "Vogue". Udzieliła też wielu wywiadów, również w internecie.


- Patrząc historycznie, żony lub partnerki zawodników były bardzo dyskretne. Na trybunach siedziały z pochylonymi głowami, dopingowały swoich ukochanych. Nie miały statusu osób publicznych - opowiadała w podcaście "The Squeeze". Zaznaczyła też, iż z niej na początku tenisowy świat raczej drwił, niż się do niej uśmiechał.
- Kiedy kilka lat temu po raz pierwszy zaczęłam publikować filmy na TikToku, było parę starszych żon tenisistów, które wysyłały moje filmy na swój czat grupowy i się ze mnie naśmiewały - dodała Morgan, która o drwinach dowiedziała się dużo później. Saville w komentarzach po swym filmie, w którym nie padły żadne nazwiska, zaznaczyła, iż sama uwielbia vlogi Riddle i iż influencerki i tenisistki mogą koegzystować w świecie reklamowym.


Ta symbioza jest jednak sporadyczna. Jak oszacował "Forbes", dzięki promowaniu produktów i przy różnych akcjach najbardziej pożądane WAGs mogą zarabiać od miliona do trzech milionów dolarów rocznie. To przewyższa zarobki wielu zawodowych tenisistek z nagród turniejowych. Te trzy miliony dolarów to - poza tenisistkami z pierwszej dziesiątki rankingu WTA - sumy, które młodsze zawodniczki do 24. roku życia zbierały przez całą karierę. Zresztą wspominana 31-letnia Saville w ciągu całej tenisowej rywalizacji podniosła z kortów ok. sześciu milionów dolarów. Dla porównania druga rakieta świata Iga Świątek - która ostatni raz mierzyła się z Saville dwa lata temu podczas US Open - w tym roku z turniejowych nagród zainkasowała dwa miliony.


Najbardziej atrakcyjny sport dla marketingowców w kontekście WAGs?
Takich tenisowych celebrytek jak Riddle jest więcej. Wśród tych zgarniających miliony jest też Paige Lorenze (dziewczyna Tommy’ego Paula) i Ayan Broomfield (jej partner to Frances Tiafoe). Zdaniem Lorenze, która na Instagramie ma ponad 900 tys. obserwujących, sukces tenisowych celebrytek polega na tym, iż marki współpracują z nimi, bo chcą dotrzeć do nowych odbiorców, a nie tylko fanów tenisa. Ona sama mówi, iż 80 proc. jej obserwatorów to kobiety, a fani tenisa stanowią najwyżej 15 proc. całej grupy. Podobna tendencja szukania nowych klientów ma być w innych sportach, gdzie do WAGs zdążyliśmy się już przyzwyczaić (w piłce nożnej czy Formule 1). Jednak to tenis jest na uprzywilejowanej pozycji.


"Tenis jest najbardziej atrakcyjny dla marketingowców ze względu na całoroczny harmonogram rozgrywek, historyczne powiązanie z zamożnymi klientami i tradycję pokazywania lóż zawodników i bliskich osób" - podsumował amerykański "Forbes".
W dodatku na rynku twórców treści sportowych ci powiązani ze światem sportu - choćby poprzez relację prywatną ze sportowcem - zgarniają za swoje kontrakty podwójne albo potrójne stawki w porównaniu do zwykłych influencerów z podobnymi zasięgami. Pójście nową drogą się zatem opłaciło. Ciekawe, iż czołówce najbardziej popularnych tenisowych WAGs są w tej chwili osoby powiązane z amerykańskimi zawodnikami, pochodzące z USA lub biegle władające językiem angielskim, co też prawdopodobnie zwiększa ich grupę odbiorców na całym świecie.


- Spotkałam się z wieloma negatywnymi reakcjami, zarówno ze strony społeczności tenisowej, jak i fanów - opisywała Riddle. - Tak działo się prawdopodobnie dlatego, iż zwracałam na siebie uwagę. Ludzie prawdopodobnie oczekiwali, iż będę potulnie siedziała w boksie i nie będę czerpała korzyści z kariery mojego partnera. A ja weszłam tam z impetem. Pomyślałam "pieprzyć to" i publikowałam, co chciałam - puentuje 27-latka. W rozmowie z Taler.com dodaje, iż hejt teraz po niej spływa, a do dalszej pracy zachęcają ją coraz większe i może choćby trochę zaskakujące sukcesy. Nie każdy choćby z tenisowego topu miał okazję - tak jak ona - gościć na okładce "The New York Times".
Idź do oryginalnego materiału