Apelują o podpis do Nawrockiego. Tysiące Polaków się wścieknie

3 godzin temu
Coraz więcej kibiców omija opłaty za oglądanie sportu w telewizji - największym polskim nadawcom sygnał kradziony jest kilkadziesiąt razy dziennie. Pod względem walki z piratami Polska jest daleko za innymi europejskimi krajami, ale sytuacja ma szansę zmienić się niebawem. Sporo zależy od prezydenta Karola Nawrockiego.
Pierwsze półrocze 2025 roku w Polsce było tym, w którym zmienił się trend, jeżeli chodzi o kradzieże w sklepach. Po czasie spadków, na początku tego roku zanotowano większą liczbę przestępstw oraz wykroczeń. Krótko mówiąc: towary znikają z półek częściej. Oficjalne dane i tak nie pokazują jednak skali zjawiska, a złodziejaszków kara spotyka rzadko. Jak to się ma do sportu i kibiców?

REKLAMA







Zobacz wideo Kosecki z mocnym przesłaniem w sprawie piłkarzy Legii: Współczuję im. Cierpią na tym ich bliscy



Coraz częściej karani są widzowie nielegalnych transmisji
Pierwsza analogia jest taka, iż nadawcy telewizyjni i platformy streamingowe też okradane są coraz częściej. Druga - na każdej kradzieży ktoś traci. W świecie cyfrowym nie polega ona na zabieraniu towaru z półki, tylko na nielegalnym dzieleniu się nim z tymi, którzy za coś nie zapłacili lub zapłacili, ale piratom i zdecydowanie mniej. W przypadku transmisji sportowych wina rozkłada się na tego, kto sygnał nielegalnie wrzuca do sieci oraz na tego, kto w transmisje z nielegalnych źródłach klika, czy też za "piracenie" płaci.
Ale o ile w Polsce przestępstwo popełnia tylko ta pierwsza grupa osób i kara dotyka czasem tych, którzy nielegalnie wrzucają sygnał do sieci, tak we Włoszech kara zaczęła właśnie dotyczyć też widzów. Po namierzeniu piratów (grozi im wysoka grzywna lub kara pozbawienia wolności), organy państwowe sprawdzają też, kto za nielegalne transmisje płacił. I jeżeli takowych znajdą, to nakładają mandaty – od 150 do 1000 euro, czyli od 630 do 4250 złotych. W 2025 roku takie kary spotkały już niemal 2,5 tys. widzów nielegalnych transmisji. Jednak na tym nie koniec - posiadacze praw sportowych we Włoszech (DAZN, Sky Italia i Serie A), uzyskali dostęp do danych osób korzystających z pirackich serwisów i grożą im pozwami cywilnymi. Tu w grę wchodzą kolejne tysiące euro.


DAZN na razie wysyła do konkretnych osób wezwanie do zapłaty ryczałtowego odszkodowania w kwocie 500 euro (2100 zł). jeżeli do zapłaty nie dojdzie, to wchodzi na drogę sądową. Biorąc pod uwagę, iż we Włoszech niedawno rozbito piracką platformę, która miała 900 tysięcy użytkowników, to skala wniosków o te odszkodowania może wejść na inny poziom. Według badań IPSOS sprzed kilku lat choćby 25 proc. dorosłych Włochów miało korzystać z pirackich streamów. Inne przedstawiane we włoskich mediach dane sugerują, iż w tej chwili łącznie korzysta z nich pięć milionów Włochów. Walka z pirackim procederem idzie tam na całego.
W nieco bardziej zaludnionej Wielkiej Brytanii w ostatnim półroczu pirackie relacje sportowe też miało obejrzeć około pięciu milionów ludzi. To wyniki sondażu firmy badawczej YouGov przeprowadzonego dla The Athletic. Jak informuje magazyn - to wzrost o 200 tys. osób w porównaniu z sondażem z 2023 roku. A niemal 10 proc. badanych stwierdziło, iż nie wie lub woli nie odpowiadać na pytanie o oglądanie pirackich transmisji.



