Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w uproszczeniu dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizą gry konkretnego zawodnika czy dogrywką, prezentujemy pięć szybkich i pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny Kolejorza, poszczególnych piłkarzy czy obecnej sytuacji zespołu.
PEŁNA KONTROLA I ZASŁUŻONE PROWADZENIE
Lech Poznań świadom sytuacji w ligowej tabeli dobrze wszedł w ten mecz. Od początku nasi piłkarze byli zaangażowani, chcieli grać w piłkę, było widać chęć zwycięstwa i determinację w zagraniach. W spotkaniu, w którym nie brakowało walki dość gwałtownie udało się strzelić gola, po którym na szczęście Lech się nie cofnął. Poznaniacy przez cały czas kreowali sobie sytuacje podbramkowe, w środkowej strefie błyszczało przede wszystkim trio Jagiełło – Gholizadeh – Walemark regularnie wykorzystujące swoje techniczne umiejętności. Lech Poznań od pierwszej minuty przewyższał Motor Lublin indywidualnymi umiejętnościami zawodników, kultura gry stała po naszej stronie, kontrola boiskowych wydarzeń tak samo, a na dodatek zespół potrafił wykorzystywać błędy rywali. Gol na 1:0 padł w końcu po asyście obrońcy Motoru oraz po niezdecydowaniu w odbiorze kolejnych defensorów przeciwnika, za to bramka na 2:0 padła po kontrataku, który był możliwy dzięki wysokiemu ustawieniu całej defensywy rywala. W pierwszej połowie Lech Poznań pokazał dużo jakości i taktyczną dojrzałość co po dodaniu zaangażowania, woli walki oraz determinacji pozwoliło prowadzić 2:0. Pierwsza odsłona w wykonaniu niebiesko-białych była jedną z lepszych w tej rundzie, Kolejorz na każdym polu przewyższał Motor Lublin, który mógł być choćby zaskoczony tak dobrą postawą naszej drużyny. Zaskoczeni mogli być choćby kibice Lecha Poznań, którzy ostatnio nie byli rozpieszczani widokiem zespołu rywalizującego na wyjazdach.
DWIE ZMIANY PO NIEUDANYM KWADRANSIE
Lech Poznań od początku drugiej połowy nie wyglądał już tak dobrze, jak w pierwszych 45 minutach, ale chociaż przez cały czas miał boiskową kontrolę. Niemniej Motor Lublin zaczął atakować z wykorzystywaniem większej liczby piłkarzy, wykazywał się większą determinacją niż w pierwszej części, w dodatku w 54 minucie kartkę za faul taktyczny otrzymał Filip Jagiełło co już zapowiadało problemy w kolejnych minutach. Do tego doszły jeszcze gorsze wydarzenia na koniec pierwszego kwadransa drugiej części, gdy nagle problem z kostką zgłosił Patrik Walemark, a za moment ból poczuł jeszcze Bartosz Salamon. Tym samym trener Niels Frederiksen musiał cofnąć zmianę Daniela Hakansa i wpuścił za wspomnianych piłkarzy dwóch młodych graczy. Te zmiany mogły dziwić, bowiem desygnowanie na murawę juniorów w takim spotkaniu oraz na takim terenie było bardzo ryzykowną decyzją. Szczególnie zaskakujące było wejście Wojciecha Mońki a nie jednak nieco bardziej doświadczonego Alexa Douglasa, który na dobre znalazł się na „bocznym torze”.
