W meczu 18. kolejki La Ligi doszło do hitowego starcia FC Barcelony z Atletico Madryt. Obie ekipy przed tym meczem zajmowały odpowiednio pierwsze oraz drugie miejsce w tabeli, miały po 38 punktów i to w sytuacji, gdy ekipa Diego Simeone miała jedno spotkanie rozegrane mniej.
REKLAMA
Zobacz wideo Kosecki o obrazkach w mediach z szatni piłkarskiej: To wszystko jest tak udawane i klejone
Powinien być rzut karny dla FC Barcelony w meczu z Atletico Madryt?
FC Barcelona przed własną publicznością od początku zaczęła naciskać na piłkarzy Atletico Madryt, więc spotkanie przebiegało tak, iż gospodarze atakowali, a goście bronili się i szukali okazji w nielicznych kontratakach.
Zobacz też: Fabiański sam nie mógł uwierzyć, co zrobił. Ten jeden moment...
Jednak mimo tego piłkarzom Hansiego Flicka nie udało się przeprowadzić akcji, która zagroziłaby bramce Jana Oblaka. Aż przyszła 20. minuta spotkania, w której Raphinha posłał piłkę w pole karne, a wtedy piłka trafiła w lewą rękę Giuliano Simeone. Ricardo de Burgos Bengoetxea nie podyktował rzutu karnego, a system VAR nie uznał, iż była to klarowna sytuacja i nie przywołał arbitra do monitora i to mimo protestów piłkarzy FC Barcelony.
"VAR w Hiszpanii chyba siedzi w Studio Yayo" - ocenił Marcin Jaz ze Sport.pl.
Nieco inną opinię przedstawił Filip Modrzejewski z naszej redakcji. "Absurdalne byłyby przepisy, gdyby za coś takiego przyznawać rzut karny" - stwierdził.
"Karnego nie ma, bo nie gramy na biało" - ocenił za to Wojciech Kowalczyk, odnosząc się do Realu Madryt, który jego zdaniem otrzymałby rzut karny w tej sytuacji.
"Karny jak nic, co ten klaun tam sprawdzał?" - pytał dosadnie Łukasz Ciona.
Ostatecznie FC Barcelona dopięła swego i w 30. minucie zdobyła bramkę na 1:0 po trafieniu Pedriego. Atletico Madryt wyrównało w 60. minucie po golu Rodrigo de Paula.