Z przytaczanych badań wiemy, iż znów najchętniej oglądaną dyscypliną w nielegalnych transmisjach była piłka nożna (78 proc.), a kolejną boks (31 proc.). Jako sposób dotarcia do pirackiej transmisji niemal połowa osób wymieniła wejście na odpowiednią stronę internetową. Kolejną opcją był tzw. firestick (urządzenie wielkości USB z aplikacjami, podłączane do telewizora), a kilkanaście procent transmisje oglądało w mediach społecznościowych. W poprzednim sezonie Premier League zamknęła lub zablokowała globalnie 660 tys. nielegalnych transmisji.
Kilkadziesiąt polskich kradzieży dziennie
Według raportu Grant Thornton i Live Content Coalition liczba zawiadomień o nielegalnych transmisjach sportowych wzrosła o 142 proc., porównując rok 2024 do 2025. Polscy nadawcy też dostrzegają problem.
- Znamy trend światowy, wiemy, iż liczba naruszeń rośnie. Głównie dotyczy to transmisji sportowych. One są szczególnie trudne do ochrony - mówi nam Piotr Wójtów, ekspert ds. ochrony antypirackiej w sieci internet Canal+. - W przypadku VOD czas usunięcia wynoszący kilka godzin jest wartością akceptowalną. Natomiast o ile transmisja sportowa nie zostanie zablokowana w ciągu maksymalnie pół godziny, to już jest dla nas duża strata. W tym przypadku czas reakcji jest najważniejszy i musi być natychmiastowy. – dodaje.
Z jaką skalą zjawiska mierzą się najwięksi nadawcy w Polsce, obrazuje nam biuro prasowe Cyfrowego Polsatu.



"Rocznie odnotowujemy setki nielegalnych transmisji sportowych wydarzeń, do których Telewizja Polsat ma uprawnienia. Łącznie takich zdarzeń czterech czołowych nadawców telewizyjnych odnotowuje ponad osiem tysięcy rocznie. Niestety w porównaniu z nielegalnie oferowanymi treściami w modelu VOD, gdzie skuteczność naszych działań sięga choćby 98-99 proc., skuteczność zgłoszeń w przypadku transmisji na żywo jest wielokrotnie mniejsza. W przypadku Telewizji Polsat mamy nieco większą skuteczność niż średnia rynkowa, ale przez cały czas jest to dalekie od oczekiwań" - czytamy w przekazanym nam komunikacie.
Z tego wynika, iż sygnał z różnych transmisji czterech głównych polskich nadawców, nielegalnie udostępniany jest ponad 22 razy dziennie. Co jest u nas kradzione najczęściej? W Canal+ są to Ekstraklasa, Premier League, Liga Mistrzów, La Liga oraz żużel. W grupie Polsat - oprócz futbolu - to siatkówka, tenis i Formuła 1.
Kasa na walkę z piratami i odcinanie ich od źródeł przychodów
Krajowi nadawcy robią coraz więcej, by chronić swoje treści i od lat współpracują między sobą. "W ramach Stowarzyszenia Sygnał m.in. realizujemy strategię odcinania piratów od źródeł finansowania ich działalności (tzw. inicjatywa "follow the money"), starając się sprawić, aby nielegalna działalność nie była finansowana przez rynek reklamowy i podmioty na nim działające oraz wspierana przez usługi dostarczane przez pośredników finansowych, a w konsekwencji przestała być opłacalna" - przekazują nam eksperci z Cyfrowego Polsatu.
- W Canal+ rosną nakłady finansowe na techniczne zabezpieczenie treści - przekonuje Wójtów. - Nigdy stuprocentowej szczelności nie będzie po stronie systemów, dlatego w kolejnym etapie ochrony treści, zaczyna się nasza praca operacyjna. Mam tutaj na myśli działania typu monitoring, zgłaszanie naruszeń bezpośrednio do serwisów pirackich albo też do pośredników - tłumaczy.



