Nikola Grbić ma za sobą cztery lata pracy z reprezentacją Polski i zasłynął tym, iż na każdym turnieju pod jego wodzą stawała ona na podium. Sam tylko po jednym z tych sezonów nie czuł dużego rozczarowania i wciąż jest zawiedziony tym, co wydarzyło się na początku jego pracy.
REKLAMA
Zobacz wideo Śliwka po 5-miesięcznej przerwie w grze: najtrudniejsze były pierwsze dni, był żal
Agnieszka Niedziałek: Podczas ostatniego pobytu w Polsce niemal codziennie był pan w innym mieście na meczach z udziałem obecnych lub potencjalnych kadrowiczów. Padały już pytania o ich dostępność w najbliższym sezonie kadrowym czy na to jeszcze za wcześnie?
Nikola Grbić: Jeszcze nieco za wcześnie, by konkretyzować pewne rzeczy, ale oczywiście, jestem w kontakcie z wieloma zawodnikami. Muszę przygotować plan nie tylko na kolejny sezon, ale też ten główny – dotyczący igrzysk w Los Angeles – i potem odcinać sezon po sezonie. Im bardziej szczegółowy ten plan będzie, tym prędzej ustalę detale dotyczące przyszłorocznej Ligi Narodów. Ale głównym celem są igrzyska w 2028 roku i udział w nich w możliwie najmocniejszym i najzdrowszym składzie.
Mając ten nadrzędny cel na uwadze, wydaje się, iż w przyszłym sezonie może warto byłoby znów dać odpocząć najbardziej eksploatowanym zawodnikom. Z drugiej strony mistrzostwa Europy to pierwsza szansa na zdobycie kwalifikacji olimpijskiej.
Tak, ale możliwości wywalczenia awansu jest wiele. Pierwszą są ME, kolejną mistrzostwa świata w Polsce w 2027 roku, a następną ranking. Zakwalifikujemy się, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. A pozostało wiele rzeczy, które muszę wziąć pod uwagę. Muszę obserwować, jak sobie radzą moi zawodnicy, czy mają kłopoty zdrowotne, jak układa się dla nich sezon. Przykładowo Bogdanka LUK Lublin w samym styczniu może zagrać aż 11 meczów. Po takim masakrycznym sezonie nie chcę od razu zapędzać ich do pracy w kadrze, by mieli najdłuższy sezon w historii. Muszę zadbać o równowagę przy uwzględnieniu odpoczynku chłopakom, którzy grają więcej i zwykle występują u nas podczas kluczowej fazy turniejów oraz wprowadzaniu nowych zawodników, którzy mają się dzięki temu rozwijać. To nie jest łatwe, ale musi zostać zrobione.
Jednym z zawodników, którego dyspozycyjność ze względów zdrowotnych w tej chwili wydaje się niepewna, jest Marcin Janusz.
Już z nim trochę o tym rozmawiałem. Sprawa jest otwarta. Nie podjęliśmy jeszcze decyzji. Muszę zobaczyć, jak wszystko będzie wyglądało pod koniec sezonu i jak będą się układały kolejne miesiące. Bo teoretycznie mogę wszystko zaplanować tak, jak chcę, ale wystarczy przypomnieć sobie, ile kontuzji mieliśmy ostatnio. Mógłbym więc choćby podać teraz skład, w jakim w moim zamyśle zagralibyśmy finał olimpijski w Los Angeles, ale on zmieni się jeszcze jakieś osiem milionów razy. Tak samo mogę zaplanować teraz wszystko, co chcę odnośnie do przyszłego roku, ale nie wiem jeszcze, co się wydarzy do końca sezonu klubowego. Tak więc przed nami jeszcze wiele kroków przed ogłoszeniem listy z powołaniami. Ale jesteśmy w kontakcie. w tej chwili nie jestem w stanie przekazać więcej informacji na ten temat.
Janusz mówił mi niedawno, iż rok temu miał pewne obawy przed zadzwonieniem do pana, by powiedzieć, iż potrzebuje przerwy. Dodał też, iż jego zdaniem zobowiązanie się do gry w kolejnym sezonie to tak naprawdę deklaracja na trzy lata, aż do igrzysk. Na bazie pana wcześniejszych słów można chyba jednak wnioskować, iż nieobecność w kadrze w przyszłym roku nie oznaczałaby zamknięcie drogi do składu na turniej olimpijski.
Nie. Z prostego powodu – kiedy zacząłem pracę z reprezentacją Polski, to miałem jedynie trzy lata na przygotowania do igrzysk. Nie był to klasyczny czteroletni cykl, a do tego jeszcze byłem nową postacią. Zawodnicy musieli mnie poznać i – co ważniejsze – ja musiałem poznać ich. Teraz ta kwestia odpada. Wiem, na co ich stać, co mogą nam dać. Znam też ich możliwości fizyczne. Jak mówiłem, moim celem jest zabranie na igrzyska najmocniejszą i najzdrowszą drużynę, jaką Polska może mieć. jeżeli to oznacza, iż niektórzy zawodnicy po drodze opuszczą niektóre turnieje, to tak się właśnie stanie. Bo moim celem nie jest zajechanie ich zanim dotrą do Los Angeles. Przy kalendarzu, jaki mają, zmuszanie ich do gry w każdym turnieju czy meczu byłoby samobójstwem dla mnie, dla nas – jako drużyny – i dla nich. Takie jest moje założenie. Nie powiem im jednak: "Chłopaki, pojedziecie na igrzyska. Spotkamy się za trzy lata, kiedy rozpoczniemy przygotowania". To nie byłoby wystarczające. Ale, co oczywiste, muszę dbać o zdrowie naszych najmocniejszych zawodników, jeżeli chcemy podołać tej rywalizacji.
Wśród pięciu wicemistrzów olimpijskich z Paryża, którzy w tym roku mieli przerwę od kadry, jest też m.in. Paweł Zatorski. w tej chwili nie występuje w klubie na swojej nominalnej pozycji, pojawiając się na parkiecie sporadycznie, a dużą część poprzedniego sezonu stracił z powodów zdrowotnych. Powtarzał pan nieraz, jak ważne jest, aby zawodnicy chcący być w kadrze grali. Czy sytuacja utytułowanego libero to problem?
Po pozyskaniu przez klub Erika Shojiego jedyną opcją pojawiania się na parkiecie dla "Zatiego" jest teraz rola dodatkowego przyjmującego. Ale w przypadku niego, Mateusza Bieńka lub Grzegorza Łomacza (obaj ostatnio odpoczywali od kadry – red.) nie muszę sprawdzać, czy prezentują odpowiednią jakość, by być w reprezentacji. Mówimy o bardzo doświadczonych zawodnikach, którzy mają wielką jakość. Oni będą potrzebować tylko chwili, by wrócić na poziom, który prezentowali już w drużynie narodowej. O nich zupełnie się nie martwię. Moja troska w tamtej wypowiedzi dotyczyła młodych siatkarzy. Nie jestem zadowolony, gdy widzę, iż są drugim, trzecim czy choćby czwartym wyborem i jedynie trenują, bez zdobywania doświadczenia meczowego. Wolę, by grali w I lidze, we Francji, Niemczech, Belgii czy Grecji – to nieważne. Ważne, by zdobywali to doświadczenie. Wymienieni wcześniej zawodnicy już je mają.
W kwietniu przyznał pan, iż jest opcja, iż Łomacza nie będzie w składzie na kolejne igrzyska. Teraz ten 38-latek zbiera mnóstwo pochwał za grę w klubie. Żartobliwie można stwierdzić, iż może próbuje pokazać, iż będzie walczył jeszcze o bilet do Los Angeles.
W przypadku niego i Bartka Kurka mówimy o zawodnikach, którzy będą mieli czterdziestkę w czasie igrzysk. To samo tyczy się Matthew Andersona i Maxwella Holta. W Paryżu w podobnym wieku byli Smith czy Georg Grozer. "Gregor" gra teraz najlepszą siatkówkę, Wilfredo Leon gra świetnie. Muszę jednak się upewnić, iż będą w stanie wytrzymać przygotowania, które nas czekają i grać na odpowiednim poziomie, kiedy nadejdzie adekwatny moment. Teraz jest za wcześnie, bym to wiedział. Być może część z zawodników będzie z nami w pewnym momencie, ale może nie zostanie do końca. Część będzie z nami nie na każdym turnieju, ale zostanie do końca, a niektórzy mogą być od początku do końca. Ta ostatnia opcja będzie prawdopodobnie dotyczyła młodych graczy, którzy potrzebują czasu spędzonego na parkiecie, by się rozwijać i móc konkurować z resztą. Zdaję sobie sprawę, iż ta odpowiedź jest bardzo ogólnikowa, ale jest mi bardzo trudno powiedzieć dokładniej, jak to będzie wyglądało, bo w międzyczasie naprawdę wiele rzeczy może się wydarzyć.
