56 - tylko tyle punktów zdobyli przeciwko Polakom w walce o półfinał mistrzostw świata Turcy. Przed tym ćwierćfinałem mogliśmy się zastanawiać, jaka będzie odpowiedź naszych siatkarzy na świetną dyspozycję Włochów przeciwko Belgom i ich zwycięstwo 3:0 (25:13, 25:18, 25:18) we wcześniejszym spotkaniu tej fazy. I trzeba powiedzieć, iż pomimo chwilowych problemów, odpowiedzieliśmy godnie: pozwalając rywalowi na tylko siedem punktów więcej.
REKLAMA
Zobacz wideo Tomasz Adamek kończy karierę! "Chyba, iż mnie żona z domu wypier***"
To był podobnej klasy pokaz siły. Choć na pewno przeciwko słabszemu przeciwnikowi. Turcja przez półtora seta wręcz nie istniała, tylko chwilami potrafiła zagrozić polskiemu zespołowi. A i tak ani przez chwilę nie baliśmy się o wynik tego spotkania.
Polakom grali piosenkę o Verstappenie. Dominowali jak on
Najważniejsze pytanie dotyczące składu Polaków przed środowym ćwierćfinałem brzmiało: kto zagra w przyjęciu? I gwałtownie okazało się, iż na pewno nie będzie to Tomasz Fornal. Jeden z liderów kadry pojawił się na rozgrzewce w koszulce libero i nie uczestniczył w niej w pełni, raczej trzymał się z boku. To prawdopodobnie pokłosie jego problemów zdrowotnych, nieoficjalnie mówiło się, iż chodzi o uraz pleców. Do wyjściowego zestawienia Nikola Grbić posłał zatem Wilfredo Leona i Kamila Semeniuka. Obok nich w pierwszym secie zagrali Bartosz Kurek, Marcin Komenda, Jakub Kochanowski, Norbert Huber i Jakub Popiwczak.
I zaczęło się od grzmotów, ale te pojawiały się tylko po polskiej stronie. Zawodnicy Grbicia weszli na boisko jakby naelektryzowani, a jednocześnie bardzo pewni siebie. Funkcjonowało niemal wszystko: od presji wywoływanej silną, niezłą zagrywką przez świetny atak po wykorzystanie kilku opcji w ofensywie. Oglądało się to świetnie. W końcówce można było sobie choćby pozwolić na zmiany: podwójną - wejście Kewina Sasaka i Jana Firleja za Kurka i Komendę, a także wymienienie Leona na Maksymiliana Graniecznego, który miał pomóc w roli defensywnego przyjmującego.
Didżej w hali SM Mall Of Asia w Manilli bardzo często grał piosenkę o Maxie Verstappenie, doskonale znaną fanom Formuły 1. Jakby symbolicznie: Polacy byli dziś równie dominujący, co Holender na torze w swoich najlepszych wyścigach. Ich przewaga sięgnęła pięciu punktów bardzo gwałtownie (9:4), a potem ją tylko powiększali. Najpierw przez drugą część tej partii do sześciu (16:10, potem 18:12), a następnie aż do 10 punktów (23:13). Zyskali dziesięć setboli i wykorzystali już drugiego. Najpierw wydawało się, iż Kochanowski mógł uderzyć ze środka o taśmę w aut, ale challenge, o który poprosił polski sztab, wykazał, iż było dotknięcie blokującego Turka. I set skończył się wynikiem 25:15 dla Polski.
Zespół Grbicia nagle stanął. Pojawiły się nerwy i błędy
- Zaskakująco gładko wygrany set przez naszych zawodników. Mówię zaskakująco, bo Turcy nie grają tak źle - mówił komentujący mecz dla Polsatu Sport ekspert Wojciech Drzyzga. - Nie widzę wiary w tych chłopakach - dodawał były siatkarz, mając na myśli zespół z Turcji. A Polacy ani myśleli się zatrzymywać. Znów dobrze rozpoczęli seta. gwałtownie mieli trzy (4:1), cztery (6:2), a choćby pięć punktów przewagi (13:8, potem 15:10). Po niektórych akcjach Nikola Grbić aż bił brawo swoim siatkarzom. Stał i obserwował to wszystko raczej ze spokojem. Mógł się choćby uśmiechnąć, gdy przy jednej ze swoich zagrywek Marcin Komenda trafił w głowę Bartosza Kurka. Na pewno chciał jednak, żeby jego zawodnicy pozostali czujni.
Bo choć gra Polaków mogła się podobać, to w pewnym momencie stanęli. Pojawiły się nerwowe zagrania i błędy. Turcy zmniejszyli straty do zaledwie dwóch punktów (18:16) i uśmiech z twarzy Grbicia zniknął. Trzy pomyłki z rzędu na zagrywce, kilka mniej dokładnych zagrań w akcjach, które powinniśmy skończyć i gotowe - zespół z Turcji niestety złapał kontakt z polską kadrą. Do końca seta gra była wyrównana - przy kluczowych akcjach wynik brzmiał choćby 22:21 i 23:22. Na szczęście dla reprezentacji Polski. Rywale też oddawali punkty za darmo, popełniali błędy i nie wykorzystali swojej szansy na nawiązanie walki w tym spotkaniu. Partię skończył ich autowy atak ponad polskim blokiem - Polacy wygrali do 22.
