Ależ mecz Polaków w Lidze Narodów. Grbić się wściekał, Poręba rzucał piłką. Nagle zwrot

12 godzin temu
Nikola Grbić w nerwach prawie rzucał się na parkiet, a Mateusz Poręba z wściekłości tak huknął w piłkę, iż omal nie pękła. Polscy siatkarze mieli kłopoty w meczu z Turcją w Lidze Narodów. Na szczęście nie przez cały czas. Nasz zespół wygrał 3:0 (28:26, 25:23, 25:21) i po trzech występach w chińskim Xi'an ma komplet zwycięstw oraz punktów.
Duże pomyłki atakującego Aleksieja Nasewicza, zerwane ataki choćby z pewnego we wcześniejszych meczach środa, brak komunikacji skutkujący tak prostymi błędami jak brak chętnego do podbicia oddanej nam za darmo piłki – oto powody nerwów, jakie przeżywaliśmy, oglądając mecz Polska – Turcja. Zwłaszcza w końcówce pierwszego seta można było się niepokoić, jak to wszystko zniesie Nikola Grbić.


REKLAMA


Zobacz wideo To już oficjalne! Mamy historyczny rekord frekwencji w PlusLidze. Komentuje Kewin Sasak


Do chińskiego Xi’an szkoleniowiec reprezentacji Polski zabrał skład złożony z graczy całkiem w kadrze nowych i takich, którzy w minionych latach grali w niej rzadko. W pierwszym turnieju tegorocznej Ligi Narodów nie oglądamy ani jednego z naszych 13 wicemistrzów olimpijskich z Paryża. I jak w poprzednich meczach – wygranych po 3:1 z Holandią i Japonią – nie było u nas widać braku liderów, tak tym razem można było za nimi odrobinę zatęsknić.
Turcja to najgorsza drużyna ubiegłorocznej Ligi Narodów. Z 12 meczów wygrała zaledwie jeden, zajęła ostatnie, 16. miejsce. Z rozgrywkami nie pożegnała się tylko dlatego, iż Ligę Narodów poszerzono – do 18 drużyn. W tym roku Turcy chcą się utrzymać. Żeby tak się stało, nie mogą zająć ostatniego miejsca. Jednak zaczęli źle – przegrali po 1:3 z Serbią i Holandią. Z Polską nikt nie dawał im szans. Tym większe było nasze zdziwienie, gdy od początku naprawdę mocno postawili się naszym faworytom.
Grbić długo zachowywał spokój
Turcy prowadzili przez niemal całą pierwszą partię. Grbić zachowywał spokój, gdy przegrywaliśmy 11:14 i 13:16. Nie wprowadzał na boisko ani Kewina Sasaka, który świetnie atakował w meczach z Holandią i Japonią, ani Artura Szalpuka, który w obu tych spotkaniach był naszym najlepszym przyjmującym. Długo patrzyliśmy, jak w ataku męczy się Aleksiej Nasewicz (3/8 w pierwszym secie), jak ofensywę ciągnie nam przez jakiś czas tylko Rafał Szymura, jak nie korzystamy ze środka, który we wcześniejszych meczach działał, jak nie robimy rywalowi krzywdy zagrywką. I jak zwyczajnie gubimy się w trudnych sytuacjach.
W nerwowej końcówce przegrywaliśmy 22:23 i dopiero wtedy zaczęliśmy przechylać szalę na swoją stronę. Bardzo pomógł as serwisowy Szymury (pierwszy nasz as w meczu) na 24:23. A później pomogły błędy Turków. Były jeszcze większe od naszych błędów. Gdy przy stanie 25:25 jeden z naszych środkowych tak zerwał uderzenie, iż piłka lądowała bliżej trybun niż boiska, to Grbić ze złości nie tylko krzyczał, ale też odchylił się w emocjach tak bardzo, jakby miał runąć do tyłu na parkiet. Po chwili trochę się uspokoił, bo w tej akcji Marko Matić dotknął siatki. I tylko dzięki temu było 26:25 dla nas, a nie dla Turcji. Chwilę później rywale oddali nam za darmo piłkę. Mieliśmy wręcz obowiązek to wykorzystać i skończyć partię. Ale polscy siatkarze patrzyli jeden na drugiego, a gdy w końcu wolno spadającą piłkę zdecydował się podbić libero Mateusz Czunkiewicz, to zrobił to tak spóźniony, iż wcelował w klatkę piersiową Mateusza Poręby. Środkowy mocno się zdenerwował – wyładował się na piłce, którą cisnął w parkiet. A Grbić znów krzyczał chyba nie dowierzając, jak można tak marnować okazje.


Na nasze szczęście w kolejnej akcji jeden z Turków zepsuł serwis. A u nas Michał Gierżot zaserwował asa, kończąc tę nerwową partię.
Grbić pokazał, iż nie skreśla, a Nasewicz, iż nie warto go skreślać
Drugi set nie był już aż tak nerwowy, ale znów zaskakująco długo oglądaliśmy walkę punkt za punkt. Wydawało się, iż odjedziemy Turkom, dzięki dobrym atakom Sasaka (wszedł za Nasewicza przy stanie 6:7 po tym jak Aleksiej zepsuł trzy ataku z rzędu na początku tej partii). Te ataku pozwoliły nam wyjść z 11:12 na 14:12. Ale niedługo było 18:18. I dlatego, iż Turcy twardo walczyli, i z tego powodu, iż nie umieliśmy tego dnia trzymać równego poziomu tak dobrze, jak to robiliśmy w poprzednich meczach w Xi’an.
Grbić znów stracił trochę nerwów w końcówce. Mimo iż prowadziliśmy 23:19 i 24:21 i powinniśmy spokojnie domknąć seta. Zrobiliśmy to dopiero przy trzecim setbolu (przy stanie 24:23), dzięki atakowi ze środka Szymona Jakubiszaka.
Mając prowadzenie 2:0 w setach trener Grbić postanowił przywrócić na boisko Nasewicza. I dobrze. Atakujący kolejną szansę wykorzystał. Najpierw spisywał się dobrze na swojej pozycji, a później dwoma asami serwisowymi z rzędu wyprowadził nas na 13:9.


Taka przewaga wystarczyła Polsce do już w miarę spokojnego dokończenia meczu. Turcy popełniali coraz więcej błędów (zwłaszcza na zagrywce) i tym razem już nie byli w stanie mocniej nas przycisnąć. W żadnym momencie nie zbliżyli się do naszej drużyny na mniej niż dwa punkty.
W niedzielę, w swoim ostatnim meczu w Xi’an, Polska zmierzy się z Serbią. Początek o godzinie 13 naszego czasu. Transmisja w Polsacie, relacja na żywo na Sport.pl.
Idź do oryginalnego materiału