Ależ wtopa! Tak Polak dowiedział się, iż został MVP

2 godzin temu
Nie tuż po finale, na oczach milionów widzów z całego świata, a ponad dobę po zakończeniu turnieju w mediach społecznościowych - w ten sposób Jakub Kochanowski został ogłoszony MVP Ligi Narodów. O odebraniu prestiżu nagrodom indywidualnym rozgrywek świadczy też fakt, w jaki sposób sam kapitan reprezentacji Polski i jego dwóch kolegów dowiedzieli się o tym, iż trafili do Drużyny Marzeń.
Podczas niedzielnej ceremonii zakończenia Ligi Narodów kilka razy można było się uśmiechnąć. Ale nie tylko z euforii spowodowanej triumfem polskich siatkarzy. Mogły się także pojawić ironiczne uśmiechy, bo byliśmy świadkami kilku wpadek. - Zakończenie imprezy pozostawia wiele do życzenia - mówi wprost Tomasz Fornal.

REKLAMA







Zobacz wideo Reprezentacja siatkarzy ze złotem na uniwersjadzie! Trener Dariusz Luks podsumowuje



Leon opowiada, jak dowiedział się o nagrodzie. "Nie spotkało się to z wielkim entuzjazmem"
Nagrody indywidualne w sportach drużynowych to nie jest zwykle łatwy temat. Często toczą się dyskusje, czy na takie wyróżnienie zasłużył bardziej zawodnik X czy Y i tego nie sposób uniknąć. Choć w tym roku w LN siatkarzy obecność w tym gronie kilku nazwisk wzbudziła bardzo duże zdziwienie. Oczywistym za to wydaje się raczej to, iż warto wręczenie takich nagród w ogóle organizować. Ale decydenci zajmujący się tym aspektem w LN uznali inaczej.
W polskich środowisku siatkarskim panowała pełna zgoda - Jakub Kochanowski zagrał świetnie w turnieju finałowym w Ningbo. Był już w Drużynie Marzeń jako środkowy w dwóch poprzednich edycjach LN i nic dziwnego, iż i tym razem na niego postawiono. Tym razem jednak doceniono go na tyle, iż został po raz pierwszy MVP. Tyle iż o ile w latach 2023-24 mógł się cieszyć z tego indywidualnego docenienia na oczach widzów, tuż po zakończeniu finału, to tym razem nie było mu to dane.
Tak, jak w przypadku wcześniejszej rywalizacji kobiet, zdecydowano się na opóźnienie tego ogłoszenia do kolejnego dnia. Stopniowo prezentowano wtedy w mediach społecznościowych nagrodzonych i to by było na tyle. A jak dowiedzieli się o tym sami zainteresowani?
- Dostałem maila - opowiada Sport.pl Wilfredo Leon, jeden z dwóch przyjmujących Drużyny Marzeń.



Taką samą drogą poinformowano o wyróżnieniach Kochanowskiego i Kewina Sasaka, najlepszego atakującego.
- Co roku kombinują i próbują różnych nowych rzeczy. W tym roku spróbowali takiej formy. Z tego co słyszę, to nie spotkało się to z jakimś wielkim entuzjazmem. Podejrzewam, iż od przyszłego roku wrócimy już do normalnej formy - opowiada mi Kochanowski.


Ta normalna forma to wyczytywanie nazwisk wyróżnionych przy tysiącach kibiców w hali, podczas transmisji na żywo. I wejście na podium lub przynajmniej na środek parkietu w świetle reflektorów.
- Taka wersja byłaby najpiękniejsza. Zwłaszcza w przypadku "Kochana", który dostał teraz dwie nagrody. Fajnie byłoby wejść przy tej okazji na podium. Ale jest jak jest i tego nie zmienimy. Takie są fakty - podsumowuje Leon.
Z dystansem do sprawy podchodzi też Kamil Semeniuk, który w oczach wielu jest teraz wielkim nieobecnym Drużyny Marzeń. Spisywał się świetnie, ale nie zawsze grał od początku w Ningbo i został pominięty przy wyróżnieniach indywidualnych.
- Nagrody nagrodami. Dla mnie największą jest to, iż trener jest ze mnie zadowolony i to naprawdę daje mi dużą siłę na przyszłość - zapewnia przyjmujący Sir Safety Perugii.
A po chwili z uśmiechem dodaje, iż cieszy go też fakt, iż załatwił półtora dnia wolnego na swój sierpniowy ślub i wesele. - To jest lepsza nagroda niż "jakaś tam" nominacja po turnieju - podkreśla "Semen".


U kobiet trzy komplety medali, u mężczyzn dwie ekipy z pustymi rękami. Fornal ocenia organizację finałów LN
Brak wręczania wyróżnień indywidualnych tuż po finale to niejedyny element, który budził zastrzeżenia przy okazji ceremonii zwieńczenia turnieju w Ningbo. Kiedy Polacy odbierali złote krążki, to pokonani przez nich Włosi siedzieli przygnębieni po drugiej stronie parkietu z pustymi rękami (nie było podium). Pamiątkowych medali nie otrzymali także Brazylijczycy, którzy wywalczyli trzecie miejsce.



- Wydaje mi się, iż ogólnie zakończenie tej imprezy pozostawia wiele do życzenia i nad tym można popracować. Miałem okazję brać udział w zakończeniu LN w Łodzi w tamtym roku i wyglądało to dużo lepiej. Nie wiem, czy to jest wymyślone przez organizatorów, czy przez światową federację. Ale wydaje mi się, iż sama ceremonia zakończenia - jak już się wygra czy zdobędzie jakiś medal - to na tyle fajny moment dla sportowców, iż nie ma co tego ukracać w jakiś sposób - ocenia Fornal.
Wygląda na to, iż był to pomysł organizatorów, bowiem podczas lipcowego turnieju finałowego LN siatkarek w Łodzi pamiątkowe krążki otrzymały wszystkie trzy czołowe drużyny. W Ningbo doszło dodatkowo do pewnej wpadki. Gdy tylko Polacy odebrali puchar za zwycięstwo, to na ekranie pojawił się napis "Mistrzowie" i....włoska flaga oraz napis "Włochy". Fornal jednak oponuje, gdy jeden z dziennikarzy stwierdza, iż chyba cała organizacja turnieju finałowego w Chinach była średnia.
- Hotel był w porządku, hala nie była zła. Nie nazwałbym tego średnią organizacją. Nie było źle, było w porządku. Ale jeżeli mówimy o samym zakończeniu, to na pewno mogło to wyglądać lepiej - zaznacza przyjmujący Biało-Czerwonych.
Idź do oryginalnego materiału