"Absolutny skandal". Dwaj kandydaci na prezesa twierdzą, iż wygrali wybory

6 godzin temu
Zdjęcie: kanał Youtube Pawła Kuflikowskiego/PZKol


Marek Leśniewski już przyjmuje gratulacje jako nowy prezes Polskiego Związku Kolarskiego, ale jego kontrkandydat Rafał Makowski twierdzi, iż to on wygrał wybory. Do patowej sytuacji doszło z absurdalnego powodu - krzyżyka, który zahaczył od dwa pola na karcie do głosowania. Z oparów absurdu wyłania się jednak czarny dla polskiego kolarstwa scenariusz - wprowadzenie kuratora.
W historii polskiego sportu nie brakuje kuriozalnych sytuacji, a Polski Związek Kolarski właśnie dopisał kolejną. Od 1 listopada władzę w nim powinny przejąć nowe władze, ale nie wiadomo, czy do tego dojdzie. W minioną sobotę odbyły się wybory i ogłoszono, iż w II turze 35:34 wygrał Marek Leśniewski. Przeciwko temu protestuje jednak jego kontrkandydat Rafał Makowski, który twierdzi, iż dwa głosy oddane na rywala są nieważne. Obrad nie dokończono i trwa impas. Obie strony obstają przy swoim i jeżeli nic się nie zmieni do końca października, to trzeba będzie się liczyć z interwencją ministerstwa sportu.


REKLAMA


Zobacz wideo Iga Świątek wybrała nowego trenera. "Jestem bardzo podekscytowana"


Krzyżyk niezgody. "To nie tenis czy piłka nożna"
- Czy można mi już gratulować funkcji prezesa? Można, ponieważ wybory przebiegały zgodnie ze statutem PZKol i regulaminem walnego zebrania sprawozdawczo-wyborczego. Przewodniczący komisji skrutacyjnej oraz przewodniczący prezydium ogłosili, iż odbyły się one metodą demokratyczną i zgodnie z przyjętymi zasadami - przekonuje w rozmowie ze Sport.pl Leśniewski.
W I turze startował jeszcze Jacek Kowalski. Otrzymali oni (Leśniewski, Makowski i Kowalski) odpowiednio 30, 27 i 13 głosów. Po II turze przewodniczący prezydium Waldemar Minta ogłosił wygraną Leśniewskiego, wobec czego zaprotestował obecny prezes, a na sali zrobiło się zamieszanie.
Czego dotyczył spór? Chodzi o jedną z kart, na której krzyżyk przy nazwisku Leśniewskiego wykraczał linią poza pole i zahaczał o pole znajdujące się przy nazwisku jego rywala. Dwóch członków komisji skrutacyjnej uznało ten głos za ważny, a dwóch pozostałych się z tym nie zgodziło.
- Przecięcie linii krzyżyka było przy moim nazwisku, intencja wyborcy była jedna. To najważniejsze. jeżeli strona opozycyjna się nie zgadza, to zawsze jest możliwość złożenia zażalenia do sądu. Innej możliwości nie widzę. W regulaminie zebrania nie było szczegółowych przepisów dotyczących głosowania. Przedstawiciel komisji skrutacyjnej przed głosowaniem powiedział, iż na kartce trzeba zaznaczyć, którego kandydata się wybiera, ale nie było mowy o sytuacji, gdy kreska wyjdzie poza pole. To nie tenis czy piłka nożna. Ewidentnie intencją wyborcy była dolna kratka i tyle - argumentuje Leśniewski.


Tego samego zdania jest przewodniczący komisji skrutacyjnej Jacek Kasprzak, który powołuje się tu na swoje odczucie i przekonanie. Wskazuje też, iż prostokątna ramka zamiast kwadratowej była niefortunna, a odległość między obydwoma polami stosunkowo mała.
- Ktoś może próbować kwestionować, iż linia wykroczyła poza pole, ale krzyżowanie jest w ramach kratki. Osobiście nie miałem podstaw, by zakwestionować ten głos. Wyraźnie widać intencję głosującego - przekonuje.
Pełnomocnik Leśniewskiego Jan Łukomski przyznaje, iż omawiany głos nie był zbyt wyraźny, ale ma dla tego wytłumaczenie. - Rozumiem to, biorąc pod uwagę warunki obrad i głosowania, jakie zapewnił zarząd PZKOl, czyli pisanie na kolanie nie zawsze wyraźnie piszącym długopisem. W mojej ocenie to mógł być po prostu nieszczęśliwy ruch ręki, wykonany w trakcie zaznaczania głosu na pana Leśniewskiego - stwierdza.
Makowski jednak obstaje przy tym, iż był to głos nieważny, gdyż zaznaczono oba pola. Nie wyklucza też, iż ktoś zrobił to świadomie. - Były osoby, które potwierdzały, iż oddały głos nieważny. Nie mnie oceniać jak było w tym przypadku. Nie jesteśmy w stanie zweryfikować, czyj to był głos. Natomiast faktem jest, iż o tym decyduje komisja skrutacyjna i ona nie podjęła decyzji. W tej kwestii nie możemy mówić o interpretacji czy intencjach, tylko o zgodności z zasadami głosowania, które tu nie zostały wypełnione - argumentuje.


