Dla Liska był to szósty start w Drużynowych Mistrzostwach Europy, zatem był on jednym z najbardziej doświadczonych zawodników w stawce. Nie oznaczało to jednak, iż należał do faworytów czwartkowego konkursu. choćby pomimo faktu, iż w Madrycie zabrakło geniusza tyczki, Armanda Duplantisa. Najlepszy wynik Liska w tym sezonie to 5,73 m. Dla porównania, Emanuil Karalis, prywatnie jeden z dobrych kolegów naszego tyczkarza, osiągnął w tym sezonie 6,05 m.
REKLAMA
Zobacz wideo Emanuil Karalis
Trener zapewniał o wysokich skokach Liska, a faworyci się wykruszali
- Piotrka zawsze stać na wysokie skakanie. To jest walczak, który pokazuje na każdych zawodach, iż skacze na najwyższym poziomie. Wychodzi na płytę, by "wziąć" punkty i zdobyć ich jak najwięcej dla reprezentacji - przekonywał przed kamerami TVP Sport Marcin Szczepański.
Czy trener Polaka miał rację? W ramach rozgrzewkowego, pierwszego skoku, jego podopieczny zaliczył bez trudu 5,45 m. Ważniejszą informacją było jednak, iż jeszcze przed pierwszą próbą z udziału w konkursie zrezygnował wspomniany Karalis. Chwilę później z zawodów sensacyjnie nie zaliczył Torben Blech. Niemiec także był wymieniany w gronie kandydatów do wysokich lokat.
Innymi słowy, w czwartkowym konkursie wiele układało się ku temu, by Lisek zgarnął dla Polski sporo punktów.
Lisek walczył o wygraną. I był bardzo blisko!
Niestety, przy pierwszej próbie na 5,60 m 32-latek nie dał rady. Było to o tyle ważne, iż w Drużynowych Mistrzostwach Europy zasady są nieco inne w porównaniu do konkursów skoku o tyczce na zwykłych zawodach. Zawodnicy mają cztery możliwości zrzutki, ale każda z nich zostaje z nimi do końca. Oznacza to, iż kiedy tyczkarz popełnia błędy na niskich wysokościach, to na wyższych sam odbiera sobie więcej szans.
Na szczęście, popularny "Lisu" bardzo dobrze wykonał następny skok. Mało tego, później poszedł za ciosem i już w pierwszej próbie pokonał 5,70 m! To był popis Polaka, który w 2025 roku skakał zaledwie trzy centymetry wyżej. W Madrycie ewidentnie prezentował się tak, jakby było go stać na poprawę najlepszego wyniku sezonu.
Sam zainteresowany niemalże udowodnił te słowa w kolejnej próbie, w której podczas skoku znajdował się już ponad poprzeczką, ale zahaczył ją kolanami. Wciąż miał jednak dwie próby. Podobnie jak Menno Vloon i o jedną więcej od Mateja Scerby. W grupie A ta trójka liczyła się w walce o zwycięstwo. Ostatecznie tylko Holender sprostał zadaniu. Z kolei Lisek najbliżej pokonania 5,80 m był w ostatniej próbie. Wówczas po jego skoku poprzeczka skakała na stojakach, ale niestety nie utrzymała się na górze. Lisek aż się złapał za głowę, gdy zobaczył, jak był blisko zaliczenia wysokości.
Taki rezultat oznaczał jednak, iż Polak miał drugie miejsce, a nasza kadra - znakomitą zdobycz 15 punktów. By ten scenariusz się ziścił, trzeba było jednak poczekać na zakończenie rywalizacji w grupie B. W niej występowali teoretycznie słabsi zawodnicy. Tymczasem aż trzech z nich - Fin, Ukrainiec oraz Węgier - pokonali już odległość 5,70. Wrażenie robił zwłaszcza ostatni z wymienionych, Marton Bondor, gdyż poprawił rekord życiowy o całe 35 centymetrów! Na szczęście dla Liska, oraz naszej kadry, żaden z nich nie dał już rady skoczyć wyżej.
Po drugiej konkurencji reprezentacja Polski zgromadziła w Drużynowych Mistrzostwach Europy 19,5 punktu. Poza dorobkiem Liska, 4,5 "oczka" w skoku o tyczce kobiet wywalczyła Zofia Gaborska.