Gdy mówimy o Kurku, to w porównaniu ze wspomnianymi Andersonem czy Grozerem różnica polega na tym, iż ten pierwszy w ostatnich latach - niestety - coraz częściej ma kłopoty ze zdrowiem. Czy to dla pana pewien sygnał ostrzegawczy?
Tak. W 2022 i 2024 roku Bartek fizycznie czuł się świetnie, dwa lata temu i ostatnio miał pewne problemy. Ale z drugiej strony Tomek Fornal doznał kontuzji podczas igrzysk, a ostatnio w mistrzostwach świata. Bardzo trudno przewidzieć takie rzeczy. Muszę wziąć pod uwagę wszystkie dotychczasowe doświadczenia z chłopakami i nie cisnąć ich zbyt mocno, bo wtedy trudno będzie mieć ich zdrowych, gdy nadejdzie adekwatny czas. I choćby jeżeli są może lepsi od innych zawodników na danej pozycji, to jeżeli nie są zdrowi, to nie są w stanie rywalizować. Tak więc poza tym, iż muszą być w najlepszej formie, to muszą być zdrowi. Dlatego naprawdę muszę brać pod uwagę wszystko.
Łukasz Kaczmarek należy do grupy doświadczonych kadrowiczów, których możliwości już pan dobrze zna. Ostatnio prezentuje się w klubie już lepiej, ale faktem jest, iż w jego przypadku można mówić o długim okresie słabszej gry…
Możemy omawiać zawodnika po zawodniku, ale nie mogę wchodzić w szczegóły, bo nie rozmawiałem jeszcze z wszystkimi. Tak jak mówiłem – pozostało bardzo wcześnie pod kątem organizowania i planowania wszystkiego.
To może inaczej - czy martwi pana dłuższa słabsza passa tego zawodnika?
Cóż, mamy też 28-letniego Kewina Sasaka, który przez wiele lat nie grał na najlepszym poziomie, a teraz widzimy, jak duży postęp zrobił. Niektóre zmiany są dobre, a inne nie za bardzo. Powtórzę tylko – wezmę pod uwagę wszystko i podejmę decyzję we właściwym momencie. Nie zamierzam się jednak martwić rzeczami związanymi z przyszłością, na które nie mam wpływu. Po prostu obserwuję, adaptuję się i staram się jak najwięcej wyciągnąć z sytuacji, w której się znaleźliśmy.
Po zobaczeniu na żywo pierwszego od prawie pięciu miesięcy występu Aleksandra Śliwki powiedział pan na antenie Polsatu Sport, iż liczy, iż nie tylko zawodnikowi, ale i jego trenerowi oraz klubowi nie zabraknie cierpliwości. Uważa pan, iż przed przyjmującym jeszcze długi proces dochodzenia do formy?
To wielki pechowiec - jeszcze w Zaksie Kędzierzyn-Koźle miał problem z palcem u ręki, potem ze stopą. Teraz miał operację, to naprawdę trudna sprawa. Mam nadzieję, iż trener i klub będą wystarczająco cierpliwi, by zaczekać na niego i nie przyśpieszać tego powrotu ze względu na wyniki. Że będzie miał wystarczająco czasu, by przygotować się i wrócić do najlepszej możliwie formy. Będę obserwował sytuację i pozostanę w kontakcie ze "Śliwą". Nie tylko z nim, ale także z wszystkimi pozostałymi chłopakami. I zobaczymy, jakie będzie najlepsze rozwiązanie.
Wśród dobrych wieści dla kadry należy wskazać obecną dyspozycję wspomnianego już Bieńka. Mówił pan wcześniej o intensywnym styczniu Bogdanki, a ostatnio prawdziwy maraton zaliczył właśnie Aluron CMC Warta Zawiercie. Dodatkowy udział w klubowych mistrzostwach świata w Brazylii – przy napiętym kalendarzu łączącym grę w PlusLidze, Lidze Mistrzów i niedługo też Pucharze Polski – to ryzykowna taktyka?
Nie jestem w stanie nic na to poradzić. Mogę wyrazić swoją opinię, mogę rozmawiać z kimkolwiek chcę, ale to klub wydaje pieniądze na zawodników i on chce zdobyć każde możliwe trofeum. Rozumiem więc, iż prezes czy sponsorzy naciskają, by zawodnicy grali cały czas. To oni im płacą.
Jaka jest pana perspektywa jako trenera?
