Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w uproszczeniu dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizą gry konkretnego zawodnika czy dogrywką, prezentujemy pięć szybkich i pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny Kolejorza, poszczególnych piłkarzy czy obecnej sytuacji zespołu.
NEGATYWNY SZOK
—
Na dzisiejszy mecz zarówno trener Lecha, jak i Jagiellonii wystawili zmienione składy przez rotacje stosowane podczas gry co 3-4 dni. Niels Frederiksen mocno przemeblował środek pola, wystawił tylko jednego nominalnego skrzydłowego, jednak nikt nie spodziewał się aż tak dużych problemów przez te roszady. Lech Poznań od początku miał szczęście, bo gwałtownie mógł przegrywać m.in. po jednym z wielu stałych fragmentów gry. Ratowała nas choćby poprzeczka, w innych sytuacjach zawsze ktoś ofiarnie wybił piłkę, która w pierwszej połowie stanowiła dla nas problem. Lechici przez pressing i skuteczny odbiór mieli problem z rozgrywaniem jej po ziemi, mnożyły się straty, poznaniacy adekwatnie przez całą pierwszą połowę nie potrafili uspokoić gry w środkowej strefie. Pierwszy celny strzał Lech oddał dopiero pod koniec pierwszej odsłony, niedługo później stracił bramkę po wcześniejszej stracie piłki z lewej strony boiska i szybkiej kontrze. Niestety z przebiegu gry ten gol należał się Jagiellonii, mieliśmy szczęście grając tak długo na 0:0. Przez wiele minut można było przecierać oczy ze zdumienia widząc grę Lecha Poznań, nikt nie spodziewał się aż takiej dominacji w grze rywala, a tym bardziej po jego środowym meczu w Warszawie.
EMOCJONUJĄCY KWADRANS
—
Kwadrans po przerwie był szalony, ale już lepszy dla Lecha Poznań. Przede wszystkim dobrze weszliśmy w drugą część, już w 16 sekundzie po akcji środkiem i efektownym strzale Leo Bengtssona zrobiło się 1:1, niestety Jagiellonia Białystok będąc w gazie równie gwałtownie strzeliła gola na 2:1. Na szczęście dla nas rywal przy rzucie rożnym popełnił prosty błąd, zachowanie Leo Flacha było dziwne, jednak z korzyścią dla poznaniaków, po faulu zawodnika Jagiellonii sędzia podyktował rzut karny wykorzystany przez Mikaela Ishaka. Tak naprawdę Lech Poznań był do 60 minuty bardzo skuteczny, gdyż z gry kilka pokazywał, nie kleiła nam się gra w żadnej formacji, wiele rzeczy nie funkcjonowało, a mimo to, wynik 2:2 wcale nie był wtedy aż taki zły. Wykorzystaliśmy pod bramką wszystko to, co mogliśmy wykorzystać, 3 gole w ciągu 15 minut pozwoliły kibicom przeżyć bardzo emocjonujący kwadrans z nadzieją na wygraną Lecha Poznań.
KTOŚ TUTAJ STRZELI?
—
Z upływem meczu Lech Poznań zaczął zyskiwać przewagę, dużo dały zmiany, w tym wejście drugiego skrzydłowego Taofeeka Ismaheela, który zaczął rozkręć grę na prawym skrzydle. Lech również zaczął się rozkręcać, napędzać szybszymi akcjami, częściej przerzucał piłki, w ataki angażowało się wielu zawodników, na dodatek było widać gołym okiem fizyczny dołek, w jaki wpadła Jagiellonia. Pressing i fazy przejściowe kosztowały białostoczan wiele sił, od 60 minuty Jagiellonia była groźna jedynie po pojedynczych kontratakach. Z kolei Lech prowadzący grę na różne sposoby chciał sforsować defensywę przeciwnika, były akcje skrzydłami, były zagranie z głębi gola, były próby prostopadłych podań a choćby strzały z daleka. Po 60 minucie wydawało się, iż ten mecz nie skończy się wynikiem 2:2, ktoś strzelił gola i wygra 3:2. Tak było gdzieś do około 80 minuty, niestety końcówka była już rozczarowująca, szczególnie Lech będący przedmeczowym faworytem stworzył zbyt małe zagrożenie pod bramką Jagiellonii, która przez 90 minut niespodziewanie mocno postawiła się Kolejorzowi.
STRACONE 2 PUNKTY
—
Wynik 2:2 to nic innego jak kolejne stracone 2 punkty. Bułgarska to miejsce regularnych rozczarowań i porażek, w tym sezonie u siebie przegraliśmy już 5 razy, bilans domowy 2-2-2 w rozgrywkach Ekstraklasy jest niegodny Mistrza Polski, który po wrześniowej przerwie na kadrę ugrał marnych 5 oczek. Nie widać większej poprawy w grze Lecha Poznań, mijają tygodnie, mijają mecze, ten zespół tak jakby stoi w miejscu a nowe nabytki nie mają na niego takiego wpływu, o jaki chodzi kibicom. Nie jest dobrze, nie jest też źle, jest co jedynie średnio i nie wiadomo, kiedy będzie lepiej. Lech Poznań to w tej chwili drużyna wyglądająca jak zespół grający na hamulcu ręcznym, który tylko czasem jest zwalniany, Lech Poznań jakoś nie może się rozkręcić, zanotować zwycięskiej serii, którą ma np. Jagiellonia Białystok. Co prawda ten klub ostatnio też nie wygrywa seryjnie, jednak nie przegrał od 18 lipca (od 14 spotkań na 2 frontach), po jeszcze większej przebudowie w tabeli i tak jest przed nami a w ostatnich 4 kolejkach musiał radzić sobie jedynie na wyjazdach. Dziś przerażać mogła przede wszystkim pierwsza połowa, w której przeciwnik po nieprzespanej nocy z powodu dwóch alarmów przeciwpożarowych i tak wyglądał lepiej przewyższając nas taktycznie i piłkarsko. To mogło być większym zaskoczeniem niż obiektywnie sprawiedliwy wynik po 45 minutach.
SZAŁU NIE MA
—
Szału nie ma i nie wiadomo, kiedy oraz czy w ogóle będzie zauważalnie lepiej. Przed nami do październikowej przerwy na kadrę 2 mecze odpowiednio z liderującym w Bundeslidze austriackim Rapidem Wiedeń oraz GKS-em Katowice na wyjeździe. Rapid to jakościowo lepszy przeciwnik od Jagiellonii, GKS muszący się w końcu przełamać na pewno będzie tak samo mocno naładowany, jak w maju co oznacza, iż 2 i 5 października czekają nas ciężkie boje o przetrwanie. Taki jest jednak los kibiców Kolejorza, którzy słusznie nie zrezygnują z wymagań wobec drużyny oraz trenera. Mają być 2 zwycięstwa w ciągu 3 dni i muszą być, żeby ocena pracy Nielsa Frederiksena czy Lecha Poznań była pozytywna. Niestety dla piłkarzy – presja po ostatnich 2 ligowych wpadkach będzie jeszcze większa, ludzie chcą w końcu regularnych zwycięstw, wymagają ich od Mistrza Polski, który przy Bułgarskiej przynosi im wstyd. Jak długo jeszcze?
Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat)