W ostatnich latach świat sportu obserwuje interesujący rozwój biegów średniodystansowych, które przenoszą się ze stadionów na zmienny teren ulic. Czy jest to chwilowa moda, czy może przyszłość biegania na światowym poziomie? W tym artykule przyjrzymy się wyjątkowym zawodom, takim jak adidas Adizero Road To Records, gdzie tradycyjne dystanse mieszają się z ekscytującymi wyścigami na 800 metrów i milę. Obserwacja tych zmian może dostarczyć odpowiedzi na pytania o kierunki, w które zmierza współczesny sport.
Dodatkowo w tym artykule, przedstawimy wywiady z czołowymi biegaczami – Hobbs’em Keslerem i Bryce’em Hoppelem, którzy podzielili się swoimi spostrzeżeniami na temat różnic między bieganiem stadionowym a ulicznym, a także wyjaśnili, jak wygląda ich trening w obu tych formatach. Ich doświadczenia i przemyślenia rzucają nowe światło na wyzwania i zalety tej ewolucji w biegach średnich.
Zapraszamy do lektury, która przedstawi nie tylko dynamiczny rozwój biegów średniodystansowych, ale również pokaże, jak sportowcy dostosowują się do zmieniających się warunków i nowych możliwości w swojej dyscyplinie.
W ubiegłym roku w Rydze po raz pierwszy rozegrano Mistrzostwa Świata w Biegach Ulicznych (World Athletics Road Running Championships). Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, iż do tej imprezy – oprócz tradycyjnych dystansów (5 km, 10 km, półmaraton) – dodano wyścig na 1 milę. Wcześniej ten dystans był rozgrywany bardzo rzadko i cieszył się znacznie mniejszym prestiżem, gdyż zdecydowana większość biegaczy średniodystansowych koncentrowała się na biegach stadionowych. Do tej pory wyjątkiem na biegowej mapie świata były Stany Zjednoczone, gdzie regularnie realizowane są mistrzostwa kraju na tym dystansie, a bieg na 1 milę rozgrywany przy maratonie w Bostonie przyciąga uwagę szerokiej publiczności.
Bieg na 800m podczas adidas Adizero Road to Records
Podczas Adizero Road To Records zorganizowany został bieg na 800 m mężczyzn oraz biegi na 1 milę kobiet i mężczyzn. Obsada każdego z tych biegów była naprawdę imponująca, a na starcie pojawili się m.in. Marco Arop (mistrz świata na 800 m), Hobbs Kesler (mistrz świata na uliczną milę), Bryce Hoppel (medalista halowych mistrzostw świata) czy Alex Bell (finalistka biegów na igrzyskach olimpijskich i mistrzostwach świata).
Gwiazdy zaproszone na wydarzenie nie zawiodły. Arop, z czasem 1:44.30, wygrał bieg na 800 m, a sposób, w jaki się poruszał, zrobił ogromne wrażenie na kibicach zgromadzonych wokół trasy. Rywalizacja mężczyzn na 1 milę była znacznie bardziej wyrównana. Ostatecznie z nowym rekordem świata wygrał Emmanuel Wanyonyi, ale – mimo stosunkowo dużej różnicy na mecie – nie było to łatwe zwycięstwo, gdyż wspomniany już Kesler w drugiej części dystansu atakował i na chwilę wyszedł choćby na prowadzenie. Z kolei bieg kobiet na 1 milę wygrała Nelly Chepchirchir, która na mistrzostwach świata w Rydze zajęła 4. miejsce. Kenijka poprawiła swój rekord życiowy, jednak do rekordu świata się nie zbliżyła.
Biegi Średnie: chwilowa moda czy pomysł na przyszłość?
Biegi średnie rozgrywane na ulicy to zupełnie inna odmiana biegania. Te wyścigi są dużo bardziej widowiskowe niż maratony czy półmaratony, które są długie i trudne do śledzenia choćby dla największych smakoszy biegania. Zawody na milę czy 800 m, jeżeli są rozgrywane na odpowiedniej trasie, mogą być niezwykle widowiskowe i przyjazne do oglądania. Tak właśnie było podczas Adizero Road To Records, które odbywało się na pętli w siedzibie marki adidas w Herzogenaurach. Dzięki temu kibice mogli śledzić biegaczy na dużej części dystansu, a gdy biegli kawałek dalej, cała rywalizacja była doskonale widoczna na telebimie.
Prędkości osiągane przez biegaczy średniodystansowych naprawdę robią wrażenie. Oglądając choćby najszybszych maratończyków można mieć wrażenie, iż biegną luźno i swobodnie (mimo iż biegną ponad 20 km/h!), ale z “średniakami” jest inaczej. Przyglądanie się temu, jak Marco Arop pędzi z prędkością ponad 27 km/h, to zupełnie inne doznanie, obok którego nie da się przejść obojętnie.
Po pandemii COVID-19 bieganie znowu stało się modne, co pokazują statystyki dużych biegów ulicznych, ale również całe masy ludzi zaczynających swoją przygodę z tym sportem. Jednak popularność biegania wyczynowego nie podąża za tym trendem, często brakuje w nim iskry, emocji i ciekawych historii. Wydaje się, iż organizowanie biegów średnich na ulicy jest ciekawym pomysłem na przełamanie marazmu i ożywienie dyscypliny. Co ważne – taka odmiana podoba się także sportowcom, którzy na co dzień ścigają się na największych stadionach świata. Mają oni świadomość, iż wyjście poza schemat może przynieść wiele korzyści i sprawić, iż bieganie będzie jeszcze bardziej popularne. Do tego dochodzi kontakt z kibicami, którzy na biegach ulicznych są zdecydowanie bliżej niż na stadionie.
Trwające kilka minut biegi dla kibiców są dużo bardziej przyswajalne i atrakcyjne niż ciągnące się przez bardzo długo maratony. Oczywiście jedno nie wyklucza drugiego, bo każdy bieg znajdzie swoich fanów. Jednak organizowanie Mistrzostw Świata w Biegach Ulicznych czy takich imprez jak Adizero Road To Records, w trakcie których spotykają się specjaliści biegów średnich i długich, wydaje się dobrym pomysłem. To swego rodzaju połączenie dwóch światów i różnych pokoleń odbiorców/kibiców.
Czy to naprawdę się przyjmie? Zobaczymy w kolejnych latach. Podczas adidas Adizero Road To Records porozmawialiśmy na ten temat z dwoma amerykańskimi biegaczami – Hobbs’em Keslerem i Bryce’em Hoppelem, którzy przy okazji opowiedzieli trochę o swoim treningu.
Mikołaj Raczyński:
Jakie są Twoim zdaniem najważniejsze różnice między bieganiem na stadionie i na ulicy?
Hobbs Kesler: Na ulicy interesujące jest to, iż każdy wyścig może być inny, jest inna trasa, są zakręty i wzniesienia. To ogromna odmiana w stosunku do stadionu czy hali, gdzie zawsze dokładnie wiemy, co nas czeka. Oczywiście w związku z tym wyniki na ulicy są trochę mniej sprawiedliwe i ciężko je porównywać. Jednak i na stadionie, i na ulicy koniec końców wygra najsilniejszy i najmocniejszy biegacz tego dnia.
Na co dzień ścigasz się głównie na stadionie czy hali, jak podchodzisz do biegów ulicznych?
Bardzo lubię ścigać się na ulicy. Jednak nie jestem pewien, czy konieczne jest ustanawianie rekordów świata czy porównywanie osiąganych wyników, bo wiele zależy od specyfiki trasy, od tego czy jest płaska czy są zakręty. Ale tak – uwielbiam takie biegi i chciałbym, żeby częściej była możliwość ścigania się w takich imprezach jak Adizero Road To Records.
Jesteś w światowej czołówce biegów średnich, zdobywasz medale mistrzostw świata, ale z drugiej strony jesteś znany z tego, iż biegasz naprawdę mało. Jak odnosisz się do treningu Jakoba Ingebrigstena, który biega bardzo dużo, ale i bardzo szybko?
Biegam tyle, ile tylko mogę. Staram się biegać więcej w każdym kolejnym sezonie. Wierzę, iż będę biegał coraz więcej i stopniowo się rozwijał. W tym roku zdarzały mi się tygodnie, w których objętość sięgała 80-85 mil. Zdaję sobie sprawę, iż to dużo mniej niż moi rywale, ale dosyć późno zacząłem biegać, działam metodą małych kroków. Mam jeszcze czas na to, żeby zwiększać objętość.
Podobnie jak Ingebrigsten – też stosuję popularny “double threshold day”. Dodatkowo myślę, iż wykonuję więcej jakościowych treningów niż Jakob, ale z pewnością moja ogólna objętość jest dużo mniejsza. Moje najdłuższe treningi nie mają więcej niż 7-8 mil. Podsumowując – w tygodniu staram się biegać łącznie 2 godziny progowo, wykonuję trening VO2max oraz sprinty pod górkę. Myślę, iż to całkiem solidna dawka treningu.
Co myślisz o biegach średnich na ulicy? Startowałeś kiedyś w tego typu zawodach?
Bryce Hoppel: Tak, w zeszłym roku biegałem 600 m w biegu ulicznym w Atlancie. To jest świetne wydarzenie, bardzo widowiskowe i przyciągające kibiców. Oczywiście na ulicy nie zawsze są to idealne warunki do biegania szybkiego, bo dużo zależy od zakrętów i profilu trasy. Jednak wydaje mi się, iż to fajny pomysł, dobra zabawa. Szczególnie, jak jest tak znakomita obsada jak podczas Adizero Road To Records. Jednak nie ma co ukrywać – stadion ciągle jest dużo bardziej prestiżowy.
Sezon halowy był dla Ciebie doskonały, zdobyłeś medal mistrzostw świata, osiągnąłeś wartościowe wyniki. Coś zmieniłeś w swoim treningu?
Co ciekawe, od tego sezonu jestem trenerem sam dla siebie. Dołączyłem do Hobbsa, dużo biegamy razem, ale ja sam decyduję co, kiedy i ile biegać. Dodatkowo – to może być niespodzianka – ale dopiero w tym sezonie pierwszy raz pojechałem na obóz wysokościowy. To był dla mnie ogromny bodziec.
Jak wygląda Twój tydzień treningowy?
Nie biegam dużo, zwykle to jest 45-50 mil w tygodniu. Dodatkowo nie stosuję treningów typu “double threshold day”. Jestem na takim etapie, iż jeden trening progowy dziennie mi wystarcza. Biegam mało, ale bardzo lubię treningi szybkościowe i to jest moja mocna strona.
Rozmawiał Mikołaj Raczyński