To bardzo trudna sytuacja. Byłem zawodnikiem, trenerem klubowym, a teraz prowadzę drużynę narodową. Nie zmieniam swojego podejścia, bo zmieniła się moja rola. Rozumiem sytuację zawodników w klubie i nie mogę wiele tu zrobić. W pełni rozumiem, z jakiego rodzaju presją się mierzą, jakiego rodzaju kontrakty mają, jakie pieniądze otrzymują i co muszą robić. My musimy starać się zaadaptować najlepiej jak potrafimy, bo dostaję zawodników na wypożyczony czas. Mam ich maksymalnie na cztery miesiące. Z szalonym kalendarzem, jaki mamy i tyloma meczami, podróżami itd. muszę się adaptować. To bardzo trudne. Musimy do tego mądrze podchodzić i nie zajechać zawodników tak, iż nie będą w stanie grać w siatkówkę.
Międzynarodowa Federacja Piłki Siatkowej ogłosiła, iż w lutym wejdą w życie nowe przepisy ograniczające mocniej niż dotychczas zmianę federacji narodowej przez zawodników. To dobre rozwiązanie czy zbyt surowe?
Moim zdaniem zbyt surowe. Zwłaszcza w przypadku młodych zawodników. Weźmy przykładowo mojego syna, który ma 15 lat. Mieszkamy we Włoszech, ale powiedzmy, iż moja sytuacja się zmieni i przeniesiemy się np. do Brazylii lub będziemy chcieli wrócić do Serbii. Gdyby mój syn zagrał w jakiejkolwiek kategorii młodzieżowej (we Włoszech – red.), to potem nie mógłby już zmienić federacji na serbską. W przypadku seniorów mogę to zrozumieć. Choć jeżeli ktoś ma szansę na grę w mocniejszej reprezentacji, a we własnej nie jest w stanie wykorzystać swojej jakości, to też uważam, iż taki całkowity zakaz jest zbyt surowy. Można byłoby zachować dotychczasowe rozwiązanie z dwuletnim okresem karencji lub poprzestać na ograniczeniu, iż nie można mieć więcej niż jednego lub dwóch zawodników w drużynie po zmianie federacji. Ale sama zmiana powinna być dozwolona i powinno zależeć od zawodnika oraz federacji, czy będą chcieli z tej opcji skorzystać.
Tuż po wrześniowym brązie MŚ powiedział pan, iż jest dumny z drużyny, ale też rozczarowany, a choćby zdruzgotany. Dość podobnie określał pan swoje odczucia po srebrnym medalu w poprzedniej edycji tej imprezy i po przegranym finale olimpijskim w Paryżu. Tegoroczna długa lista kłopotów zdrowotnych nie sprawiła, iż łatwiej było się pogodzić z brakiem złotego krążka?
Oczywiście, iż nie. Brak kilku zawodników nie zapewnia mi wymówki ani nie ułatwia tego, bym nie był rozczarowany. Rodzice powiedzieli mi kiedyś jedną rzecz: "Jeśli wygrywasz, to nie znaczy, iż jesteś najlepszy na świecie, a jeżeli przegrywasz, to nie znaczy, iż jesteś najgorszy". Trzeba szukać równowagi. Dlatego też nie świętowałem zbyt mocno, gdy wygraliśmy tego lata LN, mając w składzie zawodników, którzy wcześniej niemal w ogóle nie brali udziału w tych rozgrywkach. Łatwiej twardo stąpać po ziemi, gdy wygrywasz, ale jestem bardzo ambitny i chcę wygrywać za każdym razem, więc jak przegrywamy, to jestem rozczarowany. Niezależnie od tego, w jakim składzie gramy i przeciwko komu.
Niemal trzy miesiące, które minęły od tego turnieju, coś zmieniły?
Cóż, byłem i przez cały czas jestem rozczarowany przegranym finałem MŚ 2022. Wiem, iż powinienem po prostu robić wszystko, co w mojej mocy, byśmy dawali z siebie maksimum, gdy jest to potrzebne – a co wielokrotnie zdołaliśmy zrobić - i powinienem wtedy mieć taki spokój ducha. Że zrobiliśmy wszystko i ja zrobiłem wszystko, co mogłem, by wygrać. Ale ten głód i chęć wygrania każdego pojedynczego meczu i każdego turnieju pchają mnie do przodu. Wiem, iż to może nie brzmieć dobrze i nie jest dobrym podejściem, ale kiedy wygramy, to mam poczucie, iż zrobiliśmy to, co do nas należało. To, czego chcieliśmy. Zrobiliśmy to i można iść dalej. Nie ma euforii. Kiedy nie wygramy, to rozczarowanie jest duże. Nie twierdzę, iż tak powinno być, ale nie jestem w stanie zmienić się zbytnio pod tym względem. Uważam, iż takie nastawienie ma sporo plusów – dzięki temu stale próbuję być lepszy i wypycham siebie poza strefę komfortu, robiąc nowe rzeczy w poszukiwaniu skuteczności. Czasem nie wychodzi to dobrze i staram się uczyć na błędach oraz nabytych doświadczeniach. Próbuję po prostu być lepszy następnym razem i jeżeli to nie wychodzi, to jestem rozczarowany.
