Bieg w deszczu – błogosławieństwo czy przekleństwo?

2 dni temu
Zdjęcie: bieg w deszczu


Za oknem królują w tej chwili odcienie szarości, chmury wiszą nisko, a krople deszczu – nierzadko w akompaniamencie wiatru – rytmicznie stukają o parapet. Właśnie taka aura stała się od pewnego czasu domyślną planszą gry dla naszych biegowych treningów. Zima, która ledwo przypomina zimę, ustąpiła miejsca nieustającej karuzeli pogodowej – wiatr, deszcz, kilka promieni słońca, a potem – niespodzianka – znowu deszcz. I choć kalendarz podpowiada, iż listopad, często postrzegany jako ten najgorszy miesiąc, jest już za nami, my, biegacze, wiemy swoje – przed nami jeszcze wiele mokrych kilometrów.

Czy bieganie w deszczu to faktycznie przekleństwo i najgorsze, co może spotkać zmotywowanego do treningu biegacza? Czy oberwanie chmury może jawić się w cieplejszych barwach, choćby o ile mówimy o połowie stycznia? Zerknijmy na „argumenty”.

Deszczowe błogosławieństwo – remedium na stres

Zacznijmy od tego, co dobre, bo przecież to właśnie te głęboko zakopane pokłady optymizmu pozwalają nam niejednokrotnie wyjść na trening i postawić pierwszy krok. Bieg w deszczu ma w sobie coś magicznego – to połączenie natury z ruchem, które pozwala się odciąć od codziennego chaosu. Niektórzy twierdzą – i czuję się częścią tej grupy – iż bieganie w deszczu to naturalny sposób na oczyszczenie umysłu. Im więcej rozpraszających bodźców wymagających uwagi i koncentracji, tym prościej odpłynąć myślami od problemów dnia codziennego.

O ile jeszcze na początku czujemy dyskomfort, obserwując, jak nasze ubrania powoli przemakają, przychodzi przełomowy moment, w którym przestajemy się przejmować i akceptujemy dane warunki. To uczucie obojętności, im bliżej progu domu, przeradza się w poczucie dumy. W końcu pomimo niekorzystnej aury z sukcesem ukończyliśmy trening, a na mecie czeka nas ciepła kąpiel i herbata.Zabierając stres, w dłuższym terminie chłodny jesienno-zimowy deszcz może zaoferować nam też coś w zamian. Trening w niekorzystnych warunkach buduje pewność siebie. To samo zadanie, zrealizowane w wietrzny dzień lub w mokrych ubraniach dodających nam nadprogramowych kilogramów, wyda się wczesną wiosną, z pierwszymi promieniami słońca, przysłowiową „bułką z masłem”. Mocna głowa, tzw. mental, to temat który przenika ze świata profesjonalnego sportu i budzi naszą ciekawość, szczególnie o ile zasłyszane sposoby odbiegają dalece od konwencjonalnych. Na szczęście nie jesteśmy skazani na wichury i sztormy, bo to przez cały czas mądry trening, dieta i odpoczynek stanowią niezmiennie podstawę piramidy sukcesu.

Przekleństwo mokrych butów i kałuż bez dna

Ale żeby nie było tak różowo – bieganie w deszczu ma swoje wady. Pierwsza i najbardziej oczywista: mokre buty. To uczucie, gdy Twoja stopa wpada w kałużę, której głębokość zdecydowanie przekracza Twoje oczekiwania, jest jak kubeł zimnej wody wylany na głowę (tego dnia bardziej dosłownie!). O ile jesteśmy w stanie zaakceptować przemoknięte ubrania, mokre buty ważą tonę, obcierają stopy i wydają z siebie dźwięki przypominające mlaskanie. A potem jeszcze bis, kiedy już w domu okazuje się, iż nasze przebojowe wejście zafundowało nam dodatkowe minuty schłodzenia przy mopie.

