Absolutne zaskoczenie w reprezentacji Polski. Nie było tego od lat

16 godzin temu
Kto by w czerwcu uwierzył, iż na następnym zgrupowaniu Polska zdobędzie cztery punkty, będzie jedną nogą w barażach o mundial, zakopie temat kapitańskiej opaski, Zieliński pięknie pogra z Lewandowskim, piłkarze będą mówić o znakomitej atmosferze, a selekcjonera na konferencji prasowej przywitają brawa? Jan Urban gwałtownie posprzątał zastany bałagan.
Jest w nas ostrożność, podskórna wręcz obawa przed pochwaleniem za gwałtownie i wyciąganiem zbyt dużych wniosków z małych rzeczy. W ostatnich latach reprezentacja Polski pisze bowiem nowe rozdziały częściej niż Remigiusz Mróz. I na początku niemal zawsze są one bardzo przyjemne: Jerzy Brzęczek "nie nosił szaliczków", jak stwierdził Mateusz Klich; Paulo Sousa był odważny i odwagą zarażał; Czesław Michniewicz zamknął się w domku na Kaszubach i tak dogłębnie przeanalizował barażowych rywali, iż wiedział nawet, jak ma na imię pies jednego z piłkarzy; o Fernando Santosie po pierwszych tygodniach również usłyszeliśmy coś dobrego - otóż wystarczyło, iż rzucił okiem na Stadion Narodowy i już wydał polecenie, iż nasza ławka rezerwowych ma być po drugiej stronie, bliżej sędziego liniowego, co miało świadczyć o jego szczegółowości; a o Michale Probierzu reprezentanci jeszcze podczas Euro wypowiadali się bardzo ciepło. Tylko później i tak każdy rozdział kończył się nieszczęśliwe.


REKLAMA


Zobacz wideo Reprezentacja Polski ma nowego bohatera! Kapitalny, znakomity


Ale zachowanie powściągliwości w komplementowaniu Jana Urbana tylko dlatego, iż jego poprzednicy po dobrym pierwszym wrażeniu sprawiali wrażenie coraz gorsze, byłoby niesprawiedliwe. Trzeba bowiem docenić, jak gwałtownie posprzątał poprobierzowy bałagan. Lewandowski mówi dziś dziennikarzom, iż ćwiczenia z treningów zaprocentowały podczas meczu z Holandią, a Zieliński wspomina o świetnej atmosferze. Samo to, iż grają w tej reprezentacji razem, iż wypracowują z Finlandią pięknego gola, a później grzecznie przekazują sobie opaskę, nie było przecież oczywiste. Podobnie to, iż bohaterem września zostanie Matty Cash, który u poprzedniego selekcjonera był postacią - w najlepszym razie - trzecioplanową. Ani to, iż Polska najpierw zdoła zremisować z Holandią, a później tak przekonująco i spokojnie pokona Finlandię. Ani choćby to, iż na oba mecze wyjdzie w tym samym składzie, ale z różnymi pomysłami. Nie trzeba nam zapewnień Jana Bednarka - od lat narratora tej kadry - by dostrzec, iż wpadło do niej świeże powietrze. To widać na boisku i słychać w wywiadach. Jest w niej więcej uśmiechu i spokoju, a mniej nadęcia.
Rozdział Jana Urbana wciąga od pierwszych zdań. Wzbudza ciekawość, co będzie dalej. Pozwala wierzyć, iż ulubionym bohaterom się ułoży. I iż ten, którego odbiorcy polubili na początku, nie przestanie w końcu tej sympatii wzbudzać. To wszystko w ostatnich latach wcale nie było oczywiste.


Kapitanowie, przestrzeń i odwaga
Akcja tego zgrupowania? Zdecydowanie ta na 2:0 z Finlandią, w której Lewandowski wybiega za plecy obrońców, dostaje perfekcyjne podanie od Zielińskiego, piłka miękko ląduje u jego boku i już po chwili jest w siatce. Lewandowski natychmiast się obraca i oddaje zasługi asystentowi. Mija chwila i obaj ściskają się w narożniku boiska. Oto najbardziej kreatywny polski piłkarz obsłużył podaniem najlepszego strzelca w historii reprezentacji. Oczywistość? A skąd! Była to dopiero ich jedenasta akcja tego typu. Żadna z nich nie przypadła na kadencję Michała Probierza. Więcej - takiej akcji kibice nie widzieli od czasów Paulo Sousy i meczu z Andorą (4:1) w listopadzie 2021 r., który okazał się jego przedostatnim.
Już samo to, iż Lewandowski i Zieliński dalej są w tej kadrze, współpracują na boisku i komplementują się w pomeczowych wywiadach, jest sukcesem Urbana, który zaraz po przejęciu reprezentacji musiał zdecydować, czy w ogóle zaprasza Lewandowskiego do kadry (ta decyzja wydawała się oczywista), czy widzi w nim kapitana (ta była już nieco mniej pewna), jak przedstawi to Zielińskiemu, by już na starcie nie naruszyć jego ego (to wydaje się najtrudniejsze w całej układance), a na koniec musiał jeszcze postanowić, kiedy i w jaki sposób ogłosi swoją decyzję drużynie i kibicom. Zrobił to przed zgrupowaniem, by jak najszybciej zakończyć temat. Później kamery "Łączy nas piłka" pokazały, jak Urban żartował do Lewandowskiego tuż przed wejściem na pierwszą konferencję prasową, iż mógł założyć opaskę. Po całej burzy, która przeszła nad kadrą w czerwcu, widok jak schodzący z boiska Lewandowski - i w meczu z Holandią, i z Finlandią - spokojnie przekazuje opaskę Zielińskiemu, jest bardzo symboliczny. Sam Lewandowski chyba też cały ten czerwiec przemyślał i przetrawił. Tu podarował kibicom kilka piłek, tam zaprosił na mecz w Chorzowie, a później podziękował za doping. choćby jego gestykulacja po nieudanych zagraniach kolegów wydawała się w tych dwóch meczach uboższa.


W przygotowanym przez federację vlogu była jeszcze jedna interesująca scena - Urban na pierwszej odprawie tłumaczy piłkarzom najważniejsze taktyczne założenia i podkreśla, jak ważne jest wykorzystywanie wolnej przestrzeni. Mówi wręcz, iż do tego sprowadza się dzisiejszy futbol, by po przejęciu piłki błyskawicznie nabrać prędkości i zaatakować rywali. Wcześniej z podobnym przesłaniem ruszył na spotkania z dziennikarzami, powtarzał to w wielu rozmowach, jakby zależało mu na utrwaleniu przekazu. I faktycznie - reprezentacja już w jego debiucie z Holandią próbowała wykorzystywać tę wolną przestrzeń, a w spotkaniu z Finlandią zdobyła dzięki temu drugą i trzecią bramkę. W obu akcjach najważniejszy był Lewandowski - przy golu na 2:0 świetnie ustawił się między obrońcami ruszył za ich plecy, a przy bramce na 3:0 samym przyjęciem piłki - do przodu, przed rywala - napędził akcję.
W obu tych akcjach na wierzch wyszła jakość polskich piłkarzy. Nie każdy pomocnik potrafiłby podać piłkę z taką maestrią, jak Zieliński i nie każdy napastnik uderzyłby z takim spokojem, jak Lewandowski. Nie każdy zawodnik potrafiłby też tak wedrzeć się przed rywala, osłonić przed nim piłkę i od razu ruszyć z nią naprzód, jak Lewandowski w ostatniej bramkowej akcji. I o to właśnie chodzi, by Polska w spotkaniach z drużynami pokroju Finlandii korzystała z indywidualnej przewagi. Urban do tego zachęca, gdy powtarza swoim piłkarzom, iż nigdy nie będzie miał do nich pretensji, jeżeli podejmą odważną decyzję i popełnią błąd. Może po części dlatego Matty Cash w meczu z Holandią po dwóch niecelnych strzałach zdecydował się na trzeci? Ten, który pozwolił zdobyć przepiękną bramkę na wagę remisu.


Dwa trudne egzaminy reprezentacji Polski. Oba zdane
Czas porozmawiać o wynikach. Żaden z ostatnich selekcjonerów reprezentacji Polski nie miał tak trudnego startu, jak Urban, który w debiucie musiał mierzyć się w meczu wyjazdowym z mocarną Holandią, a trzy dni później zagrać najważniejszy mecz z Finlandią, który miał wyłonić faworyta do zajęcia drugiego miejsca w eliminacyjnej grupie. Konkurować może z nim jedynie Czesław Michniewicz, który po mało znaczącym sparingu ze Szkocją musiał od razu walczyć w barażach o wyjazd do Kataru. Urban nie miał najmniejszego pola do wzięcia rozbiegu, więc mimo iż przez całą karierę preferował ustawienie czterema obrońcami w linii, to na Holandię wyszedł ustawieniem wdrożonym przez Probierza - trzema środkowymi obrońcami i wahadłowymi. Pewnie w końcu ustawi reprezentację po swojemu, skoro zapowiadał to w wywiadach zarówno on, jak i prezes Cezary Kulesza, ale akurat stadion w Rotterdamie nie był miejscem na eksperymenty. Urban przypomniał tym samym, iż nie jest pryncypialny. W pracy w Górniku Zabrze wielokrotnie opowiadał kompromisach, które jako trener wciąż musi ze sobą zawierać, bo z jednej strony jest jego wizja futbolu, w której drużyna kontroluje mecz poprzez posiadanie piłki, gra ofensywnie i szuka efektownych akcji, a z drugiej jest rzeczywistość, w której ma piłkarzy przeznaczonych do bezpośredniej gry, opartej na szybkich skrzydłowych.
O odczuciach po meczu z Holandią pisaliśmy TUTAJ. W tamtym tekście oczywiście docenialiśmy remis 1:1, o który nie było łatwo, bo Holendrzy w meczach u siebie są nadzwyczaj niegościnni - Szkocja, Kanada, Islandia i Węgry oberwały od nich po 0:4, Bośnia i Hercegowina przegrała 2:5, a Malta została zmiażdżona wynikiem 0:8. Zremisowali tam Niemcy i Hiszpanie. Ale też powtarzaliśmy za samym Urbanem, iż ten remis kompletnie straci znaczenie i nie będzie stanowił żadnego fundamentu do dalszej budowy, jeżeli za chwilę Polska nie ogra Finlandii.


W obu tych meczach reprezentacja była egzaminowana z różnych zagadnień: raz była skazywana na porażkę, raz występowała w roli faworyta; raz grała na wyjeździe, raz u siebie; raz miała bardzo niskie posiadanie piłki i skupiała się na głębokiej obronie, raz posiadanie było bardziej wyrównywane, a gra odsunięta od własnej bramki. I oba te egzaminy zdała bardzo dobrze. Na każdy wariant była przygotowana. Na oba wyszła w tym samym składzie, ale z różnymi pomysłami taktycznymi. Dawno Polska w tak ważnym meczu, jak z Finlandią - o wskoczenie jedną nogą do baraży, o uwiarygodnienie remisu z Holandią, ale też o przedłużenie reprezentacyjnej kariery Lewandowskiego, któremu w przypadku braku większych szans na grę na przyszłorocznym mundialu mogłaby przejść przez głowę myśl o pożegnaniu i skupieniu się tylko na grze w Barcelonie - nie zagrała tak przekonująco i pewnie. Ile było meczów w ostatnich trzech latach, nad którymi Polacy mieli niemal pełną kontrolę? Ile razy narzucali rywalom swój pomysł i nie dostosowywali się do ich gry? Ile razy mogli w końcówce poczuć się wręcz za pewnie i stracić bramkę, jak na 1:3 z Finlandią?


Probierz wiedział, iż jak podrzucają, to w końcu zapomną złapać. Ale i tak się przed tym nie obronił
Za taką kadrą - waleczną i mającą charakter - kibice i dziennikarze tęsknili. Za normalnością, w której nikt się nie kłóci i nie kręci nosem, również. Za zwycięstwami w meczach, które powinny zostać wygrane i za niespodziewanymi remisami, wywalczonymi ponad stan, także. To dlatego Jan Urban, wchodząc w niedzielę na pomeczową konferencję prasową, usłyszał brawa. Zrobił więcej niż niemal wszyscy zakładaliśmy. A iż zrobił to z uśmiechem i spokojem? Tym lepiej. Reprezentacja tego właśnie potrzebowała.
- Wiem, jak blisko jest z nieba do piekła - zareagował na owację. Michał Probierz mówił swego czasu podobnie: iż jak podrzucają, to kiedyś zapomną złapać. On również wiedział, jak zmienne są nastroje w piłce, jak mało jest w jej świecie cierpliwości i jak duże emocje generuje reprezentacja Polski. Wiedział, ale nie potrafił się przed tym obronić. Tutaj jednak widać różnicę między poprzednim selekcjonerem a obecnym. Przy Probierzu wielu było zaskoczonych jego początkowym spokojem i szeptało, iż w końcu pęknie i nie utrzyma nerwów na wodzy. Przy Urbanie takich wątpliwości nie słychać. Mówią raczej, iż jeżeli ktoś ma uniknąć zachowania na "selekcjonerozę", to właśnie on.
Idź do oryginalnego materiału