W kwietniu wskazał mi pan konkretne wnioski, jakie miał po kilkukrotnym obejrzeniu i przeanalizowaniu olimpijskiego finału z Paryża. Podobnie podszedł pan do półfinału wrześniowych MŚ?
Każdy turniej i każdy mecz powinien zostać odpowiednio przeanalizowany, by zobaczyć, co robiliśmy się dobrze, co nie działało, co rywal robił świetnie i co my mogliśmy zrobić lepiej. Nie jest tak, iż od początku do końca po prostu grasz świetnie w danym elemencie – musisz utrzymać ten poziom, a jednocześnie pracować nad rzeczami, które ci nie wychodzą. Czasem będziesz dobrze serwował, przyjmował, atakował, blokował i bronił, a w innym turnieju nie. Starasz się zrozumieć, dlaczego coś nie wychodziło i próbujesz zmodyfikować wykonywaną pracę, licząc na odpowiedni efekt. W każdym turnieju staram się adaptować do zawodników, których mam do dyspozycji i próbujemy wygrać, korzystając z ich zasobów. Ich charakterystyka jest różna – bazujemy na tym, co robią dobrze i co nam, jako drużynie, wychodzi, a przy tym staramy się wciąż poprawiać.
W składzie na MŚ na Filipinach miał pan ośmiu zawodników, którzy debiutowali w imprezie tej rangi. Czy wpłynęło to na formułowanie wniosków co do tego, co można było zrobić lepiej w tym turnieju?
Nie podchodzę do tego na zasadzie "Co by się stało, gdybyśmy wtedy mieli to lub tamto?", bo to strata czasu. Analizuję to, co się wydarzyło i staram się wyciągać wnioski. Nie tylko pod kątem drużyny, ale też poszczególnych zawodników. Jak reagują, gdy muszą grać mecze o dużą stawkę lub wejść z ławki, jak podchodzą do rywalizacji z trudnym przeciwnikiem, jak radzą sobie ze stresem itp. itd. Czasem więc chodzi o informację zwrotną odnośnie do chłopaków, których muszę jeszcze lepiej poznać. Wiele się przy okazji tego turnieju nauczyłem. Ale też pod kątem wyciągania wniosków na przyszłość trzeba pamiętać o jednym – przygotowania do kolejnego sezonu zaczniemy prawdopodobnie z zawodnikami, którzy nie będą grali w fazie play off i będzie to całkowicie inny zespół niż ten, który brał udział w ostatnich MŚ. A informacje zwrotne, które otrzymałem, dotyczą drużyny, która była na Filipinach.
Na początku przygotowań do nowego sezonu będę miał całkowicie innych graczy o innej charakterystyce. Powiedzmy, iż w półfinale MŚ nie serwowaliśmy dobrze, a na początku przygotowań będę miał siatkarzy, którzy są świetni w tym elemencie, ale brakuje im ciągłości ataku. Nie będę więc z nimi pracował wtedy przede wszystkim nad zagrywką tylko zaadaptuję się do sytuacji. Do tego dochodzi jeszcze kwestia etapu przygotowań i przeciwników, z jakimi mamy się mierzyć. Tak więc to dość złożona sprawa. Ale powtórzę – każdy dzień to dla mnie okazja do dowiedzenia się czegoś o zawodnikach, z którymi pracuję i mam nadzieję, iż ta wiedza pomoże mi w przygotowaniu ich jak najlepiej do ważnych turniejów, które są przed nami.
Tuż po powrocie z Filipin odniósł się pan do słów Norberta Hubera dotyczących wad organizacji ostatnich MŚ. Środkowy stwierdził potem, iż nie żałuje tej wypowiedzi i iż inni zawodnicy myśleli podobnie. Pan przez cały czas uważa, iż nie powinien był on publicznie o tym mówić?
Norbert powinien myśleć o grze w siatkówkę. To jest ważne. O tym, by być lepszym zawodnikiem i prezentować się lepiej niż to było w jego przypadku w tych MŚ. To powinno być jego jedyne zmartwienie. Bo ani on, ani ja nie mamy żadnego wpływu na warunki, jakie mamy i jakie będziemy mieć w przyszłości. Możemy sobie o tym pogadać, skomentować, ale nie możemy tego zmienić. A przynajmniej nie w przypadku większości rzeczy. Mamy wpływ na nasz występ i uważam, iż mówienie o innych rzeczach jest skierowaniem uwagi na nie zamiast na ten występ. Dlatego uważam, iż najważniejsze w tym w przypadku dla "Norbiego" – ale i dla wszystkich innych zawodników – jest dawanie z siebie wszystkiego, trenowanie jak najlepiej i skupianie się na tym. Muszą zaufać mi i związkowi, iż robimy wszystko, co w naszej mocy, by zaradzić trudnym sytuacjom, z którymi się mierzymy. Że traktowani są priorytetowo i iż robimy wszystko, co możemy, by zapewnić im najlepsze możliwe warunki. Czasami jest to niemożliwe, ale nie chcę by to było wymówką dla czegokolwiek, nie mówiąc już o naszym występie.
Analogicznie podchodzi pan do niedawnych słów Tomasza Fornala dotyczących ligi tureckiej czy to co innego?
O jakie słowa chodzi?
Wskazał słabości rozgrywek, w których bierze udział od tego sezonu. Przyznał, iż poziom wielu drużyn jest dość niski, a na mecze przychodzi mało osób. Fanom w Turcji podobno się to nie spodobało.
To dotyczy klubu i ligi, z którą nie miałem jak na razie do czynienia. Mogę się odnosić tylko do kwestii reprezentacji. Byłem na Filipinach i przebywałem w tych samych warunkach, co "Norbi". Dochodzi tu jeszcze jedna rzecz, która jest interesująca. Im bardziej bombastyczną rzecz powiesz, im więcej masz obserwujących w mediach społecznościowych, im więcej ludzi to komentuje i zwiększa to ruch na twoim profilu, tym większe są pieniądze i zainteresowanie sponsorów. To zupełnie nie moja bajka, ale rozumiem, iż dla niektórych chłopaków to sposób na obecność w sieci. jeżeli omawiasz jakieś normalne rzeczy, to nikt się tym nie zainteresuje. Trzeba powiedzieć coś bombastycznego, by zwrócić na siebie powszechną uwagę.
Być może to także dobra strategia marketingowa, by… Nie mogę zabronić zawodnikom używać mediów społecznościowych, bo to dla nich także świetne narzędzie, by znaleźć sponsorów, nawiązać płatne współprace itp., co we współczesnym świecie jest ważne. Ale kiedy premier Filipin dzwoni do prezesa naszego związku, pytając o wyjaśnienie, to chyba znaczy, iż może jednak nie powinieneś mówić tych rzeczy. Bo sprawa wykracza poza ciebie i twoich fanów. Dlatego uważam, iż "Norbi" powinien był pomyśleć o tym, co mówi. jeżeli "Forni" chce komentować warunki gry w Turcji itp., to jego sprawa. To dorośli ludzie i profesjonaliści. Wiedzą, co robić i mówić. jeżeli jest w stanie poradzić sobie z konsekwencjami swoich czynów, to dla mnie wszystko jest w porządku.
W przypadku Hubera publicznie odniósł się pan krytycznie do zachowania swojego zawodnika. Zwykle mówi się, iż takie rzeczy załatwia się w szatni. To była dla pana trudna sytuacja?
Szczerze mówiąc, to nie. Powiedziałem to, co musiałem powiedzieć i będę o tym rozmawiał pod tym kątem z "Norbim" czy kimkolwiek innym. Wiem jedynie, iż jeżeli to się będzie powtarzać, to coś się zmieni. Ale do tego momentu w ogóle nie zamierzam się w to zagłębiać. To nie jest zachowanie, które mi się podoba i które będę popierał. Nie wiem, co się wydarzy w przyszłości, ale liczę, iż wszyscy zachowamy zdrowy rozsądek odnośnie do zrozumienia, o czym mówić lub nie mówić otwarcie. Wszyscy mamy prawo do własnej opinii, ale czasem trzeba wykazać się nieco dyplomacją i rozumieć, co można powiedzieć dziennikarzom lub osobom obserwującym nas w mediach społecznościowych, a czym lepiej się nie dzielić. To wszystko.

2 godzin temu