OBRONA CZĘSTOCHOWY DO SAMEGO KOŃCA
Po 60 minucie Lecha Poznań na murawie już nie było. Wiadomo było natomiast, iż ewentualny kontaktowy gol dla Motoru Lublin już w ogóle wprowadzi chaos w poczynania naszej drużyny i tak właśnie było. Kolejorz od 69 minuty został zdominowany, grał z tzw. „pampersami”, stracony gol po rzucie rożnym podciął skrzydła całemu zespołowi, który stracił koncepcję, stracił kontrolę, doznał paraliżu i momentami panicznie wybijał piłki do przodu. Parę razy pomagało nas szczęście, kilka razy wykazywał się Bartosz Mrozek, raz uratował nas choćby słupek i to w 83 minucie gry, kiedy przy stanie 2:2 zespół gospodarzy mógłby choćby myśleć o wygranej. Na szczęście w paru sytuacjach mieliśmy farta, ale zachowanie wielu piłkarzy w wielu sytuacjach było karygodne. Nasi zawodnicy wystraszyli się naporu rywala, panika była widocznym gołym okiem, mieliśmy duże problemy w środku pola oraz na bokach obrony, gdzie skrajni defensorzy grali zbyt daleko od przeciwników. Na szczęście pewny siebie był chociaż Bartosz Mrozek, który cały czas był mocny w powietrzu i czujny na linii, przez co chociaż on starał się wprowadzać nieco więcej spokoju w szeregi obronne wystraszonej drużyny. Nic nie wniosły zmiany przeprowadzone przez Nielsa Frederiksena, który stał przy linii bocznej, sam nie wiedział, co się dzieje, co ma dalej robić, nie reagował na boiskowe wydarzenia i wyglądał na równie przestraszonego jak nasi piłkarze próbujący jakoś dotrwać z korzystnym wynikiem do końca. O dziwo obroniła się chociaż zmiana Bryana Fiabemy, Norweg po wejściu potrafił przetrzymać piłkę na połowie przeciwnika i oddał choćby 2 strzały kradnąc w końcówce trochę cennego czasu.
JAKOŚ SIĘ UDAŁO
Jakoś się udało! Lech Poznań po rozegraniu dwóch różnych połów wyszarpał pełną pulę, ale od 61 minuty miał „pełne portki”. Kibice oglądający ten mecz mogli być wściekli, bo jednak nie graliśmy z kimś z czołówki, rywalizowaliśmy z Motorem Lublin, który mając na papierze dużo słabszych piłkarzy potrafił stworzyć sobie wiele podbramkowych sytuacji i nie poddał się choćby przy stanie 0:2 jak Lech Poznań przy rezultacie 0:1. Aż nie chce się wierzyć, iż nasza drużyna rozegrała dziś dwie aż tak różne od siebie połowy, zejście Patrika Walemarka czy Bartosza Salamona nie powinno aż tak sparaliżować naszego zespołu, który na dodatek znowu dał się zaskoczyć golem z rzutu rożnego, po którym już w ogóle nie wiedział co się dzieje. Na szczęście Lech Poznań nie skompromitował się, nie roztrwonił dwubramkowego prowadzenia, w meczu walki wybiegał ponad 121 kilometrów, ale ewidentnie pierwsza odsłona, w tym narzucona intensywność miała wpływ na dalszą grę Kolejorza w tym ciężkim spotkaniu. Taka wymęczona wygrana smakowałaby jeszcze lepiej, gdyby Lech Poznań był teraz liderem i po wyszarpanym zwycięstwie 2:1 umacniałby się na czele. A tak jest zwycięstwo, ale na dwóch pierwszych miejscach przez cały czas mamy status quo i już tylko 6 kolejek do końca. Sam Lech Poznań po wyprawie na Lubelszczyznę ma 3 punkty, a także ma mnóstwo materiału do analizy przed kolejnymi spotkaniami, w tym tymi wyjazdowymi do Radomia, Warszawy i Katowic, gdzie może być jeszcze ciężej, niż dzisiaj było w Lublinie.
JESZCZE BLIŻEJ EUROPY, przez cały czas DALEKO DO TYTUŁU
Lech Poznań matematycznie wciąż walczy o tytuł Mistrza Polski, po 28 kolejkach ma choćby tyle samo punktów, co drużyna Macieja Skorży po 28 seriach mistrzowskiego sezonu 2021/2022, jednak co z tego, skoro to przez cały czas Raków Częstochowa ma 3 oczka więcej od nas? My musimy być bezbłędni do 24 maja, natomiast lider musi stracić punkty co najmniej 2 razy w ostatnich 6 meczach potykając się m.in. za tydzień w Szczecinie. Odzyskanie 1. miejsca z taką grą realnie jest mało prawdopodobne, za to europejskie puchary są już wielce prawdopodobne. Po dzisiejszej wygranej Lech Poznań ma już 9 punktów więcej od czwartej Pogoni (w rzeczywistości choćby 10 przez lepszy bilans w dwumeczu), dlatego powoli, powoli zbliżamy się do realizacji celu minimum na ten sezon, jakim jest wymagany awans do europejskich pucharów 2025/2026. jeżeli Lech Poznań nie wywalczy tytułu, to kolejny sezon będzie słaby i do zapomnienia, ale z pucharami latem chociaż nie będzie katastrofy takiej jak rok temu.
Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat)