Barcelona dokonała niemożliwego. Szczęsny i Lewandowski powinni się cieszyć

16 godzin temu
Barcelona cały sezon tańczyła na ostrzu noża. To, ile się jej udało osiągnąć w tym roku, to jest po prostu coś niesamowitego. I choćby porażka w półfinale Ligi Mistrzów z Interem tego nie zmienia.
Davide Frattesi złamał serca kibicom Barcelony w 9. minucie dogrywki. Po jego strzale Inter objął prowadzenie w rewanżowym meczu półfinału Ligi Mistrzów i już go nie oddał. I choć szalony dwumecz od pierwszej do ostatniej jego minuty oferował kibicom niezapomniane emocje, to w końcu jedna z drużyn musiała się pożegnać z najważniejszymi piłkarskimi rozgrywkami w tym roku.


REKLAMA


Zobacz wideo


Barcelona dokonała czegoś niemożliwego
Teraz kibice Barcelony szukają winnych, dlaczego ich zespół nie wróci po 10 latach do finału Ligi Mistrzów. I wśród tych, którym dostanie się najmocniej, jest sędzia Szymon Marciniak. Jednak choćby największe rozżalenie nie powinno przesłaniać jednego prostego faktu: Barcelona dokonała w tym sezonie czegoś niemożliwego.


Tu warto przypomnieć, co działo się w klubie nieco ponad rok temu, gdy Katalończycy żegnali się z Ligą Mistrzów w ćwierćfinale. Wtedy wśród kibiców zapanowała dosłownie atmosfera beznadziei. Wiadomo już było, iż klub potrzebuje nowego trenera. Fani żądali przebudowy zespołu. Na pierwszym miejscu wśród tych, którzy mają opuścić klub, wymieniano Roberta Lewandowskiego, potem Frenkiego de Jonga i Marca-Andre ter Stegena. Wybór tych trzech nazwisk nie był podyktowany tylko rozczarowaniem pod względem sportowym, ale również faktem, iż ta trójka obcokrajowców należała do grona najlepiej opłacanych zawodników Barcelony. Kibice mieli świadomość, w jakiej fatalnej sytuacji finansowej znajduje się ich klub. Nie było szans na żaden transfer, zanim Barca kogoś nie sprzeda.
Ostatecznie kataloński klub wydał na nowych zawodników cała 57,7 mln euro. Na tle innych ćwierćfinalistów Ligi Mistrzów to zdecydowanie najniższa kwota. Inter, który przecież do czołówki bogaczy w Europie nie należy, wydał 76 mln. Znany z oszczędności Arsenal :108 mln. A Aston Villa na tle Barcelony to prawdziwi krezusi, których stać było na wydanie 214 mln.
Cały sezon Barcelona tańczyła na ostrzu noża
Barcelona kupiła do pierwszego składu tylko jednego piłkarza: Daniego Olmo i jeszcze miała ogromny problem, by go zarejestrować. Najpierw grał, bo "na szczęście" ze składu wypadł na długie miesiące Andreas Christiansen i Olmo został zarejestrowany na jego miejsce. Potem, gdy okres tymczasowej rejestracji się skończył, pomocnik został w klubie tylko dzięki uprzejmości hiszpańskiego rządu. La Liga bowiem nie chciała bowiem zatwierdzić zawodnika do gry, bo Barcelona przekroczyła termin, w którym miała się wykazać dodatkowymi dochodami. Z uwagi na przepisy finansowe La Ligi były one niezbędne, by do rejestracji mogło dojść. Ostatecznie odwołanie do wyższej instancji umożliwiło grę Olmo.


To tylko wycinek z tańca na ostrzu noża, jaki cały sezon odbywała Barcelona. Wystarczyłoby przecież, by Wyższa Rada Sportu potraktowała przepisy równie rygorystycznie jak La Liga i bohater wielu wiosennych meczów katalońskiego klubu w ogóle nie byłoby w drużynie.


Także w innych przypadkach Barcelona miała furę szczęścia. Zespół pozbawiony był wartościowych zmienników na wielu pozycjach, a jednak nie cierpiał z tego powodu. Ci, którzy grali w podstawowym składzie, adekwatnie unikali urazów na dłużej wykluczających z gry. A gdy już taka kontuzja się przytrafiła, jak ter Stegenowi, to okazało się po pierwsze, iż Inaki Pena nie jest takim kiepskim bramkarzem, jak wcześniej sądzono. A po drugie akurat na rynku był bezrobotny Wojciech Szczęsny, który okazał się rozwiązaniem dużo lepszym, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. Nie bez znaczenia był też fakt, iż Polak okazał się rozwiązaniem bardzo tanim. Idealnym pod mającą kłopoty finansowe Barcelonę.
9 godzin mogło zrobić różnicę
Jak bardzo Barcelonie brakowało zmienników widać po statystyce rozegranych minut przez jej najczęściej grających zawodników. jeżeli weźmiemy pod uwagę dziesięciu najlepszych pod tym względem piłkarzy z pola (bramkarze to zupełnie inna kwestia, oni nie męczą się tak bardzo jak gracze na innych pozycjach), to okazuje się, iż każdy z nich zagrał średnio 3671 minut. W Interze to wygląda zupełnie inaczej. Choć włoska drużyna rozegrała w tym sezonie tylko jeden mecz mniej niż Barcelona (55 wobec 56 Katalończyków), to jednak różnica w średniej rozegranych minut przez najczęściej wykorzystywanych zawodników jest bardzo duża: prawie 9 godzin. Najczęściej grający zawodnicy Interu biegali w tym sezonie po boisku średnio 3135,7 minut.
Może właśnie te 9 godzin zdecydowało, iż tańczącej na ostrzu noża Barcelonie w końcu noga się obsunęła w dogrywce z Interem.


Nie zmienia to jednak faktu, iż Barcelona dokonała w tym sezonie czegoś niemożliwego. Bez transferów, bez szerokiej kadry, z dwoma siedemnastolatkami w podstawowym składzie i z nowym trenerem dokonała błyskawicznej transformacji z drużyny rozbitej i pozbawionej nadziei w zespół, który zdobył Superpuchar Hiszpanii, Puchar Króla, jest o krok od mistrzostwa kraju i dosłownie sekund zabrakło mu, by awansować do finału Ligi Mistrzów.
- To był rok, w którym nikt w nas nie wierzył, i spójrzcie, co osiągnęliśmy i co nam pozostało jeszcze La Lidze - powiedział Eric Garcia po meczu z Interem.
Idź do oryginalnego materiału