5 szybkich wniosków: Lech – Cracovia 2:1

kkslech.com 5 godzin temu

Pięć szybkich wniosków to cykl opisujący w uproszczeniu dany mecz Lecha Poznań. Jeszcze przed przedstawieniem plusów i minusów danego spotkania, analizą gry konkretnego zawodnika czy dogrywką, prezentujemy pięć szybkich i pomeczowych wniosków. Kilkadziesiąt minut po każdym meczu na gorąco pięć spostrzeżeń na temat występu drużyny Kolejorza, poszczególnych piłkarzy czy obecnej sytuacji zespołu.

CHĘĆ WYGRANEJ OD POCZĄTKU

Lech po porażce Jagiellonii a przede wszystkim po przegranej Rakowa dobrze wiedział o stawce tego meczu, w którym musiał wygrać, by przedłużyć nadzieje na tytuł Mistrza Polski. Poznaniacy dobrze rozpoczęli to spotkanie, od początku atakowali, gwałtownie dwie szanse miał Mikael Ishak, który jednak nie potrafił trafić do siatki. Goście dojechali na mecz po paru minutach, po 10 minucie zaczęli się choćby rozkręcać próbując nam zagrozić głównie prawą flanką, gdyż na lewej stronie bronili niedoświadczeni piłkarze z rocznika 2006, którzy niestety nie bardzo sobie radzili. Na nasze szczęście Lech Poznań optycznie przeważał w tym meczu, chcąc grać środkiem pola i wymieniać wiele szybkich podań w środkowej strefie dość łatwo stwarzał sobie sytuacje obijając m.in. słupek czy poprzeczkę. Po jednej z firmowych akcji w 38 minucie Kolejorz w końcu dopiął swego, lechici poklepali piłką, Ali Gholizadeh efektownie i po ziemi podał do Mikaela Ishaka, który również uderzeniem po ziemi zdobył gola na 1:0. Z przebiegu gry prowadzenie poznaniaków było zasłużone, nasza drużyna piłkarsko była lepsza, bardziej chciała wygrać, miała pomysł na mecz, a prowadzony atak pozycyjny był dla Cracovii dużym wyzwaniem, o czym po meczu mówił choćby jej trener, który nie ukrywał, iż atak pozycyjny w wykonaniu Lecha był dla jego drużyny trudny do powstrzymania.

NIE JEST ŁATWO

Po zmianie stron gwałtownie aż trzy piłki trafiły do Rasmusa Carstensena, który nie potrafił wykorzystać tych okazji. W drugiej połowie goście trochę więcej grali pressingiem, były momenty, w których Cracovia podchodziła bardzo wysoko próbując utrudnić Lechowi rozgrywanie piłki na naszej połowie, by ją przejąć i gwałtownie stworzyć zagrożenie pod bramką Bartosza Mrozka. Długo kontry po m.in. po naszych stratach (na szczęście nie było ich dużo) były jedynym pomysłem krakowian na to spotkanie poza oczywiście pojedynczymi akcjami prawą stroną, by wykorzystać niedoświadczenie na lewej Michała Gurgula czy jeszcze gorszego w defensywie Kornela Lismana. Momentami goście starali się też zagrozić nam po strzałach z daleka wykorzystując do tego śliską murawę, o dziwo rzadziej zagrażali po stałych fragmentach gry. Z czasem poznaniacy bardziej zaczęli szanować wynik, skupili się na kontrolowaniu środkowej strefy aż stracili gola po dośrodkowaniu. O dziwo Lech nie stracił bramki przez akcję stroną, na której bronił Michał Gurgul, tylko przez akcję po drugiej stronie boiska, gdzie najpierw na czas nie wrócił Ali Gholizadeh, a potem łatwo został ograny Rasmus Carsstensen. Proste dośrodkowanie sprawiło naszej drużynie dużo problemów, Michał Gurgul nie kontrował piłki spadającej piłki, natomiast Bryan Fiabema za późno wrócił do obrony, przez co wbiegający Kakabadze efektownym uderzeniem idealne dośrodkowanie zamienił na wyrównującego gola.

