Mowa o sytuacji z 13. minuty. Jeszcze przy bezbramkowym remisie Frenkie De Jong uderzał na bramkę, ale na drodze strzału stanął Robert Lewandowski. Piłka trafiła go w nogę i poleciała w górę, a wtedy proste błędy popełnili środkowi obrońcy Realu Sociedad - najpierw Igor Zubeldia, a po chwili Nayef Aguerd mieli problem z opanowaniem piłki i wybiciem jej z pola karnego. Wykorzystał to Lewandowski, który zdołał ich przepchnąć, złożyć się do strzału i zdobyć bramkę. Ucieszył się, wrócił na własną połowę z resztą zespołu, ale po kilkudziesięciu sekundach sędzia dostał sygnał od asystentów VAR, iż w momencie zagrania Holendra do Lewandowskiego był spalony. Gol nie został uznany.
REKLAMA
Zobacz wideo Kosecki wyjaśnia hejterów! "Jak można?! Kopnijcie się w czoło"
Wielka kontrowersja z golem Lewandowskiego. Nie chodzi tylko o czubek buta
Pierwsze powtórki pokazały, iż Lewandowski był odpowiednio ustawiony. Nie dało się dostrzec, by jakakolwiek część jego ciała wystawała poza Aguerda. Dopiero po kilku minutach zobaczyliśmy przekonującą powtórkę - taką z nałożoną "ścianą", która wskazała, iż o spalonym zdecydował czubek buta Lewandowskiego. Ale i ona nie rozwiała wątpliwości. Wręcz przeciwnie. Momentalnie w mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się rozmaite ujęcia tej sytuacji udowadniające, iż najprawdopodobniej to, co półautomatyczny system spalonego potraktował jako czubek buta Polaka, w rzeczywistości było butem Aguerda.
Kuriozalna pomyłka? Tak sprawę w serwisie X opisał profil "Archivo VAR": "Okropny błąd półautomatycznego systemu spalonego, który pomylił obrońcę i napastnika. VAR pokazał but Nayefa, jakby należał do Lewandowskiego". Taki obraz sprawy musiał dotrzeć do Hansiego Flicka, który podszedł do sędziów, gdy wychodzili z tunelu na drugą połowę. Zarzucił im błąd w ocenie tej sytuacji. Kamery zarejestrowały też odpowiedź arbitra - Guillermo Cuadro Fernandeza: "Co mogę zrobić" - dopytywał kilkukrotnie. W istocie - on nie mógł zrobić nic więcej. Dostał sygnał z VAR, iż był spalony, więc anulował gola. W takiej sytuacji sędzia nigdy nie podbiega do monitora i nie ocenia sytuacji samodzielnie.
Robert Lewandowski screen
Ale na tym sprawa się nie kończy. W Hiszpanii powtórki dot. spalonych, które prezentowane są w widzom podczas transmisji, nie są bowiem tymi samymi powtórkami, które system półautomatycznego spalonego dostarcza sędziom VAR. Jedno ujęcie wybiera realizator transmisji dla widzów, drugie wybierają sędziowie VAR na własny użytek. Relevo pokazało ujęcie z kamery zamontowanej tuż przy dachu stadionu, z którego najprawdopodobniej korzystali sędziowie VAR. Problem w tym, iż nie jest ono wystarczająco wyraźne, by przesądzić sprawę. Mowa o raptem 2-3 cm różnicy.
W tym momencie nie da się rozwiać wątpliwości. "Mundo Deportivo" jeszcze w trakcie poprosiło o ocenę tej sytuacji byłego sędziego międzynarodowego Cesara Luisa Barrenecheę, który stwierdził, iż spalony był dość wątpliwy i nie ma pewności, do kogo należy wystający czubek buta. Kontrowersja jest bardzo duża, bo decyzja o anulowaniu gola Lewandowskiego zaważyła na wyniku meczu - Real wygrał 1:0. Wpłynęła też na przebieg gry - Barcelona zamiast wyjść na prowadzenie w 13. minucie, od 33. przegrywała 0:1 po golu Sheraldo Beckera.
Czym jest system półautomatycznego spalonego? To technologiczne wsparcie dla sędziów - i dla arbitra na boisku, i dla jego asystentów VAR. Technologia korzysta z dwunastu kamer, które są umieszczone pod dachem stadionu i które śledzą piłkę oraz 29 punktów zlokalizowanych na ciele każdego zawodnika. Obraz jest sczytywany 50 razy na sekundę. Sędziowie jednak wciąż sami wybierają moment, w którym następuje kopnięcie piłki. Później technologia analizuje ustawienie zawodników, wyrysowuje linię i decyduje, czy był spalony.
Barcelona nie przegrała przez sędziów. Flick szczerze: "To nie był nasz dzień"
Hansi Flick przyznał na konferencji prasowej, iż był zdenerwowany i powiedział sędziemu, iż popełnił błąd, ale nie próbował tą jedną sytuacją usprawiedliwić drugiej ligowej porażki swojego zespołu. - To nie był nasz dzień. Musimy zaakceptować ten wynik. Rywale zagrali z dużą determinacją. Nie stworzyliśmy sobie wystarczająco dużo okazji. W ostatniej tercji podejmowaliśmy złe decyzje. Odpowiedzialność spoczywa na nas. To my musimy grać znacznie lepiej - mówił zaraz po meczu.
I nie pudrował rzeczywistości. Był to najsłabszy mecz Barcelony w tym sezonie. Przez 90 minut nie oddała celnego strzału. Nie stworzyła żadnej dogodnej okazji do zdobycia bramki. Wypracowała zaledwie 0,64 goli oczekiwanych (xG) i wyraźnie ustępowała pod tym względem Realowi - 1,85. To piłkarze Realu Sociedad mieli przynajmniej kolejne dwie doskonałe okazje, by podwyższyć prowadzenie. Wygrali absolutnie zasłużenie. Wręcz za nisko.
Barcelona oddała jedenaście strzałów, ale sześć z nich zostało zablokowanych, a pięć nie leciało w bramkę. Dużo o tym, jak wyglądał ten mecz, mówią dwie statystyki - 70 proc. posiadania Barcelony i tylko trzy kontakty z piłką Lewandowskiego w polu karnym Realu. Barcelona miała piłkę, ale nic z tego nie wynikało. Nie miała pomysłu, jak zaskoczyć rywali i nie miała kontroli nad meczem, bo Real regularnie wyprowadzał groźne kontry. Wyraźnie brakowało jej Lamine Yamala, którego wykluczył z gry drobny uraz kostki. Zaskakująco słabo - jak na standardy w tym sezonie - zagrał Raphinha. Lewandowski przez większość meczu był niewidoczny (31 kontaktów z piłką), nic nie zmieniło wejście Daniego Olmo. To, co było główną siłą Barcelony w poprzednich meczach, czyli fazy przejściowe z obrony do ataku, tym razem zupełnie nie były przez nią wykorzystywane. To rywale korzystali z nich tak, jak zwykle robiła to drużyna Flicka. W jej grze brakowało energii i elementu zaskoczenia. Pierwszy raz w tym sezonie wyglądała na drużynę tak bezradną. I nie powinna tego przykryć kontrowersja z systemem VAR.