"Ptaszek" zamiast krzyżyka. "To nie wybory powszechne". Podział w komisji skrutacyjnej
Ale to nie wszystko. Obecny prezes twierdzi, iż pozostało drugi głos oddany niezgodnie z instrukcją - ten, w którym na karcie przy nazwisku Leśniewskiego pojawił się "ptaszek" zamiast krzyżyka. O zaznaczeniu głosu dzięki krzyżyka wspominał wiceprzewodniczący prezydium, gdy tłumaczył, iż istotny głos to ten oddany tylko na jednego kandydata. Łukomski i Kasprzak są przekonani, iż nie można tego traktować jako wiążącej instrukcji słownej co do formy znaku-głosu.
- To nie jest sytuacja jak w wyborach powszechnych, gdzie do karty do głosowania jest dołączona pisemna instrukcja. W kodeksie wyborczym – mającym zastosowanie wyłącznie o określonych w nim wyborów władz publicznych - wskazuje się, iż głosuje się poprzez postawienie znaku "x". Tu w regulaminie ani w statucie związku nie ma mowy o tym, iż trzeba oddać głos dzięki krzyżyka i jak on ma wyglądać. Gdyby taki przepis istniał, to powinien zostać podany wcześniej do wiadomości i pojawić się w formie załącznika do karty do głosowania - podkreśla Łukomski.
Kasprzak przyznaje, iż spośród - jak podkreśla: wybranych w sposób demokratyczny - członków komisji skrutacyjnej dwóch popiera Leśniewskiego, a dwóch pozostałych obecne władze PZKol i podział ten został zachowany przy interpretacji spornej sprawy podczas zjazdu.
- Każdy, aby być pewnym wyniku, przeliczył głosy kilkukrotnie. Zastrzeżeń przy ich liczeniu nie zgłaszano. To prawnik PZKol zwrócił potem uwagę i wyraził wątpliwości co do poprawności skreślenia jednej karty. Gdy uwypuklił tę sytuację z linią wykraczającą poza pole, to wspomniani dwaj członkowie komisji podchwycili to, sprzeciwili się uznaniu tego głosu i nie podpisali protokołu - wspomina.


W I turze nikt na to nie zwrócił uwagi, w II turze zrobiła się burza. "To już nie są czasy PRL-u"
Gdy kontaktuję się ze związkowym prawnikiem Adamem Florczykiem, to nie chce on się zagłębiać w analizę sprawy i powołuje się na brak jednomyślności komisji skrutacyjnej. Wspomina przy tym o uznaniu za nieważne dwóch głosów, a nie - jak Kasprzak - jednego.
- Dla mnie najważniejsze jest to, iż komisja, której opinia jest tu najważniejsza, miała wątpliwości. Wśród jej członków była równowaga. Uważam, iż skoro były kwestie sporne, to powinna przynajmniej nastąpić przerwa z wyznaczonym terminem wznowienia obrad i ponowne spokojne przeliczenie głosów - twierdzi Florczyk.
Kasprzak zwraca też uwagę, iż w I turze głosowania również były głosy zaznaczone w formie "ptaszka" - i wśród tych oddanych na Makowskiego, jak i na Leśniewskiego. - Wszyscy członkowie komisji skrutacyjnej zaakceptowali te głosy i nie zgłaszali przeciwwskazań co do ich formy. Dlatego w II turze nie widziałem w tym problemu. Protokół I tury wyborów podpisali wszyscy członkowie komisji skrutacyjnej - wskazuje.
Przekazał on wynik głosowania według własnych obliczeń Mincie i poinformował, iż dwóch członków komisji się nie zgadza oraz odmówiło podpisania protokołu, a przewodniczący prezydium chwilę potem ogłosił zwycięstwo Leśniewskiego. Makowski uważa, iż nie ma podstawy prawnej, by przy braku zgody wśród członków komisji skrutacyjnej decydująca była opinia jej przewodniczącego.


- Przy najważniejszym wyborze na najbliższe cztery lata musimy mieć absolutną pewność, iż decyzje zgromadzenia są podejmowane w zgodzie z literą prawa, a nie w zgodzie z interpretacją czy domniemaniem. Jeden z członków prezydium twierdził, iż powinniśmy ocenić intencję. Udział członka prezydium w pracach komisji skrutacyjnej jest skandalem. Absolutnym skandalem są też udział pełnomocników pana Marka Leśniewskiego i próby nakłonienia do podjęcia decyzji oraz wpływanie na decyzje prezydium. To już nie są czasy PRL-u, gdzie ten, kto głośniej krzyczy, ten ma rację - podkreśla.
Obecny prezes ma też zastrzeżenia do tego, iż Leśniewskiemu towarzyszyło aż dwóch pełnomocników, którzy wyrażali swoją opinię na temat spornych głosów podczas zjazdu wyborczego ("Wygrywa ten, kto przyprowadzi więcej prawników? To absurd") oraz twierdzi, iż prezydium wyraźnie sprzyjało jego kontrkandydatowi i dlatego podjęło taką, a nie inną decyzję.


Rwanie szat i fair play, czyli dwóch kandydatów wygrało. Czy w PZKol pojawi się kurator?
Kolejnym punktem obrad był wybór członków zarządu, ale do niego nie doszło. Część delegatów opuściła salę po II turze, a gdy ogłoszono zwycięstwo Leśniewskiego, to wyszło dodatkowo wielu zwolenników jego oponenta. Wobec braku kworum obrady przerwano.
- Gdybym to ja przegrał jednym głosem, to nie rwałbym szat i nie zrywałbym obrad. Niezależnie od rozstrzygnięcia trzeba godnie przyjąć wyniki. Sport mnie uczył, iż nie zawsze się wygrywa - twierdzi Leśniewski.


Tyle iż Makowski uważa, iż to on wygrał w II turze - 34:33, odrzucając dwa głosy, które uznaje za nieważne. Wobec sporu w pewnym momencie zaproponował powtórzenie głosowania.
- Nie chciałem zostać zwycięzcą w tak kontrowersyjnej sytuacji, więc poprosiłem o anulowanie tych wyborów i przeprowadzenie ich po raz kolejny. Uważałem, iż to będzie fair. Nie będzie mowy o interpretacji czy intencjach. Wybór prezesa nie został dokończony. Inne twierdzenia w tym temacie są niezasadne - zaznacza.
W ostatnią sobotę złożył też wniosek formalny o zarządzenie przerwy do 26 października do godz. 12, ale nie został od poddany głosowaniu. Przewodniczący prezydium zarządził przerwę bez terminu wznowienia obrad. Obecny prezes właśnie w prezydium widzi głównego winowajcę całego zamieszania.
- Widać wyraźnie, iż sobie nie poradziło i to ono doprowadziło do patowej sytuacji, która w moim przekonaniu była do rozwiązania jeszcze w sobotę - ocenia.


On twierdzi, iż nie został wybrany jeszcze ani nowy prezes, ani zarząd. Leśniewski i jego zwolennicy są zdania, iż brakuje tylko tego drugiego. Niezależnie od interpretacji PZKol nie ma wybranych jeszcze w pełni władz, które mają rozpocząć kadencję za niespełna dwa tygodnie. Czas ucieka, a nie ma choćby jednomyślności co do tego, kto powinien wyznaczyć termin wznowienia obrad.
- Przewodniczący prezydium 12 października zaznaczył na koniec, iż termin wyznaczy nowy prezes, ale część prawników uważa, iż powinien podać go właśnie przewodniczący. Czekamy na rozstrzygnięcie tej kwestii - zdradza Kasprzak.
o ile strony nie dojdą do porozumienia na czas, to do akcji wkroczy prawdopodobnie ministerstwo sportu. Na razie jego przedstawiciele wystąpili o dokumentację z przerwanych wyborów. Finalnie może się skończyć wprowadzeniem kuratora. Czy dokończenie wyboru nowych władz PZKol przed 1 listopada jest realne?
- Nieudolne prezydium zrobiło bardzo dużo, by ich wtedy nie było. Wyznaczenie bezterminowej przerwy to absurd, który pokazuje, iż w prezydium byli ludzie, którzy nie mieli pojęcia, jak prowadzić obrady. Ważne, by zarządzając przerwę doprecyzować, ile ona potrwa. Czy to była gra na czas? Nie, to dowód na nieudolność. Wystąpiliśmy o dokumentację z sobotniego zgromadzenia. Dla dobra kolarstwa chcemy rozwiązać tę sprawę w taki sposób, by nie doszło do paraliżu działań związku. Czarnego scenariusza - bo wprowadzenie kuratora i rozpisanie nowych wyborów to kolejne tygodnie lub miesiące zwłoki w naprawie PZKol - dla dobra kolarstwa nie powinniśmy rozważać - podsumowuje Makowski.


Czy niezależnie od dalszego rozwoju sytuacji byłby gotów współpracować z Leśniewskim? Deklaruje, iż dla dobra polskiego kolarstwa mógłby się jej podjąć z każdym, komu to dobro leży na sercu. Tyle iż druga strona ma inne podejście.
- Powiem szczerze, iż myślałem wcześniej o tym, by dla dobra polskiego kolarstwa podjąć się tej współpracy, ale po tym, co się wydarzyło w sobotę na zjeździe - biorąc pod uwagę zachowanie pana Makowskiego - moje zaufanie zostało całkowicie zniweczone. To, co zobaczyłem i w czym brałem udział, przekonało mnie, iż są ludzie, z którymi można i warto pracować, ale i tacy, z którymi nie da się współpracować - stwierdza Leśniewski.
Zobaczymy, czy któryś z nich zmieni zdanie. Zegar tyka.
Idź do oryginalnego materiału