Ależ pogrom w Lidze Mistrzów! Nie było czego zbierać

1 tydzień temu
Zaczęło się od fatalnego błędu bramkarza gospodarzy i podyktowanego rzutu karnego. Jedenastki na gola nie zamienił jednak Maghnes Akliouche i od tego momentu rozpoczął się koszmar AS Monaco. Club Brugge urządził sobie trening strzelecki i w pierwszym czwartkowym meczu Ligi Mistrzów już do przerwy prowadził 3:0. To nie był koniec. Łącznie kibice zobaczyli aż pięć goli.
Najbardziej elitarne rozgrywki w Europie wystartowały przed Ligą Europy i Ligą Konferencji. Z tego powodu w tym tygodniu nie tylko we wtorek i w środę, ale również w czwartek kibice mają okazję emocjonować się meczami Ligi Mistrzów. O 18:45 tradycyjnie rozegrano dwa spotkania. Ciekawie zapowiadało się starcie, w którym Club Brugge podejmował AS Monaco. Oba zespoły w ostatnich latach były w stanie zaprezentować się w Lidze Mistrzów z całkiem niezłej strony.


REKLAMA


Zobacz wideo Robert Lewandowski przygasa? Żelazny: W meczach kadry on po prostu nie mógł więcej


Deklasacja. Pięć goli w Brugii
Belgowie od sezonu 2020/21 tylko raz nie zagrali w elitarnych rozgrywkach (23/24). Co więcej - aż dwukrotnie byli w stanie awansować do fazy pucharowej Ligi Mistrzów. Podopieczni Nicky'ego Hayena, którzy w IV rundzie eliminacji do tegorocznej edycji rozbili Rangers aż 9:1 w dwumeczu, do spotkania z Monaco przystępowali jednak w kiepskich nastrojach. Club Brugge w ostatniej ligowej kolejce zanotował niespodziewaną porażkę, przegrywając z RAAL La Louviere.


W zupełnie innych humorach - tych stricte sportowych - do Belgii polecieli zawodnicy Monaco. W tym miejscu warto jednak podkreślić słowo "sportowych". Monaco napotkało bowiem na problemy z... lotem.
- Do Belgii miało udać się dzień przed meczem, jednak pojawił się zaskakujący kłopot z samolotem. "Komiczny incydent" - tak komentuje sprawę "L'Equipe", a to ze względu na reakcje piłkarzy, którzy odsłonili kulisy sytuacji w mediach społecznościowych - tak o sprawie pisał dziennikarz Sport.pl Hubert Rybkowski.


Podopieczni Adiego Huttera w Brugii chcieli powalczyć o trzecią wygraną z rzędu, a przede wszystkim powtórzyć to, co udało się osiągnąć we wrześniu 2024 roku. Wówczas - na otwarcie Ligi Mistrzów - pokonali oni Barcelonę 2:1.


Już od pierwszych minut czwartkowego meczu stało się jasne, iż o powtórkę nie będzie łatwo. Brugia niemal od początku meczu wyglądała lepiej. Goście słabo weszli w mecz. Tym większą konsternacją była dla wszystkich sytuacja z 10. minuta. Mika Biereth został sfaulowany w polu karnym przez bramkarza gospodarzy w polu karnym. Sędzia wskazał na jedenasty metr, ale Maghnes Akliouche oddał fatalny strzał. Simon Mignolet obronił i zrehabilitował się za błąd, który popełnił kilkadziesiąt sekund wcześniej.
To była ostatnia interwencja doświadczonego bramkarza, który w 18. minucie z powodu kontuzji musiał opuścić boisko. Z perspektywy ławki rezerwowych oglądał koncert swoich kolegów. Z minuty na minutę przewaga gospodarzy rosła.
W 32. minucie wręcz stoickim spokojem wykazał się Hans Vanaken. Dostał piłkę na skraju pola karnego - zatrzymał się, rozejrzał się wokół i zagrał do wbiegającego przed niego Nicolo Tresoldiego. Niemiec nie mógł zmarnować tej sytuacji.
Zaledwie siedem minut później było już 2:0. Do dośrodkowania Vanakena z rzutu rożnego najwyżej wyskoczył Aleksander Stanković. Jego strzał do boku odbił Kohn, ale do piłki nie dopadł żaden z zawodników Monaco. Carlos Forbs - skrzydłowy Brugii - wprost przeciwnie. Zagrał przed bramkę, a tam zjawił się defensywny pomocnik gospodarzy - Raphael Onyedika i z bliska trafił do siatki.


Na miano prawdziwej ozdoby spotkania zasłużyło jednak to, co stało się w 43. minucie meczu. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego piłkę zgrał Joel Ordonez i ta spadła na nogę Vanakena. Kapitan Brugii uderzył z woleja, a bramkarz mógł tylko odprowadzić futbolówkę wzrokiem.


Po zmianie stron gospodarze dołożyli jeszcze jednego gola. Tym razem trafił rezerwowy Mamadou Diakhon. Monaco, próbowało zmniejszyć straty, ale było bezradne. Już w doliczonym czasie gry rezultat na 4:1 dla gospodarzy ustalił rezerwowy Ansu Fati.


Club Brugge 4:1 AS Monaco (3:0)
Gole: Nicolo Tresoldi' 32, Raphael Onyedika' 39, Hans Vanaken' 43, Mamadou Diakhon' 75 - Ansu Fati' 90+1
Brugge: Mignolet (gk) (18' Jackers) - Sabbe, Ordonez, Mechele, Meijer (58' Seys) - Onyedika, Stanković - Carlos Forbs (58' Diakhon), Vanaken (k), Tzolis - Tresoldi
trener: Nicky Hayen
Monaco: Kohn (gk) - Vanderson, Dier (k), Mawissa, Caio Henrique (46' Kehrer) - Akliouche, Bamba (46' Coulibaly), Camara, Minamino - Biereth (63' Ilenikhena), Balogun (63' Fati)
trener: Adi Hutter
Jan Breydelstadion, Brugia


sędziował: Simone Sozza (Włochy)
żółte kartki: Simon Mignolet
niewykorzystany rzut karny: Maghnes Akliouche' 10
Idź do oryginalnego materiału