- Żeby taki serwis mógł funkcjonować w internecie, to przeważnie musi mieć serwer, stronę internetową, domenę, do tego potrzebna jest kooperacja z pośrednikami. Pośrednicy czasem nieświadomie, a czasami świadomie, zapewniają niezbędne usługi dla serwisów pirackich. Kontaktujemy się z nimi. Prowadzimy też szereg innych czynności, w tym usuwamy adresy URL w wyszukiwarkach, które prowadzącą do pirackich serwisów. To ogranicza ich widoczność i ruch na stronie, a w dalszej konsekwencji obniża tzw. traffic. Wtedy pirat nie jest w stanie w sposób znaczący monetyzować swojej działalności. Oni przecież nie robią tego dla zabawy. Głównym motywem jest zarobek. Czy to w postaci emisji reklam, czy płatnych subskrypcji - punktuje nasz rozmówca.
Działalność operacyjna nadawców i kooperacja z organami ścigania przynoszą efekty. Czasem jest o tym głośno w mediach - w październiku 2025 roku mazowiecka policja zlikwidowała nielegalny punkt dzielenia sygnału telewizyjnego, tzw. sharingu. Straty z działalności zatrzymanego oszacowano na 1,5 mln zł. Za takie działania grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności.
- Technologia to jest nasz pierwszy bastion ochrony, a organy ścigania są naszym ostatnim bastionem – opisuje Wójtów. Dodaje, iż prokuratura w ramach pracy operacyjnej samych nadawców dostaje całą paczkę informacji.
- Mamy zabezpieczony materiał dowodowy w postaci m.in. zrzutów ekranowych, materiałów wideo ze stron, gdzie widać, iż faktycznie do tych naruszeń dochodzi. Przeprowadzamy również tak zwany Open Source Intelligence (OSINT), inaczej biały wywiad, tak, żeby ustalić jak najwięcej o danym serwisie – mówi ekspert z Canal+. W polskich czy europejskich realiach często przynosi to efekty. Gorzej jest, jeżeli piraci korzystają z infrastruktury, czyli pośredników, którzy są zlokalizowani poza Polską i Unią, głównie w krajach egzotycznych.



- Wtedy zarówno my, jak i organy ścigania, nie mamy wielu możliwości. Tu pomocna byłaby procedura siteblockingu, blokowania nielegalnych stron przez dostawców internetu w Polsce – dodaje. I jest to coraz bardziej realne.
Zamiast szukać egzotycznego pirata, lokalnie blokuje się jego stronę
Do tej pory polskie regulacje były daleko w tyle za regulacjami, które już funkcjonują w innych państwach. Przy przepisach, które stają się pogromcami piratów we Włoszech, Polska ma stracha na wróble.
- We Włoszech działa platforma Piracy Shield służąca do blokowania nielegalnych treści. Nielegalne strony są też blokowane w Hiszpanii, Portugalii, Grecji, czy Francji – wylicza Ewa Wzięch z działu prawnego Canal+. Dzieje się tak przez lepsze przepisy prawa, w wymienionych wyżej krajach można sprawnie uzyskać nakaz blokujący nielegalnie dystrybuowane treści. - Istotą takich nakazów jest to, iż wydaje się je wobec dostawcy, któremu nie trzeba udowadniać winy czy przyczynienia się do naruszenia, dzięki czemu procedura jest szybsza i skuteczniejsza niż postępowanie przed sądem przeciwko piratowi – opisuje Wzięch. W praktyce zatem, zamiast szukać i grozić palcem piratowi na Filipinach, odcina się działanie jego strony przez dostawcę internetu we Francji. W Polsce na razie tak to nie działało.
To dlatego, iż Polska nie wdrożyła rozwiązania, które było przewidziane już w 2001 roku w tzw. dyrektywie InfoSoc. Ale w końcu, po ćwierć wieku, zmiany są tuż za rogiem - w grudniu 2025 roku polski sejm uchwalił nowelizację ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną.



- Ustawa wprowadza podstawę do wydawania nakazów blokujących dostęp do treści rozpowszechnianych z naruszeniem art. 116 ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych. W tej ustawie został też przewidziany rejestr domen, do którego mogłyby być wpisywane pirackie strony – zwraca uwagę Wzięch. System podobny jak w przypadku blokowania stron zagranicznych, nielegalnych bukmacherów przez Ministerstwo Finansów.
Piraci ucierpią? Czy prezydent podpisze oczekiwaną ustawę?
- Dodam, iż ustawa nie dotyczy cenzury czy ograniczania wolności wypowiedzi w internecie, ponieważ przewiduje możliwość wydania nakazu jedynie w odniesieniu do zamkniętego katalogu czynów zabronionych, które już są uznane za przestępstwa w w tej chwili obowiązujących przepisach - uzupełnia Wzięch.
W polskiej ustawie o świadczeniu usług drogą elektroniczną nie ma co prawda regulacji i procedur, by pirackie transmisje sportowe były blokowane w 30 minut, jak sugerują to przepisy niektórych krajów. Ale nadawcy i tak cieszą się z możliwego pierwszego i ważnego kroku antypirackiego, który może zostać zrobiony w 2026 roku.
- Wiążemy duże nadzieje z wejściem ustawy w życie. Środowiska od lat zaangażowane w przeciwdziałanie piractwu internetowemu, w tym również my, liczymy na to, iż pan prezydent podpisze nowelizację ustawy - kończy Wzięch.
Idź do oryginalnego materiału