DWA GOLE W KILKA MINUT

Przy stanie 1:1 mecz mógł potoczyć się różnie. Przede wszystkim Cracovia piłkarsko i pod względem cech wolicjonalnych wyglądała dużo lepiej, niż w poprzednich spotkaniach, momentami umiała wychodzić spod naszego pressingu, czasem potrafiła dłużej utrzymywać się przy piłce, indywidualnie było widać jakość m.in. u Mincheva, Kallmana czy Hasicia, który już w pierwszej odsłonie próbować zaskoczyć Bartosza Mrozka strzałem z daleka sparowanym przed siebie. Gdyby Lech w tym meczu stracił gola na 1:2, to prawdopodobnie by się nie poniósł. Na szczęście miał rezerwowego wczoraj Afonso Sousę, Portugalczyk po wcześniejszych nieudanych dwóch akcjach tym razem wstrzelił się, po 6 minutach od straty bramki na 1:1 ponownie indywidualnie chciał rozwiązać akcję i tym razem po efektownym uderzeniu zza pola karnego strzelił pięknego gola trafiając w samo okienko. O tej bramce w 76 minucie zdecydowała przede wszystkim indywidualna jakość wracającego po prawie miesiącu Afonso Sousy, który golem na 2:1 od razu uspokoił cały zespół potrafiąc przy prowadzeniu kontrolować mecz. Od 76 minuty to Lech był bliżej 3 gola aniżeli Cracovia wyrównania. Finalnie nasza drużyna wygrała zasłużenie, oddała aż 22 strzały (10 celnych) przy tylko 8 uderzeniach i 3 celnych krakowian. Lech poprawił swoją statystykę strzałów w drugiej odsłonie, w tym w ostatnim kwadransie, kiedy prowadząc 2:1 miał luz w ofensywie oraz wspomnianą już boiskową kontrolę nad poczynaniami „Pasów”, które wysoko zawisły nam poprzeczkę. Lech Poznań wygrał wczoraj jak najbardziej zasłużenie, aczkolwiek statystyki są trochę mylące. Nie było to aż tak łatwe zwycięstwo, jak świadczy o tym m.in. sucha statystyka strzałów. Plusem jest szybkie odpowiedzenie na utratę bramki na 1:1, wcześniej Lech odpowiedział na utratę gola w jesiennym meczu z Legią (2 razy) czy z Radomiakiem, gdy też triumfował 2:1 (wcześniej stracił bramkę na 1:1).

TAK SIĘ GRA O TYTUŁ

Lech Poznań nie powtórzył sytuacji z lutego, kiedy poległ Raków, przegrała Jagiellonia, zawiodła Legia, a Lech wyłożył się w swoim stylu i sam poniósł porażkę z Lechią. Tym razem Lech Poznań wywiązał się z roli faworyta, w trudnym meczu, w którym trzeba było biegać, walczyć i się starać + pokazać jakość w konkretnych fragmentach, zdobył pełną pulę mając teraz tyle samo punktów, ile ma prowadzący Raków. Właśnie tak jak wczoraj gra się o tytuł Mistrza Polski na finiszu sezonu. Teraz już nie będzie pewnych, efektownych zwycięstw, dominacji, spotkań bez szans dla rywala czy posiadania piłki 70% do 30%. Teraz trzeba już grać bardziej wyrachowany futbol, przepychać te mecze oraz zwyciężać choćby 1:0 czy 2:1 jak w ostatnich dwóch spotkaniach. Wystarczy przypomnieć sobie m.in. ostatni mistrzowski sezon Lecha Poznań i końcówkę tamtych rozgrywek, w których zespół też nie zawsze grał pięknie, miał różne fazy, ale umiał zaliczyć zwycięską serię głównie dzięki taktycznemu przepychaniu spotkań, w tym zwycięstw różnicą jednej bramki. W ostatnim czasie Lech Poznań tak jakby uczy się być skuteczny. Wypunktował Koronę, wypunktował Motor, teraz 2 raz z rzędu wygrał rezultatem 2:1 i tym samym odbudował nadzieję dosłownie wszystkich kibiców Kolejorza mających powody wierzyć w odwrócenie karty, w tym losów tego sezonu, który jeszcze niedawno wydawał się być trudniejszy do uratowania.

PIĘĆ KROKÓW DO SPEŁNIENIA MARZEŃ

W tym tygodniu z racji poniedziałkowego meczu nie pojawi się odcinek z cyklu „Pyry z gzikiem”, dlatego warto napisać o tym tutaj. Patrząc na dobrze znany wszystkim kibiców terminarz mamy powoli jasną sytuację. jeżeli po 32. kolejce Lech będzie liderem, to zostanie już Mistrzem Polski! Na razie poznaniacy muszą zrobić wszystko, by jakoś przepychać dalej kolejne mecze, naciskać na ten Raków, pociągnąć zwycięską serię i wyprzedzić graczy Papszuna najpóźniej w 32. kolejce, w której my zagramy w Warszawie, a częstochowianie podejmą u siebie Jagiellonię. Tytuł Mistrza Polski matematycznie nie zależy od Lecha Poznań, ale chyba nikt nie wyobraża sobie, żeby taki Raków wygrał do końca wszystkie spotkania? Obecny lider (do 34. kolejki zawsze będzie grał przed nami) jeszcze gdzieś się potknie, a wtedy Kolejorza będzie czekał prawdopodobnie najważniejszy egzamin w okresie 2024/2025. Lech Poznań musi czekać na jeszcze jedną wpadkę Rakowa Częstochowa, później stanie przed egzaminem i jeżeli go zda, to znajdzie się na dobrych torach prowadzonych do stacji „Mistrz Polski”. Zostało jeszcze 5 kroków do spełnia marzeń, które po świątecznej kolejce mogły wrócić do głowy każdego kibica.

Śmietnik Kibica – (komentuj nie na temat)

Idź do oryginalnego materiału