To nie był jednak taki pokaz siły Polaków jak przed zmianą stron. Gdy wychodzili na boisko, nie oddawali przeciwnikom tylu piłek, grali skuteczniej. Przydarzył im się moment zawahania, mały dołek, ale najważniejsze, iż i tak się z tej sytuacji wybronili. Opanowali ją, kontrolowali to, co się działo. Nikola Grbić pewnie nie był po tej partii najszczęśliwszym człowiekiem, ale najlepiej patrzeć przede wszystkim na wynik. A dopiero potem surowym okiem na to, co działo się w międzyczasie.
Spokój i eksplozja pozytywnej energii Kurka. Tak Polacy ograli Turków
- Nie da się grać z taką zagrywką, a adekwatnie bez zagrywki. Nasi młodzi zawodnicy muszą zrozumieć, iż jeżeli tak będzie to wyglądało, mecz skończy się przy 0:3 - mówił w przerwie dla Volleyball World w przekazie telewizyjnym ze spotkania trener Turków Slobodan Kovac. Nikola Grbić z tego, co działo się w drugiej partii, faktycznie szczęśliwy nie był, ale przekazał po prostu: mecz zaczyna się od nowa. Chciał, żeby jego siatkarze skończyli ten mecz, grając tak, jakby żadnej przewagi z tyłu głowy nie było.
I znów w ich grze pojawiła się pewność siebie. Ta, której być może zabrakło w gorszym fragmencie poprzedniej partii. W trzeciej niemal wszystko przebiegało już tak, jak powinno. Trzypunktowa przewaga zyskana już na początku seta (9:6) dawała im spokój. Podobnie jak poziom ataków, który prezentowali Kamil Semeniuk i Wilfredo Leon. Ale znalazło się i miejsce na rozegranie piłki przez środek do Norberta Hubera. Gra Polaków wcale nie była jednowymiarowa - choć trzeba przyznać, iż pozwalała na to słaba dyspozycja rywala.
Do końca trzeba było jednak pozostać czujnym. Przy wyniku 19:16 doszło do nieporozumienia pomiędzy Kochanowskim i Kurkiem, a w jego efekcie żaden z nich nie podbił piłki spadającej w boisko. Później znów pojawiły się błędy Polaków na zagrywce. Trzeba było przypilnować tego, żeby mecz w żaden sposób nie wymknął się im spod kontroli, więc sprawy w swoje ręce wziął Nikola Grbić, prosząc o przerwę. Po niej wrócili na boisko nakręceni - zwłaszcza Kurek, który zdobył dwa punkty z rzędu i aż eksplodował pozytywną energią, euforią na boisku. Dwa asy serwisowe dołożył Kochanowski i Polacy wykorzystali już pierwszego z pięciu meczboli. Turcy nie byli w stanie grać na naszym poziomie - wynik 3:0 (25:15, 25:22, 25:19) dobitnie to pokazuje.
Polacy już w półfinale MŚ! Po raz czwarty z rzędu
Zwycięstwo z Turkami oznacza, iż Polacy po raz czwarty z rzędu awansowali do strefy medalowej mistrzostw świata. Tak wyśrubowali swój najlepszy wynik w historii. Takiej serii występów w półfinale tej imprezy aktualnie nie ma też żadna inna kadra. Dłuższą mieliby Brazylijczycy, ale ich w rozgrywkach na Filipinach przecież już nie ma.
Są za to Włosi i to z nimi Polacy zagrają o wejście do wielkiego finału. O zapewnienie sobie kolejnego, już ósmego za kadencji Nikoli Grbicia, medalu wielkiej imprezy, a także próbę przywrócenia tytułu mistrzów świata do Polski po tym, jak nasi siatkarze zdobywali go w 2014 i 2018 roku. To spotkanie wielu nazywa "przedwczesnym finałem". Włosi na pewno będą chcieli się zemścić za lanie, które dostali od polskich siatkarzy w finale tegorocznej Ligi Narodów. Ale i Polacy nie mają z nimi w pełni wyrównanych warunków. Zwłaszcza na mistrzostwach świata, bo trzy lata temu w katowickim Spodku to właśnie oni wyrwali Polakom złoto na domowym mundialu.
Spotkanie zaplanowano na sobotę 27 września - o 8:30 lub 12:30 czasu polskiego. Zwycięzca dzień później zagra w wielkim finale o godzinie 12:30, a przegrany rywalizacji powalczy o brązowy medal o 8:30 czasu polskiego. Relacje na żywo na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE.