Już w niedzielę 22 października Finał Golden Trail World Series. Nasz najlepszy „góral” Bartek Przedwojewski ma szanse na czołowe miejsca w wyścigu, od którego będzie zależeć ostateczna klasyfikacja tej „Ligi Mistrzów” biegów górskich. Jakie założenia na bieg ma reprezentant Salomon Team, jak wyglądały jego przygotowania, ale również o ważnych decyzjach zawodowych i prywatnych w jego życiu, dowiecie się z naszego wywiadu.
Kazik Żurek: Bartek, już w najbliższą niedzielę finał Goldent Trail World Series we Włoszech na Il Golfo Dell’Isola Trail Race. To bieg na dystansie 24 km z 1200 metrów przewyższeń. W generalnym rankingu jesteś siódmy, co daje Ci realną szansę o walkę w finale o najwyższe pozycje w całorocznym zestawieniu w tych międzynarodowych zawodach. Jak samopoczucie przed finałem?
Bartek Przedwojewski: Czuję się bardzo dobrze, jestem bardzo spokojny o swoją dyspozycję. Jadę powalczyć o najlepszą pozycję w rankingu GTWS. Dawno nie byłem tak wyluzowany przed głównym biegiem. Na miejscu pojawi się na pewno lekki stres, ale jest on naturalny i potrzebny, aby podnieść moje pobudzenie. Dzień przed biegiem zwykle robię wizualizację tego, jak chcę się czuć przed biegiem i podczas zawodów. Słucham też muzyki. Wszystko to pomaga mi przejść z trybu „odpoczynek” do trybu „zawody”.
Jak przebiegały ostatnie przygotowania?
W miniony piątek miałem ostatnią jednostkę treningową, na której w zasadzie zakończyłem okres przygotowawczy do finału. We wtorek jeszcze lekkie przetarcie – praca nad intensywnością. W tym ostatnim okresie jednak koncentruję się na przybyciu na miejsce, sprawdzeniu trasy. Oraz dużo odpoczynku i koncentracji. Teraz już wiele nie wytrenuję.
Czy pasuje Ci formuła finału, która została wybrana w tym roku?
Zacznę od tego, iż to dla mnie zupełnie nowe miejsce, nie byłem nigdy w tym rejonie. To nie są typowe góry, a małe wzniesienia, najwyższy szczyt ma 400 m npm, a najniższy 20 m npm. Tak naprawdę to nie jest bieg górski. Raczej taki mocniejszy cross. Podbiegi są krótkie, biegnie się 24 km w 3 pętlach. Gdybym miał do czegoś porównywać tę trasę, to w ramach GTWS ostatni raz taki bieg miał miejsce chyba w 2018 r. w RPA, gdzie odbywał się finał Golden Trail. (Bartek wygrał tamte zawody – przyp. red).
Wydaje mi się, iż bardzo dużo będzie zależało od tego, jak bardzo to będzie trudne techniczne. jeżeli będzie łatwo – jak na stole – to większe szanse będą mieli zawodnicy z Kenii, piekielnie mocni w płaskim terenie. jeżeli będzie dużo trudnych odcinków – na pewno zawodnicy tacy jak ja mają większe szanse. Ponieważ tam od paru dni cały czas pada, jest możliwe, iż będzie mokro, co również daje przewagę zawodnikom z technicznymi umiejętnościami.
W takim razie czy masz jakąś zaplanowaną taktykę na ten bieg?
Nie ma co tutaj kalkulować. Muszę zacząć bardzo mocno od początku, ale zarazem nie przedobrzyć, jeżeli chcę się liczyć w rywalizacji o wysokie miejsca. W końcu to 24 kilometry biegania, czyli nie bardzo krótko. Zacznę z grupą najlepszych zawodników i będę walczył, aby z nią się utrzymać do końca.
Wróćmy do ostatnich miesięcy. W ramach przygotowań pod koniec września pobiegłeś w bieg uliczny na dystansie 10 kilometrów. Gratuluję fantastycznego wyniku w tych zawodach, a zarazem rekordu życiowego – 30:45!
Faktycznie, to była dość spontaniczna decyzja startu w tych zawodach. Pierwotnie założenie było takie, iż zrobimy mocny trening w tamten weekend na dystansie 10 km razem z trenerem Andrzejem Orłowskim, który będzie jechał obok mnie na rowerze. Ale przydarzyły się te zawody i dzięki temu do mocnego treningu dodaliśmy element rywalizacji. Byłem bardzo spokojny, podszedłem do tego na dużym luzie, można powiedzieć, iż choćby dobrze się bawiłem.
Twój rezultat w tym teście, mimo iż wybiegany, jak mówisz, na dużym spokoju, to wynik, jakiego nie powstydziliby się najlepsi polscy biegacze długodystansowi, startujący w biegach ulicznych. Przykładowo, tydzień wcześniej w popularnym biegu „Warszawska dycha”, w którym wystartowało ponad 3600 biegaczy, najlepszy zawodnik pokonał dystans 10 kilometrów w 00:30:48. Ty byłeś o parę sekund od niego lepszy!
Dodajmy, iż bieg, w którym ja brałem udział, przebiegał w 85% po asfalcie, a pozostałą część w terenie. Było tam dużo zakrętów, agrafek, a ja – oczywiście – w zasadzie do biegu po płaskim się nie przygotowywałem.
Bardzo mnie cieszy ten wynik, którym udowadniam, iż biegacze górscy też potrafią robić dobre wyniki „na płaskim”. Ileż to już razy słyszałem „Górale to tacy biegacze, którym nie wychodzi na ulicy, więc uciekają w góry”. Otóż – tak nie jest. Jesteśmy bardzo mocni, tylko specyfika naszego treningu sprawia, iż ciężko nam uzyskiwać optymalne wyniki na ulicy. Gdybym szykował się jakkolwiek pod tę dychę, jestem pewien, iż pobiegłbym jeszcze szybciej.
Bartek, we wrześniu zakończyłeś definitywnie pracę we wrocławskiej straży pożarnej, przechodząc w 100% na zawodowstwo w bieganiu. Jakie emocje odczuwasz po tej decyzji?
Bardzo mi ulżyło. Wcześniej byłem przez 2 lata i 3 miesiące na urlopie bezpłatnym w straży, który kończył się właśnie pod koniec września. To jednak bardzo zajmowało moje myśli. Cały czas z tyłu głowy kołatała się taka refleksja, iż kiedyś będę musiał wrócić do zawodu, lub – zrezygnować. Jak miałem kryzysy w bieganiu, to pojawiał się w głowie głos „Nie nadajesz się do tego, wracaj do straży!”. A teraz już nie ma odwrotu! Mogę w 100% koncentrować się na bieganiu. Zarazem odczuwam pewien żal i stratę. W końcu to było 7 lat mojego życia. Nauczyłem się w Straży bardzo wiele, nawiązałem tam przyjaźnie, zostawiłem też dużo zdrowia. Z pewnością będę miał do tego epizodu w moim życiu duży sentyment.
Bartek, życzę Ci powodzenia w najbliższą niedzielę. A czy zdradzisz nam, jakie plany na czas bezpośrednio po finale we Włoszech?
W najbliższym czasie, po finale, chcę się skupić na pracy trenerskiej. Rozwijam też nowy projekt z kilkoma kolegami, trenerami, którzy zajmują się innymi dyscyplinami – triathlonem, pływaniem i kolarstwem. Chcemy stworzyć platformę, na której osoby trenujące jakiś sport będą mogły próbować innych aktywności pod fachowym okiem trenerów. Dogadujemy ostatnie szczegóły.
Ale przede wszystkim – po finale idę na urlop. Taki prawdziwy. Jak typowy Polak, najpierw zabieram się na nim za remont łazienki (śmiech). A tak bardziej poważnie, możesz wierzyć lub nie, ale po raz pierwszy od 7 lat pozwolę sobie na prawdziwe wakacje. Do tej pory, jak brałem urlop w straży, to na bieganie. A choćby jak już zawiesiłem pracę w straży, to jak jechałem gdzieś na weekend to zawsze po to, by biegać, albo zawsze klepiąc w komputer, bo przecież mam zawodników, którymi się zdalnie opiekuję. Teraz biorę żonę i jedziemy na parę dni w miejsce, w którym w ogóle nie będę choćby myślał o bieganiu i w 100% wyłączam się z pracy. Jestem przekonany, iż ten wypoczynek w końcu mi się należy!
Z pewnością tak jest. Dziękuję za rozmowę.