Rok 2024 był jednym z najlepszych w karierze Magdaleny Fręch. Zgarnęła pierwsze trofeum rangi WTA, kiedy to wygrała w Guadalajarze, a także osiągnęła najlepszy wynik w turnieju wielkoszlemowym - IV runda Australian Open. Te rezultaty zaowocowały awansem na 22. miejsce w rankingu WTA (obecnie 25.) - tak wysoko Polka jeszcze nigdy się nie plasowała. I 27-latka ma nadzieję, iż kolejny sezon przyniesie jej jeszcze więcej sukcesów.
REKLAMA
Zobacz wideo Dlaczego Iga Świątek nie mogła grać? "W tenisie są równi i równiejsi"
Obiecujący początek Fręch, ale im dalej w las, tym gorzej
Fręch wkroczyła już do akcji. W środę 1 stycznia oficjalnie rozpoczęła rywalizację w okresie 2025. Tego dnia mierzyła się z Suzan Lamens w 1/16 finału WTA 500 w Brisbane. Ten turniej to dla Polki jeden ze sprawdzianów przed nadchodzącym Australian Open, gdzie jak wiemy, ma sporo punktów do obrony.
Było to pierwsze bezpośrednie starcie pań w historii. Mimo wszystko faworytką była Fręch. Wskazywał na to ranking WTA. Zawodniczki dzielą aż 62 miejsca. I faktycznie to nasza rodaczka lepiej rozpoczęła mecz. Wykazała większą inicjatywę, grała pewniej, a przede wszystkim precyzyjniej, korzystając z błędów rywalki. Efekt? Przełamanie w siódmym gemie.
euforia Polki nie trwała jednak długo. Już w kolejnym gemie Holenderka doprowadziła do przełamania powrotnego. Kolejne minuty upłynęły pod znakiem zaciętej i wyrównanej rywalizacji. Każda z zawodniczek czyhała tylko na błąd przeciwniczki, by natychmiast go wykorzystać. I ten błąd przydarzył się Fręch. W gemie numer 12. Polka znalazła się w sporych tarapatach i musiała bronić break pointów, a zarazem piłek setowych. Przy dwóch próbach jej się to udało, ale za trzecim razem skapitulowała (5:7).
Zobacz też: Atakował Igę Świątek. Dziś przeszedł samego siebie.
W drugim secie Fręch na wiele pomyłek pozwolić sobie już nie mogła. Musiała zrobić wszystko, by pokonać rywalkę i doprowadzić do trzeciej partii. I faktycznie początek miała obiecujący, bo już w pierwszym gemie wypracowała trzy break pointy. Problem w tym, iż żadnego nie wykorzystała. A jak mawia stare porzekadło: niewykorzystane okazje lubią się mścić. I niestety znalazło ono potwierdzenie w przypadku naszej rodaczki.
Drugi set obdarł Fręch z nadziei, choć Polka walczyła do końca
W drugim gemie Fręch została przełamana. Po chwili Holenderka prowadziła już 3:0. Polka znalazła się w poważnych tarapatach, ale się nie poddała. W gemie numer pięć doprowadziła do przełamania powrotnego, a kilka minut później na tablicy zrobiło się 3:3. Problem w tym, iż w ósmym gemie Fręch znów dała sobie odebrać podanie i to do 0. To napędziło rywalkę, którą już tylko gem dzielił od zwycięstwa.
I tego dziewiątego gema zaczęła znakomicie. Prowadziła już 40:0 i miała trzy piłki meczowe przy własnym serwisie. Polka utrzymała jednak nerwy na wodzy i wyrównała. Co więcej, wypracowała dwa break pointy, tylko iż znów nie była w stanie postawić kropki nad "i". I tak Holenderka wywalczyła kolejne piłki meczowe, a po trwającym godzinę i 40 minut meczu, wykorzystała tę numer pięć, zamykając partię 6:3 i mecz 2:0.
Magdalena Fręch - Suzan Lamens 5:7, 3:6
To czwarta porażka Fręch z rzędu. Po raz ostatni triumfowała w Wuhan, kiedy to pokonała Beatriz Haddad Maię. Później zatrzymała ją Aryna Sabalenka. Teraz przed Polką turniej w Adelajdzie, który rozpocznie się 6 stycznia. Będzie to ostatni sprawdzian przed Australian Open.