Nie można też zapomnieć o dodatkowych „atrakcjach”, jakie serwują nam inni użytkownicy dróg. Przejeżdżający samochód i fala wody wyrzucona spod kół to niemal klasyk każdego deszczowego biegu. Nauka unikania takich sytuacji nie jest trudna, jednak prędzej czy później przychodzi chwila nieuwagi i ten dzień, gdy stajesz się ofiarą mokrego prysznica. Wtedy mozolnie budowany, aczkolwiek kruchy, stan stoickiego spokoju bardzo gwałtownie zasila strumień frustracji i złości – na kierowców, otoczenie i wreszcie cały świat.

Pogodowa karuzela – przetrwać do wiosny

Patrząc na ostatnie tygodnie, trudno się dziwić, iż deszcz budzi sporo emocji i miesza w naszych treningowych dzienniczkach. Od dwóch miesięcy testujemy naszą cierpliwość wobec pogody – raz wieje, raz leje, raz z nieba sypie coś, co nie jest ani śniegiem, ani deszczem. A to dopiero półmetek! Przed nami kolejne tygodnie zmienności – od zimnych, szarych poranków, po nieoczekiwane przebłyski słońca, które realizowane są na tyle krótko, iż ledwo zdążymy założyć buty. Być może zabrzmi to trywialnie, ale taki już los biegacza. Każda pora roku niesie swoje wyzwania, a deszczowe dni to część tej całej przygody. Można to traktować jako przekleństwo – powód, by zostać w domu lub wybrać bieżnię na najbliższej siłowni. Można też spojrzeć na to jak na okazję do zbudowania wytrzymałości – nie tylko fizycznej, ale i mentalnej. W końcu, jak to mówią: „Nie ma złej pogody, są tylko mocne wymówki” (jest jeszcze wersja z ubiorem, ale z tą rozprawiamy się tutaj).

Jak polubić deszczowe bieganie?

Jeśli jednak chcesz uczynić z biegania w deszczu przyjemność, kilka rzeczy może pomóc. Po pierwsze – odpowiednia odzież. Dobra kurtka przeciwdeszczowa i legginsy, które nie nasiąkają wodą, to absolutna podstawa. Po drugie – akceptacja faktu, iż i tak zmokniesz. Przestaniesz się przejmować dopiero wtedy, gdy pogodzisz się z tym, iż deszcz to naturalna część treningu.

Warto też wybrać odpowiednią trasę. jeżeli nie chcesz skakać przez kałuże jak dziecko w kaloszach, poszukaj ścieżek, które dobrze odprowadzają wodę. Unikaj ruchliwych ulic – nie tylko ze względu na wspomniane „prysznice” od samochodów, ale też dla własnego bezpieczeństwa.

Na sam koniec, parafrazując znane powiedzenie, co dwie głowy do zmoknięcia, to nie jedna. o ile pogoda w następnych dniach nie wygląda zachęcająco, a szanse na zimny prysznic są równe pewności, warto wciągnąć do planu bratnią duszę. Największe kryzysy występują zwykle tuż przed wyjściem z domu, a kto z nas – będąc umówionym – zostawi znajomego na pastwę żywiołów?

Biegowa filozofia deszczu

W ramach podsumowania warto przypomnieć sobie, iż bieganie to nie tylko sport, ale także sposób na bycie tu i teraz – na przeżywanie chwili w pełni, ze ścianą wody oddzielającą nas od natrętnych myśli. Deszcz, choć potrafi dać się we znaki, może być elementem tej wyjątkowej przygody. Następnym razem, gdy pierwsze krople zaczną bębnić o parapet, a Ty będziesz się wahać, czy wyjść, pamiętaj: deszcz nie jest przeszkodą. W końcu bieganie nie musi być idealne, żeby było piękne. Czasem to właśnie mokre i błotniste kroki dają największą satysfakcję.

A czy Wy, drodzy Czytelnicy, macie swoje strategie na gorszą pogodę? A może ten jeden magiczny numer w książce telefonicznej, który zawsze odpowie na Wasze wezwanie? Podzielcie się w komentarzach i przebiegnijmy te chłodne miesiące razem.

Idź do oryginalnego materiału