27-letnia Polka przeszła do historii. Jest pierwsza na świecie

3 godzin temu
Do tego roku trzech medali na jednych mistrzostwach świata w kajakarstwie nie zdobyła żadna zawodniczka. Do historii tej dyscypliny i polskiego sportu przeszła Klaudia Zwolińska, która w australijskim Penrith zdobyła dwa złota i brąz. - Jak zdobywać medale, to z klasą. Jak się bawię, to na całego. Go hard, or go home - śmiała się nasza srebrna medalistka igrzysk z Paryża.
- Przed mistrzostwami świata mówiłam, iż jest możliwe, by walczyć o trzy medale, ale nie wszyscy traktowali mnie poważnie. Ja sobie wtedy pomyślałam, iż udowodnię, iż jest to możliwe i to zrobiłam. Bardzo się cieszę, bo wiem, iż to nie tylko mój prywatny sukces. Zdaję sobie sprawę, iż zapisałam się na kartach historii i jest to sukces całego polskiego sportu - mówiła Klaudia Zwolińska zaraz po powrocie do Polski z mistrzostw świata w kajakarstwie slalomowym w australijskim Penrith. Jej wyczyn bez wątpienia należy do grona największych w polskim sporcie w mijającym roku. W plebiscycie "Momenty Roku" możecie głosować na swoich faworytów w sondażu pod tym artykułem.

REKLAMA







Zobacz wideo Potężna spina w redakcji legendarnego tygodnika. "Patrz go k***a, analfabeta p********y!



Zwolińska do historii swojej dyscypliny przeszła 4 października. W Penrith 27-latka z Nowego Sącza wywalczyła trzy medale: złote w konkurencjach C-1 i K-1 oraz brązowy w kayak crossie. Nikt w historii kajakarstwa nie zdobył wcześniej trzech medali na jednych mistrzostwach świata. Zwolińska stała się też pierwszą Polką i dopiero drugą zawodniczką na świecie, która z jednych mistrzostw przywiozła dwa złota.
- Nie docierało to do mnie, iż mogę być legendą polskiego sportu. Zaczęło to do mnie docierać w momencie, kiedy razem z trenerami zaczęliśmy analizować występy polskich sportowców w letnich dyscyplinach i zaczęliśmy się zastanawiać, kiedy ostatni raz były trzy medale indywidualne z jednych mistrzostw świata. To jest to, o czym marzyłam i do czego dążyłam. Nigdy nie chciałam błyszczeć tylko w swojej konkurencji, ale chciałam robić wielkie rzeczy dla polskiego sportu. Chciałam dokonywać takich rzeczy, żeby one były trudne do pobicia - opowiadała Zwolińska w rozmowie z Interią.
"Tak mi nie szło, iż nie wiedziałam, czy to w ogóle ma sens"
Do Australii jechała w roli jednej z głównych faworytek do złota w swojej koronnej konkurencji K-1. To w niej Zwolińska zdobyła srebro na igrzyskach olimpijskich w Paryżu, przegrywając jedynie z Jessicą Fox. Szanse Polki na mistrzostwach świata były tym większe, iż Australijka z rywalizacji we własnym kraju wypadła z uwagi na kontuzję.
Ale za Zwolińską stały nie tylko igrzyska w Paryżu. W K-1 Polka zdobywała też brąz mistrzostw świata w 2023 r. w Lee Valley, srebro igrzysk europejskich w Krakowie w tym samym roku i mistrzostwo Europy w Lublanie w 2024 r. Zanim jednak Zwolińska wsiadła w Penrith do kajaka, dzień wcześniej czekała ją rywalizacja w kanadyjce. W niej Polka liczyła na medal, ale ostateczny rezultat przerósł jej najśmielsze oczekiwania.



Kwalifikacje nie były udane, bo Zwolińska zajęła w nich dopiero 17. miejsce. Jak się jednak okazało, była to tylko próbka możliwości naszej zawodniczki tego dnia. Mimo iż w półfinale Polka miała gorszy czas, to tym razem uniknęła kary dwóch sekund i zajęła drugie miejsce, pewnie awansując do finału. A w nim nie dała rywalkom najmniejszych szans.
Mimo iż w pierwszym punkcie pomiaru czasu w finałowym starcie Polka traciła 0,62 s do Rosjanki Alsu Minazowej, to w kolejnej części trasy była perfekcyjna. Już na drugim punkcie pomiaru czasu Zwolińska miała 2,45 s przewagi nad Minazową i tę przewagę systematycznie powiększała. Ostatecznie Polka uzyskała czas 108,49 s, wyprzedzając Rosjankę aż o 4,39 s. - Była nieprawdopodobnie szybka - zachwycał się Zwolińską komentator rywalizacji.
Polka była pewna srebra, ale o ostatecznej kolejności decydowała próba najlepszej w półfinale Brytyjki Kimberley Woods, czyli brązowej medalistki z igrzysk w Paryżu w konkurencji K-1. I 30-latka tym razem kompletnie nie wytrzymała presji. Woods dwukrotnie dotknęła bramki, za co otrzymała cztery karne sekundy i ostatecznie zajęła dopiero ósme miejsce. To oznaczało złoto w C-1 dla Zwolińskiej!
- Nie wiem, co mam w ogóle powiedzieć. Złoty medal w kanadyjce, tego akurat się nie spodziewałam. Przyjechałam tutaj walczyć o medale, ale szczerze mówiąc, myślałam o kajaku. Wiedziałam, iż robię postępy i coraz mocniej czuję się w C-1, ale brakowało mi powtarzalności. Mało kto w to wierzył, ale ja wiedziałam, iż w końcu to wypali. Ale nie spodziewałam się, iż w finale mistrzostw świata - mówiła Zwolińska w rozmowie z Polskim Związkiem Kajakowym, zaraz po finałowej rywalizacji.



- To były dwa udane przejazdy, bo po półfinałach byłam druga. Nie spodziewałam się, iż w finale będę w stanie powtórzyć ten wynik, a co dopiero jeszcze urwać z tego kilka sekund. Nie wiem, co się dzieje. Kiedy tu przyjechaliśmy z moim trenerem Rafałem, to tak mi nie szło, iż nie wiedziałam, czy start w C-1 w ogóle ma sens. Szok, ale oby tak dalej. Teraz w ogóle pytanie, jak ja jutro mam popłynąć szybciej w K-1. No bo tak by przecież pasowało - dodawała z szerokim uśmiechem.
Deklasacja w K-1
jeżeli ktoś miał wątpliwości, czy Zwolińska udźwignie ciążącą na niej presję, już kolejnego dnia mógł przeprosić polską mistrzynię. W swojej koronnej dyscyplinie 27-latka nie dała szans rywalkom, zaliczając trzy bezbłędne przejazdy. Zwolińska dobrze też rozłożyła siły, bo w kwalifikacjach była 9., a półfinał zakończyła na szóstym miejscu.
Wszystko, co najlepsze Polka zostawiła na finał. W nim od początku do końca była na prowadzeniu, a ostatecznie uzyskała czas 100,32 s, wyprzedzając Kate Eckhardt z Australii aż o 3,52 s. Mimo iż była bezbłędna, a jej czas był fantastyczny, to nasza zawodniczka nie wiedziała jeszcze, czy wystarczy jej to do upragnionego złota. Po niej startowało bowiem jeszcze pięć zawodniczek, które uzyskały lepszy czas w półfinale.
Żadna z nich nie była jednak w stanie zbliżyć się do Zwolińskiej. Zresztą startujące po niej Evy Leibfarth, Woods, Eva Alina Hocevar, Maialen Chourraut i Camille Prigent popełniły po jednym błędzie i otrzymały po dwie karne sekundy. Żadna z rywalek nie wytrzymała narzuconej przez Zwolińską presji.



Drugi złoty medal na jednych mistrzostwach świata sprawił, iż Polka przeszła do historii. W kobiecym kajakarstwie wcześniej udało się to tylko Fox, która zresztą wręczała Polce złoto w Penrith. - Coś niesamowitego, nie mogę w to uwierzyć. Wczoraj długo myślałam i zastanawiałam się, czy to w ogóle możliwe, by powtórzyć to, co zrobiłam na kanadyjce. Tam wzniosłam się na bardzo równy, wysoki poziom sportowy i zastanawiałam się, czy tego poziomu wystarczy mi, by zaprezentować to samo w kajaku. A w nim ciążyła na mnie wielka presja, którą sama na siebie narzuciłam po igrzyskach, bo chciałam rewanżu tu w Australii - mówiła Zwolińska po finale K-1.
- W ogóle się nie spodziewałam takiego scenariusza. Już w półfinale czułam się dobrze, ale co mi się leciało w finale... Dobrze odrobiłam lekcję z igrzysk. Doskonale mi się startuje. Dwie konkurencje olimpijskie i dwa złota... Ale jeszcze nie mogę świętować, bo przede mną jeszcze jeden start. Nie mogę obiecać kolejnego medalu, ale muszę się dobrze przygotować. Na razie jestem podwójnie złota i tego się trzymajmy - dodawała.
"Jak zdobywać medale, to z klasą"
Kayak cross, czyli ostatnia konkurencja, w której startowała Zwolińska, z różnych względów była dla niej najtrudniejsza. Przede wszystkim chodziło jednak o zmęczenie. Nie tylko to fizyczne, ale też psychiczne. Polka podchodziła do ostatniego startu po dwóch wcześniejszych, w których czuła wielką presję związaną z koniecznością nie tyle co zdobycia medalu, a po prostu zwycięstwa.
Kayak cross to też najbardziej wymagająca konkurencja pod względem fizycznym. W C-1 i K-1 jednego dnia zawodniczki zaliczały po trzy przejazdy. By zdobyć medal w kayak crossie, w którym jednocześnie ścigają się trzy lub cztery zawodniczki, trzeba wystartować w co najmniej pięciu przejazdach. Co najmniej, bo może być ich sześć, jeżeli po kwalifikacjach zawodniczka trafiła do repasaży.



Tych na szczęście Zwolińska uniknęła, wygrywając swój bieg kwalifikacyjny. W drugim starcie Polka była druga, co dało jej awans do ćwierćfinału. W nim 27-latka znów była najlepsza, wyprzedzając Nikitę Setchell z Wielkiej Brytanii, Wiktoriję Us z Ukrainy oraz Rosjankę Ksenię Kryłową.
W półfinale wyraźnie słabnąca Zwolińska zajęła drugie miejsce. Mimo iż od Polki szybsza była Chourraut, to nasza zawodniczka awansowała do finału, wyprzedzając Setchell i Ricardę Funk z Niemiec. Zwolińska stanęła przed historyczną szansą, bo przed nią żadna zawodniczka nie przywiozła z jednych mistrzostw aż trzech medali.
I swoją szansę wykorzystała. Mimo iż od początku przejazdu wyraźnie prowadziła Angele Hug, a Polka w pewnym momencie była choćby na ostatnim miejscu, to nie odpuściła do samego końca. Ostatecznie po złoto pewnie sięgnęła Hug, drugie miejsce zajęła jej rodaczka Prigent, a zażartą walkę o brąz Zwolińska wygrała z Chourraut. Polsko-hiszpańska rywalizacja o medal trwała do ostatnich metrów. Mimo iż po ustabilizowaniu sytuacji na torze Zwolińska miała wyraźną przewagę nad rywalką, to w końcówce biegu nasza zawodniczka wyraźnie osłabła i minimalnie wyprzedziła Chourraut.
- To był dla mnie niesamowity weekend. Ale w tym momencie jestem tak zmęczona, iż brakuje słów. Zostawiłam na torze wszystko, co miałam. Jestem wycieńczona. W finale wyszarpałam brąz na ostatniej bramce. Czułam, iż dziewczyna z Hiszpanii mi go zabiera, ale wyrwałam go ostatkiem sił. Czułam, iż byłam dobrze przygotowana, ale czułam też, iż gasłam, im bliżej było finału. To był bardzo trudny dzień. Po dwóch złotych medalach było we mnie wiele emocji, dziś spałam raptem kilka godzin. Rano byłam bardzo spięta, iż nie mam pojęcia, jak zdobyłam ten medal. Jestem bardzo szczęśliwa - mówiła szczęśliwa, ale też wyraźnie zmęczona Zwolińska.



- Nie wiem, jak wstanę rano na samolot do domu. Muszę gdzieś schować medale. Chociaż mam trzy, to jak jeden się zgubi, to nie będzie tak szkoda. Oczywiście żartuję, nieprawdopodobnie się cieszę. Jak zdobywać medale, to z klasą. Jak się bawię, to na całego. Go hard, or go home - dodawała.
- To się właśnie robi dla takich dni! Nie był to łatwy sezon, nie brakowało perypetii. Myślę, iż Klaudia pokazała na tym torze wszystko, co mogła pokazać. Nie wiem, czy jest sens tu jeszcze wracać! W tym roku wyspa, przy której znajduje się tor, nazwano Fox Island imieniem Jessiki Fox. Może teraz trzeba zmienić ją na Klaudia Zwolińska Island? - śmiał się trener 27-latki, Rafał Polaczyk, cytowany przez oficjalną stronę internetową PKOl.
Dla Zwolińskiej sukces był tym większy, iż na początku sezonu Polka zmagała się z kontuzjami i chorobami, przez które niemal w całości odpuściła pierwsze starty w 2025 r. Kolejny cel? Oczywiście igrzyska olimpijskie, które w 2028 r. odbędą się w Los Angeles. - Mam to już z tyłu głowy. Ale na razie krótkie wakacje. Krótkie, tygodniowe. Od listopada wracam do roboty, bo już taka jestem, iż nie potrafię dłużej usiedzieć na miejscu - zapowiedziała Zwolińska.
Moment roku 2025 w polskim sporcie możecie wybierać od 22 do 30 grudnia w poniższej sondzie. W ostatni dzień roku, 31 grudnia, przedstawimy wyniki plebiscytu.
Idź do oryginalnego materiału